Kim jestem dla was?

Ewangelia na dzień 22 czerwca 2025 roku: 

(18) Gdy raz modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: Za kogo uważają Mnie tłumy? (19) Oni odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. (20) Zapytał ich: A wy za kogo Mnie uważacie? Piotr odpowiedział: Za Mesjasza Bożego. (21) Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. (22) I dodał: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; zostanie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie. (23) Potem mówił do wszystkich: Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje. (24) Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. (Łk 9). 

Kazanie, jakie wygłosił ks. Piotr Celejewski na mszy o godz. 9:00:

Dzisiejsza ewangelia zabiera nas do Cezarei Filipowej, bo właśnie tam rozgrywa się ten przedziwny dialog między Jezusem, a jego uczniami. Bardzo precyzyjnie wybiera to miejsce, aby właśnie tu, a nie gdzie indziej, zadać uczniom, to pytanie: Kim dla was jestem? To nie jest przypadek, że Jezus przychodzi do Cezarei Filipowej. Cezarea Filipowa za czasów Jezusa, to była synteza skondensowanego bałwochwalstwa, targowisko religijności. Tam obok siebie stały świątynie i ołtarze starszych i młodszych bóstw od asyryjskich, greckich, po rzymskie. Była tam świątynia asyryjskiego bożka Baala – boga zmysłowości, seksualności, namiętności, owocowania we wszelkich wymiarach. Jeżeli przez chwilę pomyślimy, to ten bożek ma się doskonale również w naszym świecie. Stała tam świątynia greckiego bogu boga Pana – pół człowieka, pół kozła. Boga młodości, uroku, piękna, zdrowia… Rozpoznajemy tego bożka w naszym świecie? Świątynia rzymskiego boga Cezara. Boga władzy, posiadania, majętności, siły, potęgi. Ten bożek ma się również doskonale we współczesnym świecie. Była tam świątynia rzymskiej bogini Nemezis, bogini zemsty. Myślę, że wielu z nas zna jej siłę.
Chrystus staje po środku tego całego bałwochwalstwa i się pyta Kim jestem dla was?
Nie trzeba dużo tłumaczyć, że Cezarea Filipowa jest dzisiaj wszędzie. Te ołtarze na których czcimy władzę, pieniądze, posiadanie, namiętność, seks, owocowanie, młodość są dzisiaj wszędzie. My możemy sobie pomyśleć, że nas bałwochwalstwo nie dotyczy. Tymczasem bałwochwalstwo nie polega na tym, że odrzucamy Chrystusa, odrzucamy Boga. Po prostu Bóg staje się kimś dalekim, są sprawy istotniejsze, ważniejsze, bardziej absorbujące, bardziej inspirujące nas, uruchamiające nas – i wtedy Bóg idzie na dalsze plany.
Co z nami robią te wszystkie bożki, za którymi idziemy i którym oddajemy cześć -ponieważ w życiu chcemy osiągnąć sukces, ponieważ chcemy być młodzi, ponieważ chcemy zgromadzić majętność, która zabezpieczy nam naszą przyszłość? Te wszystkie bożki biorą u nas w niewolę. Na początku mamią nas iluzjami wygodnego, szczęśliwego życia, a potem pozostawiają ze zgorzknieniem i pustką, zmarnowanym życiem przez nasz egoizm, przez nadmierne skupienie się na sobie, na swoich potrzebach, na swoich ambicjach, na swoich emocjach. Chrystus dzisiaj staje pośród tego całego naszego bałwochwalstwa – mojego i twojego, i się pyta, kim jestem dla ciebie? Naprawdę jestem bogiem? Piotr mówi Ty jesteś messyjah –  tylko on mówiąc mesjasz, ma na myśli namaszczonego – to znaczy wówczas to był tytuł królewski. Piotr, mówiąc mesjasz ma na myśli: Ty jesteś król, tylko trochę potężniejszy niż inni królowie. My mamy taką pokusa, by myśleć, że Bóg ma być gwarantem naszego szczęśliwego, poukładanego życia, ma być gwarantem naszego powodzenia w życiu. Tymczasem Chrystus mówi Tak, jestem mesjaszem, mesjaszem z krzyżem. I to musiało Piotra zbulwersować, spowodować w nim jakieś tąpnięcie, bo on chciał, żeby mesjasz zagwarantował mu sukces w życiu, powodzenia w życiu, życie dostatne, szczęśliwe – i oto słyszy, że on jest mesjaszem, ale z krzyżem… W Piotrze rodzi się jakiś sprzeciw – To nie tak miało być. Bóg miał być gwarantem mojego powodzenia, mojego sukcesu… Jezus wtedy on mówi, że Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć, musi być odrzucony, musi być zabity…
Nie wiem jak was, ale mnie zawsze to frapowało intrygowało – jak to, musi? My mamy taki taką pokusę myślenia, że chcielibyśmy krzyż odsunąć w cień, tak, jakby był sytuacją, którą można byłoby przeżyć inaczej, zupełnie niepotrzebną w życiu kogokolwiek… A Jesus mówi, że musi… Czy chodzi o to, że sanhedryn, Piłat, Kajfasz okazali się silniejsi od Niego, że uciekał, ale w pewnym momencie już nie mógł nigdzie uciec?
Nie to „musi”, to jest jego imperatyw wewnętrzny. On nie tyle musi zostać zabity, co musi oddać życie. Jezus skonfrontowany z bałwochwalstwem tego świata, z moim/twoim grzechem nie może, nie umie, nie potrafi inaczej zareagować, nie potrafi inaczej odpowiedzieć, jak przez bezinteresowny dar z samego siebie. On wie, że nie może inaczej uratować człowieka, zbawić człowieka, jak przez miłość.
Jest taki wiersz, który przez wiele lat we mnie bardzo pracował. Bardzo mnie inspirował. Wielokrotnie do niego wracałem i wracam. Jeden z najkrótszych, jakie znam, Pasierba Getsemani: Jak to jest, gdy Bogu pęka serce?
Nie wiem jak was, ale mnie te słowa nieustannie pracują, nieustannie inspirują: Co się dzieje w Bogu, kiedy człowiek przebija mu serce. Ta rana, ta blizna, staje się źródłem życia. Bóg się nie cofa.
Bóg mówi: Nic nie powstrzyma mojej miłości do ciebie. Nic, ani cierpienie, ani jego nieuchronność, ani jego realna perspektywa. Nic. Chcę i będę cię kochał. Miłość gotowa na zranienie. Nie ma nic piękniejszego. I to jest boskie. I to jest Chrystus. Kiedy człowiek przebija Bogu serce, Bóg wylewa na niego swoje życie, bo Bóg może przyjąć cierpienie, ale nie może znieść rozłąki z człowiekiem. Nie potrafi, nie chce się zgodzić. Jego ta sytuacja motywuje, uruchamia, aby kochać człowieka jeszcze bardziej.
Benedykt XVI często opowiada w swoich medytacjach o Bogu, którego przebito, o Bogu, który dał się człowiekowi przebić – swoje serce. Zachwyca się takim bogiem. Mówi o Bogu, który na krzyżu rozwiera ramiona, jakby chciał przytulić każdego grzesznika, który jest jego mordercą. Ale jednocześnie jest w Bogu pragnienie, tęsknota za moją i twoją odpowiedzią. Czy taka miłość cię nie uruchamia? Czy taka miłość nie porusza? Czy wolisz pójść za tymi wszystkimi duszkami tego świata: Baalem, młodością, seksualnością, zmysłowością, sukcesem… Czy nie porusza Cię taki Bóg, który nie cofnie się przed tym, aby oddać za ciebie swoje życie?
Chciałbym, żebyśmy dzisiejszego dnia postarali się znaleźć taką przestrzeń w naszym życiu, aby zadać sobie pytanie, kim dla mnie jest Chrystus? Bo bycie uczniem Chrystusa, to wielkie wyzwanie. Nie odpowiada Mu banalność życia, które po prostu sobie płynie. Nie odpowiada Mu nastawienie na wygodę, jako na jedyną miarę życia. Nie odpowiada Mu nastawienie na przyjemność, jako jedyną definicję szczęścia.
Chrystus mówi jeżeli chcesz być moim uczniem, weź swój krzyż.
Świat ci powie, że to jest szaleństwo, wariactwo… Po co?
A Chrystus mówi, jeżeli chcesz być moim uczniem, weź to, co jest trudne w twoim życiu, te trudne relacje, te trudne sytuacje, to na co po ludzku nie chciałbyś się zgodzić i wejdź w tę sytuację, ale ze świadomością, że idziesz po moich śladach. Im więcej kroków przejdziemy, idąc za nim, im większą pokładamy w nim ufność w ciemnościach niezrozumienia, tym bardziej odkrywamy, że ten Ukrzyżowany jest prawdziwie miłującym Bogiem. Dajmy się na tej liturgii zachwycić takim Bogiem. Zobaczyć tego, który dał się przebić, przebić swoje serce i wylewa na nas swoje życie. Dajmy się zachwycić i pociągnąć, zainspirować. Bo jeśli się widzi taka miłość, nie sposób za taką miłością nie pójść.
Amen.

 

Transmisja całej mszy

 

Trójca

Ewangelia na dzień 15 czerwca 2025 roku: 

(12) Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie. (13) Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. (14) On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. (15) Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi. (J 16) 

Kazanie, które wygłosił ks. Piotr Celejewski na mszy o godz. 9:00: 

Dzisiejsza liturgia zaprasza nas do kontemplacji tajemnicy Boga. Boga, który jest jeden, ale w trzech osobach: Ojciec jest Bogiem, Syn jest Bogiem i Duch Święty jest Bogiem. Ktoś mógłby pomyśleć: No już bardziej tego nie można było skomplikować – bo to mamy jednego Boga, czy trzech bogów? Nieźle to skomplikował jakiś teolog siedzący za biurkiem… Tylko tej tajemnicy człowiek nie wymyślił. Ta tajemnica została człowiekowi objawiona wydarzenie Jezusa Chrystusa. To Jezus opowiedział o Bogu, opowiada o Bogu, który jest wielką tajemnicą naszej wiary. Nie jest logiczną łamigłówką, którą moglibyśmy przy mniejszym czy większym wysiłku intelektualnym, przy większej ilości informacji i danych rozwikłać, zrozumieć tak, jak można zrozumieć działanie silnika odrzutowego. Bóg jest tajemnicą, ale to, że jest tajemnicą wcale nie oznacza, że jest daleki. Bóg chce wejść z nami w dialog, opowiedzieć o sobie, o tym co w nim się dzieje. Paradoksalnie Bóg jest bardzo bliski i chociaż nie możemy go pojąć naszym intelektem, możemy zanurzyć się w jego obecności. To jest trochę tak jak człowiek, który stoi nad brzegiem oceanu – nie może swoim wzrokiem objąć całości akwenu, nie może swoimi ramionami objąć całości oceanu, ale może w tym oceanie zanurkować, poczuć błękitny chłód na sobie, poczuć słoność fal, zanurkować w życiu oceanu… I do tego jesteśmy dzisiaj zaproszeni – do zanurzenia się w życiu Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Pamiętam wykład śp. prof. Warzeszaka,  mojego profesora z seminarium, który próbując nam opowiedzieć, co to znaczy, że Bóg jest jeden, ale w trzech osobach, mówił: Chłopaki, w Bogu życie aż kipi. Tam w Bogu jest nieustanne dawanie i przyjmowanie, obdarowywanie się sobą. Bóg nie żyje w jakiejś wygodnej samotności. Bóg jest wspólnotą osób, w którym jest nieustanne życie. Bóg jest źródłem nieustannie dającym siebieto jest tak, że możesz przyjść do źródła, możesz się napić, zaspokoić swoje pragnienie, ale nie możesz go wypić. Bóg nas przekracza. Bóg jest większy od nas. Jest Misterium – ale nas zaprasza do tego, abyśmy w tym misterium, w jego życiu, się zanurzyli.
Ktoś mógłby powiedzieć: No ale ta tajemnica o Bogu trój-jedynym jest zbyt abstrakcyjna i zbyt daleko od naszej codzienności.
Bynajmniej. Prawda o Bogu, który nie jest samotnym monarchą, ale który jest wspólnotą trzech Ojca, Syna i Ducha Świętego, ma przeogromny wpływ, na pewną wizję, na pewną koncepcję, kim jest człowiek, kim jesteś ty i ja, że zostaliśmy stworzeni do wspólnoty. W każdym z nas jest przeogromna tęsknota za miłością. Jest to jeden z największych dowodów na to, że zostaliśmy stworzeni przez wspólnotę i na wzór wspólnoty. Jest w nas tęsknota za miłością, bo tylko wtedy kiedy czujemy się kochani i możemy kochać, jesteśmy szczęśliwi. Dzisiejszy świat różnymi sposobami próbuje nam tłumaczyć, że człowiek dojrzały, szczęśliwy, to samowystarczalny – wtedy kiedy już nikogo nie potrzebujesz, nikogo i niczego. Dzisiejszy świat w młodych ludziach bardzo często kształtuje taką postawę indywidualizmu: Mój sukces. Moja kariera, moje potrzeby. Kiedy patrzymy na dzisiejszy świat młodych, i nie tylko młodych ludzi, widzimy pandemię samotności, depresji i poczucia bezsensu, bo nie zostaliśmy stworzeni do tego, żeby być indywidualistami, abyśmy byli egoistami, ale zostaliśmy stworzeni aby być we wspólnocie, aby być z i dla. Być darem dla innych i przyjmować innych, jako swój dar.
Przyznam, że jako ksiądz, miałem tę okazję, aby wiele razy uczestniczyć w śmierci niejednego człowieka. To zawsze jest doświadczenie bardzo graniczne, bardzo wyjątkowe, niepowtarzalne i przyznam, że nigdy kiedy uczestniczyłem w takim wydarzeniu, ten kto odchodził, nie mówił: Podajcie moje trofea. Chcę je jeszcze raz zobaczyć… Nie słyszałem, żeby ktoś mówił Podajcie mój doktorat, czy mój certyfikat MBI – chcę przypomnieć, jaki sukces osiągnąłem, dajcie mój akt własności mojej ziemi, mojej willi i tego, co posiadam, dajcie kartę platynową z mojego banku, jestem bogaty – nigdy czegoś takiego nie słyszałem. Ale wielokrotnie słyszałem: Czy moja żona może mnie wziąć za rękę i potrzymać? Chciałbym usłyszeć śmiech mój wnuków. Bądźcie przy mnie blisko… Ostatecznie to co nas tworzy, to co nas buduje, to są relacje. Gdzieś głęboko w DNA, w genomie każdego z nas jest ślad Trójcy Świętej. To kim jesteśmy, nie wynika z tego, co posiadamy materialnie, ale tym kim jesteśmy dla innych – matka staje się matką w relacji do dziecka, mąż staje się mężem-sobą w relacji do żony, dziecko staje się sobą w relacji do rodziców… Tak naprawdę, jeżeli będziemy przyglądać się światu, który nas otacza, samemu istnieniu, to w całym świecie stworzonym jest wpisana obecność Trójcy. We wszystkich odległościach międzygalaktycznych, w przestrzeniach między-gwiezdnych, we wszystkich planetach, nawet sięgając po mikrokosmos, czyli cząsteczki elementarne, jak atomy, elektrony, komórki – to wszystko żyje we wzajemnych relacjach, związkach, w zależnościach… I to pokazuje relacyjność, która jest w Bogu – bo ostatecznie budulcem świata nie jest materia, nie jest to, co możesz chwycić w dłoń, ale ostatecznym budulcem świata jest relacja, więź. To co dzieje się między tobą, a drugą osobą.
Jak przełożyć tę tajemnicę Boga, który jest jeden, ale nie jest sam, na twoją i moją codzienność? Z tej tajemnicy wynika proste sformułowanie, proste stwierdzenie, nie możesz być egoistą, bo będziesz nieszczęśliwy. Kiedy będziesz skupiał się na sobie i swoich potrzebach, będziesz nieszczęśliwy, będziesz się rozsypywał…
Dziś jest taki strach, że jeśli wchodzimy w relację z innymi ludźmi, to nas to kosztuje, to nas to w jakiś sposób spala, że te relacje są trudne, że w tych relacjach w jakiś sposób tracimy siebie…
Tak, to prawda. Ale właśnie w tych relacjach stajemy się sobą. Odkrywamy prawdę o sobie. Odkrywamy prawdę o tym, że człowiek w pojedynkę nigdy nie będzie szczęśliwy. Skupiony na swoich potrzebach, nigdy nie będzie się mógł zrealizować, że każdy z nas, jak tutaj jest, jest zaproszony do spotkania z drugim człowiekiem, z drugą osobą, która jest inna, różna od nas i to spotkanie jest zaproszeniem do wielkiej przygody, jaką jest wspólnota.
Kiedy myślimy o Trójcy Świętej, o której opowiedział Jezus, to brakuje nam słów, pojęć, definicji, bo ta tajemnica nam się wymyka. Dzisiejsze ewangelia mówi, że Bóg Ojciec wszystko przekazał Synowi. Wszystko. Zatracił samego siebie. Całe swoje istnienie, cały swój byt, jestestwo przekazał swojemu Synowi. Syn widząc takiego Ojca, zachwycił się, że jest tak obdarowany, że ma takiego Tatę, że w tym darze pojawia się w nim pragnienie, że on również chce stać się bezinteresownym darem. I dlatego my dzisiaj tu jesteśmy, bo mamy zobaczyć Boga, który jest zachwycony i czyni z siebie dar. Na eucharystii Bóg nie chce dać czegoś – On ci daje siebie. Całego. On daje ci całe swoje jestestwo, swoją wszechmoc, swoją obecność, karmi cię sobą, jak matka… I my, przechodząc na eucharystię, mamy zachwycić się takim Bogiem, który zatraca siebie, żeby zyskać mnie i ciebie. I w zachwycie takim Bogiem, mamy sami zatęsknić: Ja też chcę tak żyć. Chcę umieć ich siebie dawać innym. Chcę umieć być darem dla innych. Chcę umieć ten dar przyjmować i ten dar przekazywać…
Oto wielka tajemnica naszej wiary – Boga, który jest jeden, ale nie jest sam. Boga, który nie jest samotną samotnym monarchą, ale Boga, który jest wspólnotą. Ta tajemnica mówi o tym, że nigdy człowiek nie będzie szczęśliwy w pojedynkę, że potrzebujemy drugiego, z którym możemy dzielić swoje życie, swoje łzy, swoją miłość. Do tego nas zaprasza ta tajemnica – odkryj prawdę, która jest wpisana w ciebie. Nie daj sobie wmówić, że szczęście człowieka polega na samowystarczalności, że nikogo i nic nie będziesz potrzebował, bo wtedy będziesz bardzo smutnym człowiekiem. Zatęsknij za byciem dla. Oto wielka tajemnica naszej wiary – Bóg, który jest jeden, ale nie jest sam i zaprasza nas do uczestniczenia w tej wielkiej przygodzie, jaką jest wspólnota.

Amen.

Wybrany

W pierwszym wystąpieniu Karola Nawrockiego zaraz po ogłoszeniu wyników exit poll, gdy z wynikiem 50,3% prowadził Rafał Trzaskowski, padły następujące słowa:

I będą błagać i będą szukać mego imienia i odwrócą się od złych dróg. Ja im wybaczę, a kraj wyzwolę. Drodzy państwo, tak, my zwyciężymy – dzisiaj w nocy zwyciężymy!

No i tak rzeczywiście się stało.

Nawrocki-prorok? – nie sądzę. Myślę jednak, że jest to człowiek zawierzenia. W przeciwieństwie do Rafała Trzaskowskiego, który zawsze wszystko zawdzięcza sobie i jedynie sobie, Karol Nawrocki wie, że w ostatecznym rozrachunku los zarówno każdego z nas, jak i całych narodów, a także całej ludzkości jest w rękach Boga. Wierzył, że skoro niespodziewanie dla siebie los sprawił, że pełnił rolę kandydata na urząd Prezydenta RP i mimo tak olbrzymiego hejtu, jaki nań się lał ze wszystkich TVN-ów, Onet-ów, Soków z buraka i czego tam jeszcze, na jego wiece ludzie ciągle jeszcze przychodzą, to tym samym wiedział, że to wcale nie jest jego zasługa – po prostu wiedział, że wypełnia to, po co Pan go posłał.

I dlatego wygłosił następujące słowa:

I będą błagać i będą szukać mego imienia i odwrócą się od złych dróg. Ja im wybaczę, a kraj wyzwolę. Drodzy państwo, tak, my zwyciężymy – dzisiaj w nocy zwyciężymy!

Co to za cytat?

W Biblii Tysiąclecia brzmi on tak:

2Krn 7, 14  to jeśli upokorzy się mój lud, nad którym zostało wezwane moje imię, i będą błagać, i będą szukać mego oblicza, a zawrócą ze swoich złych dróg, Ja z nieba wysłucham [ich] i przebaczę im grzechy, a kraj ich ocalę.

W przemówieniu został nieco skrócony i zaczynał się dopiero o owego i będą błagać, i będą szukać mego oblicza (podmienionego na mego imienia) – ale to dokładnie ten wers 2 Księgi Kronik.

Proszę zwrócić uwagę, że Karol Nawrocki całe przemówienie, łącznie z tym cytatem, wygłosił z pamięci. A cytat to niełatwy – odległy od dzisiejszego języka. Myślę więc, że pewne zniekształcenia wynikały właśnie z tej przyczyny. Porównywałem ten tekst z tłumaczeniem bpa Kazimierza Romaniuka (czyli tzw. Biblii warszawsko-praskiej), porównywałem z kilkoma tłumaczeniami protestanckimi – ewidentnie to, co przedstawił Karol Nawrocki bazuje na Biblii Tysiąclecia. Jedyna większa różnica dotyczy Bożej obietnicy – w Tysiąclatce jest a kraj ich ocalę, a w przemówieniu a kraj wyzwolę. W tłumaczeniu biblijnym byłoby to niedopuszczalne, bo przecież w oryginale chodzi o ocalenie przed gniewem samego Boga – ale np. w Biblii Romaniuka jest i uratuję (od zagłady) jego kraj, a z kolei w Biblii Warszawskiej, czy Gdańskiej jest odpowiednio ich ziemię uzdrowię oraz uzdrowię ich ziemię. Skoro więc bibliści, którzy z samego założenia cyzelują wierność tłumaczenia czasami pozostawiają wersję nie do końca wierne, to co się dziwić Nawrockiemu, że głoszony z głowy cytat okazał się bliższy sytuacji, w której teraz jesteśmy od oryginału. Najważniejsze, że Karol Nawrocki okazał swoje zaufanie Bogu.

Ja co prawda nie wiem, jak głęboka jest jego wiara, bo sam kandydat o tym nie mówił – tym przemówieniem mocno mnie zaskoczył, szczególnie że użył nieoczywistego cytatu. A zdecydowanie mnie tym kupił 🙂

I co dalej?

Zwrócę uwagę na jeszcze jeden fragment z tego przemówienia, mówiący o tym, że to pora na zakopywanie podziałów, że on, jako Prezydent, będzie ludzi łączył… Gdy podobne teksty wygłasza Rafał Trzaskowski, to nikt mu nie wierzy, bo PO wielokrotnie pokazywało, że to tylko słowa. Tymczasem Nawrocki ma świadomość, że bez Brauna, a nade wszystko bez Mentzena, prezydentem by nie został. Mało – jeśli Nawrocki nie wsparłby teraz Konfederacji, to w ogóle nie miałby co marzyć o drugiej kadencji – przecież zwolennicy PiS-u w sposób naturalny wymierają.

Ostatnio Prezes w sposób wręcz lekceważący, odrzucił propozycję Sławomira Mentzena spotkania się w sprawie rządu technicznego. A więc nadal wyznaje zasadę, że na prawo od PiS-u jest tylko ściana. Prezes napompował się sukcesem, chodzi już lekko nad ziemią i jest przekonany, że rozdaje karty – wierzy, że bez Konfederacji (nie mówiąc już o Koronie Polskiej), jedynie z grona posłów Koalicji, widzących, że Ursula von der Leyen już skreśliła Tuska, dobierze sobie dostateczną liczbę posłów, by taki rząd utworzyć. To wszystko są mrzonki pana Prezesa – to mu się nie uda i do powołania takiego rządu nie dojdzie.

Ale Prezydent, jak sądzę, uwierzył już, że wcale nie musi być marionetką – przypuszczam, że od początku stanie się samodzielnym ośrodkiem władzy. Bogdan Rymanowski do swojego kanału zaprosił Paulinę Matysiak i Przemysława Wiplera https://www.youtube.com/live/tApCSIPiWrA?si=1GTlTAA36bVeVzp3. Celem było to, by pokazać, że politycy z przeciwnych obozów mogą się wspierać w stawianiu wspólnych celów gospodarczych. Paulina Matysiak mówiła m.in. o tym, jak to posłowie PO odrzucili w komisji infrastruktury projekt poselski ustawy dotyczącej CPK. Rozmawiała o tym z Nawrockim, który jako prezydent posiada inicjatywę ustawodawczą – a więc on po uaktualnieniu tego projektu, będzie mógł go wnieść ponownie pod obrady Sejmu. A głosami m.in. PiS-u, ale także głosami Konfederacji, Korony oraz głosami tych koalicjantów, którzy będą szukali punktu zaczepienia do pozostania w Sejmie już w następnej kadencji, ta ustawa może przejść. Karty rozdawać będzie jednak Nawrocki, a nie Kaczyński. Zacznie więc łączyć posłów, których Prezes nie chciał widzieć we wspólnym działaniu.

Mam nadzieję, że Karol Nawrocki sam w to uwierzy, że może rozdawać karty. To naprawdę może być Prezydent, który połączy Polaków. PiS nie może głosować przeciw CPK, bo to przecież ostatnio był jego projekt –  więc również zagłosuje. A to byłby pierwszy krok do prawdziwej przemiany polskiej sceny politycznej.