(2)

2.

Wśród osób, które korzystały z moich myśli, była pewna osoba, którą nazwijmy Panną W Jednym Kolorze. Panna W Jednym Kolorze nie tylko że odwiedzała mnie regularnie na moim blogu i regularnie się wpisywała, to dodatkowo poprzez korespondencję mailową radziła się w różnych sprawach swojego życia. Nigdy z moich rad nie korzystała (a w każdym razie nie przypominam sobie, by skorzystała z którejkolwiek), ale mnie cieszyło, że chce znać moje zdanie. To mi wystarczało, by czuć się bardziej potrzebnym. Samo prowadzenie bloga przywracało mi wiarę w to, że mam co dawać, ale ta regularna korespondencja jeszcze bardziej, bo zaczynała dotykać życia. I to nieważne, że z tych rad nie korzystała – oczywiście cieszyłbym się, gdyby było inaczej, ale przecież miłość istnieje tylko w wolności, a ja pokochałem ją jak córkę (choć oczywiście nic takiego jej nie mówiłem). Traktowałem, jakby była moją córką. Bardzo dyskretnie, z daleka, zawsze czekając na jej ruch. Nigdy nie czyniłem wyrzutów, że nie korzysta z moich rad, niczego jej nie narzucałem, choć z drugiej strony czasami powracałem do pewnych pomysłów (np. od czasu do czasu namawiałem ją, by zaczęła odwiedzać duszpasterstwo akademickie wybierając jakieś zajęcia, które by ją interesowały – Panna W Jednym Kolorze tęskniła za Bogiem, ale jednocześnie nie wyobrażała sobie, by mogła pójść do kościoła; nie namawiałem jej do tego; chciałem jedynie, by wśród ludzi znanych w realu pojawili się również ludzie wierzący, by zobaczyła, że również jej rówieśnicy wierzą w Boga, by zobaczyła wreszcie, że jej wyobrażenia o KK są wspomnieniami małej dziewczynki zdeformowanymi na dodatek przez późniejsze wydarzenia z jej życia (nie piszę dokładniej – wolę pozostać na poziomie ogólników; nie będę też ujawniać tu czegokolwiek, czego nie byłoby na blogach)).

6 odpowiedzi na “(2)”

  1. Trafilam tutaj przez blog Magdy… Wiem o nim juz od ponad roku, lecz nigdy nie odwazylam sie czegos napisac… Bog… od Boga jeystem tak daleko, ale wiem, czuje ze jest. On gdzies jest. Codziennie przemyka niezauwazony przez moje zycie, muskajac jedynie oddechcem swej obecnosci… Ale nie umiem, nie wiem jak… jak mam sie do niego zblizyc. Jak zaczac z nim rozmawiac, pokazac kazda swa mysl…? Boje sie, bardzo sie boje. Tak mi go brak… to brak czegos, czego nigdy nie mialam. Nigdy z Bogiem blisko nie bylam. Teraz jestem wyjatkowo daleko…

  2. Bardzo miło jest mi Ciebie powitać – chyba trafiłaś na nie najlepszy okres tego bloga, więc obawiam się, że się rozczarujesz, ale witam Ciebie gorąco. A odpowiadając na Twoje pytanie, to wydaje mi się, że najważniejsze, to chcieć Go pokochać. Tak całkiem dosłownie. Wyobraź sobie siebie zakochaną po uszy w jakimś chłopaku i zapragnij być tak zakochaną w Jezusie. Proś Go o taką miłość. Proś, a ją dostaniesz. A jak już tak będzie, to już o nic nie będziesz musiała pytać, bo wszystko będzie na właściwym miejscu.

  3. Boje sie pokochac, boje sie byc odrzucona… Niestety moja historia nie jest tak latwa jak to napisalam w blogu… Byc moze zapomnialam opowiedziec jeszcze paru rzeczy…historie, ktora tam zamiescilam konczy sie na 14 roku mego zycia. Pozostale 3 lata… Nie mam sily, zeby pozbierac wszystkie te mysli w jedna spujna calosc… Nie mieszkam z tata… niestety lub stety.

  4. Skoro piszesz niestety, lub stety, to widzę, że rzeczywiście Twoja historia jest mocno pokręcona. Myślę jednak, że teraz nie jest najważniejsze, by ją odkręcić – obawiam się, że żaden człowiek nie jest w stanie jej odkręcić. Odkręcić ją – w sensie uporządkować, w sensie uleczyć wszystkie rany – może tyko Bóg. A więc to On jest teraz dla Ciebie najważniejszy. Piszesz, że boisz się go pokochać, bo boisz się, ze On Ciebie odtrąci. Szczęśliwie tego absolutnie nie musisz się bać! Bóg ma tylko jedno marzenie – właśnie to, by każdy zechciał Go pokochać. On Ciebie nie odrzuci, bo właśnie tego pragnie, byś Ty Go pokochała i gdy będziesz prosić o taką miłość, to ją dostaniesz.

Możliwość komentowania została wyłączona.