Political correctness

        Zacznę od tego, że z racji swojego wieku do wszystkich, którym staram się jakoś pomóc, podchodzę jak do swoich dzieci – myślę, że nikogo tym stwierdzeniem nie zdziwiłem. Ale oczywiście trudno bym oczekiwał od Was spojrzenia, jak na ojca. Od wielu lat nie przeżyłem więc większej radości, gdy jednak z takim spojrzeniem się spotkałem. Nie oczekiwałem tego, nie spodziewałem się, a przecież takie nieoczekiwane radości są największe!
 
        Niestety nie istnieje nic takiego, jak wirtualny ojciec – taka relacja jest po prostu niemożliwa! Jeśli ta relacja miałaby się dalej rozwijać, musiałaby zacząć wkraczać do świata realnego.
 
        Czy to jednak możliwe?
        Niestety nie – ludzie w kontaktach ze mną (nawet  tych wirtualnych) zaczynają zauważać, że ja ich ograniczam, że im coś narzucam, że wywołuję w nich uczucie zrezygnowania, zniechęcenia.
       
        Zastanawia mnie, stąd tak częste wrażenie, że ja innych ograniczam – przecież wszyscy, którym pomagałem zawsze postępowali dokładnie tak, jak chcieli i nigdy nie spotkali się z mojej strony z jakimś wyrzutem (choćbym nawet uważał, że w jakiejś sytuacji powinni postąpić inaczej). Wydaje mi się, że sprawa tkwi w owym wydaje mi się – ja używam tego sformułowania tylko wówczas, gdy czegoś nie jestem pewny. Gdy w jakieś sprawie mam ugruntowane przekonanie, nie skrywam tego za owym wydaje mi się, lecz mówię wprost – jest tak, a tak. I w ten sposób staję się niepoprawny politycznie – w dzisiejszym świecie człowiek nie ma prawa mówić czegokolwiek w trybie oznajmującym. Dzieje się tak, bowiem dzisiejszy świat neguje pojęcie prawdy. Skoro nie ma prawdy (a jedynie każdy ma swoją prawdę, która może być w całkowitej sprzeczności z prawdą innego człowieka – ale obie posiadają tę samą wartość), to poprawne politycznie jest opatrywanie każdego stwierdzenia owym wydaje mi się.
        Jest w tym wielki paradoks, że poprawność polityczna, która poprzez swój ostratyzm dla tych, którzy nie stosują się do jej reguł, wolność ludziom odbiera, stwarza wrażenie, że człowiek jest wolny; tymczasem ja, który szanuję wolność każdego, jestem odbierany, jako tę wolność ograniczający, bo używam języka niezgodnego z zasadami poprawności politycznej.
        Tak to jest i ja tego nie zmienię – zawsze będzie tak, że będę odbierany, jako wolność ograniczający. Kiedyś mówiono o mnie, że dużo zyskuję po bliższym poznaniu; dziś po bliższym poznaniu u każdego wywołam reakcję uciekaj, on cię ogranicza. I żeby nie wyszło, że ja tu mam jakiś żal do tych, którzy przede mną uciekli – absolutnie nie! Ja zostałem ukształtowany w czasach, w których jeszcze nikt zasad poprawności politycznej nie sformułował; oni wyrośli już w czasach ich obowiązywania – one są w nich i one są w Was, moich czytelnikach.
        Bardzo chciałem być ojcem dla wielu z Was; teraz już wiem, że dla nikogo się nie stanę. Ta relacja zaczęła się rodzić w sposób całkowicie spontaniczny, niewymuszony, niesterowany, niezaplanowany i pewnie zrodziłaby się do końca, gdybym był inny. Ale nie jestem i nigdy nie będę. Jestem już dużym chłopcem (ciągle chłopcem, a nie mężczyzną, ale dużym) i już dawno w pełni ukształtowanym – ja już zawsze będę mówił jest tak i tak. Takiego mnie będziecie mogli zaakceptować tylko z daleka, z bardzo daleka; jeśli ten dystans samoistnie zacznie się zmniejszać, to to, jaki jestem, zacznie Wam przeszkadzać – uciekniecie przerażeni, tak jak ci, którzy uciekli przed Wami.
 
 
 
 
 
PS: Przewidywałem, że ten blog wkrótce umrze śmiercią naturalną; tymczasem teraz nie wiem, czy nie nastąpi to znacznie wcześniej i śmiercią gwałtowną. Jak widać od wielkiej radości łatwo przejść w stan przygnębienia. Na taką okoliczność mam jedną płytę – Mszę h-moll J. S. Bacha (szczególnie polecam Agnus Dei).