16 Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. 17 (..) 18 Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. (J 3)
Czy wiarą jest wypełnianie praktyk religijnych?
Nie – nie jest; jest to jedynie pokarm, którym karmi się nasza wiara, ale nie jest wiarą. Nie łudźmy się – bez wypełniania praktyk nasza wiara niechybnie uschnie, przestaniemy wsłuchiwać się w głos Pana, by iść za Nim, przestaniemy szukać, jaka jest wola Boża wobec nas – przestaniemy pytać, czego On ode mnie oczekuje?
Wierzyć, to kochać Boga i z tej miłości wypełniac Jego wolę.
skoro wiara jest darem, nie można na nią zasłużyć, nie można jej sobie wypracować… to czemu ktoś niewierzący ma ulec potępieniu?niewystarczająco wsłuchiwali się w Boży głos?a jeśli wychowani są w rodzinach niewierzących, a jeślico chyba gorsze – „niedzielnych” katolików… itd. itp.pozdrawiam
Sprawa jest zarazem prostsza i trudniejsza. Trudniejsza, bo nie ma takiego prostego przełożenia rodzice-dzieci, czego przykładem jest mój syn, który po to, y zachować identyfikację ze swoją płcią, nie miał innego wyjścia, jak mnie całkowicie odrzucić – łącznie z moją wiarą (dla niego jest to kolejny dowód mojej słabości). Natomiast prostsza, bo tak jak pisałem w „Listach o miłości” nikt nie jest odcięty od plany zbawienia – każdemy jest dostępne pragnienie pokochania Boga. I to wystarczy. Uwarunkowania kulturowe mogą zniekształcać obraz Boga, ale nie są w stanie nikogo odciąć od Jego miłości.
Kasiu – przepraszam, że się wcinam, ale mam nieco inne zdanie od Twego. Tak Bóg umiłował świat [człowieka] – ale jeśli ktoś na tą miłość nie chce odpowiedzieć, jeśli nie wierzy w istnienie Boga, to czy poczuje smak tej miłości ? Nie, bo świadomie tą Miłość odzruca, nie wierzy w Jej istnienie. Sam siebie pozbawia Miłości, Która jednoicześnie jest Zbawieniem. Czym innym jest świadome odrzucenie tej Miłości, bo jest się niedowiarkiem, a czym innym jeśli ktoś nie wie o Bogu i nigdy o Nim nie słyszał [plemiona w buszu] . Toteż Jezus powiedział; „idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody..”Natomiast nie zgodzę się z tym, co według Ciebie dotyczy „niedzielnych” katolików. Nie masz prawa oceniać kogokolwiek. Z jakich pobudek chodzi on do kościoła, to sprawa pomiędzy nim a Bogiem, bo Bóg patrzy w serce człowieka, zaś Ty widzisz jego powierzchowność. Jezus powiedział; „gdzie dwu lub trzech spotyka się w imię Moje, tam ja pośród nich jestem obecny”. Zatem bez względu na to, co pwoduje tą obecność na spotkaniu człowieka z Jezusem, oni są pod oddziaływaniem Jego obecności, a Bóg zna wiele sposobów aby zdobyć serce człowieka. Podobnie ma się z prowadzaniem dzzieci do kościoła przez Twoim zdaniem „niedzielnych” katolików, bo to Jezus może wybrać spośród nich swojego umiłowanego ucznia. Apostołów wybrał Jezus, a mimo to pod krzyżem stał tylko Jan. Podobnie jest z katolikami uczęszczającymi do kościoła. Pozostaw to ocenie i woli Bożej, nie ingeruj tak daleko, bo nie masz dostępu do serca i myśli człowieka. Wiara jest darem, ale to my mamy odpowiedzieć miłością na Miłość. pozdrawiam
„Natomiast nie zgodzę się z tym, co według Ciebie dotyczy „niedzielnych” katolików. Nie masz prawa oceniać kogokolwiek. ” – Kaśka nikogo nie ocenia. Czym innym jest wypowiadanie zdanie o konkretnej osobie – osądzanie tej osoby, a czym innym zauważanie pewnego zjawiska. Nie możemy udawać, że nie ma w kościele zjawiska „niedzielnych” katolików, bo ono jest; natomiast powinniśmy się strzec takich osądów w odniesieniu do konkretnych osób.
Leszku – jeśli nawet macie rację i takie zjawisko jak „niedzielni” katolicy istnieje, to przecież gadaniem jeszcze nikt niczego nie osiągnął. Trzeba dać własny przykład, to po pierwsze, a po drugie każdy sam będzie zdawał rachunek ze swej woary. A niech oni chodzą do kościoła bez względu na motywy, bo obecny tam Jezus ma moźliwośc oddziaływania także na nich. Duch Święty zadziała.” Bo Syn Człowieczy przyszedł odszukać i ocalić to, co zginęło”. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników . …” Jeśli „niedzielni” katolicy, to grzesznicy więc przede wszystkim oni mają prawo przebywać w obecności Jezusa, bo On przyszedł powołać grzeszników a nie sprawiedliwych. Może ktoś także mnie ocenia, że jestem „niedzielnym” katolikiem, bo jakie są kryteria tej oceny ? Dobrze, że w ogóle chodzą, bo mają szansę być powołanymi przez Jezusa. pozdrawiam
Przecież nikt nie wyrzuca „niedzielnych” katolików z kościoła – i całkiem niedawno pisałem o tym wyraźnie próbując podsumować dyskusję nt. bierzmowania. I problem wcale nie dotyczy grzeszni-bezgrzeszni – problem dotyczy letni-gorący (gdy w apokalipsie masz wyraźnie powiedziane, byśmy byli zimni, lub gorący, a nigdy letni). Te różne małe wyznania w warunkach polskich nie mają tego problemu, bo nikt od nich nie ma oczekiwań, by próbowali obejmować swoim oddzialywaniem również tych letnich – u nas ten problem istnieje i nie można udawać, że go nie ma. Dopiero wtedy, gdy się go widzi, jes szansa na to, że podejmie się jakieś działania, by ci letni stali się gorący. I ja dobrze wiem, że Kaśka właśnie to czyni. I dlatego stanąłem w jej obronie – w jej wypowiedzi nie było oceniania, a jedynie zwrócenie uwagi na ten problem – Kaśka upomniała się właśnie o tych, którzy zostali wychowani w takich rodzinach; z samego założenia są w gorszej pozycji startowej i właśnie wg niej moje słowa z tej notki były zbyt ostre właśnie dla takich osób.
Leszku, rozumiem, że chodzi o tych „letnich” . Tylko zastanawiam się, czy my mamy prawo oceniać – kto jest letni, a kto zimny, czy gorący. Faryzeusz modląc się mówi o sobie. On nie wielbi Boga, ale chwali samego siebie. Jest bardzo z siebie zadowolony: „Dziękuję Ci, Panie, że nie jestem taki jaki inni ludzie” -„niedzielni” katolicy. Parafrazując, moglibyśmy wyrazić to słowami: „Chcę Ci, panie Boże pogratulować, że masz tak wspaniałego wyznawcę. Zobacz, Panie, jaki jestem wyjątkowy, jak różnię się od innych: nie kradnę, nie oszukuję, nie cudzołożę. Poszczę dwa razy w tygodniu, oddaję dziesięcinę”. Niektórzy faryzeusze byli tak gorliwi, że w te dwa dni postu obywali się bez wody, co było niebezpieczne dla zdrowia. Gdyby i dziś ktoś złożył przed nami takie wyznanie, uznalibyśmy go za człowieka wyjątkowego. Czyż nie jest to wzór pobożności i wiary, poświęcenia dla Boga? Dlaczego człowiek, który żyje w dobry sposób, wyróżnia się pozytywnie na tle innych, nie znajduje uznania w oczach Jezusa? Dlaczego nie on, a żyjący nagannie celnik, zostaje usprawiedliwiony? Czy dla Boga nie ma znaczenia to jak żyjemy ? Faryzeusz wcale nie przesadzał. On naprawdę tak żył. Pan Jezus nie zarzuca mu kłamstwa. Pan Jezus zwraca naszą uwagę na to, że nie każda modlitwa jest Bogu miła. Problemem faryzeusza jest jego postawa: „Nie jestem jak inni ludzie. Jestem lepszy, wartościowszy, popatrzcie na mnie”. Czy to nie przypomina nam naszych zachowań? Ileż to razy zdarza się nam tak właśnie myśleć o sobie. czy ja nie jestem lepszy niż „niedzielni”katolicy ?Na nabożeństwach modlimy się. Angażujemy się w Kościele w różne działania. Możemy być bardzo dobrze postrzegani. Co jednak Chrystus, który przez Ducha Świętego ma wgląd w nasze serca, widzi w Tobie i we mnie ? Więcej wdzięczności i pokornej czci dla Boga, czy satysfakcji z bycia ewangelicznym chrześcijaninem?
Jeszcze raz – Kaśka nie pisała „Jak to dobrze, że ja nie jestem letnia, lecz gorąca” – jej błąd faryzeizmu nie grozi. Ona się upomniała o tych letnich, którzy wyrośli w rodzinach letnich – jej zdaniem to niemożliwe, by tacy ludzie nie byli objęci planem zbawienia. Jeśli już więc ten atak jest słuszny, to na mnie, a nie na Kasię. Ja z kolei też nie mówię, jaki to ja jestem wspaniały – ja to będę miał życie wieczne, a ci, o których mowa nie; moja odpowiedź była taka, że to, czy ktoś jest letni, czy gorący, nie zależy od tego, w jakim środowisku się wychował – pragnienie Bożej miłości jest dostępne każdemu, nawet jeśli ten ktoś ma zniekształcony obraz Boga. Upieram się więc przy dosłownym rozumieniu słów Chrystusa, jednak rozszerzam pojęcie wiary. Człowiekiem wierzącym dla mnie nie jest ten, kto jedynie wypełnia praktyki religijne (na tym w końcu polega błąd faryzeizmu – choć jednocześnie podkreślam wagę ich wypełniania), lecz ten, kto kocha Boga i tą miłością kieruje się w życiu (i to nawet wtedy, gdy sam nie potrafi nazwać Tego, którego kocha).
Leszku – a czy to nie jest tak :BIEDNY kto Ciebie nie zna od powicia i nigdy Twego nie słyszał imienia, lecz ten BIEDNIEJSZY, kto w rozpuście życia stał się niegodnym Twojego wejrzenia ………… ?Ten biedny kto się wychował w letniej rodzinie, ale i ten biedny kto jest zimny ? Masz rację, że samo praktykowanie religii nie jest jednoznaczne z wiarą, ale ja daję szansę także tym, którzy tylko praktykują, bo nigdy nie wiadomo kiedy i kogo spodoba się Bogu pociągnąć do siebie. pozdrawiam
„bo nigdy nie wiadomo kiedy i kogo spodoba się Bogu pociągnąć do siebie” – ależ On cały czas wychodzi do nas, On zawsze robi pierwszy krok i czeka na naszą odpowiedź. Ta odpowiedź jest konieczna i to niezależnie od tego jaka jest nasza historia.
Pozdrawiam Leszku! Chetnie odwiedzam Toj Blog. jak dobrze Ty to napisal, Szegolne ostatni zdania.
Proszę zwrócić uwagę, co było powodem, dla którego Zacheusz wszedł na drzewo – ciekawość, a co się z niej zrodziło ?.