Mądrość

Ciekawy jestem, czy są na świecie tacy ludzie, którzy nie uważali by się za mądrych?

Inteligencja, wiedza, erudycja są znacznie bardziej mierzalne, więc na pewno nie brakuje ludzi, którzy tych cech sobie nie przypisują – granica, jaka oddziela poczucie własnej wartości od zwykłej śmieszności jest tak niejasna, że na wszelki wypadek każdy postawi sobie w pewnym momencie szlaban.

Ale czy są ludzie, którzy nie uważaliby się za mądrych?

Obiektywnie mądrość jest zdolnością rozpoznawania i kierowania się wolą Bożą w swoim praktycznym działaniu – tylko ten, kto wybiera drogę, jaką Bóg mu wyznaczył, jest prawdziwie mądry.

Ale po to, by się uważać za mądrego, wcale nie potrzebna jest świadomość istoty mądrości, a nawet nie jest potrzebne działanie na tej drodze, na jakiej Bóg kogoś (mnie) postawił. Przecież nawet w języku potocznym mówi się nade wszystko o mądrości życiowej – a więc mówiąc o mądrości wskazuje się na pewne doświadczenie, jakiego człowiek nabywa z wiekiem, nie wiążąc tego jednak z Bogiem. Zatracając powiązanie mądrości z Bogiem, stwarzamy sobie szerokie możliwości nazywania siebie mądrymi. UB-ek będzie dumny z siebie, że tyle osiągnął w życiu wiążąc się z reżimem (i to nawet teraz, gdy komunizm dawno upadł..), prostytutka wskaże na różnice w jej poziomie życia, a poziomie życia swojej koleżanki ze szkoły, która tej drogi nie wybrała (ale głupia była…), tajny współpracownik przedstawi swój dorobek naukowy i zysk wszystkich jego studentów płynący z tego dorobku, który był możliwy tylko dlatego, że współpracował (zresztą co to za współpraca – nikomu przecież nie zaszkodziłem; czy mogłem zaszkodzić opowiadając, że np. w środę mój najbliższy przyjaciel jadł zupę pomidorową?).

Więc czy są ludzie, którzy nie uważaliby się za mądrych?

 

 

 

Notka inspirowana aktualnym pytaniem na blogu AsiPle.