STACJA VII – DRUGI UPADEK PANA JEZUSA

 

 

Ten pierwszy upadek, to jeszcze nie upadek – to ugięły się kolana na widok tej, dla której Jezu byłeś całym życiem. Kolana Ci się ugięły i już nie byłeś w stanie ich wyprostować.
Ale w końcu i sam ciężar dźwiganej belki też dał znać o sobie – zaczynało Ci brakować sił, by nieść go dalej. Pomagał Ci Szymon, na Ciebie spadała tylko część tego ciężaru, ale i to już było za dużo. Upadłeś. Nie miał kto Ciebie podtrzymać – Szymon przejął cały ciężar belki, a i tak upadłeś.

Lekceważymy nasze upadki, mówimy Nic się nie stało, to był tylko przypadek, to o niczym nie świadczy – a już na pewno nie o tym, by miało mi sił brakować, a tymczasem brakuje.

A może paradoksalnie po to by wstać, pierwszym krokiem jest stanąć w prawdzie i powiedzieć sobie Brak mi sił…? Jezu, spraw bym umiał spojrzeć w prawdzie o sobie. Bym nie wynajdował różnych wymówek, pretekstów – wszystkiego, co ułatwia mi fałszowanie obrazu.