Tradycja 3

Masz rację, że się obawiasz o poziom merytoryczny tej dyskusji – my, katolicy jesteśmy mocno niedouczeni, no a w szczególności ja. Jestem prostym programistą, a swoją edukację religijną zakończyłem na maturze. Miałem co prawda list polecający do ks. Tadeusz Uszyńskiego, ówczesnego rektora kościoła akademickiego św. Anny, ale ponieważ maturę z religii miałem rok przed szkolną, to było mi głupio zgłosić się, gdy nie byłem jeszcze studentem, a rok później było mi głupio, że dopiero po roku. I tak moje absurdalne „głupio” sprawiło przedwczesne zakończenie edukacji religijnej. Tak więc dobrze wiem, że moja wiedza jest niedostateczna do tego, by powadzić tak poważną dysputę. Jeśli ją podejmuję, to tylko dlatego, że wierzę w to, iż pozwalam się prowadzić Duchowi Świętemu – o ile uda mi się powiedzieć coś mądrego, to nie z powodu mojej mądrości, lecz dzięki temu, że to On mnie oświeci.

1. Masz rację że wracasz do sceny spod Krzyża, skoro nie czujesz się przekonana, skoro uważasz, że Twoje argumenty są mocniejsze, niż moje. Piszesz „Uczniami Jezusa (Kościołem) byli nie tylko apostołowie, ale wszyscy uczniowie Jezusa i pod krzyżem Jezusa stali inni reprezentanci Kościoła (choćby te kobiety, o których wspomniałam)”. Rzecz jednak w tym, że to właśnie były same kobiety. Patrzysz na kobiety przez pryzmat współczesnego kościoła protestanckiego, a to spojrzenie nie odpowiada spojrzeniu Żydów. Pamiętasz plany Świątyni Jerozolimskiej? Żadnej kobiecie nie wolno było pójść tam, gdzie mogli mężczyźni. Ta dyskryminacja kobiet była wpisana w kulturę ówczesnych Żydów (oczywiście nie tylko ich kulturę – żeby nie wyszło, że to im wyrzucam) i to są fakty. Stąd zresztą „wdowi grosz” i sam problem Maryi i Jana pod Krzyżem (tak na marginesie to jest zresztą najlepszy dowód na to, że Jezus nie miał żadnego rodzeństwa, co niektórzy próbują wmówić). Chrystus wiele w nastawieniu do kobiet próbował zmienić, ale takie zmiany dojrzewają przez pokolenia – w każdym razie wówczas w ten piątek, o którym mówimy, jeśli mówił do Kościoła, musiał mówić do mężczyzn. Ale zostawmy ten wątek – cofnijmy się o jeden dzień i przenieśmy się do wieczernika – to tam Chrystus zakładał swój Kościół. Tam jednak byli sami apostołowie. Skoro dzień wcześniej Chrystus zakładając swój Kościół zwracał się jedynie i wyłącznie do apostołów, to nie powinno dziwić, że w dniu następnym, jeśli chcemy coś uznać, że jest również powiedziane do Kościoła, musimy szukać tego, co zostało powiedziane do apostołów. A zatem zgodnie z tym, co pisałem wcześniej, św. Jan jest figurą całego Kościoła. Przy czym jeszcze raz powtarzam – jeśli Bóg nie chciałby, by taka interpretacja mogła się zrodzić, to pod Krzyż przyprowadziłby również innych apostołów; gdyby tak było, słowa skierowane do Jana, byłyby skierowane jedynie i wyłącznie do Jana – jeśli miałyby być adresowane do całego Kościoła, musiałyby być adresowane do wszystkich apostołów obecnych pod Krzyżem (czy nie dziwiło Ciebie przypadkiem, dlaczego pod Krzyżem był tylko jeden apostoł? – myślę, że z powodu tego jednego zdania).

2. Argumenty typu 3:1 jednego są całkowicie błędne – poczynając już nawet od arytmetyki. Zapewne wiesz, że pierwsze trzy ewangelie to tzw. ewangelie synoptyczne. Wszystko wskazuje na to, że były pisane na podstawie jakiegoś niezachowanego tekstu ewangelii. Św. Jan jako bezpośredni świadek wydarzeń, choć pisał później, nie musiał się posiłkować żadnymi wcześniejszymi tekstami. Jeśli więc już mówić o arytmetyce, to było to co najwyżej 1:1. A już dopatrywanie się w tym urażonej ambicji św. Jana, to kompletne nieporozumienie (mam nadzieję, że wcale tego nie miałaś na myśli – tak zrozumiałem to, co napisałaś, ale podejrzewam, że dorobiłem sobie coś, czego wcale nie było w Twoich intencjach). W każdym razie fakt, że coś jest u Jana, a nie ma u pozostałych ewangelistów nie świadczy o tym, że to jest mniej ważne, nieistotne, ot takie wspomnienie kombatanta, lecz przeciwnie – że to jest szczególnie ważne, skoro skłoniło św. Jana do napisania swojej ewangelii (choćby Prolog – jak ważny dla całej filozofii chrześcijańskiej!). Trzeba przy tym pamiętać, że ewangelie zostały napisane w konkretnym celu duszpasterskim (jak byśmy to powiedzieli współczesnym językiem) – w czasach nagłego wzrostu katechumenów potrzebne były materiały pisane przygotowujące ich do przyjęcia chrztu, aby ci którzy prowadzą katechumenów dostarczyli im minimalnej wiedzy potrzebnej do uwierzenia w Chrystusa.

Nie miały więc one ambicji objęcia całej doktryny Kościoła – było to raczej minimum minimorum.

3. Cieszy mnie, że nie odrzucasz pojęcia tradycji. Różnica, jaka jest między nami, dotyczy tylko tego, że Ty uważasz, dotyczy ona jedynie i wyłącznie 12 apostołów – i gdy ci wymarli, ustało też znaczenie tradycji, tym bardziej, że wszystko, to co było w tej tradycji w międzyczasie zostało spisane na kartach Nowego Testamentu. Natomiast ja uważam, że tak się nie stało.

Zacznijmy od tego, czy z woli Chrystusa tylko tych 12 miało mieć wpływ na tę tradycję? Jeśli by tak było, to musielibyśmy odrzucić wszystko to, co do Kościoła wniósł św. Paweł. Św. Paweł wszak został powołany przez Chrystusa już po swojej śmierci na Krzyżu i nigdy do grona tych 12-tu nie należał. A przecież nazywamy go apostołem, choć nim nie był – uznajemy go nie tylko my, katolicy, ale także Wy, protestanci. A zatem dopuszczacie przypadek wpływu na uznawaną przez Was tradycję również tych, których Chrystus powołał już później.

4. Piszesz „Biblia, czyli spisane Słowo Boże, spisana nauka Jezusa, proroków i apostołów, powinna być podstawowym i ostatecznym źródłem wszelkiej doktryny i praktyki (wiary i moralności).” I być może Ciebie zaskoczę, ale ja się zgadzam się z tym zdaniem. Różnice jakie między nami są dotyczą tylko tego, czy Biblia jest jedynym źródłem, czy rzeczywiście cała tradycja z czasów apostołów znalazła się w NT (wiele listów zaginęło) i czy przypadkiem nie jest tak, że Kościół musi dorastać do pewnych myśli (jak choćby pozycja kobiet w Kościele – w czasach apostołów musiały być marginelizowane, bo ówczesna kultura nie dawała im żadnych szans – paradoksalnie pozycja kobiet zmieniła się w kościele poprzez to, co później protestantyzm odrzucił – poprzez pojęcie świętych i największej z nich Matki Boskiej), a przez to tradycja wg mnie ma prawo się rozwijać. Mówisz, że „Zarówno Jezus jak i apostołowie nieustannie odwoływali się do Biblii (wówczas tylko ST) jako ostatecznego autorytetu.” I oczywiście masz rację. Ale przypomnij sobie drogę do Emaus – Chrystus szedł z apostołami „I zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich pismach odnosiło się do Niego” (Łk 24.27). Na kartach Pisma Świętego wszystko jest, ale nie wszystko jeszcze potrafimy odczytać. Tak jak Jezus musiał tłumaczyć apostołom pisma, tak i dziś poprzez działanie Ducha Świętego tłumaczy nam coś, czego do tej pory nie potrafiliśmy trafnie odczytać.

Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i dziękuję Ci, że zdecydowałaś się prowadzić ten dialog. Mam nadzieję, że zaowocuje on tym, że wzajemnie lepiej będziemy się rozumieć. I jedno od razu chcę wyraźnie zaznaczyć – wcale nie stawiam sobie zadania „przekabacenia” Ciebie na swoją stronę; zależy mi tylko na tym, byś zauważyła po naszej stronie też jest racja, a nie że całkowicie błądzimy.

~Leszek, 2007-02-25 16:22