Lęki (5)

Poprzednią notkę zakończyłem stwierdzeniem, że moment pojawiania się mojego lęku uprawnia do tego, by jednak traktować go jako lęk, a nie całkiem racjonalną obawę. Wróćmy do tamtego przykładu formułując wnioski jeszcze ostrzej.

Są tylko dwie możliwości, albo się Bogu podoba, to co piszę (rzecz jasna chodzi mi nie o konkretne zdania, lecz o całościowe spojrzenie na miłość), albo nie podoba. Jeśli by Mu się nie podobało, to nade wszystko w takich sytuacjach, jak z Landrynką, działałby we mnie poprzez moje sumienie – nade wszystko uprzedzające, by zapobiec złu, jakie wyrządziłbym jej, gdyby moje spojrzenie na miłość było fałszywe. A jeśli ten głos bym w sobie stłumił, to odezwałby się potężnymi wyrzutami sumienia już post factum. Tymczasem niczego takiego nie było (a przecież dobrze wiecie, że wcale nie uważam się za nieomylnego i już nie raz po tym, co napisałem na blogu miałem ogromne poczucie winy).

Tymczasem ten lęk pojawia się wtedy, gdy realnie w ogóle nikomu nie mogę zaszkodzić (no bo jak nikt nie zajrzał, nikt tego nie przeczytał, to komu mógłbym zaszkodzić fałszywym spojrzeniem na miłość? – jasne, że nikomu; opisałem tu realne zdarzenie – tak było po pierwszej części Poranionych: przez dobę nikt się nie wpisał i powstała już notka zamykającą bloga – miała się ukazać zaraz po drugiej części).

Skoro wtedy, gdy te lęki się pojawiają, nikomu nawet nie mogę zaszkodzić, to zasadnym staje się pytanie, czy to aby przypadkiem nie szatan wykorzystuje je, bym wycofał się z tego pisania? Szatanowi może na tym zależeć, jeśli tylko to moje pisanie rzeczywiście przybliża ludzi do Boga (a obawy, które co jakiś czas powracają, są zupełnie niesłuszne).  Może więc to szatan?

Uważajcie zatem – szatan wykorzystuje nasze lęki, a nawet umiejętnie je podsyca, by w ten sposób zrealizować swój własny cel.

 

A jakie są wasze lęki, poprzez które steruje wami, w wyniku których nie wypełniacie woli Bożej, lecz wolę szatana?

 

Na wszelki wypadek, by nie było wątpliwości – ja tu tylko pokazuję, że wtedy, gdy te lęki silnie się we mnie ujawniają, to to są lęki, a nie obawy (czy strach); nie zmienia to faktu, że gdzieś w tle cały czas jest całkiem racjonalna obawa; ale tylko w tle – nie mam żadnych podstaw, by odrzucić swe obawy (a w każdym razie nie miałem, gdy to pisałem – teraz mam świadectwo :-), a więc pierwsze świadectwo owoców wypływających z mojego spojrzenia na miłość), ale te obawy nie wpływają na moje decyzje. Innymi słowy zwracam uwagę, że równolegle do całkiem racjonalnych obaw mogą być również lęki, a szatan potrafi wykorzystywać i podsycać te drugie.