Moherkowe wątpliwości – cd

Moherek nie ma teraz zbyt dużo czasu, więc długo nie odpowiadał – ale w końcu odpowiedź się pojawiła:

16 marca 2014 o 14:50
Leszku …
Ustalmy na wstępie: jestem przeciwna Komunii Św. przyjmowanej przez osoby rozwiedzione i żyjące jednocześnie w związkach niesakramentalnych. Nie mam nic przeciwko Komunii Św przyjmowanej przez osoby rozwiedzione i żyjące w czystości. Przyjmuję za słuszne to co mi Kościół do praktykowania wiary podaje (tzn. nauczanie głoszone przez papieży ale nie to co głoszą niektórzy kardynałowie i arcybiskupi. W tym miejscu podaruję sobie uzasadnienie i przykłady).
Odnośnie dalszej części Twojego komentarza (naruszenie sfer należnych współmałżonkowi) wyobraź sobie co musi zrobić szatan by posiąść duszę pobożnej kobiety, porzuconej przez męża, wychowującej samotnie np. trójkę dzieci. W sercu tej kobiety oprócz bólu porzucenia są wspomnienia dobrych chwil jakie przeżyła z mężem, wspomnienia miłości (w końcu z powodu tej miłości pobrali się), jego oddania żonie i dzieciom. To wszystko a może i wiele więcej dobra było jej udziałem dopóki nie spotkał młodszej, atrakcyjniejszej kobiety. Czy wiesz, ze statystycznie związki osób rozwiedzionych nie są szczęśliwsze od pierwotnie zawartych małżeństw? Więc jest nadzieja że ten nowy związek niewiernego męża po pewnym czasie nie zda egzaminu. Jest możliwe, że wskutek różnych wydarzeń (m.in. nieszczęść) on będzie chciał wrócić do swojej żony. A ona będzie chciała mu przebaczyć. Aby temu zapobiec szatan musi bardzo się starać zniechęcić ją skutecznie do męża. Więc stawia na jej drodze człowieka, który ujmie ją swoją dobrocią, mądrością… innymi zaletami. Nie jest teraz ważne, że te zalety ma lub miał niewierny mąż. I to co dawniej ją urzekło w mężu, co w nim pokochała, teraz kocha w tym człowieku. Nie walczy z tym, nie unika go, nie ogranicza kontaktów, tylko przeciwnie szuka każdej okazji, by złagodzić swój ból odrzucenia i by pomóc sobie w codziennych problemach, korzystając z dobroci tego mężczyzny.
Teraz niewierny mąż raczej nie ma szans powrotu. Dzieci tracą ojca. Czasem to jest tak bolesne, że aż traumatyczne i pozostawia nieodwracalne blizny na psychice dziecka.
Trochę inny obrazek, niż nakreślony przez Ciebie – prawda? Ale nie wiesz nigdy, jak ułoży się życie drugiemu człowiekowi, jak Pan Bóg zechce go ratować, więc warto nie wiązać Bogu rąk. Trzeba ufać Bogu i pozwolić się Mu prowadzić także przez małżeńskie nieszczęścia.
I w ten sposób dyskutując z Tobą mogłabym napisać książkę:) Bo wyłowisz stąd mnóstwo rzeczy, z którymi się nie zgodzisz, ja z Twojej wypowiedzi wyłowię kolejne rzeczy, z którymi się nie zgadzam… i było by fajnie tak sobie pogadać ale moje obowiązki bardzo by na tym ucierpiały. Dlatego kończę tę dyskusję w tym momencie. 
Nie jestem tez pewna czy nie nadużyłam blogowej gościnności Barki. W końcu ten blog jest raczej modlitewny, niż dyskusyjny.
Pozdrawiam Cię Leszku serdecznie:)
Tym razem szczęśliwie udało mi się odpowiedzieć krócej:
16 marca 2014 o 15:58
1. Bardzo mnie cieszy, że Nie mam nic przeciwko Komunii Św przyjmowanej przez osoby rozwiedzione i żyjące w czystości, bo to jednak oznacza, że na wyłączność w przeżywaniu miłości jest tylko ta jedna sfera, że jednak ta kobieta nie jest w stanie permanentnego grzechu, mimo, że mieszka z nowym mężczyzną (zakładając oczywiście ową czystość).
2. Co do jednak dalszej wypowiedzi, to czy ci się nie wydaje zupełnie niemożliwe, by szatan rozbudził w kimś miłość? Miłość jest sprzeczna z naturą szatana. On jest w stanie rozbudzić w kimś pożądanie, ale nie miłość! Jeśli jest miłość, to jej źródłem może być tylko Bóg – bo Bóg jest jedynym źródłem miłości!
Jeśli więc jest już miłość między tą porzuconą kobietą i mężczyzną, który zaczął wypełniać rolę ojca dla jej dzieci, to w tym jest już działanie Boże. Jeśli by więc nawet mąż chciał wrócić, ale byłby to powrót płynący z jego egoizmu (bo porzuciła go nowa „żona”), to wg mnie jest wielce prawdopodobne, iż to Bóg, chciał mu pokazać, że świat wcale się nie kręci wokół jego osoby (a o tym, że te nowe „małżeństwa” nie są wcale lepsze, bardzo wyraźnie pisałem w „Listach…” – wręcz wskazywałem na źródło, dlaczego tak jest).
Moherku, upieram się przy tym, że pokusą w takim związku jest chęć współżycia, ale sama miłość nie może być pokusą. Co prawda w tym starym tłumaczeniu mamy „nie wódź nas na pokuszenie”, ale przecież wiemy, że to była tylko niedoskonałość tłumaczenia – właściwa prośba jest taka, by Bóg nie dopuszczał do nas pokus; On sam jednak nigdy nie jest ich źródłem. Ergo – żadna miłość nie może być pokusą. Pokusą może być tylko (jak to wcześniej formułowałem) dawanie siebie, które jest nieadekwatne do tego, kim jestem ja i kim jest ta osoba, którą kocham (w tym wypadku oznacza to zakaz współżycia, bo tych dwoje nie stanowią małżeństwa – pokusą jest chęć tego współżycia)

Moherku, jestem pewny, że jak byś miała więcej czasu, to jednak patrzylibyśmy na sprawy tak samo, bo cała różnica między nami w ogóle nie dotyczy pryncypiów (oboje stoimy na stanowisku nierozerwalności małżeństwa i oboje uważamy, że najważniejsze jest to, co Bóg pragnie dla człowieka – bo człowiek może się mylić, ale Bóg wie wszystko); różnice między nami dotyczą tylko szczegółów w rozpoznawaniu, czego źródłem jest Bóg, a gdzie w tym wszystkim mąci szatan.
Dzięki z tę dyskusję:)