Na Górze Tabor

W poprzedniej notce zwracałem uwagę na to, że Maryja idąc na Gogotę nie miała świadomości, że jej Syn za chwilę dokona zbawienia świata.
Dziś zadam inne pytanie. Wiemy, że Chrystus miał dwie natury – naturę boską i naturę ludzką; był jednak tylko jedną osobą. Rodzi się zatem pytanie, jaka była Jego świadomość – boska, czy ludzka?
Pewne światło na tę sprawę rzuca ewangelia z ostatniej niedzieli:

28 W jakieś osiem dni po tych mowach wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. 29 Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. 30 A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. 31 Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie. (Łk 9)

To, co się działo na Górze Tabor, jest czymś niezwykłym – ciało Chrystusa uległo przeobrażeniu (nb. takie samo przeobrażenie naszego ciała czeka nas na koniec świata). To nie było już ziemskie ciało, lecz niebieskie (jakbyśmy kiedyś powiedzieli – ciekawe, czy dlatego UFO-ludki są niebieskie). Jeszcze raz powtórzę ostatnie zdanie:

31 Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie.

Z tego wynika, że Jezus dowiedział się o tym, kiedy dopełni się Jego misja, dopiero na Górze Tabor. A to oznacza, że na codzień nie był w takiej jedności z Bogiem-Ojcem, jak jest teraz – jego świadomość była świadomością ludzką!
A czy nigdy nie poruszyły was słowa właśnie z owego odejścia?:

46 Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eli, Eli, lema sabachthani?», to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mt 27)

Jezus umierając na krzyżu miał świadomość ludzką! (gdyby Jego świadomość była świadomością boską, nigdy by się to nie zdarzyło) Tymczasem On miał takie samo prawo do zwątpienia, jakie i my mamy (tu jednak muszę to trochę rozwinąć, bym był dobrze zrozumiany – nam nie wolno nigdy zwątpić w to, że Bóg nas kocha i nad nami czuwa; mamy jednak prawo wątpić w to, czy idziemy dobrą drogą, czy wybraliśmy tę najlepszą). I właśnie tego stanu doznał Jezus-człowiek umierając na krzyżu. Jezus dokonując zbawienia świata, zwątpił, czy idzie tą drogą, którą wybrał Mu Bóg-Ojciec

Oczywiście my nigdy nie dorównamy Chrystusowi, bo niezależnie od ludzkiej natury, miał też boską, a tym samym nie był obciążony grzechem pierworodnym – On zawsze przez całe swoje ziemskie życie wybierał dobro, bo On zawsze niezawodnie odróżniał dobro od zła. Trzeba jednak pamiętać o tym, że Jego świadomość była świadomością ludzką, a tym samym zbyt łatwo się usprawiedliwiamy, gdy traktujemy Jego postępowanie, jako niemożliwe do naśladowania. Różnica tkwi tylko w tym, że On nigdy zła nie nazwał dobrem, ale On tak samo jak my przed każdą ważną decyzją musiał się oddać modlitwie; Jego rozeznanie woli Bożej wobec Niego wymagało takiej samej modlitwy, jak wymaga od nas.

A czy my modlimy się tak, jak On?