Próba podsumowania

Zacznę od tego, że bardzo mnie zmartwiło, że nie znalazłem wpisów u Pięknej Jutrzenki. Ale widać czujecie się tak samo bezradni, jak ja.

Jeśli zaś chodzi o obraz Natalki, to cieszy mnie, że nikt nie potwierdził zarzutów manipulacji, sterowania, jak kukiełką; jednak sporo osób jest przekonana, że uważam siebie za nieomylnego i wszechwiedzącego.

Jest to o tyle ciekawe, że nie raz na tym blogu przyznawałem się do własnych błędów. A mimo to takie spojrzenie na mnie funkcjonuje.

Skąd ono się bierze?

Nade wszystko z tego, że jak już coś mówię, to mówię to, o czym jestem przekonany (najczęściej ludzie dzielą się swoimi wątpliwościami; tymczasem ja, choćby z racji wieku, mówię o tym, czego mnie życie nauczyło). Zawsze wsłuchuję się w to, co mówi ktoś inny – mało, szukam elementów wspólnych w moim spojrzeniu i tej osoby, z którą rozmawiam, ale sam zmieniam zdanie dopiero wówczas, gdy przekonają mnie jakieś argumenty.

Ale to nie wszystko – bardzo często jest tak, że widzę, iż nie jestem właściwie zrozumiany, że moje moje stwierdzenia są mocno zniekształcone w odbiorze – wówczas gadam w kółko to samo z lekka tylko modyfikując słowa, licząc na to, że w końcu moja myśl stanie się klarowna.

Właśnie to, jak sądzę, jest tym, co najbardziej Was drażni.

Jednym z tych wielkich błędów, było umieszczenie na tym blogu polemiki z Natalką z jej bloga, a którą zakończyłem wówczas następującymi słowami:

Może ktoś z Was będzie umiał nadawać na tych samych falach, na których odbiera Natalka – bardzo bym o to prosił.

Nie nadaję na tych samych falach i pora wreszcie wyciągnąć z tego wnioski, bo problem, jak widać, nie dotyczy tylko Natalki, ale sporej liczby moich czytelników. Zresztą problem sam się rozwiąże – po to by dawać, trzeba wierzyć, że ma się co dawać.