Gdy brakuje ojca

Widzę to wyraźnie – kryzys ojcostwa jest najpoważniejszym problemem, z jakim rozpoczęliśmy XXI wiek. Modelowo ojciec jest odpowiedzialny za dwie rzeczy – nade wszystko jest pierwszym zwierciadłem społecznym (mama kocha bezwarunkowo, miłość ojca ma mieć w sobie coś z sędziego) – to dotyczy zarówno synów, jak i córek. Druga rzecz sformułowana ogólnie niby też jest wspólna – ojciec ma być wzorcem mężczyzny; jednak przypatrując się temu dokładniej, dostrzeżemy pewne różnice. Dla syna ojciec powinien być wzorcem bycia mężczyzną; dla córki ma być wzorcem relacji kobieta-mężczyzna (a więc z jednej strony daje wyobrażenie, czego można się spodziewać po mężczyźnie, ale jednocześnie jest pierwszym obiektem dziewczęcej kokieterii – to na ojcu dziewczynki trenują wchodzenie w rolę kobiety).

Tymczasem w dzisiejszym świecie albo tego ojca nie ma w ogóle, albo istniejący ojciec w tej roli się nie sprawdza (tak, jak ja); po to by się sprawdzić ojciec dla mamy powinien być chłopem – jak nie jest, nie wypełni roli ojca. Nie będzie zwierciadłem, bo mama zawsze wybroni – to i dla syna i dla córki, a dla syna ponadto nie będzie wzorcem mężczyny; syn dla zachowania identyfikacji z własną płcią w pewnym momencie będzie musiał ojca odrzucić (córka takiego dylematu przeżywać nie będzie, ale nie wiem, czy prawidłowo ukształtuje swoją wizję relacji kobieta-mężczyzna – obawiam się, że będzie miała tendencje do dominowania w związkach).

Odkąd zaglądam na blogi, przekonałem się, jak wiele dziewczyn podkochuje się w księżach – czasami jest to prawdziwa miłość, czasami wręcz związek. Co charakterystyczne we wszystkich przypadkach, w których wiem coś więcej, tym kochającym dziewczynom brakuje ojca. Nie ma go, bo odszedł, gdy były malutkie, brakuje, bo jest alkoholikiem i tej roli nie wypełniał… Czy to przypadek? Czy może reguła?

Podkochują się wczesne nastolatki – dokładnie na tej samej zasadzie, co inne w swoich mauczycielach, czy starszych braciach swoich koleżanek – te miłosci ogrywają istotną rolę w dojrzewaniu i nie łączyłbym ich z kryzysem ojcostwa. Ale gdy dziewczyna jest już w wieku studenckim i prawdziwie kocha swojego księdza, albo nawet jeszcze nie jest, a wchodzi w związek, to czy przypadkiem nie jest tak, że w każdym dorosłym mężczyźnie szuka ojca?

Proszę zwrócić uwagę na fakt, że rola ojca wobec córki, to nade wszystko rola kochającego sędziego – tę rolę ksiądz wypełnia niejako z samego założenia, bo to należy do roli księdza. Drugi element roli ojca wobec córki, to ukształtowanie wzorca relacji kobieta-mężczyzna; zwracałem wręcz uwagę, że tata jest pierwszym mężczyną, na którym córka trenuje wypełnianie roli kobiety (poczynając od zwykłej kokieterii) – czy nie to samo dzieje się w omawianych tu przypadkach?

Problem jednak w tym, że ksiądz nie jest ojcem – wie o tym i ten ksiądz i ta dziewczyna. Jakie są tego konsekwencje?

Decydujące tu staje się zachowanie księdza – jeśli bowiem podejmie rolę mężczyny, do czego prowokowała dziewczyna szukając w księdzu ojca, to rozwija się najgorszy możliwy scenariusz – ksiądz miota się między rolą księdza (która w naszym kościele nie przewiduje takiego rozwoju sytuacji), a rolą chłopa, która tak nieoczekiwanie mu się przydarzyła. Dla dziewczyny problem jeszcze większy – proszę sobie wyobrazić, co ona by czuła, gdyby jej prawdziwy tata podjął rolę mężczyny? Z jednej strony dzika satysfacja – jestem prawdziwą kobietą! Ale z drugiej świadomość naruszenia tabu. Tu dzieje się coś dokładnie takiego samego – z jednej strony dzika satysfakcja, z drugiej świadomość naruszenia tabu (tyle tylko że w dzisiejszym świecie to tabu nie jest tak silne, jak to dotyczące kazirodztwa).

Zdecydowanie lepiej, jeśli ksiądz roli chłopa nie podejmie (szczęśliwie to dominująca postawa) – co prawda dziewczyna nie zdobędzie potwierdzenia w roli kobiety, co nie ułatwi jej nawiązywania właściwych relacji z rówieśnikami, ale przecież prędzej, czy później to nastąpi. A taki rozwój sytuacji ma jedną, niezaprzeczalną zaletę – układ może powrócić do tego, od czego się zaczął – do układu ojciec-córka. Dopiero wtedy można zauważyć, jak ta miłość ubogaciła, jakie owoce wydała godne miłości. Wszak to też miłość – również w niej obecny był Bóg (zło, jakie rodzi się w poprzednim wariancie rozwoju sytuacji, wynika z ulegania pożądliwości, o czym wspominałem w poprzedniej notatce).