Pan Bóg mnie obdarzył językiem wymownym

(4) Pan Bóg mnie obdarzył językiem wymownym, bym umiał pomóc strudzonemu krzepiącym słowem. Każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie. (5) Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem. (6) Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. (7) Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. (8) Blisko jest Ten, który mnie uniewinni. Kto się odważy toczyć spór ze mną? Wystąpmy razem! Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do mnie! (9) Oto Pan Bóg mnie wspomaga. Któż mnie potępi? Wszyscy razem pójdą w strzępy jak odzież, mól ich pożre. (10) Kto spośród was boi się Pana, niech słucha głosu Jego Sługi! Kto chodzi w ciemnościach i bez przebłysku światła, niechaj imieniu Pana zaufa i niech na swoim Bogu się oprze! (11) Oto wy wszyscy, którzy rozniecacie ogień, którzy zapalacie strzały ogniste, idźcie w płomienie waszego ognia, wśród strzał ognistych, które zapaliliście. Z mojej ręki przyjdzie to na was: powalą was boleści (Iz 50, 4-17)
Mieć język wymowny, to mało – wręcz jeszcze nic, o ile tylko pragnie się pomóc strudzonemu krzepiącym słowem. To, co konieczne, to słuchać, jak uczniowie.
Wiara bierze się ze słuchania – ten, kto nie słucha, nie ma nic do dania. Może wyrzucać z siebie mnóstwo słów, ale to donikąd nie prowadziA więc po pierwsze słuchać (5) Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem, by później głosić dokładnie to, czego On pragnie, a nie to, co jest moją mądrością.
Można by się było spodziewać, że jak już się nauczę słuchać, będę mógł pomagać strudzonym – a tymczasem wtedy zaczną się razy dawane w grzbiet, zniewagi i plucie:
  • Twoje zdanie o mnie szczerze mówiąc wisi ni luźnym zwisem.
  • Jesteś przy tym trochę chamowaty w tej swojej świętoszkowatości i nie widzę też żadnych powodów, bym miał z tobą toczyć jakiekolwiek polemiki.
  • Czepiłeś się mnie jak za przeproszeniem g… okrętu. … nie masz nic do powiedzenia, poza wybitnie głupkowatym pomysłem o „zazdrosnych ” aniołach.
  • No coż, z pustego i Salomon nie naleje… Jeśli uznasz, że wszystkiego ci brak… [a więc, że jestem kompletnym zerem]
  • „Mądrość” twojej fundamentalnej myśli – zaiste tylko plackiem paść, lub zastygnąć w hołdzie z czapką w reku.  [to było o myśli, której autor tych słów nie potrafił podważyć]
  • sobie odpuść te dość głupawe stwierdzenia i wnioski [bez choćby próby wykazania, że są głupawe]
i przeciw temu nie należy się buntować, a przeciwnie – należy to przyjąć: (6) Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem.
Wydaje się to kompletnie bez sensu, zupełnie nie do przyjęcia w dzisiejszym świecie – dzisiejszy świat zmiecie taką osobę, zetrze w proch, wyrzuci w niebyt, a jednak: 
(7) Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. 
Prawdziwie pomóc strudzonemu będę mógł dopiero wtedy, gdy sam będę strudzony, poniżony, opluty i to wówczas bać się będą ci, którzy rozniecają ogień. … Z mojej ręki przyjdzie to na was: powalą was boleści