Jeśli ktoś pisze
Ja nie potrzebuję niczyjego współczucia i niczyjej pomocy. Jestem sama z sobą z własnego wyboru.,
choć chwilę wcześniej napisał
wiesz, miałam taką cichą nadzieję, że napiszesz maila…,
to czy rzeczywiście nie potrzebuje czyjegoś współ-czucia
(czyli współ-odczuwania),
czy też boi się, że zamiast współ-czucia dostanie litość?
Czy rzeczywiście to my dokonujemy takich wyborów, że jesteśmy sami? Sami ze sobą?
A jeśli rzeczywiście sami, to jak wielkie muszą być wcześniejsze rany, by ryzyko nowych paraliżowało naszą chęć zagojenia starych?