Moje wspomnienie pochodzi z roku 1991 – rok pamiętny, bo właśnie wtedy Światowe Dni Młodzieży były w Częstochowie. Ale to zdarzenie, które chcę przypomnieć, miało miejsce już po tym spotkaniu – był to koniec lata i spacerowałem z wózkiem po Krakowskim Przedmieściu, a dokładniej stałem z tym wózkiem przy wejściu do byłej Resursy Obywatelskiej (która dziś jest Domem Polonii), a mój synek bardzo pracowicie ćwiczył swoje pierwsze kroki.
Tego dnia w kościele seminaryjnym była zapowiadana jakaś uroczysta inauguracja (zapewne roku akademickiego) i to na tę mszę spokojnie spacerkiem zmierzał ks. Prymas w towarzystwie swego sekretarza.
Sekretarz wskazując na mnie, coś poszeptał Kardynałowi i ten podszedł do nas ze słowami To on już chodzi?
Przyznaję, że był to dla mnie kompletny szok – poczynając od tego, że Prymas J. Glemp do tego kościoła tak po prostu spacerkiem (a to coś ok. kilometra od Pałacu Prymasowskiego), a na tym pytaniu kończąc… (i właściwie nie wiem, czy to, że to ten sekretarz najpierw wskazał na mnie, ten szok łagodzi, czy przeciwnie – powiększa; w każdym razie mnie zamurowało i ledwie wydukałem kilka słów)
Cóż, ludzie dzielą się na takich, ktorzy znają wszystkich, i takich, których znają wszyscy:-). A mówiąc poważnie – skończyła się pewna epoka.
Zacznę może od tego, co napisałeś na niepoważnie, bo akurat dotknąłeś czegoś, czego zupełnie nie byłeś w stanie przewidzieć – akurat w tym czasie byłem rozpoznawalny i to do tego stopnia, że ludzie pokazywali mnie sobie na ulicy – i to jest po prostu fakt (choć mało zrozumiały). Reszta to już domysły – ale jeśli prawdziwe, to ten fakt był konsekwencją decyzji ks. Prymasa. Innymi słowy prawdopodobnie sekretarz mnie rozpoznał i przypomniał Prymasowi, a ks. Prymas wiedział do kogo podchodzi – co oczywiście w niczym nie umniejsza mojego zachwytu dla naturalności jego gestu! Piszesz, że skończyła się pewna epoka, a mnie się wydaje, że ta epoka skończyła się z kard. S. Wyszyńskim – to był ostatni Książe Kościoła. Od kard. J. Glempa jeszcze ciągle były takie same oczekiwania, a tymczasem on był zupełnie innym człowiekiem (choć niestety czasami próbował spełnić te oczekiwania) – prawdziwy kard. J. Glemp wyrażał się właśnie w takich prostych pytaniach To on już chodzi? I ja zapamiętam go właśnie takim…
A mnie zaintrygowało jedno – z czego byłeś znany i rozpoznawalny?
Angeliko, już pisałem – reszta, to są tylko domysły; sens jest tylko pisać o faktach, a więc o pokazywaniu palcami (tak całkiem dosłownie), czy o kobiecie, która idąc z naprzeciwka (gdy ja szedłem z żoną) śpiewała patrząc prosto w moje oczy (i zbliżając się na odległość pół kroku) Czy te oczy mogą kłamać…; ale z drugiej strony np. o pewnym panu, który jest dozorcą w Instytucie Historii PAN przy Rynku Starego Miasta, z którym do dziś, gdy się mijamy, wymieniamy głębokie ukłony (ale zaczęło się od jego ukłonów), czy też o pewnej staruszeczce, którą bardzo często widywałem na porannej mszy u dominikanów, a która nagle przy wychodzeniu z kościoła wystrzeliła przede mnie i otworzyła przede mną ciężkie, żelazne, kute drzwi…To są po prostu fakty i one wcale mi się nie przyśniły (nb. zdecydowanie przeważały te nieprzyjemne – a w każdym razie mnie się wydawały nieprzyjemne). W tym czasie nie występowałem w telewizji, bym tą drogą mógł stać się rozpoznawalny. Natomiast światowe Dni Młodzieży zgromadziły 1.6 mln młodych, z czego większość dotarła w pielgrzymkach – dlatego piszę, że jeśli moje domysły są właściwe, to ta moja rozpoznawalność była wynikiem decyzji ks. Prymasa (bo przecież nic nie mogło się stać bez jego zgody). Odszukaj, jakie było hasło samych pielgrzymek i jaki baner był na murach pod ołtarzem. Oczywiście żeby było do końca jasne – nawet jeśli moje domysły są trafne, to tu nie ma jakichkolwiek moich „zasług”! Po prostu była jakaś koncepcja konferencji pielgrzymkowych i przez przypadek widocznie musiało trafić i na mnie, skoro stałem się rozpoznawalny – ale to chodziło o przesłanie tych konferencji pielgrzymkowych, a nie o moją osobę.I jeszcze raz powtarzam – nie wiem, czy rzeczywiście tak było; jedynie sam nie mam żadnego innego pomysłu, co mogłoby być przyczyną tej rozpoznawalności (nb. pod koniec lat 70-tych śpiewałem w telewizji i wtedy miałem nadzieję, że może ktoś mnie rozpozna – a tu nic; a tu nagle coś takiego, że gdzie nie pójdę, to ludzie pokazują sobie mnie palcami (oczywiście też nie wiem, jaka była skala tego zjawiska – jest wielce prawdopodobne, że dotyczyło to tylko warszawskich pielgrzymek, a być może nawet tylko jednej z nich, tj. akademickiej)). A więc wracając do Twojego pytania, z czego byłem znany i rozpoznawalny? – odpowiedzieć muszę z niczego – z tego tylko, że zostałem zaetykietowany; z niczego więcej (bo zasług moich nie było żadnych).
Ale jak już napisałem – to są tylko domysły i być może kompletnie nietrafione.
Miłe wspomnienie i myślę, że teraz kiedy jego już nie ma znaczą bardzo wiele. Ja mam też dużo wspomnień miłych. Pracując w W-wie na Ursynowie, gdzie Ks. Prymas był częstym gościem, dużo takich chwil wspaniałych mam i często je wspominam, a teraz maja one jeszcze większą wartość. To był pokorny i bardzo skromny Kardynał-Prymas.
No właśnie – dokładnie tak To był pokorny i bardzo skromny Kardynał-Prymas.
Dobry Jezu, a nasz Panie, daj Mu wieczne spoczywanie; Amen!
Amen
Takie sytuacje są bardzo miłe. 🙂
Ale przy okazji wyszło, jaki mało rozgarnięty jestem – miałem poważne trudności w wydukaniu choćby jednego zdania!
Hehe prawdę mówiąc nie dziwię się. Ja pewnie też bym miała… ;P