Spowiedź

Dzisiaj byłem u spowiedzi. Jeszcze mi się nie zdarzyło, bym po spowiedzi był pełen niepokoju – dzisiaj tak właśnie jest. Ksiądz, który mnie spowiadał, jest ponad wszelką wątpliwość pewien, że nie potrafię rozpoznawać tych momentów, w których Pan do mnie przemawia. Jeśli nałożyć na to stosunek do mnie moich najbliższych, nade wszystko tych, wobec których byłem przekonany, że wypełniam Jego wolę, to muszę ostatecznie zamilnąć.
 
Blogów nie kasuję, a na „Świadkach..” notki będą się ukazywać do końca roku (bo są już wpisane), ale nie będę już odpowiadać i w ogóle nie będę się już nigdzie wymądrzał (to jednak było wymądrzanie).
 
(Kiedyś już byłem wysyłany przez spowiednika do psychiatry, ale wtedy usprawiedliwiałem siebie, że był to franciszkanin; ten to dominikanin – a więc się poddaję)