Mój czas

 

Cybulie Małe, 17 sierpnia 2007 roku

 
        Napisałaś mi kiedyś, że chciałabyś mieć takiego tatę, jak ja. Sprawiłaś mi tym wielką radość, bo rzeczywiście od samego początku traktowałem Ciebie, jak córkę. Miałem świadomość, że tak na prawdę niewielki mam wpływ na Twoje życie (by nie powiedzieć żaden), ale przyjemnie było mi wiedzieć, że cenisz sobie moją opinię, że chcesz znać moje zdanie w różnych sprawach..
        Kiedyś na swoim blogu opisałaś spacer po Starówce; spytałem wówczas, czy nie zajrzałaś przypadkiem do mojego okna? Odpowiedziałaś – A powinnam?, a mnie zrobiło się przykro; tak to przecież jest, że jeśli ktoś się staje ważny, to ważne stają się również miejsca z nim związane.. Wiadomo – nie nie miałaś takiego obowiązku, by zaglądać; myślałem jednak, że miałabyś ochotę, gdybyś wiedziała, które to okno. Twoja reakcja oznaczała, że za dużo sobie wyobraziłem, zbyt dosłownie przyjąłem to, co wcześniej napisałaś.. 
        Kontakty się urwały, już nawet nie odwiedzasz mnie na moim blogu (tylko ja bywam na Twoim). Czy to moje pytanie Ciebie przeraziło, czy też po prostu na tyle poszerzyłaś grono swoich internetowych przyjaciół, tak dużo od nich dostajesz, że mój czas już minął (także w takim mikrowymiarze, a nie tylko w makro)?
 
 
 
PS: Kilka próśb do tych nielicznych osób, które mnie jeszcze odwiedzają – po pierwsze proszę pamiętać, że przyjmowanie darów z siebie do niczego nie zobowiązuje; to, że chciałem coś z siebie dawać, nie oznacza, że obdarowywany musi chcieć to przyjąć. Nie musi. I tym bardziej nie musi, gdy w rzeczywistości osoba obdarowywująca nie ma nic do dania, lub nie potrafi dawać. Jeśli więc w tym tekście jest jakiś osąd (choć niczego i nikogo nie chciałem osądzać), to osąd mojej osoby – to ja nie umiem dawać (np. nieświadomie wytwarzając poczucie, że coś mi się należy wzamian), bądź nie mam czego dawać (bo np. za mało we mnie empatii i nie potrafię dawać tego, co potrzebne, lecz próbuję dawać coś, co nikomu do niczego nie jest potrzebne – dawać trzeba to, co akurat jest potrzebne, a nie tak w ogóle).
Po drugie proszę pamiętać, że korzystając z tego, iż niewiele osób tu zagląda, chciałem dać jedynie upust swoim emocjom. Ten list początkowo zamierzałem wysłać do tej osoby, której to dotyczy – to jednak byłoby narzucaniem się – tego absolutnie mi nie wolno; nie mam przed kim się wygadać, więc wygadałem się w ten oto sposób. Byłem przy tym przekonany, że ta osoba tu nie zagląda – przepraszam więc tę osobę, że to przeczytała (pewnie nieświadomie sprowokowałem do tego ostatnim wpisem na jej blogu – trzeba się było nie wpisywać). Tak to z facetami jest – niby ze mnie baba, a nie chłop, ale jeśli chodzi o niezdarność, to prawdziwym facetom w niczym nie ustępuję.
I wreszcie trzecia prośba – proszę mi wybaczyć, że nie zamykam tego bloga. On i tak niedługo zemrze śmiercią naturalną, bo właśnie ta historia jest kolejnym potwierdzeniem, że do niczego się nie nadaję. W końcu moja żona jest na prawdę mądrą kobietą, a nie potrafi mnie zaakceptować takim, jakim jestem. Inni reagują podobnie – Natalka (Weronika, Wesen), Asia Ple, Czarny Anioł 1, Basia (choć akurat tu zostało mi przypisane coś, czego nie zrobiłem; ale to też jest charakterystyczne – choć jedyne, co Basia wiedziała, to to, że zrobił to ktoś ze stałych czytelników jej bloga, to choć ja nawet nie za bardzo wiedziałem, co się stało, to i tak Basia pozostała przy swoim przekonaniu)… Będą odchodzić następni… Tym bardziej, że im mniej będzie we mnie wiary, że mam co dawać i że potrafię dawać, tym mniej bedę miał do dania. Z blogu pisanego emocjami niczego nie da się wynieść… A więc on na prawdę umrze (no ale póki co chcę sobie pozostawić miejsce dla tych emocji). Agonię bloga mogą przedłużać jedynie zdarzenia podobne do opisanego w poprzedniej notce. Nb. właśnie tamta notka miała być wcześniej, bezpośrednio po zdarzeniu, ale nieprzewidziane okoliczności sprawiły, że w trybie nagłym musiałem napisać inną – nie miałaby wówczas tego końcowego zdania, zaprzeczającego jej treści (bo dopisałem je w uprzednio przygotowanym tekście dopiero wstawiając notkę); gdybym pisał ją dziś – usunąłbym wszystkie zdania wcześniejsze, a pozostawił jedynie to dopisane końcowe; śmierć tego bloga jest niechybna.
Jeszcze raz przepraszam tę osobę, o której pisałem.