Podłoga

Ponieważ nie wszyscy zauważyli informację zawartą w komentarzach, że przez ostatnie dwa tygodnie byłem na urlopie, to chciałbym przeprosić tych, w których moje milczenie wywołało niepokój (powinienem był uprzedzić o tym w ramce nad notkami). Te dwa tygodnie spędziłem na działce, kładąc podłogi na piętrze – tak to teraz wygląda (nie ma tylko listew, ale na nie na razie pieniędzy zabrakło):
 
    
 
Podłoga jest w pokoju córki; przechodzi przez przedpokój i dochodzi do pokoju żony (pierwotnie miał to być wspólny pokój). Nie ma jej jeszcze tylko w pokoju syna, ale za dwa tygodnie wezmę kolejny tydzień urlopu i będzie również tam (moich pieniędzy już co prawda nie starczyło, ale żona dołożyła swoje – brakowało 450 zł na płyty wiórowe i już najważniejsze materiały są).
 
Przyznaję, że po tej robocie byłem z siebie zadowolony – szczególnie, że w pokoju córki udało mi się zaoszczędzić sporo pieniędzy i znacznie przyspieszyć robotę. Uważałem też, że te podłogi po prostu ładnie położyłem (nie to, że bezbłędnie, ale ładnie)… Niestety to było tylko moje zdanie – za to połączenie, które dokładnie pokazuję na zdjęciu:
 
  
 
zostałem kompletnie zbesztany. Na dodatek żona następnego dnia kupiła listwę, którą chciała zasłonić miejsce łączenia, ale ja to miejsce umieściłem dokładnie pod zamkniętymi drzwiami i drzwi by się o nią ocierały. Tak więc nie dość, że fatalnie wygląda ten fragment (żona najbardziej rozsierdziło to, że uważałem to za ładnie zrobione), to jeszcze na dodatek tego nie ma jak ukryć.
 
 
 
I tak to już ze mną jest – mnie się wydaje, że coś w życiu dobrze zrobiłem; tymczasem nikt poza mną tak nie uważa. I ta reguła dotyczy nie tylko tak błahych spraw, jak podłoga – dotyczy wszystkiego, co przez ostatnie ćwierć wieku w swoim życiu zrobiłem (również tu na blogu)…