Liczniki ci się zepsuły (2)

Może w ogóle zacznę inaczej. Kiedyś wydawało mi się, że internet jest doskonałym medium do tego, by w zlaicyzowanym świecie przywrócić miejsce Bogu. Przepis prosty – wystarczy zwyczajnie mówić o Nim bez żadnych zahamowań. Problem jest bowiem taki, iż świat stara się zamknąć wiarę w murach kościoła, a księży wysłać na księżyc (na plebanii w mojej parafii przez wiele lat był taki wielki napis wymalowany 1,5 metrowymi literami KSIĘŻA NA KSIĘŻYC). Wystarczy więc pokazywać światu, że dla mnie (każdego mnie, które tu przychodzi) Bóg jest wszędzie (nie tylko w tabernakulum) i przenika moje życie (każdego mnie).
Tylko tyle. Więcej niczego nie trzeba, bo istotą jest to, że ja to pokazuję innym, że się tego nie wstydzę. Nie wynoszę się ponad innych, bo ze mnie jest taki sam grzesznik, jak z każdego z nas; pokazuję jednak, że ja również na tyle, na ile potrafię, biorę swój krzyż i idę. Nie wymachuję krzyżem, jak mieczem – bo to nie oręż, który siłą moich mięśni pokona przeciwnika. Po prostu niosę – w milczeniu, bo o czym tu mówić? Niosę krzyż akurat taki, jaki wpasował się w moje ramiona. Zbigniew Herbert mówił Idź wyprostowany i dobrze mówił, ale ja z tym krzyżem częściej mam nos przy ziemi, niż gdzieś wysoko w górze. Idę. Jak jeden z wielu…
Wydawało mi się, że tyle starczy. Że gdy to tylko ktoś to zobaczy, ktoś, kto dźwiga podobny krzyż, powie zaraz Zaczekajcie, idę z wami
W niedzielę okazało się, że łaska pańska (onetu) na pstrym koniu jedzie – ot, kaprys sprawił, iż pan wskazał palcem Patrzcie na tego! Nie wiadomo, czy pośmiać się chciał, czy litość go wzięła, ale wskazał…
Tłumy przybyły w tysiącach liczone i co? – i nic. Jedna tylko Ela odnalazła tu siebie… Inni pognali, jak wycieczka jaka z Kraju Kwitnącej Wiśni…
* * *
Nie ma lepszej drogi, jak ta, którą znaleźliśmy i dobrze jest, że mamy to miejsce, w którym próbujemy się odnaleźć; pamiętajmy jednak – jest nas garstka i garstka pozostanie. Świata nie odmienimy…

45 odpowiedzi na “Liczniki ci się zepsuły (2)”

  1. Gdybyś wcześniej napisał taką notkę, to nie wykasowałabym swoich blogów. Leszku – problem tkwi w tym, że tam gdzie jest szykujemy miejsce dla Boga, tam wciska się także szatan. Nie zawsze potrafimy rozpoznać jego podszepty, dlatego mają wpływ na nasze zachowanie. Przyszła mi na myśl taka notka;duchowa rozmowa [walka] z nieznajomym [z szatanem], która toczy się w człowieku między innymi przed modlitwą [np. różaniec]; przed pójściem na mszę św; przed spowiedzią itd. Internet to przestrzeń dla Boga, ale także szatan tą przestrzenią się posługuje. A jego sidła i zasadzki czyhają na każdym kroku;pozdrawiam

    1. Basiu wielkie dzieki za ” instrukcje ” obsługi . Sprawdziła sie . Pozdrawiam

    2. Basiu, nie mogłem napisać wcześniej tej notki, bo zrodziła się ona dopiero pod wpływem tych ostatnich wydarzeń – i to też nie od razu. Dopiero jak zacząłem odpowiadać Lekusiowi pewne zdania zaczęły mi się tak układać, że sama myśl stała się czytelniejsza (można zresztą porównać, o której się wpisałem Lekusiowi, a miałem wówczas już pół notki, a o której ją w końcu umieściłem). Często w notkach umieszczam przemyślenia, które mam „od zawsze” – te rodziły się dopiero teraz.

      1. Świata nie odmienimy, ale możemy odmienić siebie. Świata nei zbawimy, b on jest już zbawiony [odkupiony] ale możemy zadbać o własne zbawienie; pozdrawiam

        1. Mnie także zepsuły się liczniki;chyba muszę reklamować ten bubel;

  2. Leszku, nic dodać nic ująć. A ja bedę podkreślał coś, co już raz pisałem. Pisze się dla siebie. Nie z pychy i nie z egoizmu. Po prostu, takie jest prawidłowe podejście do wszelkiej twórczości. Jeśli znajdzie się choć jeden chętny czytelnik to już jest wspaniale. A jeśli znajdzie się takie grono przyjaciół, jakie masz Leszku na swoim blogu, to tylko lekko pozazdrościć. Oczywistym jest szacunek dla każdego czytelnika, stąd konieczne starania, aby pisać jak najlepiej. Natomiast idę o zakład Leszku, że pisanie Twgo bloga zmusiło Ciebie do wielu przemyśleń, do wielu refleksji, do wielu wniosków. To rzecz bezcenna. Natomiast jest sposób, by blog był popularniejszy. Wymaga to jednak dużego nakładu pracy. Nie wiem, czy chcesz poświęcać rodzinę, siebie, cały wolny (i nie tylko wolny) czas dla wirtualnego życia?

    1. PS. Wracając zaś do filozoficznej strony. Zmienianie całego świata na lepszy to szatański pomysł, ale z tego zdajesz sobie świetnie sprawę Leszku. Natomiast, coś się zmienia, każdy z nas ma jednak jakiś wpływ. Pewnych procesów nie powstrzymamy, gdyż to wielka polityka. Ponownie wróciłem do pisania swego bloga właśnie w tym celu. By uświadomić sobie i nam wszystkim, że czas zejścia do podziemia jest bliski. No cóż Quo Vadis opisuje życie pierwszych Chrześcijan w katakumbach. Być może to kwestia nieodległego czasu powrotu do katakumb. Ale Wiesz co? Wolę takie Chrześcijaństwo, niż spędowe. Moje następne notki będą niestety tego dowodem. Natomiast polecam do przemyślenia ://wandea.blog.onet.pl/Bracia-z-Bronxu,2,ID406874885,n

      1. Teraz mam przerwę obiadową w prowadzeniu zajęć, to korzystam, ale poczytanie innych rzeczy muszę odłożyć „na po pracy”. (to i tak taką przerwę mam tylko wtedy, gdy prowadzę szkolenia)

    2. Lekusiu, metoda na zwiększenie pozycji jest też łatwa i prosta i nie wymaga jakichkolwiek poświęceń. Ja czasami zgrywałem sobie bloga – szczególnie wtedy, gdy planowałem jego zamknięcie. Po takim zabiegu zawsze lądowałem na pierwszej stronie. Od dawna niczego takiego nie robiłem, bo się już nie szykuję do zamykania, ale oczywiście mógłbym to robić każdej nocy (a później wyrzucać te kopie) – jednak tego nie zamierzam robić. Byłoby to fałszowanie prawdziwego obrazu.

      1. Toteż nie o takim sposobie myślałem. Myślałem o docieraniu do jak najszerszego grona ludzi poprzez zamieszczanie linku wszędzie gdzie tylko się da. Takie umieszczanie ulotek na innych blogach, forach i portalach. Aktywny udział na forach, wraz z linkami do bloga itp. Tylko pytanie, Po co? Jak Duch święty pokieruje, to i tak potrzebującego skieruje we właściwe miejsce. Przynajmniej mam takową nadzieję.

        1. Lekusiu, nawet jak by do Ciebie przychodziło 10 razy więcej osób, niż przychodzi i tak Twój blog (piszę o Twoim, ale oczywiście w takim samym stopniu dotyczy to mojego) nie kształtowałby opinii publicznej – to w ogóle nie jest ten rząd wielkości i właśnie to moje doświadczenie niedzielne o tym świadczy jednoznacznie. Ważne jest łączenie się grona ludzi, dobrze czujących się ze sobą.

          1. Tutaj się z Tobą zgadzam, dlatego swego czasu myślałem o klubie. Natomiast kończę pisanie swego bloga. Bowiem muisaiłbym wkroczyć w świat polityki, a tego nie mam ochoty czynić. Trochę myślę o blogu popularnonaukowym. W celu przypomnienia sobie zapomnianej wiedzy i poznania nowinek. Jeśli Ktoś z osób religijnie nastawionych ma ochotę przejąć mój blog, to chętnie służę hasłami dostępu. Pozdrowionka 🙂

  3. Witam Ciebie Leszku i witam wszystkich , którzy Ciebie odwiedząPo przeczytaniu Twojej notki, pierwsza moja myśl to ” nie trać ducha”.Ludzie nie przychodzą, bo najzwyczajniej w świecie są zagonieni. Ja mam ten komfort i mogę przyjść bo zdrowie upomniało sie o chwilę wytchnienia. Jak wrócę do formy, będę pewnie rzadziej gościć u Ciebie.Nie trać ducha, bo obserwuję młodych ludzi – mam w domu studentów i często się śmieję, że mój dom to akademik oraz pracuję w miejscu gdzie są młodzi 30 latkowie, młode dobre małżeństwa. Młodzi są wspaniali. Często są zwyczajnie ” dobrymi ” ludźmi, życzliwymi i postępują zgodnie z przykazaniami, chociaż nie zawsze sobie to uświadamiają. Zupełnie nie świadomie realizują przykazanie ” miłości bliźniego”. Sądzę, że oni często są po prostu zagubieni. W tym zwariowanym świecie nie zawsze się odnajdują. W tym zagonieniu nie zawsze mają czas i siły aby wejść na stronę gdzie toczy sie poważna dyskusja. Wolą wejść gdzieś gdzie mogą bezmyślnie klikać, bo dla nich to jest forma odstresowania. Ale mam przykłady na to, że stać ich na bardzo wiele. Jakiś czas temu podczas remontu mieszkania złamałam nogę. Łzy mi popłynęły, gdy w drzwiach stanęła ” ekipa” z wiadrami i szczotkami młodych ludzi ode mnie z pracy i kolegów moich synów, która stwierdziła że słyszeli że trzeba posprzątać, albo gdy spędzałam cały dzień w szpitalu u mamy, bo była w stanie ciężkim młoda dziewczyna zaproponowała mi, że mam troche odpocząć a ona będzie mnie zmieniała u mamy, druga młoda dziewczyna (przed trzydziestką) proponowała mi że będzie gotować obiady dla mojego ojca żebym nie robiła tego w nocy. Ostatnie pół roku to dla mnie ” jazda bez trzymanki” i co ciekawe młodzi ludzie są chętni do pomocy, są wrażliwi na cierpienie i to nie ja zwracałam sie o pomoc to była ich inicjatywa, oni ” prosili się ” o to żeby pomogać. Takich przykładów mam bardzo wiele. Myślę że my nie doceniamy młodych. To że oni deklaruja sie ( co jest dla mnie wzajemnie wykluczające) jako ” wierzący nie praktykujący” oznacza, że nie potrafimy jako dojrzali ludzie dać im często właściwego przykładu, nie potrafimy z nimi rozmawiać, ich słuchać, traktować poważnie i dać prawo do popełniania błędów i akceptacji tego że znajdują Boga w swój sposób. Nie potrafimy pokazać że wierzący to człowiek, który jest radosny, zadowolony, szczęśliwy, życzliwy. Czasami sama obserwuję ” ludzi wierzących” , których nie stać na życzliwość dla drugiego człowieka, często sprawdza się powiedzenie ” człowiek człowiekowi wilkiem”. Ja bardzo w to wierzę, ze ludzie są dobrzy tylko trzeba dać im szansę na to żeby mogli to okazać. A co do krzyża, który nam Bóg daje, to czasami też mnie tak przygina, że wydaje mi sie że nie dam rady. Ale wtedy mówię ” Panie Boże skoro wrzuciłeś mi tyle na plecy to teraz mi pomóż, a więc do roboty…” I jak narazie daje ze wszystkim radę przy pomocy i życzliwości innych. Pozdrawiam

    1. Zacznę może od tego tracenia ducha – ja go tracę i nie tracę jednocześnie. Chcę bardzo wyraźnie podkreślić, że te refleksje nie mają nic wspólnego z zaniechaniem prowadzenia bloga – tracę ducha tylko w tym sensie, że nie wierzę już w to, że ten blog (ani żaden inny z moich blogów) będzie miał większy wpływ na ludzi – nie będzie. Jednak to nie przekreśla jego sensu – Ty właśnie jesteś tego najlepszym przykładem! Odnalazłaś tu spokój, którego w internecie szukałaś i dobrze się tu czujesz. I to jest to, o co tak na prawdę chodzi. To skromne grono osób, które tu przychodzi, jest już wartością samą w sobie.Pozdrawiam bardzo serdecznie:)(a w młodych wierzę, jednak musze przerwać, bo już pora wrócić do prowadzenia zajęć)

    2. Elu -piękne jest to co napisałaś 🙂 Właściwie jest to świadectwo życia pełnią jaką daje nam na co dzień Bóg. Wybacz mi, ze wracam do bolesnego tematu -ale spróbuj włączyć w ten Krzyż swojego męża. Dostałaś swoje ciernie od niego ale Krzyż także zbawia. Chcę Ci zaproponować byś ten ból połączyła z naszą modlitwą różańcową. Część z nas (Basia, ja) należymy do Róży różańcowej, blogowej, prowadzonej na blogu Barki. Tworzy się tam już druga róża. Opiekuje się nami ksiądz Grzegorz (nick Paciorek).Modlimy się a on w naszych intencjach odprawia raz w miesiącu mszę św. Jeśli masz ochotę dołącz do nas. Jeśli nie -ja i tak włączam Cię do mojej osobistej modlitwy różańcowej, którą prowadzimy na blogu Barki.Ten link://bog-w-moim-balaganie.blog.onet.pl/trzeba wkleić w górnym okienku jakiejkolwiek strony internetowej, która Ci się otworzy i pocisnąć „enter” i wchodzisz na blog Barki „Bóg w moim bałaganie”Nie chcę byś moją wypowiedź odebrała jako jakąkolwiek formę nacisku. Zrób jak Ci serce podyktuje 🙂 Serdecznie pozdrawiam 🙂

      1. he he -ja jestem baran -sorry:) możesz wchodzić tez z linkowni Leszka albo najprościej kliknąć ten fioletowy link, który w moim komentarzu się pojawił. Nie myśl sobie -ja też jestem technicznie zacofana -a co:)

        1. dopisuję jeszcze dla Eli: 24 lutego Paciorek będzie przedstawiał nasze intencje Matce Bożej w czasie mszy św. na Jasnej Górze. Tak się cieszę:)

          1. Mała korekta msza świeta będzie21 lutegow poniedziałek.Na blogu paciorka, juz poprawione. 🙂

      2. Witaj Moherku, dzięki za zainteresowanie, propozycje i modlitwę, bo jej nigdy dość. Musze to przemyśleć. Jest to zobowiązanie, a ja po chorobie muszę wrócić w swój kierat i do już istniejących zobowiązań, m. in. związany z rodzicami u których niestety nie ma czegoś takiego jak internet. Mam świadomość, że zakres opieki nad rodzicami, z uwagi na wiek i postępujące choroby będzie się zwiększał a nie zmniejszał. Nie lubię przyjmować zobowiązań, z których z różnych, często niezależnych ode mnie przyczyn mogę nie mieć możliwości się wywiązać. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz Moherku. Ale w tej chwili jestem w takiej sytuacji, w której czasami naprawdę nie mam sił ( mama z chorobą nowotworowa a tata po udarze). W nocy śpię po 3- 4 godziny, potem praca i prowadzenie dwóch domów i jeszcze pogaduchy z chłopakami. Z synami często się w ostatnim czasie mijamy bo staramy się zapewnić opiekę moim rodzicom i „wymieniamy” sie żeby cały czas ktos z nimi był. Oczywiście jest opcja opiekunka , ale po naradzie doszliśmy do wniosku, że tak długa jak damy radę opiekujemy się sami, bo to jest wszystko co możemy im dać za całe dobro i serce, które od nich dostaliśmy i dostajemy nadal. To tyle.

        1. Rozumiem Elu bo ja mam to za sobą. Moi rodzice już nie żyją. Były dnie,ze nie miałam siły odmówić 3 zdrowaś Mario. Tylko się przeżegnałam i tak szłam spać. To trudny czas -ten, który przezywasz- ale też najbogatszy duchowo.Owocem tych wyrzeczeń teraz jest później wielki spokój i czyste sumienie, ze zrobiliście wszystko co było można. Pozdrawiam Cię serdecznie:)*

          1. Moherku masz racje, to jest czas, w którym nabierają szczególnego sensu słowa ” spieszmy sie kochać ludzi tak szybko odchodzą'”. Ale moi rodzice sa nie tylko rodzicami sa również moimi przyjaciółmi, szczególnie mama. Jeszcze dziś rozmawiamy o wszystkim, nawet dyskretnie mnie karci, że ostatnio zapomniałam co to buty na obcasach.Ale taka jest kolej rzeczy. Ciesze sie tylko z tego, że moi synowie potrafią otoczyć ich opieką , bo uważam, że to ich uwrażliwia na cierpienie i uczy szacunku dla drugiego człowieka.

  4. Leszek, część ludzi, którzy tamtego dnia tu weszli po rzuceniu okiem na całość od razu wyszli, część nie doczytała do połowy, malutka część przeczytała całość i pomyślała- fajny tekst, mam jeszcze 20 stron do odwiedzenia. Jeśli choć paru z tych, którzy tamtego dnia tu weszli powróci to będzie Twój mały sukces.Nie rozczulaj się nad licznikami tylko pisz swoje bo ma się wrażenie, że robisz to właśnie dla liczników.Bardzo podobał mi się tekst, który dzisiaj napisałeś, więcej takich (tylko bez wzmianek o licznikach).

    1. Aniu, jedyną osobą, która tu przyszła, jest Ela. Pozostałe osoby nie tylko się nie wpisały ponownie, ale nawet nie przyszły przeczytać, co kto im odpowiedział (widzisz, jakie są współcześnie narzędzia inwigilacji, na która mi zwracałaś uwagę – ja nawet takie rzeczy wiem). W końcu znasz mnie z czasów „Listów o miłości” – więc wiesz, że prowadząc tamtego bloga. marzyło mi się, by każdy młody człowiek przyjął moje spojrzenie na miłość, a przez to prawdziwie odkrył w swoim życiu Boga. Takie miałem marzenia i wydawały mi się one realne. Dziś już cieszę się z tego, o czym pisałem właśnie w tej notce.

      1. Słowa Jezusa; „Nie za pomyślny wynik nagradzam, ale za cierpliwość i trud dla mnie podjęty” (Dz. 86).Kiedyś usłyszałam takie słowa; „Nie żałuj tego, co minęło, ciesz z tego, co w życiu się osiągnęło!.”Ciesz się, że tyle osób zajrzało, a resztę pozostaw Bogu.

      2. Witam , masz rację Leszku, że potężna jest siła narzędzi, które można stosować do inwigilacji. Oprócz tego czym Ty dysponujesz mamy jeszcze GPS, komórki, karty płatnicze. Z jednej strony jeżeli będą te instrumenty mądrze wykorzystywane mogą pomóc a nawet kogoś uratować, ale co wtedy gdy ktoś korzysta z tej siły techniki w celach innych ? Ale myślę że to cena jaką płacimy za postęp i rozwój cywilizacji. Co do Twoich marzeń. Marzenia mają to do siebie, że łatwiej nam żyć i życie nabiera celu. Są motorem napędzającym i dającym siłę do działania. Gdyby marzenia ziszczały się bez trudu i wysiłku to czy by miały sens ? Więc sądzę, że warto marzyć i robić wszystko żeby się one zrealizowały. A naprawdę jestem głęboko przekonana o tym, że dotrzesz do młodych ludzi, może nie od razu do wielkiej rzeszy ale po kolei. Naprawdę obserwuję od wielu lat młodych i widzę jak oni się zmieniają. Zmieniają na lepsze. Oni też są zmęczeni tym wariatkowem w jakim przyszło im żyć. Poza tym pamiętaj, że dzisiejsi młodzi ludzie to dzieci, wychowywane przez ludzi w moim wieku. A moje pokolenie ( należę do szczęściarzy, którzy mieli wspaniałą rodzinę i piękne dzieciństwo) to w większości pokolenie, których mamy realizowały się zawodowo a dzieci wychowywały żłobki , przedszkola i cały system lat 60 – 80 szaleństwo modelu bezstresowego wychowania. Rodzice w niedzielę zamiast iść do kościoła często odsypiali męczący tydzień albo szli na czyny społeczne. To okres kiedy pojawiły się wojujące feministki a w moim odczuciu największe egoistki. Kobiety, które krzyczały i domagały się szacunku dla siebie nie potrafiąc same siebie szanować. Taka była moda i kobiety w bezmyślny sposób łykały propagandę jak ciepłe bułeczki. Być może to była nowość i dlatego tak bardzo zachłysnęły sie tym. Ale dzisiejsze młode kobiety w zdecydowanej większości widzą błędy swoich matek i chcą tego uniknąć. Sądzę też, że my jako matki tego pokolenia nie nauczyłyśmy nasze dzieci co to znaczy prawdziwa miłość, przyjaźń, dałyśmy im przykład nie taki jak należy. Dałyśmy im zdewaluowane znaczenie przyjaźni i miłości i fałszywej wolności. Ale oni dzisiaj sami chcą pewnych reguł postępowania i dochodzą do wniosku że zakazy i nakazy są potrzebne. Muszą tylko sami do tego dojść bo my im tego nie ułatwiliśmy a jedynie zamieszaliśmy w głowach. To tyle moich przemyśleń. Uważam, że wartro iść naprzód małymi kroczkami. Czasami trzeba zrobić dwa kroko do tył żeby później 4 naprzód. Cześć

        1. Widzę Elu, że jesteś wielką optymistką i przyznam, że w gruncie rzeczy podzielam Twój optymizm. Tyle tylko, że ja już się do tego w najmniejszym nawet stopniu nie przyczynię. To już jest poza mną. Kiedyś mogłem sobie marzyć o tym, by przejść w pierwszej parze przechodzącej przez bramę-rybę w Lednicy (przy tej pierwszej Lednicy), a potem żałować, że zabrakło mi odwagi, by pojechać; dziś już to wszystko poza mną – ale to naturalne, to normalna kolej losu.

          1. Życie mnie nauczyło , że nie należy płakać nad rozlanym mlekiem. Nie rozpamiętywać tego czego się nie zrobiło, ale patrzeć w przyszłość i pomyśleć co mogę zrobić, oczywiście wyciągając wnioski z przeszłych zdarzeń. Jeżeli nie będziemy optymistami to cóż nam pozostaje ? Usiąść i użalać się ? Zyć przeszłością ? Pogodzić się z tym , że nie mam szans czegoś zmienić ? Ja wolę iść naprzód, próbować coś zmienić , oczywiście wyciągając wnioski z przeszłości, co da mi szanse chociaż w jakimś stopniu nie popełnić błędów wcześniejszych.

  5. Tobie się „liczniki popsuły”, a mnie znowu szaleje internet… Wczoraj zdążyłam komentarze przeczytać, ale potem to już tylko „nie znaleziono adresu strony” 🙁 Zasięg padał. No ale na temat: mam taką smutną refleksję. Rzadko kto zostaje na takim forum jak Twoje, bo tu się „wyżyć” raczej nie można. Nie ma bluzgów, nie zwalcza się takiej czy innej opcji na noże 😉 Lepiej zajrzeć do błaznów typu Palikot, Senyszyn, albo Mikke – bo tam sobie można do woli jeździć po PiSie, po księżach lub po kobietach a inni pochwalą i przyklasną. Dlatego też Onet takie miejsca poleca. Może też Onet ma jakąś wyszukiwarkę „modnych” tematów i dlatego coś o rozwodach znalazło się na świeczniku. Nie sądzę, żeby wybierali to ludzie, może jakiś sprytny programik mają i wystarczy użyć słów kluczy? Skąd przypuszczenie, że ktoś chciałby Twój blog „wyśmiać” i dlatego podał linka? Nie za często podejrzewasz inwigilację?I jeszcze jedna smutna refleksja – nie zostaną tu osoby, które chcą, jak napisałeś, „walczyć krzyżem”, dlatego nawet jak zajrzą jacyś np. frondowicze to mała szansa, że zostaną.

    1. Witam Ciebie Barbaro, myślę, że temat rozwodów jest tematem gorącym. Dotyczy to ludzi w różnym wieku i niestety staje się to zjawiskiem nagminnym. Ludzie są zagubieni, potrzebują zwykłej ludzkiej życzliwości i zrozumienia, takiego serdecznego współczucia a nie ” bluzgów” czy czytania tekstów, że zdrada to norma i pseudoporad jak żyć dalej. Dlatego też sądzę, że jeżeli ktoś szukał sensacji w stylu ile razy trzeba zdradzić żeby coś uznać za zdradę, to wszedł na tę stronę i pozedł. Natomiast jeżeli szukał grona ludzi z którymi można porozmawiać o wszystkim, w rzeczowym tonie, bez bluzgów to wróci, jeżeli nie od razu to za jakiś czas. Wierze bardzo że nie wszyscy ludzie gonia za sensacją, ale potrzebuja również normalnej rozmowy z drugim człowiekiem. Chociaż przyznam, że zdecydowanie preferuję rozmowę oko w oko a nie przez internet. Tak jak już napisałam rozmowa przez internet jest dla mnie anonimowa i nic nie zastąpi bezpośrednich kontaktów. Ale naprawdę u Was poczułam sie jak w domu. I za to Wam wszystkim dziękuję

      1. Witam Cię również serdecznie, dzięki za ciepłe słówko 🙂 Ja tu też jestem tylko gościem, w dodatku takim co to nie zawsze zgadza się z gospodarzem, ale jak najbardziej popieram Twoje zdanie, że tu warto przyjść i porozmawiać i przemyśleć sobie to o czym się poczytało 🙂 Jest to jeden z niewielu znanych mi blogów o wierze, gdzie nie toczy się straszna wojna między ateistami i fanatykami :):):) A już tak to jest, że dzisiaj internet staje się tym czym dawniej był telefon 🙂 Trzeba się przyzwyczaić 🙂

        1. Barbaro – wszyscy tu jesteśmy gośćmi; a „GOŚĆ w DOM, to BÓG w DOM”, zatem dzięki nam ma Leszek na swoim blogu ciągle obecność Boga :):):):) od tego jest gospodarz aby troszczył się o wszystkich gości jednakowo nie pozwalał, abyśmy sobie wzajemnie ubliżali. Zatem jaki gospodarz taka stajenka. Mnie się z Tobą mile prowadzi konwersację; pozdrawiam

          1. Jejku, nie kadźcie mi, bo ja tu czasem też z „buciorami”, czyli jakimiś wątpliwościami przychodzę 🙁 Ale, co racja to racja, z Wami się aż przyjemnie dyskutuje :)Nie napisałam wcześniej, więc się teraz poprawiam – muszę bardzo podziękować Eli za to świadectwo o młodych. DZIĘKUJĘ 🙂

          2. Barbaro, bardzo proszę . Staram sie tylko obiektywnie oceniać i wyciągać wnioski.

          3. „…zatem dzięki nam ma Leszek na swoim blogu ciągle obecność Boga” Masz rację Basiu – tak to właśnie jest.

          4. Leszku – nawet pomarzyć nie wolno ???zaraz łapiesz za słowka):):) jaki gospodarz taka atmosfera na blogu; a dzięki komu to jeszcze się okaże w praniu :):):)

          5. Przyznam, że gdybyś mi nie napisała w mailu, że blog się znalazł na pierwszej stronie, to bym o tym nie wiedział, o czym piszesz. To efekt tych niedzielnych liczników – ciekawe, że z takim opóźnieniem (ale to może już od kilku dni tam jest?)

      2. Elu – a mnie się wydaje, że wszystko ma swoje plusy i minusy. Zarówno rozmowa w cztery oczy [sześć-osiem, jak ktoś ma okulary] jak i rozmowa przez internet. Wszystko zależy od rozmówców. U mnie jest coś takiego, że jak patrzę w oczy, to się peszę i zapominam języka w gębie. Zapominam co chciałam powiedzieć. Może to także objaw sklerozy? Zaś w internecie należy zachować daleko idącą ostrożność. Za bardzo się nie obnażać, bo ktoś może to wykorzystać przeciwko nam. [Doświadczyłam tego na własnej skórze, dlatego musiałam likwidować swoje blogi; teraz założyłam na nowo bogatsza o poprzednie doświadczenia]. Tak źle i tak niedobrze; albo jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma; pa…pa…pa jeśli miałabyś ochotę do mnie zajrzeć znajdziesz link w Leszka linkowni; pozdrawiam

    2. > Tobie się „liczniki popsuły”, a mnie znowu szaleje> internet… Wczoraj zdążyłam komentarze przeczytać, ale> potem to już tylko „nie znaleziono adresu strony” :(> Zasięg padał.Już dawno namawiałem Ciebie na antenę kierunkową. Kupisz ją w końcu?> Może też Onet ma jakąś wyszukiwarkę „modnych” tematów i> dlatego coś o rozwodach znalazło się na świeczniku. Nie> sądzę, żeby wybierali to ludzie, może jakiś sprytny> programik mają i wystarczy użyć słów kluczy? To jest rzeczywiście możliwe, ale taka wyszukiwarka jest tylko narzędziem – jestem przekonany, że ostateczną decyzję podejmyje jakaś osoba.> Skąd> przypuszczenie, że ktoś chciałby Twój blog „wyśmiać” i> dlatego podał linka? Sama zauważyłaś, jaka jest linia programowa onet-u. To, co ja piszę, nie pasuje do tej linii. W ciągu tych kilku lat mojego blogowania onet polecił tylko jedną moją notkę, w której pokazywałem łazienkę, jaką zrobiłem – z notek nt. wiary onet nie polecił ani jednej, bo jeszcze mi się nie zdarzyło, bym napisał coś, co by można było uznać, iż jest przeciwko kościołowi.> I jeszcze jedna smutna refleksja – nie zostaną tu osoby,> które chcą, jak napisałeś, „walczyć krzyżem”, dlatego> nawet jak zajrzą jacyś np. frondowicze to mała szansa, że> zostaną.Przyznam, że nic nie wiem o frondzie – to jednak nie moje pokolenie (a „Fronda” chyba jest pokoleniowa). Ale to nieważne – ważne jest tylko to, że „takich nas” jest tylko garstka (i to mimo, iż nie stanowimy monolitu).

      1. Anteny nie kupię, bo zwykle mi już net chodzi jak należy (może te przeszłe kłopoty brały się z klęsk pogodowo-powodziowych, a może sieć rozbudowują kto wie). Teraz bardzo rzadko się zdarza żeby mi padło, dlatego aż się zdziwiłam kiedy cały dzień zasięgu nie łapał :)A na Frondę zajrzałam kilka razy odkąd zaczęłam przychodzić na blog Alby, ale to co tam znalazłam mnie po prostu odstraszyło 🙁 Zresztą, co tu gadać, może więcej mam wiedzy ale wątpliwości jak były tak są… im więcej się wie tym więcej się chce pytać 😉

        1. A ja mimo wszystko nadal będę Cię namawiać na antenę kierunkową – im silniejszy sygnał, tym większa wynegocjonowana szybkość połączenia i tym mniej powtórzeń pakietów.

  6. ja tam mam zamiar zmieniać świat… 😉 ŚWIECIĆ w CIEMNOŚCI… po to jesteśmy! Świeć więc… bo bez prądu świat nie będzie! 😉 TsJ;-) Coś się pesymistyczny zrobiłeś… to chyba zima tak na Ciebie wpływa 😉

    1. Właściwie to nie jest kwestia pesymizmu. Po prostu silnie przemówiły do mnie te proporcje między tymi, którzy przyszli, a tymi, którzy zostawili ślad, a także między tymi, którzy przyszli, a tymi, którzy zostawili ślad i wreszcie między tymi, którzy zostawili ślad, a tymi, którzy postanowili troszke tu pomieszkać

Możliwość komentowania została wyłączona.