A to mi się rok zaczyna! Sam Nowy Rok bezproblemowo, ale za to w sobotę gaśnie światło. Biegnę na stronę PGE Legionowo, by dowiedzieć się czegoś, ale żadnej informacji nie ma. Próbuję zadzwonić – zegarynka przedstawiła godziny pracy. Jedynie wysłałem maila pod podany adres (nb. odpowiedź dostałem dopiero dziś, a w odpowiedzi nie było nawet słowa przepraszam).
Brak prądu w moim przypadku nade wszystko oznacza brak centralnego ogrzewania. W czasie dnia wspomagaliśmy się kominkiem, ale po nocy było już pioruńsko zimno.
Żona odnalazła telefon, pod którym zegarynka podaje, po ilu godzinach awaria zostanie usunięta. O siódmej rano, gdy pierwszy raz zadzwoniła, zegarynka mówiła 5 godzin. Dzwoniliśmy co godzinę: cztery, trzy, dwie, a gdy spodziewaliśmy się już tylko jednej godziny, znowu usłyszeliśmy trzy. Po godzinie dwie, po kolejnej godzina, ale po kolejnej znowu godzina. A po jeszcze jednej już nic – ale prądu i tak nie było.
Żona wybrała rozmowę z konsultantem. Kolejka do rozmowy 8 osób. Po kilkudziesięciu minutach już tylko jedna – ale tej jednej jakoś nie mogła pokonać – wcześniej włączono prąd! Zaczynało zmierzchać, ale prąd już był.
Zresztą to nie jedyny problem tego dnia – próbuję odpalić samochód, lecz akumulator ledwo drgnął. Proszę więc żonę, by mi dała swój (chodziło o to, by pójść do kościoła) – zdecydowanie lepiej, niż mój, ale na zapalenie nie było żadnych szans.
Jak już do kościoła nie mogłem pójść, a wg pierwszych rachunków do włączenia prądu pozostawało półtorej godziny, postanowiłem podgrzać wodę w kotle pieca. O dziwo okazało się, że moje wysiłki wcale nie poszły na marne mimo opóźnień w przywróceniu prądu – spodziewałem się, że opalanie pieca drewnem bez włączenia pompy rozprowadzającej wodę (to nie jest tradycyjna instalacja grawitacyjna, lecz rozprowadzająca wodę bardzo cienkimi rurami tzw. pexami – opory ruchu są tak duże, że przepływ trzeba wymuszać pompą), będzie skutkować jedynie podnoszeniem temperatury wody w piecu. Tymczasem okazało się, że jednak nie tylko – owszem na parterze kaloryfery „stały”, ale na piętrze po chwili zrobiły się ciepłe (jednak żeby nie było zbyt optymistycznie, to mimo kominka i mimo tego grzania w piecu CO, temperatura w przedpokoju, z którego sterujemy ogrzewaniem, bezpośrednio po włączeniu prądu wynosiła 8,7 stopni).
Gdy już prąd się pojawił, nie wiadomo było, od czego zacząć! Tylko żona miała prostą decyzję – pora gotować obiad. Ja zacząłem w końcu od uruchomienia pieca – nadal paliłem drewnem, ale musiałem rozpalić węgiel (ekogroszek). Gdy to już miałem za sobą, trzeba było zająć się ładowaniem akumulatora (pierwotnie chciałem od tego zacząć, póki było jeszcze coś widać, ale prostownik wymagał drobnej naprawy i dlatego zostawiłem ładowanie, a poszedłem do pieca) – zaczynałem oczywiście od samochodu żony. Dopiero na koniec zająłem się herbatą, która bardzo mi się marzyła.
Po jakimś czasie, gdy już można było sprawdzić, czy uda się zapalić samochód, okazało się, że popełniłem błąd – odwrotnie podłączyłem klemy (znak + na klemie wyglądał, jak – i nie był przy brązowym przewodzie, lecz przy niebieskim, że na drugiej klemie już nie sprawdzałem). Po odwróceniu klem ładowanie trwało 45 minut – samochód zapalił. Dopiero wtedy zacząłem ładować swój samochód. Ale były naciski, by jak najszybciej wracać, więc byłem gotowy, by już zostawić samochód na działce i wracać razem z żoną. Tymczasem po 20 minutach ładowania, mój samochód zapalił (choć był znacznie już rozładowany – ale i tak jest dzielny, jak na staruszka prawie 8-mio letniego; akumulator wymieniłem w marcu 2008 roku, a samochód jest z 2002 roku – a więc oryginalny też się nieźle sprawował).
Ale znowu żeby nie było zbyt optymistycznie, następnego dnia, gdy wracałem z pracy do domu, zaczął szwankować silnik – ewidentnie jeden cylinder przestał działać; ledwie dojechałem do domu. A dziś samochód w ogóle nie odpalił (a nie stoję pod oknem, bym mógł go bez problemu podładować).
I tak Pan powoli odbiera mi wszystko, co wydaje mi się, że posiadam…
Nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy :)pierwsze koty za płoty, a jutro będzie lepiej;
Myślę, że Pan będzie mi odbierał wszystko, póki tylko będzie mi się wydawało, że cokolwiek ode mnie zależy.
A skąd pewność, że to Pan odbiera Ci wszystko, a nie na przykład, że to szatan się z Tobą drażni i robi Ci psikusy? To może być tylko złośliwość rzeczy martwych. Czy Pan utrudniałby Ci pójcie do kościoła; „Jak już do kościoła nie mogłem pójść, …”???Bez przesady – nie można winić Pana za wszystko, także za swój brak roztropności [przewidywalności]. Bo przecież wiadomo, że na mrozie akumulator siada; i to mróz był przyczyną awarii prądu; My powinniśmy współpracować z Panem, a nie podejrzewać Go o odbieranie nam wszystkiego. Po to nam to dał, abyśmy z tego korzystali. Nie znane jest Ci powiedzenie; „kto daje a odbiera to się po piekle poniewiera…”? Pan miałby się po piekle poniewierać, skoro coś dał, a teraz Ci to odbiera? Nie rozumiem….
Basiu, rzeczywiście nie rozumiesz. Gdzie Ty się doszukałaś, że ja winię Pana za cokolwiek? Przecież cała notka jest jedynie i wyłącznie opisem faktów – niczym więcej, a kończące zdanie stara się jedynie odpowiedzieć na pytanie, czemu to służy. Każdy ma taką tendencję, by uważać, że coś sobie swoim życiem wypracował, że zapewnił sobie jakąś stabilność sytuacji; zapominamy, że wszystko co mamy, jest jedynie darem Boga i nic nam się nie należy. Zawsze, przez całe życie (a nie tylko w młodości), powinniśmy być gotowi do drogi. A pamiętasz to Kiedy byłeś młodszy, przepasywałeś się i szedłeś dokąd chciałeś. Kiedy jednak się zestarzejesz, wyciągniesz swoje ręce, a ktoś inny cię przepasze i poprowadzi dokąd nie chcesz (J 21:18) Często daje się usłyszeć takie powiedzonko, że starość to się Panu Bogu nie udała, ale skoro Pan dopuścił ją do nas, to ona też służy naszemu wzrastaniu.
Rozśmieszył mnie ten post niemiłosiernie. Jeden dzień bez ogrzewania i taka tragedia? Setki ludzi w Polsce i nie tylko nie ma ogrzewania, bo ich na to nie stać. Uwierz mi, im jest tak samo zimno jak Tobie. Wystarczy się grubiej ubrać i jakoś to idzie. To była świetna okazja, aby docenić to co się zazwyczaj ma – czyli ciepło. Nie próbuj zrobić z siebie męczennika. Miałeś wcześniej prąd i mogłeś sprawdzić jaka będzie pogoda. Ludzie roztropni wyciągają na noc akumulatory, gdy się zbliża duży mróz. A różne awarie to norma. Nie tylko ty byłeś w takiej sytuacji. 8 letni samochód staruszkiem? ty to musisz być bogaty.. Może dlatego ci tak trudno docenić to co masz..
Danielo, wiedzę, że kompletnie tego nie zrozumiałaś – wytłumaczyłem Basi. Spróbuj to zrozumieć. A 2016 – 2002 = 14 – albo źle policzyłaś, albo przeczytałaś nieuważnie – 8 lat dla akumulatora, to bardzo dużo!
Proszę o wybaczenie 🙂
Ale co Ci mam wybaczać? – że nie umiesz liczyć, lub że czytasz nieuważnie i już przed zrozumieniem treści czytanego tekstu masz już gotowy wyrok? To już Kopernik odkrył, że marny pieniądz wypiera dobry – taki świat jest i mnie to nie dziwi.
Tak marudziłeś w tej notce, że jakoś machinalnie zobaczyłam tę cyfrę i uznałam, że nawet samochód ci wadzi. Przeoczyłam wzmiankę o akumulatorze. Po prostu jak ktoś tak marudzi, a ma tak dobrze.. To aż człowiekowi ręce opadają. I nawet mój mózg może nie był wstanie uznać, że coś w tej notce pochwaliłeś..Chwała Panu, że chociaż akumulator lubisz!
Spróbuj może przemodlić treść tej notki, bo jak widzę nadal niewiele z niej rozumiesz. Gdybyś była stałą czytelniczką, to bym tak Ciebie nie namawiał – przecież nie wszystko, co piszę, musi do innych trafiać. No ale Ciebie Pan specjalnie tu przyprowadził, a więc miał w tym jakiś zamiar. Może Ty też masz się przekonać, że niczego sobie nie zawdzięczasz? Pomyśl, jak ta historia ma się do Twojego życia? (chyba, że chodziło tylko o to, byś się sama przekonała, jak powierzchownie patrzysz na świat).
często gdy na czymś bardzo mi zależy to wtedy bardzo łatwo się to rozsypuje, wtedy mam taką lekcję, jak Ty tutaj…
Od czasu do czasu taka lekcja się przydaje 🙂