(3) Widząc to, Eliasz powstał i ratując się ucieczką, przyszedł do Beer-Szeby w Judzie i tam zostawił swego sługę, (4) a sam o jeden dzień drogi odszedł na pustynię. Przyszedłszy, usiadł pod jednym z janowców i pragnąc umrzeć, powiedział: Wielki już czas, o Panie! Zabierz moje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków. (5) Po czym położył się pod jednym z janowców i zasnął. A oto anioł, trącając go, powiedział mu: Wstań, jedz! (6) Eliasz spojrzał, a oto przy jego głowie podpłomyk i dzban z wodą. Zjadł więc i wypił, i znów się położył. (7) Ponownie anioł Pański wrócił i trącając go, powiedział: Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga. (8) Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie umocniony tym pożywieniem szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb. (1 Krl 19)
Nawet wtedy, gdy już na nic nie masz siły, gdy już widzisz, że nic nie możesz zrobić (Eliasz wystąpił przeciw królowi Achabowi, który za namową swojej żony wprowadził kult boga Baala, a za sprawą cudu dokonanego w imię Boga Jahwe Eliasz przekonał Izealitów, że to Jahwe jest Bogiem! Izraelici zabili 450 proroków bożka Baala, a to z kolei sprawiło, że rozwścieczona królowa Jezebel zagroziła śmiercią Eliaszowi; Eliasz ratował się ucieczką – i to o tej ucieczce jest mowa w dzisiejszym czytaniu) – a więc nawet wtedy Pan może cię nakarmić swoim pokarmem i dać ci swoją moc. Wystarczy tylko, że nie będziesz o nic pytał, a pójdziesz tam, gdzie On ci wskaże.
To będzie twoja Góra Horeb!
(na Górze Horeb Jahwe ukazał się Eliaszowi)
To będzie twoja Góra Horeb!
(na Górze Horeb Jahwe ukazał się Eliaszowi)
Witam Leszku .Bardzo budujący wpis.Dobrze jest sobie przypomnieć,że podczas trudnych sytuacji Bóg zawsze czeka z kołem ratunkowym.Czasem lepiej jest powierzyć Jemu rzeczy niemożliwe.Z drugiej strony trudna jest bezsilność i bezradność.Buduje także fakt żę dla Boga jestesmy zawsze ważni,pomimo tego że ludzie kładą na nas kreskę.pozdrawiam monika
Wyjątkowo rzadko piszę komentarze do pierwszego czytania, ale tym razem zrobiłem wyjątek i jak widzę po tym, co napisałaś, chyba dobrze uczyniłem 🙂
Trafiłeś w taki moment mojego zycia że takie słowa chciałam usłyszeć.Nie mam teraz zbyt częstego kontaktu z ludzmi ale na blog zaglądam.Łatwie jest mi pisać niż z kimś rozmawiac.m
Masz rację każdy ma swoją Górę Horeb. Rzeczywiście ja przy dzisiejszym czytaniu mało się zatrzymałam, ale dzięki Tobie do mnie też coś dotarło 🙂 Dzięki 🙂
Cieszy mnie to niezmiernie 🙂
Dziś słuchałam na kazaniu o Eliasza tak słuchałam i słyszę w moim sercu że jestem podobna jak Eliasz… pomagałam tłumaczyłam … druga osoba była bardzo zazdrosna o mnie wymyśliła do innych… byłam bardzo załamana miałam dośc wszystkiego dość w moim życiu…Ojciec Duchowny powiedział ,, nie.oni ciebie potrzebują!… Pozdrawiam serdeczne 🙂
Nigdy się nie mogę nadziwić ludzkiej zawiści – kompletnie jej nie rozumiem. No ale ona na prawdę jest 🙁
Leszku i nadal jest ja jakoś wytrzymam do końca o ostrzegałam drugą osobę tylko czemu oni mnie się boją o ..udowodnić” czy to prawda ? czy to nieprawda?
Widzisz Reniu, ja naprawdę nie rozumiem ludzkiej zawiści – bo jej się po prostu nie da zrozumieć! Pomówienie jest tylko pomówieniem – ktoś coś sobie uroi, a potem jest gotów zginąć za te swoje urojenia, Jest całkowicie pewien swego obrazu świata i choćby wszystko temu przeczyło, to i tak zdania nie zmieni. Szatan wie, jak kogo podejść i podsuwa później różne bzdurne myśli i odwoływanie się do rozsądku nic tu już nie pomoże. Nie zadręczaj się przypadkiem – jestem pewien, że Ty w niczym nie uchybiłaś. Póki tamta osoba sama się nie ocknie, to Ty nic nie zdziałasz.
Nie wiem co się dzieje, Leszku, ale mam problemy z pisaniem komentarzy na Twoim blogu, nie dzisiaj, tylko wcześniej, pisałam kiedyś raz i drugi i…. nie opublikowało się… a nie miałam już siły pisać po raz drugi :(Teraz piszę z innego komputera, może to była wina tamtego mojego starego laptopa?Zaraz się okaże…
O, udało się :)A z tego wszystkiego to zapomniałam napisać najważniejszego – że mnie także bardzo były potrzebne te słowa 🙂 dziękuję Leszku.
A mnie potrzebne były Twoje słowa, bo ja cały czas mam wątpliwości, czy to moje pisanie jest komukolwiek potrzebne.
Wiele razy w moim młodym jeszcze życiu czułam podobnie jak Eliasz z dzisiejszego czytania. Było to w czasie studiów. Zraniona, opuszczona, zawiedziona, że świąt idealny nie jest, że ludzie są czasem nie do wytrzymania…. Wtedy zasypiając wieczorem prosiłam identycznie; Panie zabierz mnie….. Byłam wtedy wolna, od nikogo nie zależna, ale odpowiedzialna też tylko za siebie. Dopiero kiedy założyłam rodzinę, kiedy zaczęłam czuć odpowiedzialność za małe, bezbronne istoty, takich myśli już nie miałam. Pamiętam, wtedy jedna z moich koleżanek zapytała mnie jak to jest być Matką. Odpowiedziałam jej, że to już „nie ja żyję , ale żyją przeze mnie dzieci” 🙂 To wspaniałe, wymagające, a czasem bolesne. Ale piękne mimo wszystko:) k.
Żyjemy przecież dla miłości – czyż może być większe potwierdzenie sensu własnego życia niż owoce własnej miłości.