Dziś ks. Piotr Pawlukiewicz bardzo ładnie powiedział:
To nie ci spotkali się z żołnierzami, którzy dojechali tam pociągami; spotkali się ci, którzy nie dolecieli. W niebie na pewno odbyła się defilada przed Panem Prezydentem wszystkich poległych żołnierzy – na jego powitanie.
(niestety cytuję z pamięci)
Ładny symbol. Ale… ale, ale, ja zawsze mam „ale”… Jakiś tydzień przed katastrofą była informacja o potwornym wypadku (na przejściu dla pieszych zginęła kobieta pod kołami tira). Dlaczego trzeba zginąć w tłumie aby zasłużyć na szacunek, zadumę i żałobę? Dlaczego tamten wypadek to tylko „mięcho i żer dla sępów medialnych”? Jak dla mnie to jest taka sama tragedia, taki sam ból dla bliskich i rodziny. I nie nam rozsądzać kogo powitają w Niebie defiladą 🙁
Chyba rzeczywiście napisałaś to tylko dla przekory – myślę, że z jednej strony wtedy tamtej kobiecie i jej córce wszyscy współczuli (a nie zarykiwali się ze śmiechu – ale ją ciągnął przez kilkaset metrów), a tu t defilada jest jak najbardiej na miejscu. Gdy Prezydent przybywa do swoich żołnierzy zawsze odbywa się defilada – a tu Prezydent właśnie przybył.
Przepraszam, gdzie pisałam o „zarykiwaniu się ze śmiechu”? Mówię o tym, że krwawe wypadki na drogach są w TV komentowane tym samym tonem, co wzrost ceny za świńskiego żywca, wciśnięte między reklamę piwa, a śmiesznego ludka śpiewającego o płatkach „cookie crisp”. Według mnie to nie jest w porządku.I nie chcę takiego nieba, gdzie nadal będą żołnierze i defilady :(Defiladę urządzamy tutaj, z największym szacunkiem i powagą.
Myślę, że to dobrze, że w dziennikach wszystkie wiadomości są czytane bezbarwnym tonem – ważne jest to, jak my przyjmujemy jakieś wiadomości, a nie to, jak one są podawane (i dlatego pisałem o odbiorze wiadomości, a nie ich podawaniu). A jeśli chodzi o defilady i żołnierzy – poczytaj, co mówi Bartek (on był oficerem AK) – jakoś potrafię sobie wyobrazić taką defiladę i wcale nie jako jakąś szopkę. Może tu odzywa się to, że sam jestem również oficerem (rezerwy rzecz jasna)? – w każdym razie potrafię sobie to wyobrazić.
Teraz ton wypowiedzi wcale nie jest bezbarwny, nie był bezbarwny kiedy runęła hala w Katowicach, nie był wtedy, gdy runęły wieże WTC. A śmierć pojedynczego człowieka to już taki stały element bezbarwnej papki medialnej, że w większości nie budzi wcale emocji. Ja tego nie pochwalam, dla rodziny każdej ofiary, czy tej z samolotu, czy z samochodu, czy pieszego – to prywatny koniec świata. Wyobrazić sobie mogę niebiańskie defilady, tak jak mogę sobie wyobrazić „krainę wiecznych łowów” indiańskiego Manitou. Nie w tym rzecz. Nie wierzę abyśmy nasz fach zabierali na drugą stronę. Kogo mieliby w niebie leczyć lekarze, jakie pociągi prowadzić maszyniści, po jakich morzach tułać żeglarze? Jest wiele rzeczy, które my tu na ziemi wręcz kochamy, ale nie odważyłabym się osądzać jak wygląda niebo.
Dlatego tak zachęcam do lektury „Świadków miłosierdzia” – bo to wcale nie jest tak, że tam wszystko zaczyna się od początku (i choć oczywiście żołnierze nie mają z kim wojować).
Trochę poczytałam. Niektóre wskazówki są mi bliskie, niektórych nie rozumiem. Ale w związku z defiladą: „nie ma tu hierarchii i stopni wojskowych”, „nie ma tu 'autorytetów'” … Miłość, przyjaźń, ciepło… nie gest defilady… Jak widać, każdy może odebrać świadków na swój sposób. I chyba o to chodzi – skoro ma zostać to, co ukochaliśmy.A tak na marginesie – w „tym” życiu nie mam nic przeciwko defiladom (sama ukończyłam studia na uczelni mundurowej – w Wyższej Szkole Morskiej 🙂 )
To co robisz tak daleko od morza?
Mieszkałam w górach, a na studia wybrałam nawigację 🙂 Kocham i góry i morze – bo choć tak różne to zarazem tak podobne. I tu i tu jest się bliżej gwiazd :)Jestem na razie daleko od morza, bo widocznie taki wypadł mi teraz odcinek drogi. A gdzie jest stacja docelowa (na ziemi oczywiście) też nie wiem – 6 przeprowadzek nie licząc akademików i tak już zrobiło ze mnie przysłowiowego Cygana 🙂
Barbaro – to była Defilada miłości (w niebie tylko taka może być:)A poza tym to szkoła morska robi wrażenie:) Bez względu na jakim wydziale studiowałaś kojarzysz mi się jako wilk morski pożerający przestrzenie na swoim statku z dzielną załogą u boku:)
Natomiast co do meritum, to oczywiście pamiętam te sformułowania, ale wiążą się one z tym całym poniżaniem drugiego człowieka, jakie jest tam, gdzie są stopnie i hierarchie – to tego tam nie ma. Jednak na tę samą defiladę można spojrzeć inaczej – jako na żołnierski wyraz oddania, miłości… Sposób myślenia się nie zmienia – będziemy tacy, jacy jesteśmy tu; myśleć będziemy tak, jak myślimy tu – a więc żołnierz chcąc komuś okazać szacunek wymyśli dokładnie to, co zna tu na ziemi – defiladę.
Jeśli już coś mnie przekonało to piękne słowa Moherka o Defiladzie Miłości 🙂
No i popatrz – oboje z Moherkiem w tym samym czasie napisaliśmy Ci to samo (tyle, że Moherek ładniej, a ja to rozwodniłem).
To przerażające, że właśnie nie kto inny, tylko Józef Stalin był autorem tego okrutnego powiedzenia, że śmierć jednostki to tragedia, ale śmierć miliona ludzi – to już tylko statystyka.” Czyżbyś chciała je odwrócić, Barbaro? A ja bym powiedziała jeszcze inaczej: śmierć na tej ziemi jest zjawiskiem tak powszechnym, że gdybyśmy chcieli tak okazywać żal po każdym odchodzącym człowieku (którego śmierć jest zawsze czyjąś tragedią i końcem czyjegoś świata) to nie starczyłoby nam łez. Dlatego (a nie z okrucieństwa czy jakiejś bezduszności) decydujemy się na PUBLICZNĄ żałobę tylko w wyjątkowych wypadkach (i przecież na co dzień nikt nikomu nie broni okazywać współczucia każdej napotkanej płaczącej osobie, prawda?Za każdym razem, gdy to robisz, mówisz jej/mu: „Chcę, żebyś wiedział(a) że jestem z Tobą w Twoim bólu!”- a wtedy jego/jej żałoba przestaje być już tylko jej/jego „prywatną, nieważną sprawą”). A przyznasz, że tutaj mieliśmy wydarzenie historyczne zupełnie bez precedensu…Chociaż muszę przyznać, że zawsze chodziło mi po głowie ustanowienie jakiegoś Narodowego Dnia Pamięci, który by pozwolił uczynić zadość tym wszystkim, którzy dziś pytają: „A dlaczego nie opłakiwaliście tak również NASZYCH zmarłych?!” Choć, jak to zawsze ja, wcale nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – tyle już mamy smutnych świąt i rocznic… Dlaczego my-Polacy umiemy łączyć się ze sobą raczej w bólu niż w radości? Piszesz, że telewizja powinna bardziej wczuwać się w tragedię tamtej, „zwykłej, szarej kobiety” – a nieco mniej „przeżywać” obecną (zgoda, niektóre reakcje są być może przesadzone). Ale, pomijając już fakt, że uczestnicy tej jakże „medialnej” katastrofy także byli ludźmi, jak my i mieli całkiem zwyczajne rodziny – jedna moja sąsiadka straciła w tym samolocie córkę – ja przekornie zapytam: czemu nie ogłaszamy ŚWIĘTA NARODOWEGO gdy ktoś np. wygra szóstkę w TOTKA?
Albo, ja właśnie nie chcę tego stalinowskiego powiedzenia odwracać. To już dawno zrobiono – a statystyki zabitych na drogach są wystawiane w każdy długi weekend. Ja właśnie mówię, że i jedno i drugie – jest tragedią. Nie o żal mi chodzi, tylko o szacunek. Nie wiem jak by to można zrobić – może nie wciskając tych tragicznych wiadomości w zwykłe serwisy wiadomości tylko tworząc odrębny program, gdzie w nieco inny sposób poda się tylko i wyłącznie te smutne wiadomości. Gdy się mówi o znieczulicy to zawsze powraca kwestia epatowania takimi krwawymi wydarzeniami w niewłaściwy sposób.Co do ustanowienia świąt narodowych – czy wiesz, że w niedzielę padały pomysły, aby to wydarzenie też upamiętnić jakimś smutnym świętem? W odniesieniu do Katynia mówiono natomiast, że pojechano tam „uczcić rocznicę mordu” – jak dla mnie to albo ignorancja językowa, albo zupełne pomieszanie pojęć 🙁 Pomnik, uczczenie pamięci ofiar to owszem, ale nie świętowanie…
Albo, tak ładnie to wytłumaczyłaś, ale widać Barbara tak już ma, że musi się „buntować” (ale oczywiście bardzo lubię jej wpisy)
Rzeczywiście przepiękna myśl. Dzięki, że podzieliłeś się tym na blogu. KATYŃ nie pozwoli o sobie zapomnieć. Naszym obowiązkiem jest wyciągnąć wnioski z tej tragedii. Pamiętać o tych, którzy zginęli. Na Jasnej Górze nieustanne modlitwy, dlatego i my łączmy się duchowo z tymi którzy już są przed PANEM i odbierają swoją nagrodę. Pozdrawiam.
Obyśmy wyciągnęli. Niestety bardziej tu liczę na zwykłych ludzi, niż na polityków (do których w końcu ta historia jest nade wszystko jest skierowana).
faktycznie… to musi być prawda…
Bardzo mi się to podobało.
Świetnie powiedział. Wyobraź sobie tylko tę Defiladę:) To jest właśnie ks. Pawlukiewicz – w całej krasie
No właśnie:)
Barbaro -częściowo to ja się zgodzę z Twoją przekorą. Tylko zauważ, że wraz ze śmiercią prezydenta ginie coś w narodzie. Dla mnie zginęło poczucie bezpieczeństwa, że odgórnie tzw. Władza robi wszystko by wartości chrześcijańskie były zachowane w życiu każdego obywatela. I niestety trudno mi uwierzyć, że gdyby Komorowski został prezydentem te wartości przetrwały by nienaruszone.
Ja osobiście czułam się trochę zawiedziona prezydenturą, chociaż głosowałam w ostatnich wyborach na śp. Lecha Kaczyńskiego. Jego (i jego żony) obraz wartości właśnie doceniam – bo to wartości chrześcijańskie, ale nie posunięte do fanatyzmu. Żal czuję ze względu na CZŁOWIEKA a nie urząd. Jeśli chodzi o państwo, władzę i naród to się nie obawiam. Bulwersują mnie wręcz opinie jakie słyszałam, że to „koniec Polski”. Niepojęte jest dla mnie myślenie, które zakłada, że to co przetrwało podziały dzielnicowe, potop, zabory, dwie wojny, wielkiego brata – teraz zginie wraz ze 100 osobami. Gdyby o sile narodu stanowiła taka garstka trudno byłoby wierzyć, że naród jest mocny.
Zagrożenie jest większe, niż myślisz. Zwróć uwagę, że w Europie już od dawna jest tak, że wybory wygrywają ci, którzy są odpowiednio wykreowani przez media. Jedyną wartością polityka jest jego wartość medialna. Polska też wkroczyła na taką drogę i PO w naszych warunkach jest w tym najlepsza (w tym momencie muszę dodać, że właśnie PO jest moim naturalnym środowiskiem politycznym). Przecież te żarty, że Donald Tusk nigdy nie wypowie się w jakiejkolwiek sprawie, póki nie będzie znał sondaży, to nie jest jakiś wymysł – on rzeczywiście tak działa. Jedyną partią z tradycyjnym podejściem do polityki, czyli podejściem opartym o wyznawane wartości, był PiS (pomijam partie niszowe, które nigdy nie zdobędą żadnego znaczenia politycznego, jak choćby partia Marka Jurka – nawet nie pamiętam, jak się ona nazywa). Można mieć poważne wątpliwości, co do sposobu prowadzenia polityki wewnętrznej w PiS-ie (te ciągłe odejścia ludzi znaczących dużo mówią), ale tylko PiS mógł być przeciwwagą dla PO (skoro POPiS to już w ogóle nierealna sprawa). Straty personalne PiS-u są największe, a do tego trzeba jeszcze dorzucić to, że sam Jarosław Kaczyński przez jakiś czas (i obawiam się, że niemały) w ogóle nie będzie się nadawał do polityki. Efekt będzie właśnie taki, że PO stanie się monopartią. Nie mając jednak żadnej liczącej się opozycji, wcale nie rzuci się do roboty (wreszcie nikt nie będzie przeszkadzał) – nadal będzie wpatrzona w sondaże i będzie dostosowywać swoje decyzje do wyników tychże. Tymczasem Putin jest zupełnie innym politykiem, a Rosja obudziła się i na nowo zapragnęła prowadzić politykę wielkomocarstwową. Mając po drugiej stronie polityków zapatrzonych w sondaże, Rosja będzie mogła robić, co będzie tylko chciała (i zresztą robi – stosunki z Tuskiem, to jest jedynie gra, w którą Putin wszedł, by odizolować Kaczyńskiego). Europie są potrzebni inni politycy. Jedyna nadzieja teraz jest tylko taka, że Komorowski zauważy w tym szansę dla siebie – on może uznać, że wizerunek człowieka wiernego wartościom, męża stanu, może mu się opłacać dla wysunięcia się przed Tuska.
Masz rację w kwestii kreowania wizerunku. Nie zgadzam się jednak, że PIS jest wolny od tego problemu. Prezydenta szanowałam właśnie za to, że nie urabiał tak swojego wizerunku jak jego brat. PO ma swego Palikota, PIS np. Kurskiego. I jedna i druga strona potrafiła się zachowywać wręcz obrzydliwie. A szeregowi członkowie (np. ci w gminach) – zwykle jeden czort 🙁 Co do Marka Jurka to cieszę się, że jego partia jest niszowa, bo jak dla mnie chodzi on po granicy fanatyzmu. I nie podzielam przeczuć co do Jarosława Kaczyńskiego – mam wrażenie, że zdecyduje się kandydować w wyborach i będzie miał spore poparcie. Nie podejrzewam też, żeby Komorowski całkowicie odciął się od korzeni partyjnych – prezydentura nie jest przecież wieczna.Jak dla mnie to jedyną szansą na przynajmniej częściowe wysuszenie politycznego bagienka jest odejście od takiego jak znamy modelu wyborów parlamentarnych – ale za bardzo jesteśmy zapatrzeni na USA, żeby odchodzić od schematu dwóch mocarnych partii.
Ps. Mówisz o tym, że Rosja powraca do polityki mocarstwowej. Polska jednak to nie Rosja. Pod względem terytorialnym, militarnym, ekonomicznym zdecydowanie nie to samo. Ja wolę model skandynawski. Nie mam aspiracji mocarstwowych. Już widziałam w kontekście ostatnich wydarzeń stanowisko pogardliwie porównujące nas do Finlandii. No, to ja bym wolała abyśmy żyli w takim nudnym i słabiutkim kraju jak Finlandia i aby o nas nie trąbili w światowych wiadomościach. Zgodnie z myślą wyczytaną u Alby „szczęśliwy naród, którego historia jest nudna” (autor mi wyleciał z pamięci, przepraszam).
To nie wystarczy, żeby politycy w Polsce stali się politykami kierującymi wartościami – to jest potrzebne w całej Europie. To Europa musi powrócić do korzeni, a my możemy być tylko iskierką, która przypomni Europie, że tak trzeba (ja też nie mam aspiracji wielkomocarstwowych i uważam, że w odniesieniu do Polski byłyby one śmieszne; choć z drugiej strony nie zgadzam się również z traktowaniem Polski, jak Finlandii – jesteśmy jednak sporo większym krajem i politycznie istotnym dla wielu obok)
Co racja to racja. Nasze położenie geopolityczne wyklucza taki spokój, jak w przypadku Finlandii.
PiS nie jest od tego wolny, ale gdzie mu do PO! A i tak podstawowa różnica tkwi w tym, że w PiS-ie są sprawy przy których nawet kiepskie sondaże nie spowodują zmiany zdania. Politycy PO mogą sami sobie przeczyć (i nie chodzi mi o to, że wzajemnie – każdy polityk PO może sam sobie przeczyć), jeśli tylko sondaże będą wykazywać popularność sprzecznych ze sobą poglądów. Tego w PiS-ie nie ma. Natomiast szkoda, że ta partia Marka Jurka jest niszowa, bo akurat w niej nie byłoby w ogóle takich problemów – a z tym fanatyzmem, to ulegasz mediom. Właśnie prawdziwa przemiana w nas byłaby wtedy, gdyby ludzie nie posługiwali się etykietkami nadanymi przez media, lecz potrafili szanować ludzi prawdziwie godnych szacunku. Marek Jurek na pewno do takich należy (możesz się z nim nie zgadzać, ale przykre jest to, że w odniesieniu do niego posługujesz się etykietą).
Marka Jurka oceniam tylko na podstawie jego własnych wypowiedzi. Nie przypominam sobie (chociaż nie wykluczam), żebym kiedykolwiek usłyszała w mediach określenie go jako fanatyka. Szanuję jego osobiste poglądy i doceniam to, że kiedy uznał że droga PiS-u nie jest dla niego, odszedł. Nie chciałabym jednak, żeby on decydował o kształcie prawa. To jest właśnie ta szczególna różnica między przykładem (jaki dawała para prezydencka w swoim życiu rodzinnym, osobistym), a wchodzeniem w rolę „sędziego Dredda” z głośnego filmu SF.
Ps. Nie jestem zwolenniczką PO. Nie ma wcale takiej partii, z którą mogłabym się identyfikować i całkowicie popierać. Taki już los „buntownika”.
Obawiam się, że to los nie tylko „buntowników”:(
Nie oglądałem (i nawet nie słyszałem), ale domyślam się, że to ktoś wyjątkowo paskudny. No i zrozumiałem, że tę opinię, iż Marek Jurek to fanatyk wykułaś sama, a nie pod wpływem mediów. Jakoś nie mogę zrozumieć z czym Marek Jurek wkracza na siłę w moje życie, ale myślę, że to nieistotne.
A ja bym chciała żeby Marek Jurek został prezydentem. Szkoda, że nie ma szans. Śledziłam jego drogę odchodzenia z urzędu i poczytałam jego wywiady. Hmm..jak dla mnie Barbaro to on mógłby decydować o kształcie prawa:)
No właśnie wcale nie jest to postać definitywnie „paskudna”, chociaż sam film do arcydzieł zdecydowanie nie należy (o systemie sprawiedliwości, gdzie prawa pilnują zaprogramowane „klony”, które znając cały kodeks spełniają na gorącym uczynku rolę policjanta, sędziego i kata, nie zwracając uwagi na człowieka tylko na paragrafy). Poza tym nie napisałam, że p. Jurek sam jest fanatykiem – tylko że jest na jego granicy i przyciąga fanatyków (w tym p. Piłkę).
Wiesz -ja też głosowałam na Lecha Kaczyńskiego. (to jest do kom. ~Barbara, 2010-04-12 23:38 -bo nie wiem gdzie się wyświetli). Właśnie z powodu wartości zgodnie z którymi chcę żyć. Niepokoiła mnie polityka Lecha i Jaroslawa dotycząca usuwania ludzi z PIS -u (L. Dorn +reszta). To jakoś nie przystawało do głoszonych wartości. Jeśli chodzi o o naród to nie wydaje mi się on tak silny jak Tobie.Moim zdaniem nasz naród ma dwa oblicza: jest łatwowierny, nieprzewidujący, podążający za chwilowymi korzyściami i bardzo na tym traci; ale w obliczu zagrożenia budzi się z uśpienia, jest silny, wspaniały, szlachetny i stać go na rzeczy, na które inni by się nie poważyli. To dlatego jestem dumna, że jestem Polką.Też uważam za przesadne opinie, że „to koniec Polski”…itp..Bardzo mi się podobała wypowiedź Leszka na blogu Basi: napisał, że to nieszczęście Pan Bóg dopuścił by wyprowadzić z niego większe dobro. I ja w to wierzę.
Naród taki jak opisałaś był, jest i raczej będzie. Dodam tylko, że to co nas gubi w spokojnych czasach zostało już dawno nazwane: prywata.
Marna to wprawdzie pociecha, ale jednak dowiedzieliśmy się (z grubsza) o czym Pan Prezydent chciał mówić w Katyniu. Dawno już nie słyszałam tak wyważonego przemówienia. I coraz bardziej dochodzę do wniosku, że być może i ja (jak wielu innych) nie doceniałam tego Człowieka, kiedy żył, zbyt łatwo pociągając Go pod jedną wspólną etykietkę z napisem „bracia Kaczyńcy.” A co się tyczy defilady, sądzę, że się świetnie udała: żołnierze dumnie paradowali po niebieskich błoniach, wiedząc że dzień jest szczególny: oto zawitało do nich aż DWÓCH Prezydentów RP – oraz tylu innych znakomitych gości…;(
No właśnie – DWÓCH (tak rzadko ktoś na to zwraca uwagę). A gdzie natrafiłaś na to przemówienie?
Leszku, przemówienie było czytane na TVP i TVN, a pewnie na innych kanałach też, tylko ja ich nie mam 🙂
No to jakoś przegapiłem.