Tak jakoś herbertowo się ostatnio zrobiło na moim blogu. Bo to Zapasiewicz herbertowo się kojarzy, bo Krysia… Dziś snuć będę inne wspomnienie herbertowe. Otóż w okresie licealnym rozkochałem się w Kazimierzu Dolnym – każde wakacje tam spędzałem. Miłość ta przetrwała do czasów studenckich – nie było roku, by mnie tam nie było. Jedyna różnica polegała na tym, że nie jeździłem już z mamą do państwa Kiljańskich, u których zawsze się zatrzymywaliśmy, lecz sam (lub z grupą znajomych), mieszkając byle gdzie (jedna rzecz była stała i niezmienna – obiady u sióstr; może jeszcze kiedyś o tym napiszę).
Historia, którą chcę opowiedzieć, miała miejsce w czasie, w którym nikt ze mną do Kazimierza nie pojechał – sam jeden wynajmowałem połowę domku kempingowego. Po kilku dniach do drugej połowy wprowadziły się dwie studentki polonistyki.
Obie rozkochane w doc. Bohdanie Urbankowskim (był w tym czasie w Kazimierzu i ich ochy i achy co chwilę do mnie dolatywały), a pod jego wpływem zauroczone poezją Jarosława Iwaszkiewicza; moja poetycka miłość, tj. Zbigniew Herbert był im zupełnie nieznany – nawet nie znały tego nazwiska (przypominam, że istniał zapis w cenzurze na jego nazwisko). Oczywiście zapis w cenzurze nieco je tłumaczy, ale tylko nieco – jak to możliwe, by student politechniki znał jego twórczość, a one, studentki polonistyki, nie? I to dziewczyny rozkochane w doc. Urbankowskim, dzisiejszym piewcy Herberta. Iwaszkiewicza znały, a Herberta nie…
Jaka ż jestem scęstliwą, ze mogę napisać „Herbet” i czytać Go wierszy. Ze poznałam kiedyś Macieja, bo właśnie od niego usłyszałam o tym wielkim poecie. () Ja cieszę się ze znów odzywają „Listy..” Leszka
Ale tylko przez chwilę – przez 3 tygodnie mnie nie będzie (nie myślałem o tak długim urlopie, ale tak mi wyszło). Niestety mam tylko jedną notkę na tego bloga, a na „Świadków” w ogóle.
Nech ten urlop bendzie dobrym. Odpocznij. Naberz sil. Z Bogiem
🙂
Leszku – myślę że owe polonistki ściśle przestrzegały programu nauczania i tego kogo wolno było w owych czasach czytać znały; moim zdaniem nie ma niczego dziwnego w tym, że student politechniki rozkochany był w twórczości Herberta [a w kim ja byłam rozkochana wolę nie wspominać 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 ], wszak życie pisze różne scenariusze i nie zawsze zawód wykonywany [wyuczony] pokrywa się z zamiłowaniem; nigdy nie marzyłam aby być chemikiem; miałam całkiem inne zainteresowania, ale przeznaczenie spłatało mi figla i zostałam chemikiem, dzięki czemu udało mi się odbić od dna biedy . Realizacja marzeń nie pozwoliłaby mi na wydostanie się z trudności materialnych, a przecież małżeństwo i rodzina to odpowiedzialność; niby nie samym chlebem żyje człowiek, ale bez chleba nie ma życia; pięknie brzmią słowa ;”pieniądze szczęścia nie dają………być może, ale kufereczek stuweczek, daj Boże…” pozdrawiam i czekam na Twój powrót z urlopu
W gruncie rzeczy ja wcale nie oskarżam owych studentek. Dziwi mnie to, że ten, który dziś jest największym piewcą Herberta, wtedy, gdy był na niego zapis, nie uczył o nim swoich studentów.
hehe 😉
No właśnie 🙂
Herbaciana Bratnia Duszo – stęskniłam się za Toba bardzo.Do „przeczytania” we wrześniu!!!
Oj, nie wiem, czy do przeczytania – przez cały ten czas pobytu na działce nie przygotowałem ani jednej notki na którykolwiek blog:(
Ostatnio pojawiasz się i znikasz; a ja mam pytanie do Ciebie – jak zapisać [uwiecznić, zabezpieczyć] bloga przed usunięciem żeby nie zniknął na amen, jak Twoje Listy o miłości; chciałabym zachować go na pamiątkę, a może się zdarzyć, że będzie dłuższa przerwa; co należy zrobić aby zachować dotychczasowy materiał ? pozdrawiam
No i cisza; Leszka gdzieś wcięło [wciągnęło ?] pewnie nie uzyskam odpowiedzi, a wkrótce i ja zniknę na jakiś czas; pozdrawiam
Dziś już wróciłem z działki. A odpowiedź jest prosta – co pół roku należy napisać nową notkę (lub starej zmienić datę).
Niech mi to będzie wybaczone, że zawsze wolałam Herberta od Iwaszkiewicza (to chyba za sprawą cudownych moich polonistek z nazaretańskiego liceum – pani Bernadetty i pani Ewy). No, może z wyjątkiem „Matki Joanny od Aniołów.”
Wybaczone? – to przecież oczywiste!
A ja nigdy nie lubiłam większości autorów „wciskanych” mi w szkole. Nie przepadam za Herbertem. :/ Ale bardzo lubię Poświatowską. 🙂 Pozdrawiam serdecznie.P.S. Zmiana adresu bloga: //walka-duchowa.blog.onet.pl
Z pań, to u mnie zawsze na pierwszym miejscu była Szymborska (i to oczywiście na wiele lat przed Noblem). Ale Poświatowską też bardzo lubiłem.
Witaj Leszku!Studentki polonistyki nie znały twórczości Herbarta. I nie jest mi to dziwne, bo i ja miałam podobną sytuację, ale dot. wydarzeń historycznych. Kiedyś rozmawiając z nauczycielem historii, opowiedziałam mu o pewnym zdarzeniu, które miało miejsce ok. osiem wieków twmu. On twierdził, ze działo sie to w 1243 r., a ja, ze ok.100 lat wcześniej. Po udowodnieniu faktów, był bardzo zdziwiony, że to ja mam rację, a nie on. A też nie mam do czynienia z historią.Pozdrawiam Cię Leszku serdecznie i życzę miłej niedzieli. 🙂
Wiesz, historia średniowiecza jest u nas traktowana po macoszemu i myślę, że to sprawia, iż Twój historyk miał jakieś braki wiedzy. Z Herbertem jest inna sprawa, bo tu działały zapisy w cenzurze. O tyle jest to jednak dziwne, że teraz ówczesny docent obecnie jest największym piewcą Herberta. Jak to możliwe, by wtedy był tak „prawomyślny”, a teraz nagle zmienił front?
Hura!!! Leszek wrocil!!! 🙂 )) Napisz Leszku, co tam na dzialce, napisz.
Moim zdaniem historyk nie powinien mieć jakichkolwiek braków dot. zdarzeń historycznych. A jeśli ma, to powinien uzupełnić, albo nie uczyć historii w szkole. Co do Herberta i docenta, do ja myślę, że pan docent jest zmienny jak chorągiewka na wietrze. Co z tego, ze docent? Ktoś mu może uswiadomił, ze Herbert – to jest to i zmienił wiarę… Pozdrawiam serdecznie Leszku. A ja znowu na blogu, bo jakoś nie udaje mi się nie mieć swojego. :*)) In.
wróciłam do szkołykolejny dzień słucham opowieści z wokacji – głównie o przygodach z alkoholem, oni mają 13- 16 lat i wsponienia, których nie powstydziłby się niejeden alkoholik;jak reagować?i czy to w ogóle możliwe…
Jakoś trzeba. Ale to niełatwe:(
Przepaść Pana Cogito W domu zawsze bezpiecznieale zaraz za progiemgdy rankiem Pan Cogitowychodzi na spacernapotyka – przepaśćnie jest to przepaść Pascalanie jest to przepaść Dostojewskiegojest to przepaśćna miarę Pana Cogitodni bezdennedni budzące grozęidzie za nimi jak cieńprzystaje przed piekarniąw parku przez ramię Pana Cogitoczyta z nim gazetęuciążliwa jak egzemaprzywiązana jak piesza płytka żeby pochłonęłagłowę ręce i nogikiedyś być może przepaść wyrośnieprzepaść dojrzejei będzie poważnażeby tylko wiedziećjaką pije wodęjakim karmić ją ziarnemterazPan Cogitomógłby zebraćparę garści piaskuzasypać jąale nie czyni tegowięc kiedywraca do domuzostawia przepaśćza progiem przykrywając staranniekawałkiem starej materii …
Każdy ma taką przepaść na swoją miarę.. Ty swoją też przykrywasz starą materią?
mam nadzieję, że… nie przykrywammoże nie tą starą, ale nowej chyba póki co nie dostrzegam