Po śmierci Jerzego Urbana zaczęto przypominać takie historie, jak ta – Przez nich Jerzy Urban oddał się do dyspozycji Wojciecha Jaruzelskiego. „General tylko się śmiał”:
Byłem i na tym ślubie i na weselu. Tak, jak mówiła Magda (córka Jerzego Urbana – proponuję przeczytać ten artykuł), na ten ślub było zaproszonych 50 osób, a przyszlo 350. Byłem wsród tych zaproszonych, a sytuacja była właśnie taka, że na ten ślub, który córka ówczesnego rzecznika rządu zawierała z drukarzem Niezależnej Oficyny Wydawniczej „Nowa”, oprócz jej ojca zaproszeni byli jedynie i wyłącznie ludzie z konspiracji.
Jerzy Urban stanął na samym końcu sali w Palacu Ślubów (stanął, a nie zasiadał w jednym z krzeseł); wyraźnie czuł się nieswojo w tym towarzystwie. Stał akurat w tym rogu, który tu był jeszcze pusty (na tym zdjeciu powyżej nawet go nie widać):
Po zakończonej ceremonii wszyscy wyszli przed salę, gdzie następowało składanie życzeń. Wtedy właśnie Adam (czyli ów drukarz) podszedł do swojego teścia, co zostało przyjęte burzliwymi oklaskami.
Wracam do tej historii, bo sam wyrosłem w tym właśnie środowisku i wówczas było je stać na oklaski, gdy to zięć takiego teścia podchodził do niego, aby go ucałować, a dziś ci sami ludzie, jak się odnoszą do tych, którzy wówczas byli co prawda „w innej parafii”, ale jednak walczyli z tym samym wrogiem? – brak słów za dzisiejsze zachowania.
I druga refleksja – dziś nikt już tego nie przypomina, że Jerzy Urban zaczynał w „Po prostu”, że przez wiele lat był jednym z tych, którzy w „Polityce” pisali felietony Bywalca (obok Daniela Passenta) – to wszystko stało się kompletnie nieważne po tym, gdy Jerzy Urban się zeszmacił, przyjmując rolę rzecznika stanu wojennego (co przypominam wszystkim, którym taka rola odpowiada).