Dziś bardzo nietypowo, ale nie chciałbym, aby zaginął pewien dialog, który prowadziłem na facebooku. Dlatego po długiej przerwie będzie jedna notka i to na dodatek kompletnie areligijna.
Na początku była wypowiedź pewnej Pani:
Gabriela udostępniła link w grupie Warszawy historia ukryta – spacery.
Dziś Warszawa to las dźwigów, kiedyś Warszawianie zadzierali głowę i widzieli jak powstaje Pałac…Trudno zapomnieć czyj to był dar dla ludu bratniej Warszawy, ale nie wyobrażam sobie Śródmieścia bez tego budynku. W jego cieniu mijały moje przedszkolne i podstawówkowe lata…nie tylko moje…w jego cieniu wychowało się wiele pokoleń…

którą to wypowiedź skomentowałem następująco:
Leszek Warszawianie może i zadzierali głowy, ale Warszawiacy chyba niespecjalnie…
No i od tego zaczął się dialog:
Cały dialog toczył się w takich typowych klimatach warszawskich (Warszawiacy są przywiązani do tego określenia), ale pointa jest bardziej ogólna, bo to znamienne dla naszych czasów (a odziedziczone po PRL-u), że dziś się nie równa do tych, do których się wchodzi, lecz przyjmuje się, że wszystko wolno. To jest ta tajemnica, dla której wokół nas jest tyle chamstwa – w tym w życiu publicznym.
Zapewne trzeba byłoby zapytać prof. Miodka. Nie jestem kompetentną aby ten problem rozwiązywać; przyzwyczaiłam się do określeń; Opolanin; Opolanka; Częstochowianin; Częstochowianka; Warszawiak; Warszawianka.Leszku nowe idzie nie tylko w W-wie. Nie zatrzyma się czasu i przemian także w słownictwie. Podobno 800 lat temu Opole liczyło 800 osób, zaś W 2010 roku mieszkało tu 123 673 mieszkańców. To musiało mieć wpływ nie tylko na zmiany społeczno-gospodarcze lecz także na mentalność ludzi. To mieszanie się kultur rządzi się swoimi prawami. Zapewne ci pierwsi Opolanie [z tych 800] także patrzyliby inaczej na wiele spraw niż przyjezdni. W W-wie „słoiki” także miały wpływ na jej rozwój; nie ma co się tym przejmować.
Po zaborach istniał problem unifikacji praktycznie we wszystkich dziedzinach – także językowej. Zwróć uwagę, że Krakowiak nie jest mieszkańcem Krakowa, lecz chłopem spod Krakowa; mieszkańcem Krakowa jest Krakowianin. Tymczasem mieszkańcy Warszawy od zawsze nazywali siebie Warszawiakami. Powstał więc konflikt językowy między szkołą krakowską, a warszawską. Trzeba przy tym przyznać, że znacznie częściej określenia mieszkańców są tworzone tak, jak w Krakowie – stąd takie rozstrzygnięcia językowe: obie poprawne, ze wskazaniem jednak na -anin.
Ja jednak na tym przykładzie pokazuję, jakie są konsekwencje tego, gdy odrzuca się postulat ciągłości, gdy nowe tworzy się na gruzach starego.