Wydawać by się mogło, prosta czynność, wykonywana od lat – otwarcie szampana. Pytam się, czy to już, a gdy właściwa godzina nadchodzi, próbuję otworzyć. Tymczasem korek ani drgnie. Przykładam co raz większą siłę, a on nic. Wreszcie urywa się wszystko to, co jest ponad butelką (to było najprawdziwszy korek z najprawdziwszego korka).
Przycinam nożem resztkę na równo z butelką i biorę zwykły otwieracz do win. Obawiam się nieco, co się stanie, jak już korek wyciągnę, jak bardzo wszystko się pozalewa. Ale co tam, dwunasta już dawno minęła, a szampan wciąż nieotwarty. Wreszcie korek wychodzi, a z butelki nic samo się nie wydobywa. Zdejmuję otwieracz i nalewam do kieliszków.
Żona zyskała kolejny dowód na to, że ma męża, który do niczego się nie nadaje – nawet tak prostej rzeczy, jak otwarcia szampana na czas, nie potrafi wykonać.
wstrętny korek… dobrze, że w ogóle zdecydował się wyskoczyć z butelki ;D
Byłoby to nawet całkiem zabawne, gdyby nie ..
Leszku! Więcej wiary w siebie. „wpadki” zdarzają się często – nie ma się czym nadto przejmować. pozdrawiam noworocznie.
Przyznam, że czuję się „niewinny” – zawsze twierdziłem, że nie ma to jak „sowietskoje szampanskoje”! No ale to moje zdanie – co podpadłem (całkiem dosłownie), to podpadłem.
no ale to bylo zabawne zdazenie…i napewno zapamietasz ten sylwek na dluuugo:)
Oj, zapamiętam, zapamiętam.
…bravo Leszek….to tylko korek….i trochę po czasie….złośliwość rzeczy martwych…:))…pozdrawiam!b.
Niestety braw nie dostałem.
jak to braw nie dostałeś? Moich nie usłyszałes? 🙁 no więc jeszcze raz 😉
Dzięki. I miło mi, że Ciebie rozbawiłem.