(2)

2.

Wśród osób, które korzystały z moich myśli, była pewna osoba, którą nazwijmy Panną W Jednym Kolorze. Panna W Jednym Kolorze nie tylko że odwiedzała mnie regularnie na moim blogu i regularnie się wpisywała, to dodatkowo poprzez korespondencję mailową radziła się w różnych sprawach swojego życia. Nigdy z moich rad nie korzystała (a w każdym razie nie przypominam sobie, by skorzystała z którejkolwiek), ale mnie cieszyło, że chce znać moje zdanie. To mi wystarczało, by czuć się bardziej potrzebnym. Samo prowadzenie bloga przywracało mi wiarę w to, że mam co dawać, ale ta regularna korespondencja jeszcze bardziej, bo zaczynała dotykać życia. I to nieważne, że z tych rad nie korzystała – oczywiście cieszyłbym się, gdyby było inaczej, ale przecież miłość istnieje tylko w wolności, a ja pokochałem ją jak córkę (choć oczywiście nic takiego jej nie mówiłem). Traktowałem, jakby była moją córką. Bardzo dyskretnie, z daleka, zawsze czekając na jej ruch. Nigdy nie czyniłem wyrzutów, że nie korzysta z moich rad, niczego jej nie narzucałem, choć z drugiej strony czasami powracałem do pewnych pomysłów (np. od czasu do czasu namawiałem ją, by zaczęła odwiedzać duszpasterstwo akademickie wybierając jakieś zajęcia, które by ją interesowały – Panna W Jednym Kolorze tęskniła za Bogiem, ale jednocześnie nie wyobrażała sobie, by mogła pójść do kościoła; nie namawiałem jej do tego; chciałem jedynie, by wśród ludzi znanych w realu pojawili się również ludzie wierzący, by zobaczyła, że również jej rówieśnicy wierzą w Boga, by zobaczyła wreszcie, że jej wyobrażenia o KK są wspomnieniami małej dziewczynki zdeformowanymi na dodatek przez późniejsze wydarzenia z jej życia (nie piszę dokładniej – wolę pozostać na poziomie ogólników; nie będę też ujawniać tu czegokolwiek, czego nie byłoby na blogach)).