Wróżka

 
Moja sąsiadka zaprzyjaźniła się z pewną wróżką i to zaprzyjaźniła do tego stopnia, że w tym roku wyjechała razem z nią do jej kraju pochodzenia. Wyjazd miał ze sobą łączyć pracę z wypoczynkiem, ale niestety pobyt trzeba było mocno skrócić – tym krajem była Gruzja.
Wróżka postanowiła jeszcze pozostać – wracała tylko sąsiadka. Drogą SMS-ową dostała wiadomość, że Konsul będzie czekał w niedzielę o 12:00 na wszystkich Polaków pragnących opuścić Gruzję. Miejscem zbiórki była granica turecka. Sąsiadka dojechała tam po prostu taksówką – z Batumi to raptem 7 km. Gdy tam przyjechała, już grupka Polaków zbierała się, oczekując Konsula. Minęła godzina, półtorej, a Konsula nigdzie nie było widać. Sąsiadka posiadała wizę turecką, więc postanowiła przekroczyć granicę i tam się rozejrzeć. To był właściwy krok – Konsul rzeczywiście czekał od godziny 12:00, ale po stronie tureckiej.
Sam wyjazd jednak się opóźniał – z jednej strony Polacy musieli wyrabiać sobie wizy tureckie (z całej grupy tylko sąsiadka miała taką wizę), a z drugiej Konsul dostawał coraz to nowe informacje o kolejnych grupach pragnących dołączyć do uchodźców.

W pewnym momencie sąsiadka postanowiła jeszcze raz pożegnać się z Wróżką – zadzwoniła do jej domu. Okazało się jednak, że Wróżki nie było – też postanowiła wracać. Pierwotnie chciała jedynie przebookować samolot na nieco wcześniejszy, ale gdy dowiedziała się, że już w ogóle żadne samoloty nie latają, szybko zdecydowała się wracać ze swoim mężem i dziećmi korzystając z pomocy polskiego Konsula. Przybyła na granicę znacznie później niż sąsiadka i do miasta, z którego startował samolot, dojechała już w kolejnej turze, a przez to została zakwaterowana już w innym hotelu, ale co najważniejsze – zdążyła.
Następnego dnia pobudka była wcześnie, jako że wynajęte autokary, które miały dowieźć wszystkich na lotnisko, musiały to zrobić jeszcze przed swoimi normalnymi kursami rejsowymi. Na lotnisku więc czekanie się dłużyło, ale zostało wynagrodzone, gdy samolot punktualnie się pojawił.
 
* * *
 
Przypuszczałem, że z całej tej historii wyniknie przynajmniej jedna pozytywna rzecz – przypuszczałem, że sąsiadka nie będzie już tak każdej swojej decyzji życiowej konsultować z Wróżką. Pomyliłem się – od razu usłyszałem, że przecież to oczywiste, iż wróżka żadnych widzeń wojny nie miała – to dotyczyło przecież jej osoby!