Jeśli ktoś pisze
Ja nie potrzebuję niczyjego współczucia i niczyjej pomocy. Jestem sama z sobą z własnego wyboru.,
choć chwilę wcześniej napisał
wiesz, miałam taką cichą nadzieję, że napiszesz maila…,
to czy rzeczywiście nie potrzebuje czyjegoś współ-czucia
(czyli współ-odczuwania),
czy też boi się, że zamiast współ-czucia dostanie litość?
Czy rzeczywiście to my dokonujemy takich wyborów, że jesteśmy sami? Sami ze sobą?
A jeśli rzeczywiście sami, to jak wielkie muszą być wcześniejsze rany, by ryzyko nowych paraliżowało naszą chęć zagojenia starych?
zyjemy tak jak sie rodzimy i umieramy…..samotnie…www.zwyczajna-czarodziejka.blog.onet.pl
Zdarza się jednak, że nie wszyscy umierają samotni.
Nie wiem co gorsze… Umierać i jednocześnie cierpieć, że zostawia się ukochane osoby… Czy może umierać w samotności, sam na sam z myślami i bólem? Naprawdę nie wiem…
Przyznam, że gdy ja myślałem, że umieram, byłem skoncentrowany jedynie i wyłącznie na Bogu. Jak sądzę, większość umierających tak to przeżywa..
„Jedna tylko rzecz jest gorsza od samotności – pragnienie bycia samym.” (B. Steel) Nie zostaliśmy stworzeni do samotności. Ale czasem tak jest, że wolimy samotność. Ja ją wybieram w momentach, gdy jest mi źle, zwłaszcza wtedy, gdy jest mi źle ze sobą samą. Wtedy myślę sobie: „dajcie mi wszyscy spokój, nikogo nie potrzebuję, chcę być sama!!!” i… jak wariatka czekam na jakiegoś ciepłego smsa czy telefon od życzliwej osoby. Modlę się, żeby ktoś się domyślił, że bardzo potrzebuję pocieszenia, rozmowy…Myślę, że każdy tak ma, a najbardziej Ci, którzy deklarują, że są samotni z wyboru i jest im z tą samotnością dobrze.
Widzę, że myślimy tak samo.
Jeżeli wierzymy w Boga, to nigdy nie jesteśmy samotni. On zawsze nas wysłuchuje, kiedy trzeba przytula nas i daje nadzieję. Kiedy nie znałam Boga, często byłam samotna w tłumie ludzi.
Obawiam się, że nasza wiara nie jest nigdy aż tak doskonała, byśmy rzeczywiście potrafili w długim okresie być rzeczywiście sami.
Skoro ktoś tak pisze, to znaczy, że taką podjął właśnie decyzję i będzie w niej trwał. Może ta osoba nie chce się przed nikim otwierać, bo wie, że to i tak nic nie da, nie znieni nic w jej obecnej sytacji. Jest sama ze sobą, bo przecież kto jak nie ona sama jest sobie najbliższa. Kiedy wiara zawodzi człowiek zostaje sam – jak Eliasz w jaskini, czeka aż Pan przyjdzie z lekkim powiewem wiartu i powie ” Co tu robisz Eliaszu?”…a wtedy ów Eliasz powie, że się boi…że go zabiją, że zrobią mu krzywdę jak już nieraz w życiu…Chcesz coś zrobić? – To się pomódl. Niczego więcej ów człowiek widocznie nie chce….pozdrawiam.
ps. postanowiłam pisać bloga dalej…żeby być. pozdrawiam.
To wspaniale – skończę odpowiadać i lecę do Ciebie!
Piszesz tak, ale jak sądzę, sama tak byś nie reagowała?
Prawdopodobnie tak.
wlasciwie myslalm tak kiedys, ze nie potrzebuje Nikogo sama sobie dam rade, a zdrugiej strony zawsze musialam miec kogos przy sobie, a jesli tylko przez chwilke bylam sama to szukalam jakiejs osoby poprostu zeby byla nadal czesto chyba tak robie, ale teraz wiem, ze Bog jest ze mna i juz nigdy nie bede sama…:)
Myślę, że każdy (pomijając największych mistyków) póki jest jeszcze tu na ziemi potrzebuje innych zarówno po to, by dawać siebie innym, jak i po to, by odczuwać ich miłość.
hmmm no coż… „Nikt z nas nie jest sam przez przypadek” … są też ludzie, którzy się zrazili do innych, są tacy, którzy wiedzą, że ranią i wybierają samotność… ale tak serio to każdy w swoim sercu czuje potrzebe kogos bliskiego, choćby tylko do rozmowy, albo też wspólnego milczenia.
Bardzo ładnie to napisałaś.
często bywa tak, że boimy się że zamiast współczucia, pomocy otrzymamy litość… nieraz rany są tak głębokie, że boimy się nmawiązania kontaktu i zostajemy sami, gdyż boimy sie odrzucenia, czyli kolejnych ran…
A jak to można zmienić?
nie wiem, napewno potrzeba czasu…
Każdy z nas potrzebuje drugiego
Też tak myślę. Ale jak przekonać o tym kogoś, kto tak nie myśli (a w każdym razie boi się)?
Czasami nie trzeba wiele wystarczy mały uśmiech by ktoś się uśmiechnął wystarczy drobne spojrzenie by ktoś odkrył ze Go kochamy, wystarczy krótki list, Wystarczy po prostu być. Tak naprawdę, żyjemy na tyle, na ile istniejemy dla innych ludzi, lecz tylko wobec Przyjaciela możemy zaistnieć także w tym, co jest w nas najgłębsze, a zarazem najwrażliwsze.Jesteśmy tutaj podobni do kwiatów, które pragną rozwinąć pąk, aby ukazać swoje wnętrze, lecz by było to możliwe, muszą być otoczone światłem i ciepłem. Zapewne właśnie na tym polega tajemnica szczęścia, iż jest się wzajemnie dla siebie słońcem i kwiatem, który rozkwita w ciepłym spojrzeniu, w jasnym uśmiechu, w dobrym słowie, w życzliwym geście, w serdecznym dotyku akceptacji..Piękna jutrzenka
Pięknie to napisałaś!!!
Czasami nie trzeba wiele wystarczy mały uśmiech by ktoś się uśmiechnął wystarczy drobne spojrzenie by ktoś odkrył ze Go kochamy, wystarczy krótki list, Wystarczy po prostu być. Tak naprawdę, żyjemy na tyle, na ile istniejemy dla innych ludzi, lecz tylko wobec Przyjaciela możemy zaistnieć także w tym, co jest w nas najgłębsze, a zarazem najwrażliwsze.Jesteśmy tutaj podobni do kwiatów, które pragną rozwinąć pąk, aby ukazać swoje wnętrze, lecz by było to możliwe, muszą być otoczone światłem i ciepłem. Zapewne właśnie na tym polega tajemnica szczęścia, iż jest się wzajemnie dla siebie słońcem i kwiatem, który rozkwita w ciepłym spojrzeniu, w jasnym uśmiechu, w dobrym słowie, w życzliwym geście, w serdecznym dotyku akceptacji..Piękna jutrzenka
wiecie co… ja kiedyś myślałam, że ze wszystkim poradzę sobie sama, że nikogo nie potrzebuje… i byłam taka Zosia samosia… jak ktoś chcial mi jakos pomóc to ja stwierdzałam.ze swietnie sobie dam rade sama…. no i … no i przyszedł momet w którym zrozumiała zeja sama to nicnei potrafie… ze po to Bóg postawił na mojej drodze róznych ludzi.cobym maiła się kogo poradzić, do kogo przytulic, z kim pogadac… bo przeciż to Bóg stawia na naszej drodze ludzi… to on stawia te „zardzewiałe mlotki” (leszek wieszo co mi chodzi) aby w jakiś sposób pomogły… aby po prostu były
Wiem, wiem – pięknie to ujęłaś!
Ludzie panicznie boja się litości. To moj zdanie, chociaż czasem sami, aż się o nią proszą….Czasem, trudno zdobyć się na odwagę, aby powiedzieć sobię- idę, idę dalej i chce zrobić wszytsko aby ta moją drogę przejść, anma drofze jest wiele kamieni, sztan Bóg odiweczne wybory i wtedy w leku i chęci ucieczki ludzi wolaja o litosc, apotem okazuja zniechecenie i zal
Widzę, że nieraz życie stawiało Ciebie przed tymi trudnymi wyborami. Zapraszam częściej.
serce by chciało ale duma nie pozwala. To nie takie proste Leszku. Teraz ta osoba na pewno nie będzie chciała współczucia. Przynajmniej ja bym nie chciala po takiej reklamie
Niestety masz rację – straciłem kontakt mailowy i wydawało mi się, że jeszcze tak mogę się odezwać. Napisałem tak, by nikt nie mógł się domyślić, o kogo chodzi. Skutek jednak taki, jak przed chwilą przewidziałaś. Chyba powinienem się wycofać z tego, co robię. Zbyt często ranię ludzi, których absolutnie nie chciałem zranić. Może rzeczywiście to jest dobre dla fachowców, a nie prostego programisty?
więc programisto, myśle że to dlatego, że za dużo od nas oczekujesz. My nie żyjemy na tym świecie tyle lat co Ty, i lubimy się boczyć, nie lubimy krytyki, szybko sie wycofujemy gdy czujemy zagrozenie. Jesteśmy młodzi, i podchodz do nas jak do młodych, nie jak do starszych, którzy na wszystko patrzą inaczej. Przypomnij sobie jaki Ty byłeś kiedy byłeś młody.
Więc ja siebie oskarżam za ten rozwój sytuacji – w sobotę napisałem, że wyjeżdżam na działkę (bo musiałem wyjechać), co pewnie ta osoba przyjęła, jako zlekceważenie jej osoby; gdy przestała odpowiadać na maile, wydawało mi się, że jeszcze w ten sposób mogę pokazać, że wcale jej nie lekceważą. Ale masz rację, to był błąd.
gdybyś o mnie tak napisał to pomyślałabym że chcesz mnie ośmieszyć i pokazujesz mi jaka jestem głupia. No, to tyle
Zgadzam się z koleżanką.
Nikt z nas nie jest samotną wyspą…taka jest prawda a ja myślę że przekonanie o tym że sami sobie damy rade daje wrażenie egoizmu tej osoby…niewiary w drugiego człowieka…pokładania zbyt wielkiej ufności w sobie…Pozdrawiam:)
Absolutnie nie doszukiwałbym się w tym egoizmu – to bardziej takie wmawianie komuś „Musisz być silny(a)”, co przeszkadza w otwieraniu. A potem wystarczy jeden fałszywy ruch i skorupka, która zaczęła się otwierać, zatrzaskuje się z wielkim hukiem.
Sam…sama… nikt mi nie jest potrzebny… Słowa które tworzą mur wokół siebie, ay tylko nikogo nie dopuścić. Jezus sam nie dzwigał krzyża pomógł Mu w tym Cyrenejczyk, a marny człowieczek chce sam dzwigać swój krzyż…. Pozdrawiam
Wiesz, Jezus nie musiał nikomu udowadniać, że jest silny; człowiekowi czasami wydaje się, że tak musi, że jeśli tego nie zrobi, to świat go zniszczy.
Trudno jest odróżnić współczucie od litości, tak jak cieżko jest stwierdzić dlaczego ktoś jest sam. Sam nie znaczy samotny i to poniekąd pod uwagę wziąć też trzeba. Ale różni ludzie mają różne pojęcie samotności i tłumaczą ją sobie inaczej. Niektórym po prostu wstyd się przyznać, że nie potrafili znaleźć kogoś z kim mogliby dzielić życie, a z drugiej strony przecież to nie kwestia szukania, a raczej szczęścia i zapisanego losu. Wszystko jest względne i inne w zależności od punktu widzenia.
Względne nie jest – ale czasami nam jest tak trudno rozpoznać prawdę. Gubimy się, a nawet boimy się tylko, że się pogubimy. Pozdrawiam
Droga do prawdy, albo do tego co nam wydaje się prawdą jest bardzo trudna i może dlatego czasem zycie bywa takie trudne, bo nie znamy tej jednej prawdziwej drogi.
Właśnie to tak jest, to konsekwencja grzechu pierworodnego – to pełne rozeznanie czeka nas dopiero wtedy, gdy będziemy u Boga.
No, cóż… Ja wiem, że sama nie dałabym rady żyć na tym świecie… Zdaję sobie sprawę z tego, że potrzebuję innych ludzi… a jeszcze bardziej Boga… Ostatnio powoli robię postępy by w drugim człowieku dostrzegać samego Chrystusa… To bardzo pomaga w tym, by nie mylić litości ze współczuciem 🙂 pozdrwiam 🙂
Masz rację, to jest kapitalna myśl – gdy w drugim człowieku widzimy Chrystusa, to nie mamy wątpliwości, że przychodzi on do nas ze współ-czuciem, a nie z litością!