(14) Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: (15) «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!» (16) Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. (17) Jezus rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi». (18) I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. (19) Idąc dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. (20) Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim. (Mk 1)
To samo wydarzenie, a dwa różne opisy – u Jana najpierw został powołany Andrzej, a dopiero po nim Szymon; u Marka dzieje się to jednocześnie (i na dodatek w zupełnie innym miejscu!). Jak to w ogóle możliwe, by dwaj natchnieni autorzy napisali różne opisy tego samego wydarzenia?
A może należy zapytać inaczej – czy to w ogóle możliwe, by dwaj różni autorzy napisali dokładnie to samo?
Obawiam się, że trochę fałszywie wyobrażamy sobie sam proces pisania – to nie było tak, że np. nad takim Markiem stał Anioł i dyktował mu, co ma pisać! Marek całkiem po ludzku zabierał się za to pisanie – gromadził jakieś materiały źródłowe, czytał je, analizował – na pewno też wspierał się modlitwą… I dopiero po tym przygotowaniu zabierał się za właściwe pisanie, a w trakcie pisania bywało, że naraz jakieś myśli układały mu się w jedną całość. Ale cały czas to pisał Marek i w tym co pisał, przejawiała się jego osobowość.
No właśnie – materiały źródłowe. W tym też tkwi podstawowa różnica między Janem, a pozostałymi Ewangelistami – Jan był świadkiem opisywanych wydarzeń; pozostali musieli korzystać z jakiś źródeł. Podobieństwa tzw. Ewangelii synoptycznych są zaskakujące. Nie wiem, czy wiecie, ale w Ewangelii wg św. Marka, która liczy 661 wierszy, aż 600 wierszy posiada swoje odpowiedniki w Ewangelii wg św. Mateusza, a 350 jest jednocześnie u Mateusza i u Łukasza! Z drugiej jednak strony stanowi ona niewiele ponad połowę wielkości Ewangelii Mateusza. Jednocześnie są rzeczy, które można znaleźć zarówno u Mateusza i Łukasza, a których w ogóle nie ma u Marka. Do czego prowadzi taka analiza?
Do tego, że najprawdopodobniej było to tak, iż jako pierwsza powstała Ewangelia wg św. Marka, a równolegle do niej jakaś inna, która ani się nie zachowała, ani nawet przez nikogo nie została wspomniana, że była. Zarówno Mateusz, jak i Łukasz, pisali swoje Ewangelie korzystając z tych dwóch źródeł – z Marka i z tak zwanego Źródła Q. Natomiast Jan, który swoją Ewangelię napisał najpóźniej, nade wszystko korzystał ze swojej pamięci i stąd jego Ewangelia najpabrdziej się różni od pozostałych.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? – nade wszystko po to, by przypadkiem nie wyszło, że to jest 2:1 (Mk+Mt:J – Łukasz o tym w ogóle nie pisał). Nici z tej arytmetyki, bo Mateusz po prostu skorzystał z opisu Marka i niczego sam nie pisał.
A w oparciu o co pisał Marek? – najprawdopodobniej w oparciu o katechezę udzielaną w formie ustnej katechumenom. Sam pomysł spisania Ewangelii brał się przecież stąd, że przy wzroście liczby katechumenów, brakowało ludzi, którzy mogliby taką katechezę poprowadzić. Siłą rzeczy tekst ten nie był kroniką z życia Jezusa, lecz tekstem, który miał pomóc przygotowującym się do chrztu zrozumieć, co poprzez chrzest przyjmują. Jak się dokładniej przyjrzeć tekstowi św. Marka, to okaże się, że rozbieżności tu są jeszcze większe, niż pierwotnie o tym napisałem – w tym opisie mamy, że Jezus zaczął szukać swoich uczniów już po tym, jak Jan Chrzciciel został uwięziony, gdy u Jana jest tak, że najpierw odeszli dwaj najzdolniejsi uczniowie (Andrzej i Jan), a Jan Chrzciciel i tak nadal nauczał… Ponieważ jednym z tych uczniów był Jan, to mimo, iż spisywał wszystko znacznie później niż Marek, to na pewno wierniej, bo pisał o tym, co sam przeżył! Marek mógł po prostu takich szczegółów w ogóle nie znać, a nawet jeśli znał, to te szczegóły w niczym nie ułatwiałyby przygotowania katechumenów do chrztu.
Innymi słowy jeśli chcemy poznać fakty, lepiej będzie sięgać do Jana; jeśli jednak chcemy poznać, co wynika dla nas dziś z powołania pierwszych uczniów, to powinniśmy sięgać nade wszystko do Marka i Mateusza.
ja chcę nad Jezioro Galilejskie… Natychmiast!! Buuu…….. 🙁
P. S. Wpisałam się nader lakonicznie, ale jestem tragicznie zmęczona pogrzebem kolegi (kolejnego! 45 lat…). Wróciłam dopiero co i ledwo zipię.
Na blogu ks.Leszka jest piękne opowiadanie pt:”Do zobaczenia.”Warto je wraz z komentarzami przeczytać, tak dla pokrzepienia serca i zapalenia nadziei…
I tak jesteś górą, bo masz co wspominać:)
Skoro jest zachęta skomentuj mnie to spróbuję. Leszek ma interesujące spojrzenie na biblijne wydarzenia jakby z innej strony. Trzeba by najpierw uściślić przekazy z początku wieków Papiasza Klemensa co do spisania Ewangelii Marka.Porównajmy Dzieje Apostolskie 12,12 czy 1 list Piotra 5,13 występujący tam Marek jest najprawdopodobniej uczniem i towarzyszem podróżny Piotra,którego zabrał do Rzymu. Tak więc Marek nie był nie tylko apostołem ale i również nie był uczniem Jezusa czyli nie był bezpośrednim świadkiem przy boku Jezusa tak jak Jan,Mateusz czy Łukasz,którzy mogli być bardziej precyzyjni od Marka. Bibliści dzisiejsi z przekazu tradycji Kościoła twierdzą,że Marek spisał Ewangelię to co zapamiętał od Piotra,który jako książę apostołów i pierwszy z apostołów mu przekazał. Z tej racji kim jest Piotr i jego autorytet przekazując Markowi słowne wydarzenia muszą być wiarygodne i prawdziwe z racji kto je przekazał . To co Marek chciał nam przekazać to przekazał to co zapamiętał od Piotra gdyż według Papiasza Piotr już nie żył gdy Marek zaczął spisywać słowa Piotra. Dlatego pewne treści zawarte w Ewangelii Marka mogą być trochę jakby niespójne. Pozdrawiam
Dzięki stukrotne za to uzupełnienie:)
Księgi są pisane pod natchnieniem Ducha Świętego.Każdy uczeń uczestnicząc w życiu Jezusa to samo wydarzenie opisywał w różny sposób.Powołanie uczniów wynikało z wyboru Jezusa,to On powoływał kogo chciał i sam wybierał czas.Człowiek w swej ułomności nie jest w stanie opisać używając słów tego co dzieje się w sercu często używając porównań…i na co inne zwraca uwagę.
Aniołku, ale uciekasz od problemu – obaj autorzy pisali pod natchnieniem Ducha Świętego, a takich różnic w opisie tego samego wydarzenia, z których by wynikało, że to samo wydarzenie odbywało się w dwóch różnych miejscach (przy łodzi – zdecydowanie na lądzie), w różnym czasie (przed uwięzieniem Jana Chrzciciela – po uwięzieniu), miało różny przebieg (jednocześnie Andrzej i Szymon – najpierw Andrzej, a potem Szymon) nie da się wytłumaczyć brakiem słów przy wyrażaniu myśli. Któryś z tych opisów w warstwie faktograficznej nie jest rzetelny (mimo, że jest pisany pod natchnieniem Ducha Świętego).
….a więc podyskutujemy….taka mi myśl przychodzi,że opisując powołanie pierwszych uczniów różnica z opisu wynikała z przesłania ,które ono za sobą niosło. Wg.Mateusza- Słowo Mistrza jest skuteczne i ma moc sprawczą. Powołując kogoś do pójścia za sobą Bóg daje odpowiednią łaskę.Dzięki niej człowiek może wypełnić i pojąć powierzone mu zadanie.Uczniowie mają być współpracownikami Jezusa w Jego zbawczej misji,głosicielami Jego królestwa. Wg.Marka – pójście za wezwaniem Mistrza natychmiast oznaczało przyjęcie i styl życia Jezusa.Oznacza to,dla każdego kogo Pan powołuje do służby,że staje się przykładem posłuszeństwa wobec Jezusa i wierności w Jego naśladowaniu. Wg.Łukasza- Jezus na początku swojej misji tworzy wspólnotę uczniów,których przygotowuje do konkretnego dzieła.Z Jego inicjatywy przeplatają się dwa wydarzenia:głoszenie Ewangelii i praca rybaków.Jezus prosi Szymona,czy może użyć jego łodzi.On zgadza się ale wraca do swojego zajęcia.Jeszcze nie wie,że przez swoją zgodę już uczestniczy w misji Jezusa.Wpuścił Jezusa w swoją codzienność,którą On będzie przemieniał.Wybór zaufania jest podstawą do stania się apostołem . Wg.Jana- przyjęcie Jezusa jako Chrystusa dokonuje się w różnych środowiskach.Poznanie Go jest potrzebą serca,by dzielić się tym z innymi.Relacja między Jezusem a uczniami Jest więc ukształtowana w momencie powołania.Powołanie uczniów ma na celu utworzenie grona osób,którym zostanie objawiona tajemnica Syna Człowieczego.
No i pięknie Aniołku :):):) – bardzo mi się podoba to, co napisałaś! W warstwie faktograficznej na pewno opis Jana jest opisem wiernym; jednak dla Marka najważniejsze było podkreślanie owego NATYCHMIAST. To NATYCHMIAST jest kluczowe w relacji człowieka do Boga – każda nasza odpowiedź na każde Boże wezwanie ma być NATYCHMIASTOWA – i ten opis znacznie bardziej zwarty, niż u Jana, właśnie temu służy! Duch Święty dopuścił do tego, by ten tekst był nierzetelny w warstwie faktograficznej (Marek najprawdopodobniej po prostu nie wiedział, jak to było i stworzył tylko pewien obrazek, który ułatwił odczytanie przesłania wynikającego ze spotkania z Jezusem), bo i sam cel tego opisu był zupełnie inny, niż poznanie faktów. Brawo Aniołku:)
…a czy nie uważasz,że tak różne opisy powołań ,różne ich zobrazowanie jest nam potrzebne?Tak sobie teraz myślę,że różne są nasze powołania,różna misja,do której wzywa nas Bóg,a wszystko to zmierza do budowania Jego królestwa już tu na ziemi.
…a czy nie uważasz,że tak różne opisy powołań ,różne ich zobrazowanie jest nam potrzebne?Tak sobie teraz myślę,że różne są nasze powołania,różna misja,do której wzywa nas Bóg,a wszystko to zmierza do budowania Jego królestwa już tu na ziemi.
> …a czy nie uważasz,że tak różne opisy powołań ,różne ich> zobrazowanie jest nam potrzebne?Na to główne Twoje pytanie zdecydowanie odpowiadam TAK – te różne opisy są NAM potrzebne. Nie wynika to jednak z tego skądinąd jak najbardziej słusznego zdania:> Tak sobie teraz myślę,że> różne są nasze powołania,różna misja,do której wzywa nas> BógLecz z tego, że Duch Święty po kolei odsłaniał nam te cechy, które w relacjach z Bogiem są najważniejsze. Nade wszystko najważniejsze jest to NATYCHMIAST – i to jest w tym pierwszym opisie powołania. Z kolei w opisie janowym nacisk jest na to, że Chrystus przychodzi do nas poprzez innych ludzi (tylko jeden opis szczegółowy pokazywał powołanie bezpośrednio przez samego Jezusa). A więc każdy/każda z nas jest powołany do tego by nieść innym Jezusa, by dzielić się z innymi radością ze spotkania Jezusa – tak, jak to uczynił Andrzej.Ani to NATYCHMIAST, ani to dzielenie się Jezusem jest adresowane do KAŻDEGO!Ale oczywiście> wszystko to zmierza do budowania Jego królestwa już> tu na ziemi.
Miał być jeden komentarz,nie mam pojęcia jak go wysłałam ponownie.Dobrze,że nie więcej razy,bo byłoby źle.Jestem w uczeniu się na etapie zerówki,ale to mi nie przeszkadza.Proszę o wybaczanie mi pomyłek.
Nie przejmuj się! Choć przyznam, że o mało co nie doszłoby do zabawnej sytuacji – bo pierwszy raz podpisany był tylko jedną literką i już zacząłem Ci odpowiadać, po czym uznałem, że powinienem najpierw przeczytać, co owej 'a’ odpowiedział 'aniołek’!
serdeczne dzięki 🙂 🙂 🙂
Nie przejmuj się! Choć przyznam, że o mało co nie doszłoby do zabawnej sytuacji – bo pierwszy raz podpisany był tylko jedną literką i już zacząłem Ci odpowiadać, po czym uznałem, że powinienem najpierw przeczytać, co owej 'a’ odpowiedział 'aniołek’!
Dlaczego uważasz, Leszku, że zacytowany tu fragment z Mk i ten przywołany z J to opisy tego samego wydarzenia? Czyli którego wydarzenia? Bo faktycznie są to zupełnie różne teksty i – moim zdaniem – opisujące zupełnie różne wydarzenia. Historia z J nie jest historią powołania przez Jezusa Andrzeja. Przypomnę, że tak naprawdę nie wiemy, kim był ten drugi uczeń Jana Chrzciciela, więc byłabym ostrożna z wnioskami, że skoro był to Jan Ewangelista (nie wiemy tego), to opis z J jest bardziej rzetelny co do faktografii, gdyż jego autorem jest bezpośredni świadek. Nawet gdyby autorem J był ów drugi uczeń Jana Chrzciciela, jest to tylko przesłanka do stwierdzenia, że tekst świadka bezpośredniego powinien (ale nie musi) być dokładniejszy niż tekst nieświadka. Wiadomo, że Jan Ewangelista ma zupełnie inny język, na inne aspekty Dobrej Nowiny zwraca uwagę i że jest akurat bardziej 'odlotowy’ od synoptyków. Ale to tak na marginesie dyskusji. Tak więc moim zdaniem poczyniłeś błędne założenie. To nie są opisy tego samego wydarzenia, więc nic dziwnego, że się od siebie różnią niemal wszystkim. Gdyby uznać, że J opisuje powołanie przez Jezusa apostołów, to trzeba by uznać, że jako pierwszego powołał On Filipa – bo dopiero w 43. wersecie są słowa JEZUSA: „Pójdź za Mną”. I są one skierowane do Filipa. Wcześniej mowa jest o tym, że dwaj uczniowie Jana Chrzciciela (w tym Andrzej), usłyszawszy z ust swego mistrza „Oto Baranek Boży”, poszli za tym Barankiem. Po dialogu z Nim, bynajmniej nie mającym znamion powołaniowego, pozostali u Niego „tego dnia”.
Anno, uważam, że nie można być aż tak sceptycznym wobec ustaleń biblistów. Teoretycznie masz rację – skoro nigdzie explicite Jan nie został wymieniony, jako ten drugi z uczniów Jana Chrzciciela, to 100% pewności nie mamy, że to właśnie Autor Ewangelii. Ale na tej samej zasadzie mogłabyś podważać to, że tym uczniem, który przyjął Maryję pod swój dach był właśnie Jan – bo w opisie ukrzyżowania Jan też nie pisał, że to o niego chodzi (tekst był bowiem taki „Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował”). Przyjmuje się, że zarówno tym uczniem pod Krzyżem, jak i tym drugim uczniem Jana Chrzciciela był Jan, który po prostu był bardzo skromny i w opisach pomijał swoje imię. Przecież tak samo swoje imię pominął w opisie Zmartwychwstania – tym razem jednak inni Ewangeliści wyraźnie napisali, kto biegł do tego pustego grobu razem z Piotrem. Właśnie to, że Jan był konsekwentny i zawsze, gdy chodziło o niego swego imienia nie podawał, teraz możemy spokojnie uznać, iż jeśli Jan nie podaje imienia ucznia, to pisze o sobie. Prawa logiki nie dają tu pewności, ale skoro nie ma lepszego wytłumaczenia (ani w ogóle jakiejkolwiek innej próby interpretacji), to spokojnie możemy przyjmować, iż to rzeczywiście jest Jan.Podobny problem dotyczy tego, czy obaj Ewangeliści opisywali to samo wydarzenie, czy nie. Teoretycznie znowu masz rację – mogło być tak, że każdy z nich uważał inne konkretne wydarzenia, za powołanie konkretnych uczniów – a więc w konsekwencji opisywali różne wydarzenia, a tylko tak samo je nazywali. Ale w takim razie weźmy inną niezgodność – w opisie Marka Jezus powoływał uczniów już po uwięzieniu Jana Chrzciciela, a tymczasem u Łukasza masz opis, jak Jan Chrzciciel przysłał swoich uczniów do nauczającego Jezusa, z pytaniem, czy On jest tym, na którego oni czekali. Myślę więc, że opis Marka był jedynie opowiadaniem, pokazującym ketechumenom, jak człowiek ma reagować, gdy przychodzi do nich Chrystus i czegoś od nich oczekuje.
> Ale w takim razie weźmy inną> niezgodność – w opisie Marka Jezus powoływał uczniów już> po uwięzieniu Jana Chrzciciela, a tymczasem u Łukasza masz> opis, jak Jan Chrzciciel przysłał swoich uczniów do> nauczającego Jezusa, z pytaniem, czy On jest tym, na> którego oni czekali. Jeszcze lepiej widać to u Mt – on opisuje zarówno to, co czytamy w dzisiejszej ewangelii (Mk), jak i to, co cytujesz z Łk. Tyle że Mt nie podaje Markowej informacji, że powołanie pierwszych uczniów nastąpiło po uwięzieniu Jana Chrzciciela. Nie przeczę, że w Ewangelii są pewne niezgodności w ogóle. > Myślę więc, że opis Marka był jedynie> opowiadaniem, pokazującym ketechumenom, jak człowiek ma> reagować, gdy przychodzi do nich Chrystus i czegoś od nich> oczekuje.To tylko interpretacja. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebna, bo ktoś może ją potraktować jako wiążącą. Czego nie wiemy, tego nie wiemy. I nie musimy wiedzieć. Domyślać się, badać jak najbardziej można (po to jest teologia i niech się ona rozwija), ale nie należy przesądzać kwestii nieprzesądzonych czy wręcz nie dających się przesądzić. Trzymam się przestrogi Syr 3,23, ale nie każdy musi.
Może masz rację, że ta moja interpretacja faktów jest zupełnie niepotrzebna. Właśnie ktoś mi zwrócił uwagę na słowa z mojej własnej notki „Wydaje nam się, że wybieramy to, co najlepsze, a tymczasem narażamy się na to, że już nigdy nie usłyszymy Boga, który stoi obok nas i do nas woła..”, co akurat nie było w kontekście tej notki, lecz w kontekście jak najbardziej ogólnym mojej osoby, ale może lepiej będzie, jak ja już nie będę pisał. Sam z siebie jestem zbytnim nieukiem, by pisać, a jeśli nie jestem narzędziem, to nie ma to żadnego sensu.
To ja już nie będę komentować Twoich wpisów, skoro tak reagujesz.
Bardzo Cię przepraszam, że Ty tak to zrozumiałaś – bardzo Cię proszę komentuj, jeśli będę pisał. Bardzo sobie cenię Twoje komentarze! To tylko jedno nałożyło się na drugie.
OK. A ja Cię proszę, Leszku – jeśli mogę – nie odnoś do siebie komentarzy odnoszących się do notki. Czyżbym i ja 'adpersonowała’?
Jeszcze raz powtarzam, że bardzo sobie cenię Twoje komentarze i absolutnie nie ma w nich niczego niestosownego. Pytanie jest zupełnie inne: Czy ja w ogóle nie powinienem zamilknąć?
Gdyby nie Twoje notki, nie byłoby tu tych wszystkich komentarzy tylu wspaniałych ludzi (w tym Twoich), nie byłoby dodatkowego wertowania Pisma Świętego itd. Zauważ, że to w wyniku kontrowersji dochodzi się do ciekawych, nowych odkryć – byleby trzymać się tematu, byleby swoje komentarze odnosić do notki lub komentarzy innych, a komentarzy innych nie odnosić do siebie. A jeśli faktycznie zdarzy się komentarz ad personam, to wtedy… No ja w takim wypadku daję w dziób. Bo to wykoleja dyskusję i wyjątkowo (przyznaję) tego nie cierpię…
Być może ja znowu coś źle zinterpretowałem (ale jeszcze raz podkreślam – nie na blogu) – może to jeszcze się wyjaśni..
Leszku! Ratuj! Niby to ja miałam wykłady z pisma św i chodziłam na krąg biblijny, ja niby wszystko rozumiem, ale co do pierwszego czytania, kto mi może pomóc jak nie Ty…?? bo wszystko jasne, koniec jest bliski, czyli, że mamy się starać zachowywać jakby miał być zaraz, ale… jak mam żyć jakbym nie miała męża? i dlaczego? przecież to Bóg mnie powołał do małżeństwa… dlaczego Piotr musiał opuścić żonę… buntuję się, nie potrafię zrozumieć…
I myślisz, że ja potrafię Ci pomóc?! Wiem jedno – apostołowie byli całkowicie przekonani o tym, że powtórne przyjście Chrystusa, to coś, co stanie się wkrótce. To przekonanie wpływało i na to, co mówili i na ich decyzje życiowe. Mylili się, ale to, co jest chwilą wobec wieczności, może zdecydowanie wykraczać poza życie człowieka! (a człowiek jest strasznie niecierpliwy). Być może Bóg próbował ich nawet jakoś oprzytomnić (że to nie tak szybko), ale sam po sobie wiem, że jak człowiek coś sobie wyobrazi, jako mu dane, to już przy tym trwa choćby wszystkie fakty temu przeczyły. Z drugiej jednak strony można zadać pytanie, dlaczego Bóg nie zadziałał tak, by jednak oprzytomnieli? Jeśli to przekonanie apostołów zagrażałoby jakoś Kościołowi, to przecież Bóg by tak zadziałał, aby oprzytomnieli – a jednak tak nie uczynił. Myślę, że to przekonanie apostołów miało jedną, niebagatelną zaletę – ustawiało wszystko we właściwych proporcjach: najpierw był Bóg, a potem długo, długo nic… Kościół nie byłby tak dynamiczny, gdyby w świadomości chrześcijan zabrakło takich proporcji. A więc tu chodzi o odrzucenie różnych ziemskich przywiązań (mówisz o rodzinie, ale przecież jeszcze silniej ta postawa wpływała na to, że ludzie sprzedawali swoje majątki i wszystkim dzielili się z całym Kościołem). W moim przekonaniu Bogu nie chodziło o to, by osłabić rodzinę, pochwalić bezżenność i sugerować celibat, bo po pierwsze tego w planach Bożych w ogóle nie było (jak by było, to by się spełniło), a po drugie Bóg godził się na to tylko dlatego, że to odrywało ludzi od ziemskich przywiązań.Tak to widzę – ale oczywiście to wszystko to tylko hipoteza, której absolutnie nie ma jak udowodnić!
czyli jednym zdaniem – żyjmy nie tak jakby męża/żony nie bylo, ale tak, żeby Bóg był na pierwszym miejscu. Racja. juz mi lepiej 🙂
Świetne podsumowanie:)
czyli pomogłeś 🙂
Pamiętać należy,że lęk pochodzi od złego i ma na celu zasiać w nas niepokój.Nasze powołanie ma być służbą drugiemu człowiekowi,służbą w duchu miłości.I tu nie bez przyczyny przychodzi mi „Hymn do miłości”Powołanie ma być służbą w miłości i dla miłości,a może jej nauczyć tylko sam Bóg.Myślę,że życie w konkretnym powołaniu ma być życiem w czystości dotyczącym sfery emocjonalnej,seksualnej…Prostą sprawą byłoby zapytać księdza,a nie walczyć z lękiem.Wierzę,że co ma być to i będzie.Ja mam wiernie trwać przy Bogu i Jego nauce.Wiem,że nie możemy dosłownie interpretować sensu zdań,bo dla głębszego zrozumienia używano opisów,porównań,które miały na celu pomoc w zrozumieniu.Coś co ja robię to proszę Ducha o światło,zrozumienia…i on przychodzi.Dla mnie ten fragment jest jasny.Bóg wzywa mnie do prawdy stania przed Słowem,bym przyjrzała się swojemu powołaniu.
Aniołku, odnoszę wrażenie, że nie domyśliłaś się, o które czytanie chodziło Agacie – chodziło o 1 Kor 7,29-31:Mówię, bracia, czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, co się radują, tak jakby się nie radowali; ci, którzy nabywają, jak gdyby nie posiadali; ci, którzy używają tego świata, tak jakby z niego nie korzystali. Przemija bowiem postać tego świata.I teraz wyobraź sobie, że właśnie Ty ledwo co wyszłaś za mąż, a czytasz teraz te słowa…
Dobrze,miałam na uwadze ten fragment.Proszę zauważ,że to Słowo w różny sposób do nas przemawia.Zgadzam się,że ono może przerażać,ale należy je odczytywać w kontekście całego fragmentu,a więc powołania.Chcąc właściwie zrozumieć wypowiedzi Pawła należy jego słowa odczytać w perspektywie życia wiecznego.Paweł nie zachęca do tego aby ktoś pod wpływem jego słów zmieniał decyzje lub żeby rezygnował z małżeństwa na rzecz dziewictwa.Kładzie przede wszystkim nacisk na to ,aby każdy niezależnie od tego w jakim żyje stanie na pierwszym miejscu postawił Boga i troskę o zbawienie,na dalszym planie są sprawy z organizowaniem sobie życia ziemskiego.Słowo Boże daje pokój,nadzieję…otwiera oczy na spotkanie z Bogiem.Agato nie lękaj się,proszę otwieraj tą złotą księgę i czytaj,a zobaczysz jak wspaniały jest Bóg,jak przemienia życie, kiedy oddamy Mu swoje serce.
Czy rzeczywiście uważasz, że małżeństwo, to jest jedynie organizowanie sobie życia ziemskiego? W ujęciu 1 Kor tak rzeczywiście jest, ale czy Ty też tak uważasz?