Poranieni (2)

Poprzednią notkę zakończyłem stwierdzeniem, że ten prosty i klarowny obraz mechanizmu zranień muszę nieco zaburzyć uwzględniając fakt, że ludzie są już poranieni.

 

Na pewno jest tak, że zranić może tylko osoba, która jest bliska, z którą nawiązała się jakaś więź; jednak każdy, nawet ten, kto jest zwykłym znajomym, z którym żadna więź nie zaczęła się tworzyć, może rozdrapać rany wcześniej przez kogoś zadane.

 

Ale właściwie co to znaczy rozdrapać rany?

 

Zanim spróbujemy sobie odpowiedzieć na to pytanie, zastanówmy się, co z ranami może się stać?

 

Najlepiej jest rany uleczyć. Rany uleczyć może tylko osoba zraniona (inni mogą jej w tym pomagać, ale uleczyć może tylko ona) – jedyny sposób na to, by uleczyć rany, to przebaczyć temu, kto zranił (przypomnę tylko z wcześniejszej swojej notki, że w tym przebaczeniu decydujące jest oddzielenie czynu od osoby). Dlaczego to takie ważne? Bo jeśli przebaczymy osobie (pozostawiając jedynie osąd czynu), to możemy odbudować obraz świata. Możemy przywrócić w tym obrazie wszystko to, co wniosła ta osoba (generalizacja już się nie uruchamia).

 

Co się jednak dzieje, jeśli nie przebaczymy?

 

Rany się zabliźniają – pojawiają się nowi ludzie, którzy wnoszą do naszego świata jasne promyki światła. Nasz świat, jak na wiosnę, zaczyna zielenieć…

Czy to następuje wyleczenie ran?

Niestety nie – to tylko pojawia się nowa nadzieja. Jednak wystarczy drobiazg, wystarczy zranienie zadane przez osobę obcą, by świat na nowo runął – nadzieja na lepszy obraz świata otrzymana od kogoś innego wali się, bo wydarzenie z pozoru błahe przypomina moment zadawania prawdziwej rany. Obraz świata rozsypuje się na nowo.

 

Co może osoba, która nieco wcześniej wniosła jasne promyki światła?

 

Właściwie nic – te promyki stają się nieważne wobec ogromu ran zadanych wcześniej; może tylko czekać, by mogła przynosić nowe promyki i na nowo rozświetlać mrok. Ta osoba najczęściej nawet nie wie, że rany są i czego one dotyczą.

 

Co może zrobić ta osoba, która rozdrapała rany?

 

Nade wszystko może przepraszać – przecież zawiniła; reakcja osoby skrzywdzonej jest co prawda nieadekwatna do sytuacji (reakcja jest adekwatna do rany, a nie do winy osoby rozdrapującej ranę), ale o ile rana nie jest zbyt rozległa, to z tymi przeprosinami jest szansa się przebić.

Gorzej jeśli to się nie uda, jeśli rany były tak wielkie, że osoba, która rozdrapała rany, zostanie całkowicie skreślona – połączenia komórką odrzucane, SMS-y nieczytane, maile kasowane, jak zwykły spam…

To, czego w takiej sytuacji na pewno nie można zrobić, to obrazić się. Sam niedawno popełniłem taki błąd – obraziłem się na Basię. Nie jest to co prawda dokładnie taka sytuacja, o jakiej tu piszę (to nie ja rozdrapałem rany, lecz ktoś inny), ale skoro zdałem sobie sprawę, że tu chodzi o rozdrapane rany, to nie miałem prawa się obrażać. Osobie poranionej należy starać się pomóc – często jest tak, że tylko ten, kto się zetknął z reakcją na rozdrapane rany, wie o ich istnieniu; bardzo często o tych ranach, szczególnie tych najgłębszych, osoba poraniona z nikim nie rozmawia; nikt, nawet najbliżsi przyjaciele, nie wiedzą o ich istnieniu. Domyślać się ich istnienia może tylko ten, kto je rozdrapał. Skoro rozdrapał i skoro wie, że to zrobił, to powinien myśleć o zadośćuczynieniu. Na czym to zadośćuczynienie powinno polegać? Na uświadomieniu osobie poranionej, że jedyną metodą uleczenia ran, jest przebaczenie temu, kto poranił.

 

Pamiętajcie jednak o jednej rzeczy – angażując się w tę pomoc, nie róbcie tego dla siebie, róbcie to jedynie i wyłącznie dla tej osoby poranionej! Zresztą tych, którzy myślą, że przy tej okazji mogą coś zyskać dla siebie, muszę rozczarować – jeśli ktoś został skreślony, to już nic tego nie zmieni. W kontaktach międzyludzkich nie ma większej sankcji, niż odmowa wszelkich kontaktów; jeśli już ktoś taką decyzję podjął, to mechanizmy samoobronne nie pozwolą mu na zmianę tej decyzji – nikt nie dopuści do siebie myśli, że może kogoś krzywdzić w taki sposób. Owszem może się zdarzyć wycofanie z takiej decyzji, ale tylko w odniesieniu do osoby ważnej w życiu osoby poranionej – ukochanego, przyjaciela (klasyczny przykład przyjaciółka odbija chłopaka, więc zostaje skreślona; jednak gdy ten związek się rozsypuje, bywa, że przyjaźń odżywa); osoba daleka, małoważna nie ma na to szans.

A więc pamiętajcie – angażując się w taką pomoc, nie liczcie na to, że to wam coś da. Uprzedzam, by zamiast satysfakcji, że pomogliście, nie pojawiła się gorycz, że nie dostaliście nic w zamian. Nie dostaniecie! Mało – możecie jeszcze bardziej podpaść! (po pierwsze dlatego, że jeszcze bardziej możecie rozdrapywać rany, a po drugie ze względu na wspominane mechanizmy obronne – interpretacja waszego działania może dostarczać argumentów za słusznością wcześniejszego skreślenia)

 

Jak możecie starać się pomóc?

 

Jeśli rany nie były aż tak rozległe i macie kontakt z osobą pokrzywdzoną, to oczywiście najlepiej tę pomoc nieść wprost tej osobie. Tu jednak pojawia się pewien paradoks – im większe te rany, a więc tym samym im bardziej ta pomoc jest potrzebna, tym mniejsze macie szanse, by ją udzielić – bo tym większe prawdopodobieństwo, ze zostaniecie skreśleni.

Co w takiej sytuacji?

Nade wszystko możecie próbować pomóc poprzez przyjaciół osoby pokrzywdzonej – może ich znacie, może macie do nich jakiś dostęp? To jest najlepsza droga. Osoba, która wnosi w życie osoby poranionej promyki światła, może nawet nie wiedzieć o ranach; sama nie jest w stanie pomóc, bo nawet nie wie, czego ta pomoc powinna dotyczyć; dzięki wam tę wiedzę może zdobyć.

 

Możecie też (tak mi się przynajmniej wydaje, ale dziewczyny – wy wiecie to lepiej) wykorzystać do tego jakieś forum publiczne. Ale pamiętajcie, nie wolno wam pisać wprost o konkretnej ranie; to co napiszecie, musi jedynie budzić w czytelnikach dwa podstawowe pytania:

 

– Czy ja nie noszę w sobie jakiś zranień? Czy przebaczyłem wszystkim, którzy mnie kiedyś skrzywdzili?

oraz

– Czy wokół mnie nie ma osób, które noszą w sobie rany? Czy ja nie mógłbym jakoś ich nakłonić do tego, by przebaczyli tym, którzy ich zranili?

Mocno wierzę w to, że niejedna z was zada sobie te pytania.