(20) Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem. (21) Szanuj go i słuchaj jego głosu. Nie sprzeciwiaj się mu w niczym, gdyż nie przebaczy waszych przewinień, bo imię moje jest w nim. (22) Jeśli będziesz wiernie słuchał jego głosu i wykonywał to wszystko, co ci polecam, będę nieprzyjacielem twoich nieprzyjaciół i będę odnosił się wrogo do odnoszących się wrogo do ciebie. (23) Mój anioł poprzedzi cię i zaprowadzi do Amoryty, Chittyty, Peryzzyty, Kananejczyka, Chiwwity, Jebusyty, a Ja ich wytracę. (Wj 23, 20-23)
Dziś dzień szczególny, bo patroni tego dnia szczególni. Tak często o nich zapominamy, a przecież trudno przecenić to, co oni dla nas robią.
Choć muszę przyznać, że akurat dziś mnie nie ustrzegli – wychodziłem ze Świątyni Opatrzności po porannej mszy (na której całe kazanie ksiądz im poświęcił) i jak nie wyrżnę! Sam nie wiem, jak to się stało – prosta droga, a coś mną zachwiało, jeszcze pomyślałem, że trzeba zacząć biec, by złapać równowagę, ale to już nic nie dało (próbowałem biec, ale zdążyłem zrobić tylko kilka kroków). Poleciałem jak długi na chodnik. Nic mi się nie stało, tylko dłonie poharatałem. Tak teraz wyglądają:
Jakim to trzeba być nieudacznikiem, by doprowadzić się do takiego stanu na prostej drodze (i to w tak szczególnym dniu i w tak szczególnym miejscu).
Aniołowie pewnie zostali na chwilę w kościele, tak się przejęli swoim dniem:)
Pewnie tak – np. u św. Jacka po mszy o 7:00 studenci są zapraszani na wspólne śniadanie; może aniołowie też świętowali?
Leszku- być MOŻE to zdarzenie było ostrzeżeniem Twego Anioła Stróża, abyś nie latał [nawet myślami w obłokach], nie biegał [nawet po prostej drodze], tylko był przezorny i uważał na siebie; gdyż jak mówi przysłowie;”strzeżonego – Pan Bóg strzeże”. A tam zaraz „nieudacznik”, a może to szatan podłożył Ci nogę, aby Ci pokazać, że twój Anioł Stróż to gapa, że zły jest sprytniejszy; może to taka rywalizacja pomiędzy nimi? Do następnego święta Aniołów Stróżów się zagoi, a na pewno aż tak bardzo nie boli, żeby wnosić zażalenie do Pana Boga o chwilową niedyspozycję Anioła Stróża; pozdrawiam
Na pewno się zagoi, bo to zwykły uraz mechaniczny – tak więc o to jestem spokojny. Nic się nie stało, tyle tylko że teraz cały czas piecze. No i przyznam się, że też się zastanawiałem, czy to nie jest rywalizacja między tymi, którzy się zbuntowali, a tymi, którzy służą Bogu i człowiekowi.Z tym, że choć nie jestem tego pewny, to wydaje mi się, że to był problem błędnika (w końcu jak zacząłem startować, jak w sprincie, to powinienem z tego wyjść – a jednak mi się nie udało).A droga była prosta i spokojnie nią szedłem (może jeszcze dodam zdjęcie miejsca upadku) – to dopiero, gdy traciłem równowagę, próbowałem się ratować biegiem.
Wiesz, ja wczoraj też miałam trochę pechowy dzień; mój Anioł Stróż spóźnił się z ważną wiadomością i chyba nieświadomie wprawiałam kogoś w zakłopotanie; muszę to jakoś naprawić, ale jeszcze nie wiem jak; tak to już jest, że błąd łatwo popełnić ale naprawić go już dużo trudniej; pozdrawiam
P.S. gdy wczoraj na mszy św. słyszałam to czytanie Ewangelii; mimowolnie popatrzyłam na figurę św.Ojca Pio [dosyć pokaźna w naszym kościele] i przypomniały mi się Jego słowa;””Poślij mi twojego Anioła Stróża”; no to posyłam, ale czy aby mój Anioł Stróż się na mnie nie obraził?
Żeby to mój się nie obraził :(Nb. dziś już byłem w rękawiczkach (tak na wszelki wypadek).
Każdy kij ma dwa końce. Moim zdaniem Twój Anioł Stróż właśnie Cię ustrzegł – kto wie przed jak groźnym urazem. Toż masz tylko lekko poharatane łapki…
No nie – sama widzisz, jak to prosta droga – nic więcej stać tam się nie mogło. To już bardziej jestem skłonny myśleć, że aniołowie wszystkich, którzy byli na 7:00, urządzili sobie jakieś przyjątko. A jeśli już doszukiwać się czynnego zaangażowania mojego Anioła Stróża, to raczej po to, mógł dzięki temu wydarzeniu mógł nabrać wielkiego do siebie dystansu, jak to właśnie poprzez to wydarzenie się stało 🙂
A może chciał się z Tobą podroczyć i Cię szturchnął po prostu 😉 Tak jakby chciał powiedzieć „Hej, Leszek – jestem tuż za Tobą” 😉
Albo wręcz podstawił mi nogę! – tak, to dobra koncepcja. My tak udajemy, że ich nie ma, że w końcu muszą jakoś o sobie przypominać. Trafiłaś chyba w samo sedno 🙂
a ja mam jeszcze inną koncepcję – a może gdybyś się nie przewrócił i był gdzieś kilka sekund wcześniej to coś innego by Cię spotkało?
Wiesz, pracuję jedną ulicę dalej za Świątynią Opatrzności, a po mszy idę do pracy – myślę, że ta minuta nie miała większego znaczenia. Zdecydowanie ważniejsze było to, że po tej historii napisałem kolejną notkę (najprawdopodobniej gdyby nie to zdarzenie mój blog kończyłby się poprzednią notką; całe zdarzenie pozwoliło mi nabrać wielkiego dystansu do siebie).
spojrzałam jeszcze raz na zdjęcia! wiem, że rozkąłdamy tę historię za bardzo na czynniki pierwsze, ale… czy ty masz stygmaty? 😉
Ależ nie! – od samego początku pisałem, że aczkolwiek te rany na początku wyglądały, jak stygmaty, to były najzwyklejszym urazem mechanicznym!W tym oczywiście był jakiś Boży zamysł – bo jednak i miejsce (na terenie św. Opatrzności) i czas (świętych Aniołów Stróżów) i zranienia (oprócz tych urazów rąk w tych charakterystycznych miejscach praktycznie nic innego nie było – było tylko leciutkie otarcie naskórka na kolanie), to za dużo naraz, by nie dostrzec w tym jakiegoś Bożego zamysłu. Ale ten zamysł był na moją miarę (a nie wielkiego świętego, jak o. Pio). A, już bym zapomniał – był jeszcze zapach, ale nie fiołków, lecz świeżego chleba! – wszystko na prawdę na moją miarę. I już po tych 17-tu dniach nie ma krwawiących ran – ślady są już niewielkie i tylko mnie te miejsca swędzą. Mimo, iż upłynęło ćwierć wieku od napisania „Listów…”, ja cały czas nie wiem, czy to było Bogu miłe, czy przeciwnie – czy aby przypadkiem nie skrzywdziłem nimi ich adresatki. A ponieważ te wątpliwości co raz bardziej mnie zżerały, to Pan nałożył na siebie dwa zdarzenia – 28 września wpisałem Żonie fragment „Listów..”, następnego dnia po świętych Aniołów Stróżów Żona, czyli 3 października, powołując się na mój wpis zamknęła swojego bloga, podkreślając wszelako, że te moje słowa były jej bardzo potrzebne – a więc dwa wydarzenia miały mi pokazać, że to moje pisanie było Jemu miłe, że wypełniałem tym pisaniem Jego wolę. No i od tej pory nie ma już we mnie niepokoju 🙂
to chwała za osttanie zdanie! 🙂
Oczywiście chwała Panu!
I dlatego Anioł Stróż chciał aby Tobą wstrząsnąć 🙂 i co udało się 🙂 Pozdrawiam 🙂
Właściwie to nie mam jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, czy mu się udało, czy nie. Bo cała ta historia ma wiele odniesień. Jednym z nich jest historia św. Pawła w jego drodze do Damaszku, bo ja podobnie jak św. Paweł zostałem powalony na ziemię. I ja, podobnie jak Paweł, zostałem w sposób szczególny naznaczony pewnym znamieniem, które będę nosił przez jakiś czas – choć akurat tu jest pewna różnica, bo tym znamieniem pawłowym była ślepota, a te moje znamiona przypominają znamiona zupełnie innego świętego (ale od samego początku bardzo wyraźnie podkreślałem, że są one urazem mechanicznym i że nie ma wątpliwości. iż po jakimś czasie się zagoją). Nb. tego dnia jeden z kolegów przyszedł do mojego pokoju i spytał się, co to za miły zapach się unosi – jak świeżego chleba (tymczasem nie miałem świeżego chleba). To co prawda nie to samo, co fiołki, ale zawsze 🙂 A więc wstrząsnął, bo same się narzucają podobieństwa – zostałem zawołany po imieniu (to zdarzyło się mnie, a nie komuś innemu). Jednak nie wstrząsnął, bo wszystko jest na moją miarę – to nie ślepota, lecz urazy dłoni i nie stygmaty, lecz zdarta skóra, która jeszcze tydzień i się zagoi (a jak nie za tydzień, to za dwa), i nie fiołki, lecz zapach chleba…To, że wstrząsnął, całkowicie spontanicznie sprawiło, że napisałem jeszcze jedną notkę (choć już myślałem, że poprzednia będzie ostatnią).Ale z drugiej strony gdy już pięć dni minęło, mam co raz więcej wątpliwości, czy rzeczywiście Pan zawołał mnie po imieniu… Może jednak i miejsce upadku, i dzień upadku, i odniesione obrażenia, to wszystko przypadek – po co miałby mnie wołać, skoro i tak pożytku żadnego ze mnie nie ma…
Czasami nam się wydaje ze nie uchronili a może sprawili, że tylko dłonie masz pokaleczone. Ja też któregoś dnia na prostej drodze tak wyrżnęłam, dziękowałam,ze okulary sie nie potłukły . Pozdrawiam:)
Przyznaję, że bardziej się skłaniam ku zgłaszanej tu koncepcji, że to one podstawiły nogę (a jeśli nie one, to te, zbuntowane). Nie zapominam przy tym, że było to dla mojego dobra.