Wdowi grosz

 

(38) I dalej głosił im swoją naukę: Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, (39) pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. (40) Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok. (41) Potem, usiadłszy naprzeciw skarbony, przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. (42) Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. (43) Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. (44) Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała na swe utrzymanie. (Mk 12) 

Kazanie wygłoszone przez ks. Piotra Celejewskiego w Świątyni Opatrzności podczas mszy o godzinie 9:00: 

Ewangelia, która jest nam dana dziś do przeżycia, to krótki epizod w Świątyni w Jerozolimie, pozornie bez znaczenia, faktycznie jest punktem kulminacyjnym Ewangelii Marka.
Widzimy niezwykłą kobietę, ubogą wdowę, z którą Jezus nie zamienia ani jednego słowa.
To spotkanie jest radykalnie prywatne między kobietą, a Jahwe. To co się dzieje, dzieje się wewnątrz, w niej. Jezus to widzi, widzi jej wiarę i stawia ją swoim uczniom i nam dzisiaj, jako nauczycielkę wiary, zaufania Bogu pomimo wszystko, wbrew wszystkiemu. Oto kobieta przygnieciona biedą, nic nie znaczy w oczach świata, nic nie znaczy w oczach ludzi, nie ma żadnych praw, nie ma nikogo, kto mógłby ją wziąć w obronę. Nic nie ma. Jedynie co ma, to dwa pieniążki, które ściska w swojej dłoni – ale i to z ekonomicznego punktu widzenia jest nic. Ale to nic, jest dla niej wszystkim, jest wszystkim co posiada.  I to sytuacja nie do pozazdroszczenia.
Ewangelista zauważa, że kobieta wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz do skarbony.  Nie wiem jak was, ale mnie to zawsze intrygowało. Jak to dwa pieniążki, czyli jeden grosz? – przecież grosza nie można podzielić! Grosz jest najmniejszą monetą w obiegu. Ja nigdy nie widziałem półgroszówki.
Zagadkę można łatwo rozwiązać, jeżeli sobie uświadomimy, że wówczas w Izraelu było wiele monet, walut w obiegu: rzymskie, greckie. Najmniejszą rzymską był kwadrans, najmniejszymi greckimi były leptony – to znaczy cieniutkie, stanowiące połowę kwadransa. To znaczy kobieta wrzuciła do świątynnej skarbony dwa leptony, czyli jeden kwadrans.
Czy to koniec tej numizmatycznej łamigłówki? Tu nie chodzi o kantorowy przelicznik, ale chodzi o jeden ważny szczegół. Były dwa pieniążki, kobieta przecież mogła jeden wrzucić do świątynnej skarbony, a drugi zachować sobie – kupić odrobinę mąki, trochę oliwy i zaspokoić swój głód choć na chwilę. Przecież takie zachowanie ocenilibyśmy za bardziej roztropne, zrozumiałe. Nawet Bóg nie mógłby mieć o to pretensji. Tymczasem kobieta wrzuciła wszystko, co miała. Nic nie zostawiła sobie. To jest nasza pokusa polegająca na tym, że nawet najmniejszą ofiarę Bogu, którą składamy, potrafimy tak podzielić, żeby zostawić trochę sobie. To nasza pokusa, zostawić trochę sobie, zabezpieczyć się na wszelki wypadek. Tak naprawdę ostatecznie nie jest ważne, ile dajemy Bogu; istotniejsze jest, ile zostawiamy sobie, bo to moje, twoje zabezpieczenie. Jezus mówi, że ta kobieta nie wrzuciła z tego co jej zbywało, ale wrzuciła wszystko. Dwa pieniążki. Tam jest taki grecki zwrot – bo tam jest greckie słowo bijos – wrzuciła całe swoje życie. W języku greckim mamy dwa słowa na określenie majątku, posiadania: bijos – życie i uzija – pieniądze, to co materialne. Łatwiej może to nam będzie zrozumieć, kiedy odwołamy się do przypowieści, którą każdy z nas zna pamięć o synu marnotrawnym, kiedy ten młody syn, rozbójnik, przychodzi do ojca i mówi daj mi połowę majątku, który na mnie przypada, który roztrwonił ten majątek, za każdym razem, gdy mówi o majątku, mówi uzija – pieniądze, kasa.
Kiedy ojciec mówi o majątku, który dzieli między synów, który cały jest jego dzieci, za każdym razem mówi bijos – życie moje. To jest trochę tak, jakby nastoletni syn przyszedł do ojca i mówił Tata, daj mi dwie stówki, żebym mógł z kolegami pójść do kina. Dla syna to są dwie stówki; dla ojca to 4 godziny jego życia. Tata, daj mi 4 godziny swojego życia, żebym z kolegami mógł się zabawić. Przyznacie, że to brzmi zupełnie inaczej.
Ta kobieta nie wrzuciła pieniędzy do skarbony – ona wrzuciła całe swoje życie. Wszystko. Tak, jakby mówiła Nie mam już nic. Wszystko oddaję Tobie. Zatroszcz się o mnie, bo inaczej zginę z głodu… W Pieśni nad pieśniami jest werset, który pięknie obrazuje tę scenę, oto w oblubienica mówi do oblubieńca Wszystko co posiadam i cała, jaka jestem, jestem twoja – to jest wyznanie miłości, które wy które wypowiada uboga wdowa, nie używając żadnego słowa. One nie kalkuluje, nie stawia granic, ona daje wszystko, nic sobie nie zostawia. Szaleństwo niezrozumiałe dla nas. Podobna scena odgrywa się w dzisiejszym pierwszym czytaniu, które usłyszeliśmy. Oto wdowa idzie pozbierać chrust, aby sobie i swojemu synowi przygotować ostatni posiłek w życiu. Nie wiem, czy wyczuwacie dramat tej sytuacji – ostatni posiłek w życiu. Od wielu miesięcy nie pada deszcz, jest susza, panuje głód, już nic nie ma. Oto odrobiny mąki w dzbanie i resztka oliwy w baryłce. Wystarczy tyle, żeby przygotować małe podpłomyki dla siebie i dla dziecka. Zjemy to, a potem pomrzemy.
I w tej sytuacji spotyka proroka Eliasza, który mówi Daj mi jeść. To nie jest prośba o kawałek chleba. To jest prośba o podzielenie się życiem. On widzi dramat kobiety, on widzi jej biedę, widzi jej głód. Widzi sytuację i mówi Najpierw nakarm mnie.  Skandal! Czujecie wewnętrzny opór? Jest w was coś, co się sprzeciwia tej sytuacji? – przecież to szaleństwo. Tak, to szaleństwo zaufania Bogu, zaufania miłości, która nie jest interesem, która nie stawia warunków, która nie negocjuje układów, która nie szuka zabezpieczeń, która niczego nie żąda dla siebie. Ofiarą wdowy jest całe jej życie bez granic, bez kalkulacji  – wszystko! Z taką różnicą, że w Starym Testamencie wdowa otrzymuje obietnicę, nadzieję; w Ewangelii od Jezusa nie słyszy żadnego słowa.  Prawdopodobnie jako żydówka zna historię Eliasza, może w swoich myślach, w swoim sercu, wraca do tej historii, może próbuje ją sobie przypomnieć,  odświeżyć, żeby ta historia ją ożywiła od środka, żeby słowo ją ożywiło,  przewróciło jej nadzieję… Wrzuca wszystko. Ryzykantka. Wiara zawsze ma w sobie coś ze skoku w ciemność, ma w sobie ryzyko polegające, że najbardziej rzeczywistym i fundamentalnym czynimy to, co niewidzialne. Wiara to skok w nieznane, przy którym boleśnie odczuwamy niewystarczalność naszego intelektu i kruchość naszej wyobraźni. Ale to nie jest skok w ciemność. To skok w ramiona Ojca. Wiara to zaufanie w miłość Boga. Ważniejsze od tego, w co wierzymy, jest to, komu wierzymy. Ta scena krótki epizod w dzisiejszej ewangelii, to ostatnia scena w Ewangelii Marka przed wejściem Jezusa w mękę. Ojcowie Kościoła podkreślają, że Jezus patrząc na tę kobietę, która oddaje całe swe życie, wszystko! – w tej kobiecie rozpoznał siebie. Oto On za kilka dni w Jerozolimie odda wszystko, nic sobie nie zostawi, nic sobie nie oszczędzi, nie będzie miał żadnych zabezpieczeń, wyda całe swoje ciało, wyleje całą swoją krew, odda siebie, zaryzykuje wszystko, by na krzyżu zawołać Ojcze w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Oto ryzyko zaufania Bogu. Jezus rozpoznaje w tej kobiecie, w ubogiej wdowie, Siebie – bo idzie tą samą drogą bezgranicznego zaufania Ojcu. Ta uboga wdowa ma stać się dzisiaj inspiracją do mojej, twojej modlitwy; do tego, co dzieje się między tobą, a Chrystusem w czasie tego spotkania. Chciałem, żebyśmy dzisiaj w sposób szczególny na te liturgii zwrócili uwagę na dialog, który odbywa się między kapłanem, a wspólnotą na każdej eucharystii, kiedy są już przygotowane dary na ołtarzu: Módlcie się, aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec Wszechmogący. Znamy ten tekst. Wiele razy go słyszeliśmy, aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec Wszechmogący.
Z czym dzisiaj przechodzisz na tę liturgię? Jaki dar składasz na tym ołtarzu? Czy jesteś jak bogacz, który składa Bogu z tego co mu zbywa? Czy jesteś podobny do ubogiej wdowy i masz świadomość, że nic nie masz, że wszystko co masz, to jesteś ty sam w twojej bezradności i słabości. To co składamy Bogu na ołtarzu On przemienia, On uświęca… To co zostawiamy sobie, nas zniewala.
Chrystus w czasie każdej liturgii, w każdej eucharystii, ryzykuje. Oddaje siebie cały. Nic sobie nie zostawia. W moje i Twojej ręce. Ufam Tobie. Wierzę Tobie – niech ta postawa Jezusa, niech ta postawa ubogiej wdowy, będzie dla nas inspiracją, abyśmy widząc Boga, który oddaje siebie cały, w nas wzbudził takie pragnienie. Ja też Panie chcę umieć oddać siebie cały, nic sobie nie zostawić. Chcę umieć tak Tobie zaufać w każdej sytuacji mojego życia i oto się módlmy, o taką wiarę.
Amen.