Przypowieść talentach

Ponieważ widziałem, że dużym zainteresowaniem cieszyła się moja odpowiedź na pytanie Agaty dotyczące przypowieści o talentach, to by na przyszłość było ją łatwiej znaleźć, dziś nietypowa, dodatkowa notka:

My mamy problem z tą przypowieścią, bo nasza mentalność jest zupełnie inna. Sam byłbym pierwszym, który zakopałby ów talent (jakbym stracił ten talent, to nie tylko sam do końca życia się nie wypłacił, ale nie wypłaciłyby się moje dzieci, i dzieci moich dzieci, i…).

Jezus opowiadał Żydom o Swoim królestwie tak, by poprzez to, co jest im znane z życia, potrafili wyobrazić sobie to, co niepojęte! Dla każdego Żyda było oczywiste, że pieniądz musi pracować, że ważne jest nie tyle posiadanie pieniędzy, co nimi obracanie.

Dokładnie tak samo jest w Królestwie Bożym – to nie jest ważne, że jesteśmy ukochanymi Dziećmi Bożymi – znaczenie ma dopiero ta miłość Boża, której nie zatrzymujemy przy sobie, lecz niesiemy ją innym. Każdy dostaje miłość od Boga, ale jeśli jej nie niesie innym, to jest sługą gnuśnym i nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego – odbiorą mu to, co miał. Jeśli jednak ktoś, kto dostaje tę miłość, natychmiast rozdaje ją innym, to sam trafi od razu przed oblicze Pana – zostanie napełniony miłością jeszcze bardziej, niż potrafił to sobie w ogóle wyobrazić.

Ot i cały sens przypowieści – banalnie prosty (ale pod warunkiem, że zacznie się ją odbierać tak, jak odbierali Żydzi).