Proszę przeczytajcie to świadectwo. Zwróćcie uwagę na to, że opętanie może dotknąć każdego – również tych, którzy szukają kontaktu z Bogiem (a może nade wszystko ich?):
Zaczęło się to na rekolekcjach… Tam chorowałam dużo, prawie całe rekolekcje przeleżałam w łóżku. Właśnie wtedy zaczęłam odczuwać dziwne działanie w sobie, niechęć do boga, do kościoła, choć chciałam być blisko niego. Coś jednak mnie odpychało, miałam wytłumaczenie – chorobę, więc nie uczestniczyłam w modlitwach i mszach.
Tam miałam modlitwę wstawienniczą, modlitwę o uzdrowienie z choroby. Było niby dobrze, już nie czułam tej niechęci.
Po powrocie do domu zaczęłam interesować się satanizmem, egzorcyzami – tak sama z siebie. Tak przyszło to nagle. Dużo czytałam i zagłębiałam się w to. Chciałam poczuć szatana na własnej skórze. Jeszcze nie dopuszczałam do wiadomości, że on już mnie dotyka. Im więcej czytałam i myślałam o tym, tym bardziej czułam jakiś niewyjaśniony lęk, niepokój. Później własną krwią podpisałam pakt, oddałam życie, ciało i dusze szatanowi.
No a potem maszyna ruszyła.
Bezsenność, albo koszmary nocne, głosy, zjawy, twarze, lęk, chłód, drżenie ciała, bóle głowy, brzucha – nie do zniesienia, myśli samobójcze, nienawiść do rzeczy świętych, nienawiść do boga. Niszczyłam krzyże, obrazy, obrazki, różańce. Sporo tego było.
W między czasie próbowałam iść, do kościoła i nie potrafiłam do niego wejść, bo rozrywanie i krzyki w duszy, spowodowały, że upadałam pod drzwiami kościoła. Nie modliłam się, bo nienawiść do boga była tak silna, że jak ktoś coś na jego temat mówił, to cała drżałam i napełniałam się nienawiścią.
Zaczęły się duże problemy ze zdrowiem, głównie, z powodu bólów głowy, które nie miały żadnej podstawy medycznej. Jeździłam po szpitalach, leżałam w nich, a lekarze rozkładali ręce.
To chyba był pierwszy bodziec, że coś jest nie tak.