Dzisiaj zacznę cykl notatek pod wspólnym tytułem Lęki. Stanowić one będę jedną całość i będą o moim największym lęku, jaki towarzyszy mi od wielu lat. Będę pisał o sobie, ale postaram się wyciągnąć takie wnioski, które dotyczyłyby każdego:
W czasach przedblogowych pewną formę pamiętnika stanowiły dla mnie maile, jakie pisałem do ks. Malackiego – ja sobie pisałem, a on ich nie czytał (jak sądzę). Ostatni taki mail napisałem wkrótce po założeniu bloga:
Księże Rektorze!
Dostałem kiedyś maila, którego zamieszczam na końcu – link podany w treści tego maila odsyłał do bloga, którego początek był bardzo ładny, ale który kończył się łańcuszkiem. Podśmiewałem się więc nieco z autorki tego maila, którego dostałem (tu w oryginalnym mailu było imię), że jest wielce zapobiegliwa, więc rozsyła ten łańcuszek dalej, ale z drugiej strony przyznam, że pierwszy raz w życiu zacząłem czytać jakieś blogi. Trafiłem nawet na taki, który mi się spodobał, ale akurat ten po kilku dniach w ogóle zniknął (rozmyslania-pielgrzyma.blog.onet.pl).
No i dopiero po tym, jak zniknął, zaczęła mnie nurtować myśl, że może w tym wszystkim kryje się przynaglenie do mnie, bym w końcu opublikował w internecie te swoje Listy o miłości. Cały czas nie wiem, jakie one przyniosły owoce wtedy, gdy je pisałem, a przez to nie wiem, czy pisząc je, rzeczywiście wypełniałem wolę Bożą, czy też przydawałem sobie wartości, przypisując, że ją wypełniam. Z drugiej jednak strony pomyślałem, że internet to taki moloch, że jeśli nie jest wolą Bożą umieszczenie tam Listów, to nikt do nich nie zajrzy; jeśli zaś jest, to sam Duch Święty sprowadzi czytelników.
Wspomniany tu blog rozmyślania.pielgrzyma odżył wkrótce – to blog Angeliki, myślę, że dobrze znany większości moich czytelników (ale to tak tylko na marginesie).
Wielokrotnie zwracaliście mi uwagę, że za dużą wagę przywiązuję do tego, ile osób mnie tu odwiedza; myślę, że teraz już wiecie dlaczego – tu nie chodziło o jakąś chorą ambicję, lecz zgodnie z tym, co napisałem ks. Malackiemu, cały czas wydawało mi się, że im bardziej będzie się Panu Bogu podobało to, co piszę, tym więcej ludzi tu sprowadzi. I na odwrót – jeśli Panu Bogu nie podoba się to co robię, to nikt tu nie zajrzy (nie ma lepszego kryterium zgodności z wolą Bożą, jak owoce, jakie rodzi czyjeś działanie, ale jak tych owoców nie znam, to dobre jest i takie kryterium).
PS: Prosiłbym wszystkich o objęcie swoją modlitwą ks. Malackiego w inetencji jego całkowitego wyleczenia z choroby:
„Bardzo serdecznie dziękuję za pamięć w modlitwie. Dziękuję za wszelką życzliwość i dobre słowa. To bardzo pomaga zmagać się z trudami choroby. Wyniki badań są bardzo zadawalające. Czuję na co dzień potęgę zanoszonej modlitwy. Wielkie Bóg zapłać!”
hehe, więc Bogu nie podoba się to, że piszę bloga.Zaglądasz tam tylko Ty:) ale to dobrze, bardzo dobrze…
Zatem Leszek może narazić się Bogu, zaglądajac na Twojego bloga(bo ten przeciez się nie podoba Bogu)…tak rozumiem, jego dzisiejszą notkęSwoją droga, nie tylko Leszek tam zaglada:))
Jeśli miałbym być konsekwentny, to zakładając, że również w stosunku do aktualnego bloga ~a ta reguła obowiązuje, to oznaczałoby, że mnie już nic nie zaszkodzi.
hehe, chyba Cię lubie:)
Wiesz, gdybyś to pisała o moje-nieboo, to jakaś analogia by była; przy czym pytanie, czy takie założenie jest słuszne?
Czy mam rozumieć, ze w/g Ciebie Leszku, to co nie cieszy się popularnością wśród ludzi ,nie podoba się Bogu?( czyli nie cieszy się popularnością-BO nie podoba się Bogu)Czy nadinterpretacja i zbyt szybka ocena okoliczności, które składają się na jakąś sytuację, a w dodatku powoływanie się na to, ze jest to znak i wskazówka od Boga nie jest czasem hipokryzją? Przykład z życia wzięty: „błąd ortograficzny nie musi świadczyć o mojej nie znajomości zasad pisowni”
Nie chcę z tego tworzyć jakiejkowiek ogólnej reguły, ale w każdym razie sam w stosunku do swojego bloga taką przyjąłem – było dokładnie tak, jak napisałem ks. Malackiemu. Być może niesłusznie, być może takie myślenie jest nadużyciem, ale tak przyjąłem. I jednak nie wiązałbym tego z hipokryzją – to nie chodziło o przykrywkę dla nieudolnego pisania, lecz po prostu o to, czy swoim pisaniem nie szkodzę innym. Przyjąłem, że jeśli miałbym szkodzić, to Duch Święty odwiedzie potencjalnie zagrożonych, a jeśli „Listy o młości” przyczyniają się do czyjegoś wzrostu, to On sam przyprowadzi czytelników.
Przyznam, ze przykro mi czytać takie słowa, zaraz po Twojej poprzedniej notce, która okazała się „niewypałem”.To tak jakbyś powiedział, ze mój problem, moje pytania nie podobają się Bogu.Nie podobają się osobom, które nie potrafią na nie odpowiedzieć, ale jestem pewna, ze Bóg nie ma nic przeciwko moim poszukiwaniom, ponieważ nie robię nic przeciwko Niemu.Pochlebiasz sobie sądząc, że powodem nieobecności innych lub braku komentarzy mogłąby być Twoja nieudolność…Za to możesz skutecznie zachęcić bądź zniechęcić czytelnika do zaglądania w te strony-to leży w Twoich rękach..Czytając Listy o miłości miałam nie sądziłam, że mogą być pisane po to by się podobały Bogu, ludziom komukolwiek. Sądziłam , że płyna z serca..o ja naiwna blondi :/A komentowanie komentarzy nie świadczy o tym, ze TO SIĘ BOGU PODOBAKłaniam się
Ależ oczywiście, że płynęły z serca i nie było pisane, by się podobały (tu miejsce na to, by wpisać komu). I absolutnie nie bierz tego, co napisałem do swoich poszukiwań. To moje podejście nie jest takie zupełnie bez sensu, ale dotyczy to „Listów..” i wszystkich myśli, które płyną z „Listów..”. Stanie sięto jaśniejsze po drugiej notce.
a więc chyba jednak Bogu się podoba…
Taki pewny, to ja nie jestem.
pewnym nigdy być nie można, ale gdyby Bóg chciał pewnie nie raz zmusiłby Cię (poprzez Twoje myślenie i czyny) do skasowania bloga.
Boimy sie tego, czego nie znamy. Przy bliższym poznaniu – lęk mija.
To oczywiście prawda (powoływałem się na nia choćby w liście o podrywaniu), ale w tym wypadku nie o to chodzi.
Bo też ja nie o tym…
Czytuję ten blog od dłuższego czasu, zaglądałam jeszcze na poprzedni – Listy o miłości. Nigdy nie pisałam komentarzy onieśmielona bywającym tu towarzystwem – stara paczka przyjaciół, a przynajmniej stałych bywalców. Stwierdziłam, że nie wypada się wtrącać. A poczytać miło, bo treść nie banalna. Dzisiaj stwierdziłam, że skoro autorowi zależy na sprawdzeniu prawdziwej ilości czytelników – ujawniam się. Serdecznie wszystkich pozdrawiam, autora w sposób szczególny.
No to niezmiernie mi miło, że się ujawniłaś. Mam nadzieję, że jak raz się ośmieliłaś, to następnym razem będzie już łatwiej. I nie przejmuj się przypadkiem, gdy odpowiem Ci tak, jak przed chwilą, że tym razem nie o to chodzi. Większość z tych notek już napisałem, więc dobrze wiem, do czego moja myśl zmierza, a nie chcę prowadzić takiej gry, w której podpuszczałbym swoich czytelników na fałszywe tropy.
witamy, witamy. Nie gryziemy, czyjeś opinie chętnie poczytamy:)
hehe a ja zastanawiam się nad założenie bloga o tematyce religijnej. Chociaż w sumie nie wiem czy jest sens. Kilka prowadził i nic z tego nie wyszło bo prawie nikt nie zaglądał. hehe. A tak wogóle to czekam na dalsze notki;) chociaż ja miałam ten zaszczyt przeczytać je już. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :):):):)))
Ja tam będę zaglądał. Więc jak tylko założysz, to proszę koniecznie powiedz mi o tym.
.. Starzy Wyjadacze- Blogerzy: wybieracie”tematykę”, patrzycie na statystyki…ech, nie tak to widzę. Blog jest MÓJ: tematyka MOJA, a goście tym cenniejsi im ich mniej:)
mam na myśli moj blog-nie Leszkowy:):)))))
A, to jednak masz bloga, tylko nie chcesz się przyznać – już rozumiem – im mniej czytelników tym cenniejsi; po prostu nie załapuję się, bo za mało jestem cenny.
:))Leszku, Leszku!cenny jest Twój czas, a tego masz niewiele zwiedzajac dziesiatki blogów dziennie:))))reszta komentarza niżejI
Nie odwiedzam dziesiątków blogów dziennie, a tylko kilka. Kiedyś było ich więcej, ale wiele moich ulubionych blogów już nie istnieje, lub od dawna nie ma na nich żadnej nowej notki. Tak więc nie wmawiaj mi, że nie chcesz się ujawnić z troski o mnie. Bardzo bym chciał do Ciebie zaglądać.
Leszku! umknęły Ci te uśmiechy na początku mojego komentarza i nie pisz, ze nie wiesz co znaczy :), bo wiesz doskonale, że oznacza uśmiech, żart itp. odrobina dystansu-nic Ci nie wmawiam.Chyba, ze pod pozorem niezrozumienia żartu, miałeś okazję napisać jakie są Twoje intencje.To już bez 🙂
A to mi się dostało i Landrynce przy okazji, a tymczasem Landrynka przez kilka odcinków będzie odgrywała istotną rolę w mojej opowieści i stąd i korespondencja z prezentacją tego, co już napisane i snucie planów „na przyszłość blogową”. Podejrzewasz w tym jakąś rutynę, nieszczerość, czy może wręcz manipulację, a tymczasem chodzi o elementarną przyzwoitość, której nauczyła mnie kiedyś AsiaPle (choć ona nawet gdyby o tym wiedziała, to by w to nie uwierzyła – tak jest do mnie uprzedzona, że co bym nie zrobił, to i tak wykorzysta przeciwko mnie – wyraźnie w jej przekonaniu faceci są niereformowalni) – chodziło o uzyskanie zgody przed publikacją tego tekstu na blogu.A odnosząc się do tego „a goście tym cenniejsi im ich mniej:)”, to myślę, że wszystko zależy od charakteru bloga. Twoją myśl zrozumiałem tak – blog, w którym następuje głęboka wymiana myśli, silą rzeczy staje się elitarny, bo pozostają tylko Ci, którzy dorastają do owej głębi. Wydaje mi się jednak, że po pierwsze na prawdę głębokie myśli są zawsze bardzo proste. Klasyczny przykład z ks. Twardowskiego „Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą” – czy prostota tych słów nie poraża nas swoją głębią? Mnie by bardzo cieszyło, gdybym pisał z taką prostotą, a zarazem z taka głębią, jak ks. Twardowski; a przy takiej prostocie ta głębia nikogo by nie wystraszyła. I z drugiej strony – taki blog, jak mój, nie powstaje przecież na moją „chwałę”, lecz na chwałę Bożą; im większej liczbie osób przybliżę Boga, tym lepiej; i dla większej liczby osób życie na co dzień z Bogiem stanie się czymś naturalnym, czymś, bez czego życie traci sens, tym lepiej. Gdybym miał blog, którego celem byłoby użalanie się nad sobą, to im niej czytelników by tam zaglądało, to tym lepiej; skoro zaś prowadzę bloga po to, by innym ułatwić spotkanie z Bogiem, to im więcej ludzi odnajduje to na moim blogu, tym lepiej.(A już tak zupełnie na marginesie, gdyby mój blog był tak całkowicie elitarny, to Ty nie dowiedziałbyś się o jego istnieniu, a ja nie miałbym tak wspaniałej czytelniczki!)
ojoj jak milutko mi się zrobiło na tym marginesie:) (ależ próżna jestem!!!:) Otóż chowam przed światem to co moje, nie po to by się użalać, bo do użalania bardzo przydaje się widownia. *Tak sobie myślę: „a jeśli jutro umrę”…nikt nie uwierzy, jak bardzo chciałam żyć-dopóki nie przetrzepie mojego mieszkania i nie zajrzy do komputera. Wtedy nie będzie to już miało znaczenia, ale dziś jest wiele spraw, o których nie potrafię mówić. Tych dobrych jak i mrocznych, niewypowiedzianych kiedyś, dziś i pewnie jutro.Nie chcę by ktokolwiek wątpił , ze chciałam żyć.Poza tym ciesze się, ze Ty pozwalasz mi na to, czego ja nie chcę: na komentarze, opinie, przemyślenia innych ludzi.Mam już dosyć pytań „dlaczego”, mam dosyć zdawania raportów ze swojego każdego kroku i każdej decyzji.Mam dosyć poklepywania po plecach, fałszywych uśmiechów, tanich pochlebstw i obietnic bez pokrycia.Boję się tego i tyle.Jak więc widzisz nie o elitę chodzi.Uczę się od Ciebie, dlatego tu zaglądam i ciesze się, ze mogę to robić:)Inside
O użalaniu się, to nie było o Twoim blogu – wszak w ogóle go nie znam, lecz o ewentualnym moim. Dwie zupełnie niezależne osoby sugerowały mi niedawno coś takiego – jedna pisała, że sama prowadzi takiego bloga i to bardzo dobrze jej robi i że może ja powinienem swojego bardziej wykorzystywać do tego celu, a druga namawiała, bym założył drugiego bloga, który w całości byłby poświęcony pisaniu o tym, co mnie boli i to do końca, bez żadnych ograniczeń, szczerze, aż do bólu. Obie te propozycje odrzuciłem, ale pisząc teraz, myślałem właśnie o tych propozycjach, a nie o Twoim blogu.
I jeszcze wątek „użalanie się, a publiczność”. Nie wiem, czy to zauważyłaś, ale ile razy ja się poużalam, a ktoś zaatakuje tę osobę, w związku z którą się użalam, to momentalnie bronię tej osoby (jeszcze mi się nie zdarzyło pomijając jakieś bardzo odległe sytuacje, których sam już nie pamiętam, bym się czuł przez kogoś skrzywdzony) – w takiej sytuacji „widownia” mi przeszkadza.
Szanowny Obrońco Uciśnionych:)Pozwól czasem swym Podopiecznym wypowiedzieć się i wybronić. Przypominasz mi mojego Muminka, który tak bardzo chce mnie bronić, ze czasem mam wrażenie, ze traktuje mnie jak osobę upośledzoną, albo co najmniej pozbawioną rozumu.Co jest przykre.
Tu się chyba nnie zrozumieliśmy – przecież nie chodziło o to, że Ciebie bronię, lecz bronię tych, których bywa, że zaczną inni atakować w związku z moim użalaniem się; a to sprawia, że jednak wolałbym podczas użalania się nie mieć za dużo publiczności.
ok!nie miałm na myśli siebie-ale inne owieczki:)Inside
Temat Twojej notki Leszku doskonale pasuje do sytuacji o jakiej dyskutujemy. Nie bardzo rozumiem co powoduje osobami, które dowiedziawszy się, ze mam coś Mojego (tutaj blog), tak bardzo chcą bym się tym dzieliła. Pierwsze co mi przychodzi na myśl, to niegroźna ciekawość. Ale może być to potrzeba kontroli.Zostawmy jednak te domysły. To co moje-to moja prywatność, część mnie samej. To co moje-to mój azyl, miejsce gdzie mogę rzucić w kąt pozy i maski. To miejsce którym bardziej niż gdziekolwiek indziej jestem sobą. To ja otwieram, bądź zamykam drzwi. Ja wyznaczam granice gdzie czuję się bezpiecznie. Każda sytuacja wymaga ode mnie decyzji-gdzie jestem ja a gdzie reszta świata, dlatego nieustannie ustawiam te granice.Kilka lat temu, gdy panował boom na internetowe pamiętniki, zastanawiałam się jak można być takim ekshibicjonistą i udostępniać swoją prywatność innym. Potem zobaczyłam, ze często chodzi o to by manipulować innymi: wzbudzać współczucie, czekać na zrozumienie, łasić się w zamian za garstkę pochlebstw. Sprawdzać się i pokazywać swoją „otwartość”.. co chcemy udowodnić, czego się BOIMY?(podkreślam, ze są to jedynie moje dywagacje-nie oskarżenia, proszę się więc nie wczuwać)Piszesz, ze twój blog powstał na chwałę Bożą. To się czuje i dlatego tu bywam:)Pisząc te słowa potwierdzasz jednak własne przypuszczenia, że ten blog mógłby nie podobać się Bogu.Jeśli oczekujesz ode mnie jakiegoś wyjaśnienia, dlaczego tak bardzo staram się strzec „tego co moje” napiszę w skrócie, że jest to moja obawa i ucieczka przed kontrolą-podszytą być może miłością i troską. A przede wszystkim podszytą LĘKIEM.To w skrócie, szerzej może kiedyś( w mailu)Pozdrawiam
Nade wszystko pragnę przeprosić, że nie odpowiedziałem wcześniej (i nie mów, że to dewaluacja przeprosin) – dopiero dziś zauważyłem tę wypowiedź. A co do meritum, to absolutnie nie nalegam, choć pisałem, że widać nie jestem dostatecznie cenny, to przecież żartowałem tak samo, jak Ty wcześniej. Rozumiem Ciebie – nie po to masz takie miejsce, w którym możesz czuć się bezpieczna, by ktokolwiek miałby Ci ten spokój zakłócać (przez sam fakt utraty takiej całkowitej anonimowości). Ale po cichu liczę, że może jeszcze kiedyś mnie tam zaprosisz.
sprawdziłam Ci statystyki…do 16:23 masz dzisiaj 41 odwiedzających, 101 odsłon. W ciągu ostatnich siedmiu dni zaglądnęło tu 378 osób, odsłon 666.Twój blog podoba się nie tylko Bogu ale i ludziom. Koniec dyskusji.
:)):):)))))