Depresja?

Przyznaję, że niewiele wiem o depresji (choć ostatnio to modny temat); wydaje mi się jednak, że w jej przypadku nie da się wskazać jakiejś przyczyny – przychodzi nie wiadomo kiedy i nie wiadomo skąd.. A to nie jest ten przypadek. Pytasz o moje sukcesy, ale z tym jest podobnie, jak z moim pisaniem – jest tak, jak napisała Pierwsza Osoba Z Listy, że to tylko mnie się wydaje, że to moje pisanie ma jakąkolwiek wartość, że jakoś nikt inny tak o moim pisaniu nie myśli. Wspomniałem np. że wielką satysfakcję mam ze swoich szkoleń – ale to jest jedynie moja prywatna satysfakcja; spotykam się raczej z pretensjami, że ludzie po przeszkoleniu nie wiedzą tego, tamtego i czegoś jeszcze – Jak ty ich szkolisz?! Spytaj mojej żony o jakiś mój sukces – nie wymieni ani jednego w ciągu 25 lat małżeństwa. Jeśli miałbym pisać o swoich sukcesach, to musiałbym sięgać do czasów harcerskich, ale musisz przyznać, że byłoby to śmieszne. Najnowsze sukcesy „potwierdzone” pochodzą sprzed kilkunastu lat (takie jak przyjazd Michelle’a Quista do Polski, ale i to łatwo odrzucić, że jedynie schlebiam sobie, że to ze względu na mnie – dopiero trzeba by było spytać o to ks. Malackiego, jak to było naprawdę – sam przecież pewności nie mam) – ale to też zbyt odległe, by do tego wracać.

W końcu to moje blogowanie w takim wymiarze najbliższym ciału dopiero zaczynało przywracać mi wiarę w siebie – spojrzenie na siebie, jako na nieudacznika, ukształtowało się przez 25 lat małżeństwa i jedyne, co z tym mogłem zrobić, to polubić siebie takiego, jakim jestem (i proszę mi wierzyć, gdy piszę o sobie, jako o nieudaczniku, ani nie oczekuję zaprzeczeń, ani pocieszeń, ani litowania się nade mną – po prostu wbrew panującej w pewnych kręgach opinii o mnie, nie jestem zadufany w sobie i nie wstydzę się przyznać do tego, że takim nieudacznikiem jestem). Mało, nauczyłem się z tym żyć – w końcu przez wiele lat utrzymywałem rodzinę tylko ze swojej pensji i wcale nie wegetowaliśmy – potrafię normalnie funkcjonować w życiu; gdybym nie potrafiłbym z tym żyć, to by mi się to nie udawało (no ale to opinia niepotwierdzona).

Problem ze mną zaczyna się dopiero wtedy, gdy nie jestem traktowany, jak człowiek – niewątpliwie wtedy pojawia się we mnie całe mnóstwo reakcji neurotycznych (łącznie z tym czekaniem na śmierć) przez które ranię i siebie i innych.

No ale Bóg mnie kocha i zawsze ma dla mnie jakieś pomysły…

[Ten tekst napisałem w jednym z komentarzy]

27 odpowiedzi na “Depresja?”

  1. nie wiem czy ty wiesz ale Quist(jakos tak) byl rok temu na spotkaniu Unii Kaplanow Chrystusa Krola w Kroscienku nad Dunajcem…Ponoc niezly z niego gosc tak mi przynajmniej mowil ks. 🙂 POZDROWKI:P

  2. Ile czasu mnie tu nie było…a jak się stęskniłam… wybacz ale nie miałam możliwości dostępu do internetu po wyjeździe na studia… Psyt a ponoć depresja to choroba XXI w… wzrastaj w Miłości Bożej Leszku pozdrawiam:*

  3. według mnie depresja zawsze ma jakąś przyczynę. traumatyczne wydarzenia, niepowodzenia w życiu lub brak poczucia własnej wartości i poczucia tego że jest się ważnym. trzeba tego unikać bo strasznie niszczy. ale sama ominąć tego nadal nie umiem.

  4. Jestem przekonany, że to nie jest depresja. Za to Ci powiem, że w ty przerwanym cyklu wspominałem również Ciebie.

  5. Pocieszam się, że jednak to nie jest mój przypadek – owszem w takim ogólnym znaczeniu pewnie masz rację, ale konkretne momenty ujawniania się depresji wydaje mi się, że nie posiadają konkretnej przyczyny (i to jest ta pociecha).

  6. Depresja, zawsze ma swoje przyczyny, i nie pojawia się z powietrza, tak po prostu, nie wiadomo skąd.”Problem ze mną zaczyna się dopiero wtedy, gdy nie jestem traktowany, jak człowiek – niewątpliwie wtedy pojawia się we mnie całe mnóstwo reakcji neurotycznych (łącznie z tym czekaniem na śmierć) przez które ranię i siebie i innych.”Kiedy nie jesteś traktowany jak człowiek? napisz coś konkretnego, sytuację, gdzie zostałeś potraktowany nie jak człowiek? i w jaki sposób rozumiesz pojęcie „być traktowanym jak człowiek” – czyli jak?A korzystałeś kiedykolwiek z pomocy psychologicznej?w związku ze swoją zaniżoną samooceną…A jeśli nie, to czy myślałeś o tym, aby spróbować skorzystać z takiej pomocy?jeśli nie chcesz, iść do psychologa, to dlaczego nie pójdziesz z tym do Boga? dlaczego nie pozwolisz Jemu się uleczyć, tych zranień, tej niskiej samooceny?

  7. Tak! Bóg kocha nas wszystkich bez względu na to kim jesteśmy, czy zachowujemy się tak czy inaczej, czy mówimy to czy tamto, czy piszemy to czy to… On ma dla nas plan, wspaniały plan do zbawienia i tego się trzymajmy tej myśli, że kocha nas całym swoim sercem, jest gotów przebaczać każde głupstwo! pozdrawiam

  8. Wszystko zależy od tego co i czy w ogóle się analizuje. bo jeśli przeanalizować swoje zachowanie przed rokiem, a teraz to zauważy się różnicę, a i znaleźć przyczynę można. Ale z drugiej strony to przychodzi czasem niespodziewanie nie wiadomo skąd, wiec można powiedzieć też że i nie ma konkretnej przyczyny. Dobrze, że to Ciebie nie dotyczy.

  9. Oczywiście, że tak i ja nigdy nie miałem najmniejszych wątpliwości, że we wszystkich wydarzeniach mojego życia obecna była Jego miłość. Nawet tych najtrudniejszych – one też były dla mojego dobra i dla dobra innych ludzi. Czasami tę miłość odczuwam całkiem dosłownie, jak tego dnia, o którym wspomniałem w notce „Dzisiaj” (choć z drugiej strony dośpiewałem wtedy sobie coś, czego w ogóle nie było).

  10. Psycholog nie ma nic do roboty, bo to nie jest zaniżona samoocena, lecz obiektywny fakt potwierdzony opinią tych, którzy mnie znają. Jedyne, co w sobie ceniłem, to ta moja wiara i jej opisywanie. Ale to straciłem właśnie teraz. A ostatnia sprawa – człowiek nie ma silniejszej sankcji wobec innych ludzi, jak odmowa wszelkich kontaktów; jeśli się do niej ucieka, to tylko wobec tych, których nie uważa za ludzi – i to spotkało mnie od dwóch osób.

  11. A, jeszcze było o zranieniach – ja ich nie mam; po prostu wiem, że jestem nieudacznikiem i to wszystko. Mnie wystarczy tylko jeden jasny punkt w sobie – gorzej, że właśnie ten straciłem. Ale tak jak napisałem w notce – Bóg zawsze coś dla mnie wymyśli. Jeszcze nie wiem co, ale na pewno coś wymyśli. Może nie dzisiaj, może nie jutro, ale coś wymyśli. Bo ja Jego miłość odczuwam – czasami również całkiem dosłownie, tak jak tego dnia, w którym postanowiłem przerwać ten cykl. Co prawda wówczas coś tam od razu sobie nabaiłem (bajek sobie nabaił), co po chwili pękło jak bańka mydlana, ale na pewno jeszcze coś wymyśli.

  12. Przyznam ,że drażni mnie styl komentowania , nawiedzono – ewangelizacyjny ale stwierdzam to nie po to , aby krytykować , tylko stwierdzić ,że mam z tym jakiś problem …Muszę przemyśleć…;-)Depresja nie bierze się znikąd , nigdy …Dawno zakopałeś jakieś uczucia i emocje , chcą wyjśc i nie mogą…Myślisz ,że jak stwierdzisz ,że jestes nieudacznikiem to problem zniknie….? Naprawde nie masz zranień? Twarda z Ciebie bestia… Lechu , bredzisz – bez urazy …Pozdrawiam ciepło…Czy zalinkować wolno…?

  13. Jeszcze raz – za bardzo się nie znam, ale wydaje mi się, ze czym innym są przyczyny choroby, a czym innym przyczyny konkretnych ataków – te ostatnie, jak mi się wydaje, przyczyny nie posiadają. I dlatego wcale się nie podpinam pod modną obecnie depresję. Jeśli chodzi o rany, to w tych wszystkich sprawach, które świadczą o moim nieudacznictwie, żadnych zranień nie mam – wszystko Bożą mocą zostało uzdrowione. Czy problemu nie ma? Byłby, gdyby mnie to raniło, że nie pasuję do wizerunku prawdziwego chłopa; byłby, gdyby to był dla mnie problem, że nie zarabiam tyle, ile moi koledzy, itd, itp. Jedyny problem to tylko taki, by znowu uwierzyć, że mam co dawać, by znowu uwierzyć, że tym swoim pisaniem innych ubogacam – to jest mój rzeczywisty problem. Jeśli w to na nowo uwierzę, to cała reszta to pryszcz. A z linkiem o nic nie musisz pytać (choć zastanów się, czy rzeczywiście będziesz miała ochotę tu przychodzić, bo ten ton, to permanentna cecha tego bloga – przeczytaj zresztą same „Listy o miłości”, to wyrobisz sobie zdanie, czy to Ci odpowiada, czy nie).Pozdrawiam

  14. Przyznam szczerze ,że nie jasne to wszystko dla mnie… Jetem taka ,że jeśli mnie coś drażni to chcę się temu przyjrzeć…Zastanowić się o co MI chodzi…bez ataków i osądzania…tak więc zalinkuję , zobaczymy co będzie dalej… Pozdrawiam , i nie wzbraniaj się….;-))))

  15. Miło że wpadasz . Depresja inaczej czuły punkt , uważałam zawsze że ona mnie nie grozi , że jestem silna, ale kiedy zmarła moja kochana mamusia długo z nią walczyłam.Leszku każdy z nas jest nieudacznikiem w jakiejś dziedzinie, moja koleżanka nie radzi sobie w kuchni , kolega nie potrafi zarobić na rodzinę a ty jednak tak itd.Szczęśc Boże.

  16. Och – ja byłem już całkiem dorosły, gdy zmarła moja mama, a odczułem to bardzo silnie. Ten okres, gdy żyje mama, a ten, gdy jej już tu nie ma, to jest kolosalna różnica, której nie da się z niczym porównać. Tak to przeżywałem ja, dorosły facet; a jak musiałaś Ty?! Przytulam Ciebie bardzo, bardzo mocno.

  17. hmm.. ja w sumie też nie widzę żadnych swoich sukcesów. Bo to wcale niełatwą rzeczą jest dostrzec je. A co do komentarza..Tak, wiem Bóg jest wszędzie. Tylko tutaj trochę rozdzieliłam to 🙂

  18. Och, przepraszam, że tak długo nie odpowiadałem – chodziłem po innych blogach i jakoś sam nie wiem dlaczego nie miałem ochoty zajrzeć na swego. Wiesz, jeśli chodzi o te osiągnięcia, to Ty jeszcze masz dużo czasu, więc nie masz się czym przejmować. Pozdrawiam bardzo serdecznie.

  19. Depresja….heh, chyba wiem o czym mowa…znam to z autopsji…to mordercza i podstępna choroba…ciężko z niem wyjść..

Możliwość komentowania została wyłączona.