Ks. Zygmunt Malacki – pożegnanie

Pożegnaliśmy już ks. Zygmunta.
Uroczystości przewodniczył abp Kazimierz Nycz.
  
(proszę zwrócić uwagę na krzyż – kamienie przywiązane do tego krzyża złotym sznurem, to autentyczne kamienie, którymi był obciążony ks. Jerzy Popiełuszko w wodach Wisły)
W uroczystkości brała udział m.in. mama ks. Jerzego. Bardzo pięknie nawiązał do tego abp K. Nycz. Powiedział, że tak jak ks. Zygmunt przy każdej uroczystości poświęconej ks. Jerzemu prowadził jego matkę (jak Jan Matkę Boską), tak teraz ona odprowadza jego – jak drugiego syna.
(tak rzeczywiście było – ks. Malacki zawsze towarzyszył Matce ks. Jerzego; zawsze)
Ks. Jerzy i ks. Zygmunt poznali się jeszcze w seminarium – mało, mieszkali w jednym pokoju. Od tego zaczęła się ich przyjaźń i trwała do ostatnich dni. Na krótko przed zamordowaniem, ks. Jerzy odwiedził ks. Zygmunta i mówił o i swoich obawach, i o swoim zmęczeniu, i o tych naciskach ks. Prymasa, by wyjechał na studia do Rzymu…
Odkąd ks. Zygmunt został proboszczem u św. Stanisława Kostki, rozpoczął się nowy etap tej przyjaźni – choć oficjalnie ks. Zygmunt nie był postulatorem procesu beatyfikacyjnego ks. Jerzego, to gdyby nie on i jego osobiste działania, na beatyfikację jeszcze długo byśmy czekali.
Jeśli się wczytać w to, co ks. Zygmunt napisał do mnie w tym mailu, który umieściłem na blogu, to widać wyraźnie, że te jego łzy były łzami radości, bo Pan obiecał mu, że doczeka beatyfikacji.
(tak tu mieszam to, co mówił abp K. Nycz ze swoimi myślami, ale sądzę, że w ten sposób bardziej oddaję to, co się działo pod kościołem św. Stanisława Kostki, niż gdybym nawet najwierniej przekazał słowa arcybiskupa)
A mowa była jeszcze:
– o tym, że przejmując po ks. Maju pielgrzymkę akademicką tak ją zreformował, że stała się wzorem dla wszystkich innych pielgrzymek,
– o tym, że to ks. Zygmunt był pomysłodawcą i realizatorem Drogi Krzyżowej ulicami Starówki,
– o tym, że tak był oddany swoim studentom, że był dla nich i ojcem, i kapłanem i przyjacielem, a oni nazywali go „wujasem”,
– o tym, że to dzięki jego zdolnościom organizatorskim powstał dom pielgrzyma i muzeum ks. Jerzego,
– o tym, że każdego potrafił zjednać do swojej myśli,
– o tym, że wsłuchiwał się w innych (tu mogę podać przykład – napisałem kiedyś, że to, co mnie łączy z żoną, to wspólna fascynacja o. Górą, to co zrobił ks. Zygmunt? – ściągnął go na poprowadzenie rekolekcji (niestety żona i tak nie chciała pójść); to po tych rekolekcjach było pierwsze spotkanie lednickie, którego współorganizatorem był ks. Zygmunt (tego nikt nie wspomniał, ale tak było – jedynym pomysłodawcą był o. Góra, ale to pierwsze organizowali razem; do dziś nie mogę sobie darować, że zabrakło mi odwagi, by tam pojechać; w innym liście napisałem, że to byłoby wspaniale tak przejść w pierwszej parze przez bamę – rybę, a teraz wiem, że gdybym tam pojechał, to tak właśnie by było (i proszę nie poczytywać sobie tego, jako moją  megalomanię))),
– o tym, że każdemu dawał to, co w dzisiejszym świecie jest najcenniejsze – swój czas,
– o tym, że w swoim stosunku do świeckich powinien być wzorem dla każdego prezbitera całej archidiecezji,
– o tym, że swoim cierpieniem nikogo nie epatował – i to aż tak, iż bardzo wiele osób, które go znały, nawet nie wiedziało, że od trzech lat walczył z rakiem, a z kolei że ci, którzy wiedzieli o chorobie, nie mogli się nadziwić, jak bardzo ks. Zygmunt przeżywał swoją chorobę w łączności z Chrystusem.
Bardzo bym chciał, by ktoś pomyślał o beatyfikacji ks. Zygmunta.

23 odpowiedzi na “Ks. Zygmunt Malacki – pożegnanie”

  1. Leszku – dziękuję Ci za tą notkę. Nie znałam ks. Zygmunta; myślę, że On cieszy się już chwałą Bożą i tam otrzyma należną Mu nagrodę. Zaś ludzie są różni. Jedni docenią, a inni przez zawiść i zazdrość oplują, bo przecież nie ma osób doskonałych; nawet święci nie zawsze byli przychylnie traktowani przez innych. Sam widzisz, że niektórym łatwiej przychodzi rzucić słowem-kamieniem, niż dobrym słowem. Bóg wszystko widzi i tylko ON należycie doceni;

    1. Ale na tej uroczystości padły m.in. takie słowa, że choć to niewiarygodne, to nie ma człowieka, kto był miał jakikolwiek żal do ks. Zygmunta. Podkreślano, że jeśli tylko ktoś poczuł się przez niego zraniony, to on natychmiast go przepraszał! Taki był ks. Zygmunt!

  2. Mam nadzieję, że św. Stanisław Kostka i bł. Jerzy Popiełuszko pokierują odpowiednimi inicjatywami tych, którzy ks. Zygmunta znają.I druga nadzieja, że wszyscy kapłani, nie tylko warszawscy przeczytają słowa abp. Nycza o wzorze bycia kapłanem tu i teraz, w naszym wspólczesnym świecie, o otwartości na potrzeby ludzi świeckich i sposobie w jaki ks. Zygmunt nieustannie służyl każdemu człowiekowi, który w taki czy inny sposób znalazł się w jego otoczeniu.Pozdrawiam Leszku

    1. Barko, na to pierwsze podzielam Twój optymizm – też mam taką nadzieję, że pół nieba już o to zadba. Znacznie gorsze są rokowania, jeśli chodzi o to drugie. Myślę, że powinienem napisać o tym odrębną notkę, ale nie wiem, czy rzeczywiście to zrobię, bo ja jednak zawsze byłem z boku;(

      1. Wiesz, a po mnie chodzi notka o poparciu dla naszego abp. Nycza. Może dla kogoś on nie jest autorytem, ale dla wielu jest. Kiedy obrzucano kalumniami papieża Benedykta XVI, wielu katolików podjęło akcję jedności i poparcia dla Ojca Świętego.Myślę, że w mniejszej skali, ale potrzeba podobnych działań na rzecz naszego Pasterza.Nie wiem, może wspólnie coś napiszemy?

        1. Mnie to bardziej korci, by napisać o tym, jak to nie umiejąc się odnaleźć we współczesnym świecie, niektórzy cofają się w swoim opisie świata do tego, co w ich oczach było światem uporządkowanym. Dyskusja o tym, czy abp Nycz jest masonem, czy nie jest masonem, jest bez sensu i do niczego nie doprowadzi – ci, którzy twierdzą, że jest, nadal będą tak twierdzić. Lepsze w moim przekonaniu jest ukazywanie mechanizmów, które sprawiają, że kogoś nazywamy masonem. Może wówczas będzie mniej osób skłonnych do takich pomówień, a z drugiej strony będzie mniej osób skłonnych wierzyć w takie pomówienia.

        2. Barko ; Leszku – do dzieła. Przykro mi, że Was nie wesprę w tym dziele, bo abp. Nycza widziałam tylko kilka razy w tvp; lecz nie można być obojętnym na POMÓWIENIA. Czym innym jest potępienie grzechu, a czym innym potępienie człowieka [za to że uczestniczył w pogrzebie Geremka]. Duch Święty posługuje się każdym wedle Swej woli i ludziom nic do tego ; nie wiem co jest większym grzechem – oddanie czci zmarłemu [dziecku Bożemu] czy oczernianie tego, który tą cześć oddaje? POSŁUSZEŃSTWO KOŚCIOŁOWI – na to wskazywał św.Ojciec Pio – posłuszeństwo bez granic, jako cecha duchowieństwa.Czy św. Ojciec Pio podporządkował się woli Papieża, czy wykpił zakazy Stolicy Apostolskiej usprawiedliwiając się , że papież nie jest dla niego autorytetem ? To jest publiczne bo na blogu oszczerstwo na co przyzwala kapłan i w tym tkwi zło, które należy eliminować. Niestety, leży to poza moimi możliwościami – nie znam abp Nycza. A gdybyście jednocześnie zamieścili notki na swoich blogach na ten temat ? Każdy przedstawiłby swój punkt widzenia, ale temat ten sam? popieram WAS;

          1. Basiu, ja przez jakiś czas nie chcę pisać nowej notki – jak się wpisze w google Malacki i wybierze z tego, co się podpowiada Malacki Zygmunt, to okaże się, że moja notka jest na pierwszej stronie podpowiedzi google. Chcę, by przez jakiś czas królowało u mnie to właśnie wspomnienie.

    2. No cóż, czytam i nagle widzę sens. Czasami zbiegają się wydarzenia, niczym odległe w sensie i w swej istotności, nie mające niby związku ze sobą, czasami tak różne, że łaczenie ich sensu żadnego mieć nie może, ale okazuje się, że jest to być może głos opatrzności. Czytam bowiem tę notkę i komentarze na pewnym blogu, którego już nawet nazwy nie chcę wymieniać, dopatruję się wielkiego sensu w tym smutnym wydarzeniu. Bowiem jeśli czasami się coś zbiega w czasie, to czasami tkwi w tym większy sens. Leszku, czy Ty tego też tak nie odczytujesz?

      1. No cóż, nasze rozeznanie jest zawsze mocno ułomne i najczęściej mamy jedynie przeczucie przeczucia, ale dla Niego wszystko jest idealnie proste.

  3. Bylem szczegolnie blisko zwiazany z Wujaszkiem.Pomimo zagmatwanych drog ktorymi Bog mnie prowadzi.Ks Zygmunt Malacki zawsze na mojej drodze okazywal mi wielkie serce,mial czas i w jakis szczegolny sposob swoja dobrocia,dzieciecym entuzjazmem,prostota i normalnoscia bycia prostym czlowiekiem zwiazal mnie ze swoim zyciem.Mialem mu jeszcze tyle do powiedzenia !! Wiem iz teraz bedzie mial „wiecej czasu” aby nas wysluchac i z pomoca jego ukochanych braci i siostr bedacych juz u Ojca nam pomoc wymadlajac u Ojca nasze prosby.

    1. Chcę bardzo gorąco Ciebie przywitać na moim blogu i bardzo, bardzo mocno podziękować za Twoje świadectwo. Przyznaję, że Ci zazdroszczę tych rozmów – ja tylko spijałem każde słowo z ust ks. Zygmunta z daleka (za czasów ks. Zygmunta już dawno nie byłem studentem). Pamiętam, że po tym, jak ks. Zygmunt został proboszczem u św, Stanisława Kostki, napisałem, że przynajmniej taka będzie mogła być z tego korzyść, że być może poprowadzi u św. Anny rekolekcje. Takich rekolekcji nigdy nie było (choć jeszcze później to przypominałem załatwiając coś w kancelarii), ale ks. Zygmunt poprowadził je u w swojej nowej parafii! Ks. Zygmunta mogłem słuchać bez końca.Jeszcze raz Ci dziękuję i mam nadzieję, że może zostaniesz tu na dłużej..

      1. Dziekuje za zaproszenie ! Bede czestym gosciem.Jestem przekonany iz byl swietym czlowiekiem.Swietym dlatego bo byl „normalnym”.Przez swoja normalnosc bliskim.Bliskim naszym radoscia a szczegolnie naszym upadka.Bedac ksiedzem byl jednym z nas.Potrafil przez swoja otwartosc jednoczyc ludzi a jednoczyc ludzi moze tylko ten kto jest razem z ludzmi kto ludzi kocha.Wujek taki byl.Wiem iz teraz mamy swojego Wujka blisko Boga.Mozemy go prosic aby zanosil nasze modlitwy i wstawial sie za nami u Pana Boga. Wujek na to czeka i proszac go nas na pewno nie zostawi.

  4. Mimo iż o zmarłych nie pisze się źle, to ja mam bardzo niemiłe wspomnienia z ks. Zygmuntem. Swego czasu miałam styczność z tym księdzem w kościele św. Anny, gdy zapisywaliśmy się na pieszą pielgrzymkę. Bardzo nieprzyjemny ksiądz. Może już szczegółów nie będę opisywała, by nie zmieniać jego dobrego obrazu. Niech Pan Bóg ma go w swojej opiece.

    1. Opowiadasz aż tak niewiarygodną historię, że trudno mi uwierzyć. Oczywiście nie podważam autentyczności Twojej relacji, ale obawiam się, że zbyt łatwo winę zrzucasz na ks. Malackiego. Ks. Zygmunt był taki, że jak miał komuś powiedzieć coś złego, to wolał nic nie mówić – i piszę o tym ze swojego własnego doświadczenia. Przy mojej pierwszej w życiu rozmowie z nim dałem księdzu coś do przeczytania i umówiliśmy się na za tydzień. Gdy po tygodniu przyszedłem, ks. Malacki powiedział ostro „Nie będę z panem rozmawiał”. Oczywiście też bym mógł wtedy powiedzieć, że był nieprzyjemny, ale jemu chodziło o to, że przy tym rozeznaniu spraw, jakie wówczas miał, reakcja, na jaką wg księdza zasługiwałem, powinna być zdecydowanie ostrzejsza – ksiądz jednak nie chciał tak reagować i wolał powiedzieć, że nie chce ze mną rozmawiać. Przeanalizuj może jeszcze raz to zdarzenie. Jak chcesz możesz też do mnie napisać – z tej strony można to zrobić.

      1. Leszku – kapłan to tylko człowiek. Każdy odbiera inaczej drugą osobę, stąd głosy krytyczne. Dla jednych jestem „pseudokatolikiem”, a dla innych katolikiem. Jedni mnie chwalą, a inni potępiają. Padały one także pod adresem św.s. Faustyny. Dla niektórych o.Pio też był nieprzyjemny. A przecież Jezusa nawet ukrzyżowano, bo nie wszystkim „pasował”.Leszku- „jeszcze się taki nie urodził, co by WSZYSTKIM dogodził”.A ks. Zygmunt niech odpoczywa w pokoju wiecznym u swego Zbawiciela.

    2. Z ogromnym smutkiem przyjąłem wiadomość o śmierci Zygmusia.Nie zdążyłem przed jego śmiercią spotkać się z nim i pożegnać.Piszę o księdzu Malackim jak o Zygmusiu, ponieważ on na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako sąsiad i przyjaciel z dzieciństwa.Nasi rodzice mieszkali naprzeciwko siebie w małej podlaskiej wsi Nakory.My dzieci bawiliśmy się wspólnie u nich lub u nas. Zygmuś i ja najczęściej bawiliśmy się w kościół. Naprzemiennie „odprawialiśmy nabożeństwa”. Fascynacja religią pozostała nam na zawsze, Zygmuś został księdzem w Kościele Katolickim a ja głosicielem w Zborze Świadków Jehowy. Bez względu na różnice wyznaniowe lubiłem i szanowałem tego człowieka. Z tego co wiem, z rodziny księdza Malackiego nie żyje już nikt, wobec czego najszczersze kondolencje składam jego przyjaciołom i współwyznawcom. Kiedy będę w Warszawie z całą pewnością odwiedzę miejsce spoczynku mojego przyjaciela z lat dziecięcych- Zygmusia.

      1. Dziękuję bardzo za to świadectwo. Przekazałem je już Ewie Zając, która gromadzi wszelkie wspomnienia ks. Zygmunta.

      2. Ewa Zając nie odpowiedziała na mojego maila, ale mam nadzieję, że się nie pogniewa, jeśli podam tu jej adres, który udostępniła na stronie parafii św. Stanisława Kostki z apelem o przekazywanie wspomnień – eewaanna@wp.pl. Jest to osoba, której bardzo zależy na tym, by pozostała pamięć o ks. Zygmuncie, więc na pewno kontakt z przyjacielem z dzieciństwa będzie dla niej bardzo cenny. Proszę spróbować się odezwać – liczę na to, że będzie miał Pan więcej szczęścia niż ja.

        1. Leszku!Dziękuję Ci serdecznie za sympatyczną reakcję na mój wpis oraz za udostępnienie adresu osoby, zbierającej wspomnienia o księdzu Malackim. Po moim wyjeździe z Nakor na tzw: Ziemie Odzyskane, co stało się w roku 1955, nasze bliższe kontakty z Zygmusiem uległy drastycznemu ograniczeniu, ale nie ustały całkowicie.Spotkałem się z nim jeszcze kiedy był seminarzystą oraz kiedy jako ksiądz odprawił nabożeństwo w Kaplicy Cmentarza na Woli, udzielając ostatniej posługi mojej ukochanej cioci.Z moją ciocią Genią Zygmuś miał stały kontakt.Pomagał jej w wielu sytuacjach życiowych, za co jestem mu szczególnie wdzięczny. Ja mieszkam w Katowicach i nie byłem w stanie odwiedzać cioci zbyt często a Zygmuś mimo swoich obowiązków zawsze znalazł czas aby np: uszczelnić jej okna przed zimą. Taki właśnie był mój przyjaciel z dzieciństwa.Pozdrawiam Cię Leszku serdecznie.

Możliwość komentowania została wyłączona.