Lęki

Prezentowałem już tu tekst dotyczący celibatu napisany w 1992 roku, a oto inny fragment tego samego listu:

 
Inne pytanie jest istotne: Po co w ogóle ujawniać lęki?
    
Otóż póki tkwią one w ukryciu, póki ich się nie nazwie, pozostawia się furtkę przez którą wchodzi do nas szatan. Brak całkowitej ufności w Bogu –  wszystkie nasze lęki – stanowią tę właśnie przestrzeń, w której działa szatan. Same z siebie nie stanowią jeszcze zła (a już tym bardziej nie świadczą o pozostawaniu pod wpływem szatana), jednak powodują, że chętnie dajemy posłuch Złemu.
    
Ale chwila, przecież rozliczne lęki towarzyszą nam przez całe życie, są trwałym elementem naszego bytowania, boimy się wszystkiego – nawet własnej śmierci!
    
No właśnie o tym mówię – lęki są konsekwencją grzechu pierworodnego – tylko pełne zespolenie z Bogiem uwalnia nas od lęków. O ile sami rozeznajemy rzeczywistość, o ile sami rozeznajemy, co jest dobre, to od razu rodzi się lęk. A tam gdzie jest lęk, szatan podsuwa swoje propozycje redukcji lęku – nade wszystko poprzez agresję, ale nie tylko, także poprzez kradzież, kłamstwo, czy poprzez seks (nie jest to oczywiście podział zupełny; ze względu na to towarzystwo w tej wyliczance jeszcze raz podkreślam, że seks sam w sobie nie jest grzechem, tyle tylko, że bardzo często traktujemy go czysto instrumentalnie – i o tym jest tu mowa: czy to wprost jako środek redukcji napięć (jest to typowe w onanizmie, ale bywa także w normalnych układach – przypominają mi się jakieś badania wskazujące na zwiększoną aktywność seksualną studentów w okresie sesji egzaminacyjnej (sic! – jeśli więc ktoś mówi, że to „z miłości”, to jest to czysty fałsz)), lub też w celu panowania nad drugą osobą (a więc redukcji lęku przed samotnością)).
    
Myślę, że w tym momencie widzisz już na czym polega „niewola grzechu” – wszystkie te metody redukcji lęku po pierwszym okresie pewnego uspokojenia przynoszą nowe, jeszcze silniejsze lęki. Zazwyczaj nie dostrzegamy ich przyczyny i znowu uciekamy się do starych, wypróbowanych, już sprawdzonych metod redukcji (oczywiście nie musi to wcale przebiegać świadomie). Sądzę, że w tym momencie rozumiesz również, dlaczego tak ważne jest odkrywanie wszelkich lęków, jakie w nas tkwią. Ich ujawnienie co prawda jeszcze niczego nie zmienia – te lęki są nadal, nadal jesteśmy poddani ich działaniu, jednak mamy już większe szanse na to, by nie wpaść w pułapkę zastawioną przez szatana.
    

Jeszcze raz powtarzam – „szatańskość” polega właśnie na tym, że te metody redukcji lęku, jakie proponuje szatan, po jakimś czasie wywołują lęki jeszcze silniejsze niż te, od których wszystko się zaczęło. Jedyną sensowną drogą dla nas jest zawierzenie Chrystusowi – innej drogi nie ma. Nigdy tu na ziemi nie zaznamy pełnego zjednoczenia z Bogiem, a przez to lęk zawsze będzie nam towarzyszył w naszym życiu. Jednak zawierzając Chrystusowi redukujemy lęk tylko do niepewności rozpoznania Jego woli. Na ten lęk odpowiedzią znowu jest sam Chrystus – zawierzenie, że gdybyśmy rzeczywiście zbłądzili, to On wskazałby nam drogę.

91 odpowiedzi na “Lęki”

  1. Leszku i wszystko fajnie, gdyż tak rzeczywiście jest. Lęki są furtką dla szatana, stąd nie lubię, gdy księża straszą piekłem. Prawdą jest, że prawie 100% osadzonych, trafiających do więzienia, pierwszego dnia odsiadki onanizuje się, gdyż jest to metoda redukcji stresu, ale już tutaj moja uwaga, by nie utożsamiać lęku ze stresem. Ponadto, nie zapominaj o wynikaniu w jedną stronę, nie wszyscy którzy się onanizują robią to z lęku lub stresu, niektórzy wierzaj mi, robią to dla przyjemności.

  2. I jeszcze jedno, trwała obecność stresu stwarza duże szanse na trwałą impotencję, więc ta metoda redukcji stresu przy dłużej trwających lękach/stresach, może na dłuższą metę okazać się nieskuteczna.

  3. Zbyszku, przyznam, że o onanizowaniu się wspomniałem tylko dlatego, że o ile jeszcze ta forma aktywności seksualnej komuś może się kojarzyć z redukcją lęku, to już normalna aktywność w ramach związku się nie kojarzy – a tymczasem to jest wcale nierzadkie. A więc chciałem uświadomić tym, którzy swoich zachowań seksualnych nie kojarzą z działaniem czysto instrumentalnym, którzy są gotowi przysięgać, że ich współżycie to jedynie i wyłącznie wyraz ich miłości, że być może ten problem również ich dotyczy.Przy czym nie posądzaj mnie o to, iż uważam, że seks w życiu człowieka służy jedynie i wyłącznie redukcji lęku! Naprawdę tak nie myślę.Piszesz o tym, by nie mylić lęku ze stresem – na pewno są to dwa różne pojęcia; przy czym ja pisałem o lęku. O stresie prawdę powiedziawszy niewiele wiem, a o lęku owszem coś. Nie pamiętam już w którym roku ukazał się „Lęk” Antoniego Kępińskiego, ale wówczas było to co najwyżej kilkanaście lat – ta lektura była we mnie ciągle żywa. Jeśli mówisz, że podobne są metody redukcji stresu, to pewnie masz rację – ja się po prostu na tym kompletnie nie znam.Na koniec piszesz ta metoda redukcji stresu przy dłużej trwających lękach/stresach, może na dłuższą metę okazać się nieskuteczna – i mnie właśnie o to chodziło: metody redukcji lęku, jakie podpowiada szatan, ZAWSZE prowadzą nas w błędne koło – podejmujemy działania, które wydaje nam się, że ten lęk redukują, a tymczasem ich skutkiem jest właśnie lęk. Który to lęk redukujemy w znany nam sposób, co nas jedynie uzależnia.

  4. Witam Leszku.Stres jest jednym z czynnikow leku.Kiedy np boimy sie pobytu w szpitalu i stresuje nas ta sytuacja,to dlugotrwaly stres zaczyna prowadzic do leku.Tak najprosciej to wytlumaczyc.m

  5. I co najgorsze te stany odbijaja sie na naszym zdrowiu fizycznym,gdyz prowadza do chorob przewleklych,w tym nowotworow.pozdr.m

  6. Jak sie ma do tego wszystkiego Pan Bog?Otoz czasem bywa tak,ze nie jestesmy w stanie zapewnic sobie komfortu psychicznego i np musimy byc w stresujacym otoczeniu i trudnej sytuacji.Wtedy traktujemy Pana Boga jako ostoje i do Niego sie uciekamy.Ale jest to ciezka walka,ktora zasadniczo stacza Bog za nas.Ostatnio od roku mieszkam wsrod ludzi,ktorzy zapijaja sie lub zabijaja wlasna agresja.Sa depresje,leki itp,ktore prowadza do chorob psychicznych,zdarzaja sie tez samobojstwa.Mozna by powiedziec pieklo na ziemi.Jestem tu po raz kolejny,ale tym razem moj stan fizyczny jest zly i po prostu nie daje rady,non stop walcze zeby nie zeswirowac.Nikomu tego nie zycze.Dlatego czasem jak czytam niektore wypowiedzi na blogach to mysle ze niektorzy ,nie maja pojecia o czym w ogole pisza.Nie wystarczy czytac madre ksiazki.Mam wrazenie,ze Teczowa Dusza,ktora tu czasem pisze tez nie ma lekko i nie tylko Ona.

    1. No to mi przygadałaś, że pisałem o lękach nie w oparciu o swoje doświadczenia, a w oparciu o lekturę. Ale jednak mimo wszystko czytając po przeszło dwudziestu latach ten tekst sam byłem zadziwiony, że pojęcie niewoli grzechu nie jest wcale pojęciem abstrakcyjnym.A jeśli chodzi o Tęczową Duszę, to zachęcam do zaglądania na jej blog – to co pisze, wszystko bierze się z tego, co przeżyła.

    2. nie chcialam Tobie przygadac,myslalam o innych osobach nie z tego bloga akurat.Jakos tak mi wyszlo ze mam nieciekawe zycie,przeciez tak bywa.A jesli chodzi szerzej o temat niewoli grzechu,zniewolen,opetan i dzialania szatana w dzisiejszym swiecie to masz racje od niedawna mowi sie o tym szerzej.Kilka lat temu bylam w medzugorjie i spotkalam ciekawe wspolnoty i ludzi ,ktorzy byli w temacie i tyle.cieplo pozdrawiam m

    3. I powiem Ci wiecej.na wiare naprawde nie ma gotowca.Mozna miec wzmacniacze w spotkaniach z Chrystusem,ale to nie daje pewnosci zawsze sie mozemy pogubic.sa momenty kiedy siegamy nieba,ale sa momenty kiedy siegamy dna np rozpaczy.

    4. Oj nie ma – ale dobrze jest mieć wspomnienia takich zdarzeń, w których czuliśmy tę Jego bliskość 🙂

  7. Leszku, Cieszę się, że przypomniałeś wspaniałą postać Antoniego Kępińskiego i jego książki, ale pozwolisz temat nieco rozwinę. Otóż, podejrzewam, że wiedza na temat lęku od tamtych czasów nieco się zmodyfikowała. Jak bowiem zapewne jeszcze pamiętasz z książki, prekursorem w tej dziedzinie badań był Zygmunt Freud i zapewne pamiętasz, ale uznał on, że skoro lęki wypływają z podświadomości a naturalne popędy są tłumione w podświadomości między innymi przez restrykcyjne wychowanie mające swe źródła w moralnym nauczaniu, to lęki wręcz mają swe źródła w wierze. Oczywiście nie jest to prawdą, ja tylko tym przykładem pokazuję, jak dynamiczna jest to dziedzina wiedzy. „Bój się Boga Leszku”, nigdy tego nie słyszałeś? To przykład zdania, który wiernym nakazuje strach przed Bogiem. Niestety, dla wielu religia jest źródłem lęku. Wynika to z błędnego nauczania, w ramach którego Boga mamy się bać, zamiast miłować. Ale rzeczywiście, jeśli z tego drobnego błędu się wyzwolimy, wówczas Chrystus wyzwala nas ze wszelkich lęków. I jeszcze jedno Leszku. Z faktu, że oddychanie jest niemoralne, bowiem wpływa na efekt cieplarniany, można wprowadzić zakaz oddychania. Tyle tylko, że jeśli okaże się, że CO2 nie ma tak wielkiego wpływu na ocieplenie klimatu jak powszechnie próbuje się wmówić, to taki zakaz stanie się przesądem. I o przesądy rzecz się tutaj cała rozbija. Fajnie, że Kościół nie próbuje już kreślić torów planet, ale jeśli dotykamy wiedzy z dziedziny seksuologii, to nadal chce uchodzić w tej dziedzinie za eksperta. A tak się nie da. Onanizm wbrew utartym stereotypom ma biologiczne i fizjologiczne uzasadnienie. Bo nie napisałeś o jeszcze jednej ważnej statystyce. Większość mężczyzn (zwłaszcza młodych) onanizuje się przed stosunkiem z kobietą. I to jest fizjologicznie prawidłowa reakcja. Czemu ta reakcja służy i skąd się wzięła z ewolucyjnego punktu widzenia można sobie poczytać gdzie indziej, w końcu to blog religijny, a nie seksuologiczny. Gorzej, gdy onanizuje się po stosunku, bo to może oznaczać pewne problemy, ale nie musi. Natomiast, jako świetne uzupełnienie naszej dyskusji, proponuję przeczytanie artykułu Terlikowskiego:http://www.miesiecznik.znak.com.pl/9615/calosc/rewolucja-cielesnosciMam nadzieję, że jeszcze tego nie linkowałem, a nawet jeśli, to trudno. Powtarzam się.

    1. Zbyszku, nigdy nie słyszałem owego Bój się Boga – kojarzy mi się to tylko z Fredrą, a więc bardzo daleko od wszelkich lęków. W ogóle mi się wydaje, że Twoje spojrzenie jest kompletnie nieprawdziwe – przynajmniej mnie się nie zdarzyło w całym moim życiu spotkać kogokolwiek, u kogo występowałyby jakieś lęki na tle religijnym (a w końcu w swojej pracy instruktorskiej musiałbym się z tym spotkać, gdyby to tak było).Natomiast zupełnie inną sprawą jest to, że lubimy wypierać z siebie poczucie własnej grzeszności zwalając wszystko na Kościół.

    2. Leszku, ależ nie mam wątpliwości, że w Tobie wiara żądnych lęków nie wyzwala, wszak wielokrotnie dajesz dowody umiłowania Chrystusa. We mnie również. Mamy tutaj w Polsce to szczęście, że Polacy mają dosadne podejście do wszelkich ideologii i wszelkich idei. Gdyby się udać za granicę i nieco pogrzebać w nieodległej historii to przykładów mógłbym namnożyć. Ponadto źródłem lęków nie jest wiara, ale wychowanie w dzieciństwie i zdarzają się nieodpowiedzialni rodzice, albo zbyt odpowiedzialni, natomiast jednym z czynników kształtujących postawę rodziców jest ich wiara lub jej brak. Więc ten wpływ pośredni jakiś jest. Natomiast nie podejmuję się dyskusji na ten temat, bo przykład Freuda sugeruje, że łatwo popełnić tutaj błędy i uczynić sugestie nie mające nic wspólnego z rzeczywistością.

    3. Natomiast nawiążę do Twego ostatniego zdania, bo w nim tkwi delikatna sugestia, a w tym temacie można podyskutować. Zgodzisz się Leszku, że wprowadzanie jakichkolwiek zabobonów do kanonu nauczania religijnego Bożej Chwały nie powiększają, choć uszczerbku też uczynić nie mogą, to jednak liczba wielbiących Boga raczej nie przysparzają, zwłaszcza w dobie dostępu do internetu i poszerzającej się wiedzy, niestety mam świadomość powierzchowności tej wiedzy, co także wychodzi czasami na tym forum i mnie też się zdarza. Otóż, po prostu stwierdzam, już czynię to wielokrotnie, że miejsca we współczesnych społeczeństwach na neoplatonizm zbyt wiele niema, bo owszem trafią się osobniki którym neoplatonizm szczególnie pasuje, ale Kościół ze swej natury ma być powszechny, więc również trafiać do osób które z Platonem niewiele chcą mieć wspólnego. Przypominam tylko, że religia chrześcijańska ma swe korzenie w judaizmie i tam należy szukać inspiracji. Nauka, owszem ma swe korzenie w greckim nauczaniu, ale nie o naukę się tutaj rozchodzi lecz o wiarę. Stąd moje ciągłe sugestie, by odrzucać naleciałości europejskie, na rzecz powrotu do korzeni wiary.

    4. Ale nie możemy tkwić ciągle „u korzeni”. wwara ma swa dynamikę wzrostu i od osobistego rozwoju tejże wiary w każdym człowieku zależy jej rozwój w ogóle. A to z kolei zależy od pojmowania i realizowania Ewangelii- czyli mówiąc skrótem od życia miłością.Izabela

    5. Zbyszku, wreszcie znalazłem czas, by przeczytać Terlikowskiego – całkowicie się z nim zgadzam. Niestety ten najważniejszy list, w którym pisałem na temat seksualności (pisałem go na narodziny syna) nie zachował się w moich zbiorach, ale streszczałem to wielokrotnie. Człowiek stanowi jedną całość, a więc miłość ma obejmować całego człowieka – również jego ciało. Stosunek wyraża miłość w mowie ciała. I z tym to gestem w mowie ciała, Bóg powiązał naszą płodność, by pokazać, że zmierzamy do tego, by połączyć się z Miłością, żyjemy, by uczyć się miłości, a więc i nasz początek powinien płynąć z miłości. No i tak jest, o ile tylko nasza mowa ciała nie jest kłamstwem.Nie wolno wyłączać z miłości ciała, bo to i już nie jest wtedy miłość – całkowicie w tym się zgadzam z Terlikowskim. Miłość zawsze obejmuje całego człowieka!

  8. A cóż to za gniota nam tu Zbyszku zapodajesz do wierzenia ? To prowokacja jakaś?……Izabela

    1. Tylko kogo się czepiasz? Nauczania Jana Pawła II, artykułu Terlikowskiego, którego nie lubisz, czy reszty moich rozważań, by zabobonów nie wprowadzać do systemu wierzeń?

    2. Mysle ze Izabela atakuje Freuda,ktory bral pod uwage seksualnosc czlowieka,pomijajac jego duchowosc.

    3. Humanista to spostrzeze,a scuslowiec nie.Scisle umysly biora wszystko doslownie nawet lapidarne skroty Leszek juz sie o tym przekonal.m

  9. Poza tym piszesz Zbyszku o ciekawych rzeczach np o tradycji.Tylko jest jeden problem.Stajemu sie spoleczenstwem informatycznym.Szybka wiedza w pigulce,czasem bardzo powierzchowna.Nawet jesli chodzi o religie.jesli rodzice przekaza to jest cos z tego a jak nie ,to sam wiesz.

    1. I w owej powierzchowności widzę największe zagrożenia. Zbyt łatwo przyczepić komuś łatkę, stąd zdwojona ostrożność, by nie dawać innym pretekstu do przyczepiania łatek.

  10. Monika ma świetną intuicję Zbyszku, jeśli chodzi o percepcję tekstu przez tzw. humanistów i tzw. ścisłowców. Po części i mnie wyjaśniła dlaczego tak precyzyjny w swych dialogach i diagnozach facet czyta taki chłam. Chodzi po śladach dawno zadeptanych i trafia na same niewypały teologiczne. Osobiście kwestionuje talent pisarski Terlikowskiego, aktualność jego wiedzy w dziedzinie , w której mieni się być specjalistą, a nade wszystko prymitywne i prostackie analizy , niezręczne aż do granicy zrozumiałości sformułowania, nie trafione porównania . Dostrzegam w tym również krzywdzącą dla wielu wybitnych ludzi Kościoła zawoalowana krytykę. A „lubienie” nie ma z tym nic wspólnego. Ten pan nie zna tematu , o którym pisze i mozolnie odkrywa prawdy, które inni odkryli w średniowieczu, lub tylko nieco później. Powiesz, że każdy ma prawo szukać i błądzić. Zgoda, ale pisać o tym z pozycji autorytetu to już przesada.Ciebie się nigdy nie czepiam – przecież wiesz , że uwielbiam Twoje teksty.A Monika mi wyjaśniła, dlaczego wciąż trafiasz na jakieś relikty by nie powiedzieć dinozaury i grafomańskie twory podczas gdy tyle dobrej literatury masz do dyspozycji. Choćby własnie Jan Paweł , ale na Boga – nie w „przekładzie” pana Terlikowskiego.Izabela

    1. Z autorami to jest tak,ze pisza w danych czasach,np za komuny wydarzenia i ustroj ksztaltowaly styl pisania i przede wszystkim postrzegania pewnych problemow.Antoni Kepinski byl autorytetem na tamte czasy.Jesli chodzi o Jana Pawla II to napisal sztuke „Przed sklepem jubilera.”Porusza tam zagadnienia milosci,narzeczenstwa,malzenstwa.On jest autorem niesmiertelnym,gdyz zawsze szedl z duchem czasu.Nie mial nalecialosci politycznych w swoich utworach.Byl ponad czasowy.Chociaz uwazam ,ze sa dobrzy autorzy jak np Jacek Santorski,ktorych tezy sa pozyteczne do dzis.Ale tak naprawde czlowiek ewoluuje i trzeba nadazac za tymi zmianami.

    2. Terlikowskiego przytoczyłem, bo dość dobrze odzwierciedla świadomość przynajmniej kilku księży, których poznałem. Istotą jest bowiem powrót do korzeni, czyli do myślenia judaistycznego.

  11. Zbyszku, raz nazywasz to przesądem, innym razem zabobonem, a jeszcze innym razem mówisz o neoplatonizmie – a chodzi Ci o etykę seksualną, a w szczególności o to, że onanizm jest grzechem. Właśnie to jest dla Ciebie tym przesądem, czy zabobonem. Zbyszku, zacznę od najbardziej oczywistych oczywistości – Bóg stworzył nas mężczyznami i kobietami po to, byśmy wychodzili poza siebie, byśmy nie byli samowystarczalni – przecież naszym zadaniem tu na ziemi jest nauczyć się kochać!Jesteś skłonny wykazywać mi, że Kościół się myli w swoim stosunku do onanizmu, ale nie możesz zaprzeczyć, że onanizm jest zaprzeczeniem wyjścia do drugiej osoby, jest zamknięciem się w sobie samym. Uprawianie onanizmu oznacza krzywdę dla tej osoby, która go uprawia (bo zamyka tę osobę w sobie). Zbyszku, nie odkryję tu niczego nowego, gdy powiem, że nie jestem seksuologiem; ale ja nie tylko nim nie jestem, lecz wręcz moja wiedza seksuologiczna jest mizerna; skoro mówisz, że czasami uprawianie onanizmu pełni funkcję fizjoterapeutyczną, to pewnie tak jest. A po pierwsze to tylko CZASAMI, a po drugie dobrze ukształtowane sumienie w takich przypadkach, jeśli tylko rzeczywiście to służy miłości, tego wypominać nie będzie. Obawiam się jednak, że Ty starasz się wykorzystać ten wyjątek, by wmówić sobie, że to nie jest grzech. Oskarżasz Kościół o zabobon, ale sam zakładasz opaskę na oczy, byle tylko nie widzieć, że to oddala od wychodzenia poza siebie.

  12. Leszku, przeinaczasz słówko, nie chodzi mi fizjoterapię, ale o fizjologię. Problem z onanizmem jest taki, że tak samo jak można zgrzeszyć przeciwko źdźbłu trawy, tak samo można zgrzeszyć przeciwko własnej seksualności. Natomiast inną kwestią, czy zapis o tym grzeszeniu powinien być zawarty w katechizmie w obszarze grzechów ciężkich, czy raczej powszednich. A teraz byś zrozumiał rolę fizjologiczną onanizmu. Generalnie bywało tak, że mężczyźni udawali się na polowania, na pasterkę i bywało tak, że nie byli w domu przez wiele dni. W tym czasie plemniki się starzały a najlepszy termin przydatności do użycia plemników wynosi 3 dni, choć żyć bestie potrafią dłużej. Aby nasienie było świeże biologia zmusza do czynności które wśród chrześcijan wzbudzają tyle kontrowersji.

    1. No rzeczywiście coś źle zapamiętałem Twoją wypowiedź – wydawało mi się, że chodzi Ci o terapię, która ma służyć miłości. Tymczasem skoro nawet nie o to chodzi, to chyba sam rozumiesz, że to nie nic nie zmienia oceny moralnej – człowiek, który zatrzymuje się na sobie, który nie wychodzi do innych, sam siebie krzywdzi.

    2. Uleganie popedom i instynktowi to chyba nie jest terapia a rozladowanie potrzeb fizycznych daje chwilowe uspokojenie,tak jak np zapalenie papierosa.Po zaspokojeniu potrzeb nizszego rzedu czlowiek i tak odczuwa glod i niespelnienie i szuka dalej.

    3. Ale nie odpowiedziałem Ci w sprawie grzech ciężki – grzech powszedni. W przypadku, gdy masturbacja staje się dla kogoś nałogiem, to staje się grzechem powszednim – dobrowolność (czyli wolna wola) tego czynu jest jednak mocno ograniczona. Tak to w nałogach jest, że człowiek mając świadomość grzechu, grzeszy, bo stał się już niewolnikiem tego grzechu.Ale zwracam uwagę na pewne warunki – po pierwsze trzeba być świadomym popełniania grzechu (a nie udaje, że to czysty zabieg fizjologiczny) oraz świadomość pozostawania w nałogu. No i coś z tym trzeba robić. Tylko wtedy z każdym takim grzechem trzeba od razu lecieć do spowiedzi – wystarczy tylko rozbudzony na bieżąco żal za grzechy i okresowa spowiedź, w której wyznaje się tę swoją grzeszność.

  13. Czyli według twego rozeznania, lepiej skrzywdzić swe własne potomstwo? Lepiej urodzić debila, aby tylko dać świadectwo braku zatrzymywania się na sobie?

    1. Zbyszku, to czysta demagogia. To się może jakiemuś małżeństwu zdarzyć, że akurat ten jeden jedyny raz prowadzi do zapłodnienia, ale najczęściej jest tak, że małżeństwo prowadzi normalne życie seksualne i dopiero to współżycie w okresie płodnym doprowadza do zapłodnienia – masturbacja nie jest tu do niczego potrzebna, by te plemniki nie były starsze niż 3-dniowe (skoro to takie ważne).

    2. Leszku, bo nie rozumiesz na czym polega fizjologia. Czynności fizjologiczne mogą być powstrzymywane, nie musisz oddawać moczu i kału w dowolnym miejscu i momencie, a nawet opisywane są przypadki, że kobietom pękały pęcherze, ale chodzi o to, że działania wbrew fizjologii się mszczą, albo nadmiernym poziomem testosteronu, który w nadmiarze jest silną trucizną prowadzącą do raka prostaty, nie wspominając o chorobach serca etc, ponadto statystyki mówią wyraźnie:”Michael i współpracownicy (1994) stwierdzili, że osoby pozostające w związkach częściej masturbują się od osób niepozostających w związkach”. więc czynnik dbania o zdrowie pokolenia jest dominujący. A w takich sytuacjach, gdy chodzi o zdrowie, kondycję i siłę społeczeństw, ewolucja jest zazwyczaj mądrzejsza od niejednego filozofa i moralizatora, gdyż ma to wypraktykowane przez stu-tysiąclecia.

    3. Zbyszku, w międzyczasie napisałem Ci również coś nt. grzech powszedni / grzech ciężki – przeczytaj to (bo choć wcześniej starałem się pisać całkowicie abstrakcyjnie, to coraz wyraźniej widzę, że jesteś pod wpływem nałogu i jak każdy nałogowiec masz doskonale rozwiniętą zdolność do racjonalizacji – to, co tu napisałeś, wyraźnie pełni taką funkcję).

    4. Tak, pełna zgoda Leszku, dotknięty jestem również wielu innymi nałogami i to wielce kosztownymi, jak chociażby nałóg jedzenia. Ale mam na całe szczęście również inne nałogi: nałóg oddychania, nałóg picia wody, ale najgorszy ze wszystkich jest nałóg codziennego spania. Zmarnowane 1/3 życia. I wiesz Leszku, ze względu na swoje lata dałbym wiele, aby do tych wszystkich nałogów dołączyć jeszcze jeden, ten o który mnie posądzasz.

    5. Zbyszku, tak jak alkoholik doskonale racjonalizuje swój nałóg, tak i Ty podchodzisz do tej dyskusji. Niby zaczynałeś od tego, by atakować Kościół za w kwestiach etyki, ale w dyskusji nie podejmujesz w ogóle tego wątku, za to koniecznie starasz się wykazać, że onanizowanie się jest koniecznością fizjologiczną. Twoje zachowanie wskazuje na nałóg (ale w żadnym wypadku niczego tu nie wyrokuję – mówię jedynie o Twoich zachowaniach).

  14. Ale z drugiej strony możesz mieć Leszku sporo racji: więc przytoczę dowcip:Komisja MZ w szpitalu na oddziale urologii.Przechodząc przez jedną z sal widzi kilku masturbujących się facetów ok. 60-tki – Co tu się dzieje? – pyta wizytujący- W ten sposób leczymy ich z prostaty – odpowiada lekarz Idą dalej i w następnej sali widzą kilku facetów ok. 60-tki a z nimi kilka młodych i niezwykle powabnych nałożnic, którzy uprawiają dziki sex, orgia na całego! – A tu co się dzieje? – pyta ktoś z komisji – W ten sposób też leczymy ich z prostaty – odpowiada lekarz – Jak to? Jedna i ta sama choroba a dwie jakże odmienne metody leczenia? – Tak, bo ci pierwsi leczą się na NFZ, a ci ostatni prywatnie…

  15. Witam :)Dyskusja jest tak ciekawa, że chyba pozwolę się w nią wtrącić.Zacznę od tego, że ja osobiście przyznaję rację Wam obu. Podchodzicie to tematu z dwóch różnych pozycji i w swoim aspekcie każdy z Was ma rację.Zbyszku, jeśli spojrzeć na kwestię z punktu widzenia fizjologii, to zgadzam się całkowicie z Twoim zdaniem – onanizm jest czasem zdrową (i prawidłową) reakcją człowieka na niesprzyjające okoliczności. Jednak zgadzam się również z Leszkiem, że onanizm jest zaprzeczeniem wyjścia do drugiej osoby, zamknięciem w sobie samym. Czyli – w pewnych sytuacjach dbanie o swoje potrzeby cielesne stoi w konflikcie z dbałością o potrzeby duchowe…To dowodzi, że piramida potrzeb Maslowa, a raczej wnioski z niej wypływające, są błędne. Wiadomo nie od dziś, że człowiek JEST w stanie zaspokajać swoje potrzeby wyższego rzędu mimo niezaspokojenia potrzeb niższego rzędu, a Wasza dyskusja udowadnia, że czasem zaspokajanie potrzeb niższego i wyższego rzędu stoi ze sobą w sprzeczności.Pozdrawiam!P.S. Pytanie dodatkowe poza konkursem – w związku z powyższym na zaspokajaniu których potrzeb powinniśmy się skupić? 😉

    1. Igo, od początku podzielam Twoje zdanie w całej rozciągłości. Mnie nie chodzi o to, że człowiek nie ma się rozwijać duchowo, ale o to, by pewne zapisy moralne nie mieszały dwóch światów, dwóch porządków, ale obu wartościom oddawały należytą cześć. Gdyż zacząłem od tego, że można zgrzeszyć przeciwko źdźbłu trawy. Jednakże dokładnie wiemy skąd w europejskiej myśli wzięły się surowe zakazy i restrykcyjne myślenie, w tej chwili urastające do roli zabobonu, przesądu. Z drugiej strony, idąc myśleniem społecznym niezbędna jest równowaga, a każde odstępstwo od normy staje się patologią. Nadmierna aktywność, lub jej całkowity brak, są patologiami i tak trzeba na to patrzeć. O ile ta nadmierna aktywność jest potępiana wieloma przesądami, zabobonami a także na całe szczęście rozważną myślą, to o tyle z drugiej strony mamy całkowitą pustynię, a wręcz różnej postaci alegorie chwalebne tej skrajnej postawy. Oczywistym jest, że można to zrozumieć i aprobować, gdyż życie duchowe jest równie ważne, gdyż nie samym chlebem człowiek żyje. Gdy jednak zapomina się o chlebie, albo ten chleb wyraźnie potępia, to jednak dostrzegam nadużycie. I o owym nadużyciu się rozpisuję, bo ma to poważne konsekwencje natury społecznej i marne pocieszenie, że te konsekwencje nie są poważniejsze, tylko dlatego, że potajemnie ten chleb jest przez większość zjadany. Natomiast w takich sytuacjach zazwyczaj wszelkiej maści moralizatorzy podają przykład, a gdyby wszyscy kradli, to czy taki czyn można usprawiedliwić? I o to mi się właśnie rozchodzi, by w jednym porządku nie mieszać czyny ewidentnie niemoralne z czynami, które wynikają z biologicznej fizjologii. Inna kwestia, że nie przeszkadza mi normowanie tych czynów w postaci wielu mądrych tekstów mówiących o wzajemnym poszanowaniu małżonków czy własnej seksualności. Mnie tylko martwi wrzucanie do jednego worka kwestii moralnie nagannych z kwestiami które z moralnością nie mają nic wspólnego, albo mają niewiele.

    2. Igo, to chodzi o coś więcej, niż same potrzeby duchowe – to chodzi o sens życia. Sensem naszego życia tu na ziemi jest nauka miłości – jeśli od tej nauki uciekamy pod pretekstem konieczności fizjologicznej, to wyzbywamy się własnego człowieczeństwa i oddalamy od sensu własnego życia.

    3. Ale przecież napisałam wyraźnie, że się z Tobą zgadzam, Leszku. Skupianie się na sobie i na zaspokajaniu tylko swoich potrzeb prowadzi do samotności, alienacji, niemożności otwarcia na drugą osobę i obdarzeniu jej miłością oraz przyjęciu od niej miłości. Pisząc o potrzebach duchowych, miałam na myśli także potrzebę miłości…. Tak, tak, wiem, zaraz mi wytkniesz, że miłość jest czymś więcej niż potrzebą (nawet duchową), ale tak to akurat ujęłam – powiedzmy że skrót myślowy 😉

    4. No i właśnie o ten skrót myślowy mi chodziło. Bo jeśli byłby to tylko konflikt w zaspakajaniu różnych potrzeb, to wybór można spokojnie zostawić każdej osobie wg jej upodobań. Ten wybór jest jednak wyborem fundamentalnym dla każdego człowieka, a więc podczas jego dokonywania trzeba mieć pełną świadomość, co się wybiera. I tak każdy może wybierać, bo Bóg dał nam wolność – gdybyśmy tej wolności nie mieli nie moglibyśmy nauczyć się kochać – ale to właśnie jest ten moment, w którym decydujemy o tym, czy wybieramy naukę miłości (z perspektywą na zbawienie), czy też z tej nauki rezygnujemy, skupiając się na sobie i swoich potrzebach.

    5. Leszku, ale obdarowując kogoś miłością, obdarowujemy go CAŁYM sobą, w tym również naszą cielesnością… Nie mówię, że to najważniejszy aspekt, ale jednak jest to jeden z elementów miłości. I co, mamy obdarować kogoś czymś, o co nie dbaliśmy? o co nadal nie dbamy? kiepski dar…

    6. Dokładnie tak – miłość, to dawanie siebie CAŁEGO, a więc również dawanie swego ciała miłość mamy przeżywać całym sobą! Dlatego w pewnym momencie, gdy źle zrozumiałem Zbyszka, pisałem skoro mówisz, że czasami uprawianie onanizmu pełni funkcję fizjoterapeutyczną, to pewnie tak jest. A po pierwsze to tylko CZASAMI, a po drugie dobrze ukształtowane sumienie w takich przypadkach, jeśli tylko rzeczywiście to służy miłości, tego wypominać nie będzie. Tu są ważne dwa elementy – to ma służyć miłości (samo samcze przekonanie Ja mam najlepsze nasienie w całej wsi jej nie służy – a więc to za mało) i drugie – trzeba mieć właściwie ukształtowane sumienie (tylko przy ukształtowanym sumieniu brak wyrzutów sumienia oznacza, że grzechu nie było).

  16. Ciężko nie odmówić Wam racji Obojgu, i nie jest moim celem podważanie tych racji. Jednakże wszelkie stereotypy, zabobony i przesądy są groźne, ale nie o tym teraz, bo temat zrobi się zbyt szeroki. Jedzenie nie jest grzechem, ale nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu już nim jest. I pod takim kątem chciałbym spojrzeć na te kwestie. Jedzenie jest koniecznością i nikt o zdrowych zmysłach nie nazywa tego nałogiem ani czynem niemoralnym (mimo, że dzieci w Afryce głodują). Jednakże nieumiarkowane jedzenie już grzechem jest. W jedzeniu łatwo wytyczyć normy, wystarczy stanąć na wadze i spojrzeć na tabelkę z normami. Otóż, próba normowania w sferze seksualnej ma groźne następstwa, ze względu na delikatność natury seksualnej. Bo, co? mielibyśmy stworzyć tabelkę ile razy w tygodniu to norma, a ile razy w tygodniu to nałóg? I zgadzam się z Leszkiem, że ryzyko odwracania się od drugiej osoby istnieje, ale z drugiej strony traktowanie każdej czynności fizjologicznej jako dowód owego odwracania się od drugiej osoby, to już lekkie przegięcie. Niewątpliwie dotykamy sfery delikatnej i potykamy się o łatwość szufladkowania. Ja zaś, tylko się zastanawiam, czy przy tak jednoznacznym i klarownym nastawieniu jakie reprezentuje Leszek, czy przyłapany mąż przez żonę na „wstrętnym” zachowaniu, miałby szanse na jakiekolwiek usprawiedliwienie? I nie jest to wbrew pozorom wydumane zdarzenie, kilkakrotnie musiałem tłumaczyć kobietom, aby nauczyły się nie zwracać na takie zdarzenia uwagi, bo one niczego nie dowodzą. Rzecz w tym, że w podejściu Leszka takie zdarzenia miałyby znaczenie i byłyby dowodem, tylko czego? Moje podejście seksuologiczne jest o tyle lepsze, że nie mam na sumieniu żadnego związku i żaden związek z tego powodu się nie rozpadł. Gdybym jednak postąpił zgodnie z katolickim nauczaniem to tej pewności co do trwałości takich związków bym nie miał. Fakt, czasy się zmieniły, ale te kobiety traktowały takie zachowanie jako zdradę i naprawdę ciężko mi było tłumaczyć, że to żadną zdradą nie jest. Inna kwestia, że dzisiaj nie byłoby już problemu, mam nadzieję, że większość jest już uświadomiona, choć pewności nie mam. Dziś nikt mnie o takie rzeczy się nie pyta, bo jak już wspomniałem lata inne i krąg znajomych znacząco się zawęził.

  17. Widzisz, Zbyszku, nasze myślenie jest bardzo podobne 😉 Wyobraź sobie, ja też zamierzałam użyć argumentu o nieumiarkowaniu w jedzeniu i piciu jako grzechu, ale zrezygnowałam z tego, bo to jednak tez nie jest takie proste i oczywiste, jak Ty podajesz. Piszesz: „W jedzeniu łatwo wytyczyć normy, wystarczy stanąć na wadze i spojrzeć na tabelkę z normami”. No właśnie to nie jest takie proste. Co z chorobliwą otyłością? Z zaburzeniami w przemianie materii? Z bulimią, która mimo obżerania się (a więc mamy tu „nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu”) do otyłości nie prowadzi? I w drugą stronę – co z osobami o tak świetnej przemianie materii, że mimo mniej lub bardziej częstych epizodów owego nieumiarkowania jednak na wadze nie przybierają? Upraszczasz sprawę, Zbyszku, i sam widzisz, że nawet w kwestii tak oczywistej jak jedzenie nie ma uniwersalnego „wskaźnika”, który mógłby każdemu z nas powiedzieć STOP, przekraczasz granice. Tym bardziej w takiej delikatnej materii, jaką jest nasza seksualność, ciężko o jakiekolwiek „wskaźniki”. Słusznie piszesz, że nadmierna aktywność, ale także jej brak, stają się już patologiami, tylko gdzie jest ten „złoty środek”? I dlaczego szukając go wpadamy w pułapkę wyboru jednej tylko opcji?

  18. To jęli tak trudno, a zgadzam się, że trudno wytyczyć normy w tym prostym przykładzie jedzenia, bo łatwo o skrzywdzenie drugiej osoby, to jeszcze trudniej uczynić to w sferze intymnej. Definicja nałogu, co prawda jest prosta i polega na chronicznym podejmowaniu szkodliwych dla organizmu decyzji, które są sprzeczne z przesłankami rozeznania intelektualnego. Lecz co robić, gdy te działania dla organizmu są zbawienne? Można starać się dowodzić kompensacyjnej roli nałogu, gdy nałóg ma coś zastępować.

    1. Zbyszku, ale dlaczego w swojej definicji ograniczasz się tylko do organizmu? Czy wg Ciebie np. hazard nie może się stać nałogiem? Tak, jak mówi Iga – na człowieka trzeba patrzeć jak na jedną całość. Ciało (organizm) to tylko kawałek człowieka.

  19. No widzisz, Zbyszku, tym razem muszę przyznać całkowitą rację Leszkowi. I zauważam pewną prawidłowość – tam, gdzie starasz się zgłębić temat i podchodzisz do danej kwestii wyczerpująco i wieloaspektowo, tam całkowicie się z Tobą zgadzam. Natomiast w momencie, kiedy usiłujesz „pójść na skróty” i wyjaśnić złożony problem za pomocą prostej definicji, to ja już stawiam bardzo ostre veto. Definicja nałogu NIE JEST prosta!!! I przy najlepszych chęciach tej definicji, którą podałeś, nie można uznać za zadowalającą. Jak słusznie zauważył Leszek, co z hazardem? Ja dorzucę jeszcze np. zakupoholizm, pracoholizm… Nie mieszczą się w zakresie chronicznego podejmowania szkodliwych dla organizmu decyzji, a niewątpliwie są nałogiem. Z drugiej strony – czy regularne zażywanie morfiny przez człowieka w ostatnim stadium raka jest nałogiem czy nie? Niewątpliwie szkodzi ona jego organizmowi… i chroni przed niewyobrażalnym bólem. Jak widzisz, nie ma „prostych” definicji…

  20. Skoro nie normy tabelaryczne, skoro nie prosta definicja, to jaka? Rzecz w tym, że hazard jak najbardziej podchodzi pod definicję, brak środków do życia jest działaniem jak najbardziej dla organizmu szkodliwym. Toksyczność morfiny jest niższa od toksyczności bólu, w tym przypadku wybór jest nadal prawidłowy, a ponadto chodzi o przesłanki intelektualne. Niewątpliwie, nasze dyskusje w internecie mają symptomu nałogu, ale dopóki nikt nie ponosi na tym szkody, to nałogiem nie są. Pracoholizm prowadzi do wyczerpania fizycznego, wypalenia psychicznego, zaś zakupoholizm doprowadza do pozbawienia się środków do życia. Wciąż są to działania szkodliwe dla organizmu. Ale mniejsza o to, mogę zgodzić się z tym, że definicja nie jest wyczerpująca, ale zgrabniejszej nie wymyślimy. Natomiast chcę powrócić do istoty problemu, czyli o tym, że katolicy nagminnie zapominają o jednej ważnej kwestii. Do małżeńskiego łoża tak naprawdę zapraszana jest trzecia osoba, ale w tym przypadku nie chodzi mi o Boga, który wiadomo, że jest wszędzie, ale o potomstwo, które z aktu może się narodzić. I ze względu na owe potomstwo nie jest obojętne, to co piszę o jakości nasienia. Więc, odpowiedzialne rodzicielstwo musi zakładać również ten czynnik, który jest wstydliwie pomijany. Leszek, uczepił się tych trzech dni, ale to termin przydatności do użycia. W samej istocie rzeczy, nawet idąc do sklepu po głupią szynkę, nie jest mi obojętne, czy ta szynka leży już w sklepie trzeci dzień, czy jest z dzisiejszej dostawy. Oczywiście biologia jest bardziej skomplikowana niż proces produkcji wędlin, ale nadal podkreślam, że ewolucja wie lepiej i stosuje zazwyczaj optymalne mechanizmy.

    1. Sprecyzuj określenie „organizm”, bo na razie to trudno mi się odnieść do tego, co napisałeś… Tzn. chodzi mi oto, czy używasz tego pojęcia w sensie czysto biologicznym – wtedy się z Tobą nie zgodzę, bo bardzo rzadkie są przypadki, kiedy hazardzista umiera z głodu albo pracoholik umiera z powodu wyczerpania pracą, czy też uwzględniasz także np. psychikę, która owszem, jest częścią składową organizmu ludzkiego – wtedy użyta przez Ciebie definicja nałogu jest w miarę zadowalająca. Ale psychika to nie to samo co duchowość…Natomiast co do reszty Twojego wywodu, to się z nim zgadzam, pisałam to już wcześniej 😉

    1. W tym czasie plemniki się starzały a najlepszy termin przydatności do użycia plemników wynosi 3 dni, choć żyć bestie potrafią dłużej. Aby nasienie było świeże biologia zmusza do czynności które wśród chrześcijan wzbudzają tyle kontrowersji. – to są Twoje słowa Zbyszku, a więc ja ani się nie uczepiłem, ani nie wspomniałem, a jedynie Ciebie zacytowałem. Przecież na samym początku otwarcie się przyznałem że moja wiedza seksuologiczna jest żadna – przyjmuję więc co Ty mówisz i tylko tą wiedzą się posługuję.Choć przyznaję, że czegoś nie rozumiem – piszesz: nadal podkreślam, że ewolucja wie lepiej i stosuje zazwyczaj optymalne mechanizmy. Czy to oznacza, że masturbacja dotyczy wszystkich żonatych facetów i jest wynikiem ewolucji gatunku ludzkiego? Wcześniej pisałeś tylko o wyższym odsetku wśród żonatych. Czegoś nie rozumiem.

    2. Widzę , że „czepili się ” panowie tej masturbacji i dalej ani rusz. A ona, choć dotyczy PRAWIE wszystkich żonatych i nieżonatych mężczyzn, wynikiem ewolucji NIE JEST. Wprost przeciwnie – jest grzechem i prowadzi raczej do duchowej degradacji ,w skrajnych wypadkach. Jeden z wybitnych przewodników duchowych mawiał, że jeżeli masz wątpliwość czy coś jest grzechem, jeśli naprawdę nie wiesz a jednak nie osiągasz pokoju – to przyjmij, że to grzech . „Wałkowanie” jednak w kółko tematu i dręczenie siebie służy nie służy niczemu dobremu.Izabela

    3. Izabela. A gdzie w Biblii masz napisane, że jest grzechem? Zacytuj choć jedno zdanie ze Starego lub Nowego Testamentu. Gdyby takowe istniało kończyłoby naszą dyskusję, No chyba, że czytujesz Koran.

    4. Wybacz Izabelo, ale skoro wg Ciebie masturbacja jest grzechem, to Twoje spojrzenie jest całkowicie sprzeczne ze spojrzeniem Zbyszka, bo dla niego nie jest; wg Zbyszka to tylko czynność fizjologiczna, która zapewnia mężczyźnie poczucie, że jest najlepszym dawcą nasienia. Nie możesz więc odpowiadać za niego, bo Twoje myślenie jest zupełnie inne, niż jego, a ja staram się jego zrozumieć.

  21. A ja pytanie mam Leszku: piszesz tyle o miłości, swoje blogi tak tytułujesz, doradzasz Zbyszkowi ” w temacie- co to miłość… Czy jednak przez te wszystkie lata Twoje życie stało się choć trochę miłością napełnione, czy dla innych jesteś świadectwem miłości Bożej, czy Twoje postępowanie z ludźmi świadczy o tym, że naprawdę kochasz ludzi? A może pokochałeś kogoś tak naprawdę, albo ktoś pokochał Ciebie? Czy w końcu- co jeszcze ważniejsze – udało Ci się kogoś nauczyć miłości?A może Twoje słowa o miłości to jednak „miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący”? Tylko pytam, bo nie wiem…Izabela

    1. Utrafiłaś Izabelo w samo sedno – nikogo nie kocham i nikt mnie nigdy nie kochał, a już zupełnie nikogo nie udało mi się nauczyć miłości (w każdym razie nic mi o tym nie wiadomo).Tylko nie potrafię zdecydować, czy jestem miedzią brzęczącą, czy też cymbałem brzmiącym? (miedzią chyba jednak nie jestem, bo jej wartość zdecydowanie wzrosła od czasów św. Pawła; natomiast cymbał – choć może niekoniecznie brzmiący – doskonale do mnie pasuje).

    2. To może chociaż postaraj się być dla nas dobry, nie dręcz co poniektórych to może chociaż Zbyszek Cię pokocha … Izabela

    3. Gdybym Leszka nie kochał, to bym go nie nachodził, a gdyby Leszek mnie nie Kochał, to dawno by już zablokował moje wpisy.

    4. Leszku, kilku (nastu…) cymbałów w życiu spotkałam i uwierz mi, nie podpadasz u mnie pod tę definicję. Natomiast co do metali mniej lub bardziej szlachetnych nie będę się wypowiadać, bo byłby to jawny „cukier” 😉

  22. Czas temat rzeczywiście kończyć, bo następne wnioski mogą być nieciekawe. Bo jeśli zaczniemy rozważać istotę (cel) małżeństwa, czyli potomstwo, to wszystko o czym piszemy da się wpisać w schemat godowy. To znaczy, wszyscy będziemy mieli rację gdyż wszystko o czym piszemy da się zakwalifikować jako element schematu godowego.

    1. Zbyszku, celem małżeństwa nie jest potomstwo – celem małżeństwa jest wzajemna nauka miłości. Potomstwo jest jedynie wpisane w miłość. Nie tak dawno to przypominałem w tym miejscu, w którym napisałem, że w końcu przeczytałem Terlikowskiego (bo chodzi o to, by nasz początek był w akcie miłości).

    2. Problem jest w tym, że nie wolno o potomstwie zapominać i traktować je przedmiotowo (naleciałość prawa rzymskiego, w którym syn do któregoś tam roku, był przedmiotem, własnością rodziców).

    3. Zbyszku, celem małżeństwa jest wzajemna nauka miłości – małżonkowie wzajemnie się uczą, a zarazem stają się pierwszymi nauczycielami miłości dla swoich dzieci. Samo posiadanie dzieci nie jest celem małżeństwa, ale z drugiej strony małżonkowie mają być ZAWSZE gotowi do przyjęcia potomstwa. O poczęciu w ostatecznym rozrachunku decyduje Bóg. Stąd zresztą niedopuszczalna jest antykoncepcja.

  23. Zbyszku! „zacytuj choćby jedno zdanie..”- Biblię należy odczytywać całościowo a nie cytować po jednym zdaniu. Całościowy przekaz tego tekstu mówi o wymogu zachowania czystości jako warunku zbawienia. Zachęcam do przeczytania artykułu „W drodze” . Tam te kwestie zostały pokazane w kontekście życia duchowego, miłości i tylko tak należy o tym mówić, by nie zabrnąć w ślepy zaułek. Tak ja Wy obydwaj w tej chwili.Izabela

    1. I dlatego najważniejsze jest, by nie pomijać początku, czyli przypadku Adam i Ewy. Największym grzechem człowieka jest to, że pragnie stanowić co dobre a co złe, grzech pychy. Ale najciekawsze jest to, że nie biję się we własne piersi, starając się wykreślić zapis z katechizmu na temat tego grzechu, o którym tutaj tyle dyskutujemy, ale mówię o gorszej pysze, bo dotyczy to pychy władzy, która prawem chce stanowić co dla człowieka jest dobre, a co złe. W tym przypadku za ową władze uznaję władzę tego papieża, który do kanonu grzechów dorzucił swoje wizje. Bowiem o istocie grzechu pierworodnego stanowi chęć decydowania co dobre, a co złe. Nikomu na ziemi, nie wolno tego stanowić, ani mnie maluczkiemu, ani tym bardziej papieżowi.

    2. Tymczasem Zbyszku odpowiedni fragment Pisma św. znajdziesz w czytaniach na dziś, które to czytania niezbyt wiernie niestety, przytoczył Leszek w następnym poście. Mówią one o wielkiej godności ludzkiego ciała, danej od Boga samego. Tak wielkiej, że sam Bóg zechciał umrzeć za człowieka. Grzech ” o którym tyle dyskutujemy” tę godność narusza. Obraża zatem Boga samego. I wydaje mi się , że dobrze o tym wiesz …. Izabela

    3. Izabelo, w naszym kościele obowiązuje tłumaczenie wg Biblii Tysiąclecia i Twoje uwagi co do wierności tego tłumaczenia są po prostu nie na miejscu.

    4. A gdzie Ty Lesiu znalazłeś moje „uwagi co do wierności tłumaczenia”??? Napisałam, że przytoczyłeś niezbyt wiernie WOBEC TEGO CO KOśĆIóŁ CZYTA DZIś wiernym w czasie mszy św.Innymi słowy posunąłeś się dalej i dodałeś fragment o nierządnicach. W kościele tego nie słyszałąm :)A tak szczerze to wkurzający jesteś dzisiaj facet , chyba naprawdę nikt , oprócz Zbyszka Cie nie kocha ….Izabela

    5. Izabelo, gratuluję Ci klarowności Twego wywodu – skoro niewiernością jest dla Ciebie przytoczenie całego tekstu tego fragmentu listu św. Pawła (bez opuszczania czegokolwiek – o czym zresztą sam napisałem; pewnie gdybym tego nie zrobił, to zapewne byś tego nawet nie zauważyła), no to gratuluję!

    6. Ale ja myślałam, że z tym kochaniem to żartujesz…Przecież na pewno dzieci Cię kochają. Albo Ty kochasz dzieci. Izabela

    1. Zbyszku, ale nie musisz się powoływać na dane źródłowe – przecież Ci wierzę, że skoro napisałeś, że wartość nasienia mężczyzny po 3 dniach zdecydowanie spada, to tak rzeczywiście jest (bo sądząc po tytule tego właśnie dotyczy ten artykuł).

  24. Izabelo, bez urazy, ale to już jest totalna bzdura. Nie da się tego dowieść. Obraża bowiem Boga każdy grzech, a nie ten czy tamten w szczególności. Każdy. Stąd konieczne jest rozeznanie co jest grzechem, a co nie jest. Natomiast wszelki sugestie, że Bóg o czymś zapomniał w Biblii napisać i w związku z tym wspaniali papieże ten błąd Boga naprawili… albo święci i myśliciele.

  25. A któro to jest „owa totalna bzdura”?? Bo ja pisałam o cytacie z Pisma św. Jak być może Ci wiadomo dla wielu chrześcijan nie tylko nie jest ono totalną bzdurą , ale nawet drogą życia , która prowadzi do świętości.Oczywiste, że każdy grzech obraża Boga i konieczne jest rozeznanie. ALE TY UPARCIE TWIERDZISZ, ŻE GRZECH NIE JEST GRZECHEM. Co do sugestii- nie wiem kto Ci coś sugerował. Ja do Pana Boga mam całkowite zaufanie i pewność , że o niczym nie zapomniał:) Ale rozumiem Twój bunt- w końcu nie łatwo rozstać się z grzechem.Każdym.Zrobisz co zechcesz, ale zarówno kapłani, a znam wielu niezwykłych i wybitnych , jak i moje własne sumienie mówi, że onanizm jest grzechem. Szkoda tylko, że taki fajny, zdawać by się mogło facet, nie chce tego pojąć.Nie chcę drążyć tego tematu ze względu na ograniczone możliwości jakie daje internet , ale też czuję gdzieś z tyłu głowy, że mnie wkręcasz…Izabela

    1. Nie wkręcam, zapominasz o historii Kościoła, czy mam wszystkie totalne bzdury przypominać, aby uzmysłowić, że coś co było grzechem lat kilkadziesiąt, już dziś jako grzech w katechizmie nie funkcjonuje? I dokładnie taki sam los czeka ten grzech, zniknie z katechizmu jak pozostałe. Co do tego jestem w 99% przekonany.

    2. Tu nie chodzi o znikanie z Katechizmu tylko z ludzkiego życia. A z niego obawiam się nie zniknie.Jak pokazuje życie i historia Kościoła.A o totalnych bzdurach to ja w ogóle nie mam czasu rozmawiać. Natomiast czystość to kluczowa sprawa w rozwoju duchowym człowieka. Nie przekonuje Cie do niej zacytowany przez Leszka fragment Pisma św.? Czy sam siebie oszukujesz..Izabela

Możliwość komentowania została wyłączona.