Ewangelia na dzień 22 czerwca 2025 roku:
(18) Gdy raz modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: Za kogo uważają Mnie tłumy? (19) Oni odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. (20) Zapytał ich: A wy za kogo Mnie uważacie? Piotr odpowiedział: Za Mesjasza Bożego. (21) Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. (22) I dodał: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; zostanie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie. (23) Potem mówił do wszystkich: Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje. (24) Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. (Łk 9).
Kazanie, jakie wygłosił ks. Piotr Celejewski na mszy o godz. 9:00:
Dzisiejsza ewangelia zabiera nas do Cezarei Filipowej, bo właśnie tam rozgrywa się ten przedziwny dialog między Jezusem, a jego uczniami. Bardzo precyzyjnie wybiera to miejsce, aby właśnie tu, a nie gdzie indziej, zadać uczniom, to pytanie: Kim dla was jestem? To nie jest przypadek, że Jezus przychodzi do Cezarei Filipowej. Cezarea Filipowa za czasów Jezusa, to była synteza skondensowanego bałwochwalstwa, targowisko religijności. Tam obok siebie stały świątynie i ołtarze starszych i młodszych bóstw od asyryjskich, greckich, po rzymskie. Była tam świątynia asyryjskiego bożka Baala – boga zmysłowości, seksualności, namiętności, owocowania we wszelkich wymiarach. Jeżeli przez chwilę pomyślimy, to ten bożek ma się doskonale również w naszym świecie. Stała tam świątynia greckiego bogu boga Pana – pół człowieka, pół kozła. Boga młodości, uroku, piękna, zdrowia… Rozpoznajemy tego bożka w naszym świecie? Świątynia rzymskiego boga Cezara. Boga władzy, posiadania, majętności, siły, potęgi. Ten bożek ma się również doskonale we współczesnym świecie. Była tam świątynia rzymskiej bogini Nemezis, bogini zemsty. Myślę, że wielu z nas zna jej siłę.
Chrystus staje po środku tego całego bałwochwalstwa i się pyta Kim jestem dla was?
Nie trzeba dużo tłumaczyć, że Cezarea Filipowa jest dzisiaj wszędzie. Te ołtarze na których czcimy władzę, pieniądze, posiadanie, namiętność, seks, owocowanie, młodość są dzisiaj wszędzie. My możemy sobie pomyśleć, że nas bałwochwalstwo nie dotyczy. Tymczasem bałwochwalstwo nie polega na tym, że odrzucamy Chrystusa, odrzucamy Boga. Po prostu Bóg staje się kimś dalekim, są sprawy istotniejsze, ważniejsze, bardziej absorbujące, bardziej inspirujące nas, uruchamiające nas – i wtedy Bóg idzie na dalsze plany.
Co z nami robią te wszystkie bożki, za którymi idziemy i którym oddajemy cześć -ponieważ w życiu chcemy osiągnąć sukces, ponieważ chcemy być młodzi, ponieważ chcemy zgromadzić majętność, która zabezpieczy nam naszą przyszłość? Te wszystkie bożki biorą u nas w niewolę. Na początku mamią nas iluzjami wygodnego, szczęśliwego życia, a potem pozostawiają ze zgorzknieniem i pustką, zmarnowanym życiem przez nasz egoizm, przez nadmierne skupienie się na sobie, na swoich potrzebach, na swoich ambicjach, na swoich emocjach. Chrystus dzisiaj staje pośród tego całego naszego bałwochwalstwa – mojego i twojego, i się pyta, kim jestem dla ciebie? Naprawdę jestem bogiem? Piotr mówi Ty jesteś messyjah – tylko on mówiąc mesjasz, ma na myśli namaszczonego – to znaczy wówczas to był tytuł królewski. Piotr, mówiąc mesjasz ma na myśli: Ty jesteś król, tylko trochę potężniejszy niż inni królowie. My mamy taką pokusa, by myśleć, że Bóg ma być gwarantem naszego szczęśliwego, poukładanego życia, ma być gwarantem naszego powodzenia w życiu. Tymczasem Chrystus mówi Tak, jestem mesjaszem, mesjaszem z krzyżem. I to musiało Piotra zbulwersować, spowodować w nim jakieś tąpnięcie, bo on chciał, żeby mesjasz zagwarantował mu sukces w życiu, powodzenia w życiu, życie dostatne, szczęśliwe – i oto słyszy, że on jest mesjaszem, ale z krzyżem… W Piotrze rodzi się jakiś sprzeciw – To nie tak miało być. Bóg miał być gwarantem mojego powodzenia, mojego sukcesu… Jezus wtedy on mówi, że Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć, musi być odrzucony, musi być zabity…
Nie wiem jak was, ale mnie zawsze to frapowało intrygowało – jak to, musi? My mamy taki taką pokusę myślenia, że chcielibyśmy krzyż odsunąć w cień, tak, jakby był sytuacją, którą można byłoby przeżyć inaczej, zupełnie niepotrzebną w życiu kogokolwiek… A Jesus mówi, że musi… Czy chodzi o to, że sanhedryn, Piłat, Kajfasz okazali się silniejsi od Niego, że uciekał, ale w pewnym momencie już nie mógł nigdzie uciec?
Nie to „musi”, to jest jego imperatyw wewnętrzny. On nie tyle musi zostać zabity, co musi oddać życie. Jezus skonfrontowany z bałwochwalstwem tego świata, z moim/twoim grzechem nie może, nie umie, nie potrafi inaczej zareagować, nie potrafi inaczej odpowiedzieć, jak przez bezinteresowny dar z samego siebie. On wie, że nie może inaczej uratować człowieka, zbawić człowieka, jak przez miłość.
Jest taki wiersz, który przez wiele lat we mnie bardzo pracował. Bardzo mnie inspirował. Wielokrotnie do niego wracałem i wracam. Jeden z najkrótszych, jakie znam, Pasierba Getsemani: Jak to jest, gdy Bogu pęka serce?
Nie wiem jak was, ale mnie te słowa nieustannie pracują, nieustannie inspirują: Co się dzieje w Bogu, kiedy człowiek przebija mu serce. Ta rana, ta blizna, staje się źródłem życia. Bóg się nie cofa.
Bóg mówi: Nic nie powstrzyma mojej miłości do ciebie. Nic, ani cierpienie, ani jego nieuchronność, ani jego realna perspektywa. Nic. Chcę i będę cię kochał. Miłość gotowa na zranienie. Nie ma nic piękniejszego. I to jest boskie. I to jest Chrystus. Kiedy człowiek przebija Bogu serce, Bóg wylewa na niego swoje życie, bo Bóg może przyjąć cierpienie, ale nie może znieść rozłąki z człowiekiem. Nie potrafi, nie chce się zgodzić. Jego ta sytuacja motywuje, uruchamia, aby kochać człowieka jeszcze bardziej.
Benedykt XVI często opowiada w swoich medytacjach o Bogu, którego przebito, o Bogu, który dał się człowiekowi przebić – swoje serce. Zachwyca się takim bogiem. Mówi o Bogu, który na krzyżu rozwiera ramiona, jakby chciał przytulić każdego grzesznika, który jest jego mordercą. Ale jednocześnie jest w Bogu pragnienie, tęsknota za moją i twoją odpowiedzią. Czy taka miłość cię nie uruchamia? Czy taka miłość nie porusza? Czy wolisz pójść za tymi wszystkimi duszkami tego świata: Baalem, młodością, seksualnością, zmysłowością, sukcesem… Czy nie porusza Cię taki Bóg, który nie cofnie się przed tym, aby oddać za ciebie swoje życie?
Chciałbym, żebyśmy dzisiejszego dnia postarali się znaleźć taką przestrzeń w naszym życiu, aby zadać sobie pytanie, kim dla mnie jest Chrystus? Bo bycie uczniem Chrystusa, to wielkie wyzwanie. Nie odpowiada Mu banalność życia, które po prostu sobie płynie. Nie odpowiada Mu nastawienie na wygodę, jako na jedyną miarę życia. Nie odpowiada Mu nastawienie na przyjemność, jako jedyną definicję szczęścia.
Chrystus mówi jeżeli chcesz być moim uczniem, weź swój krzyż.
Świat ci powie, że to jest szaleństwo, wariactwo… Po co?
A Chrystus mówi, jeżeli chcesz być moim uczniem, weź to, co jest trudne w twoim życiu, te trudne relacje, te trudne sytuacje, to na co po ludzku nie chciałbyś się zgodzić i wejdź w tę sytuację, ale ze świadomością, że idziesz po moich śladach. Im więcej kroków przejdziemy, idąc za nim, im większą pokładamy w nim ufność w ciemnościach niezrozumienia, tym bardziej odkrywamy, że ten Ukrzyżowany jest prawdziwie miłującym Bogiem. Dajmy się na tej liturgii zachwycić takim Bogiem. Zobaczyć tego, który dał się przebić, przebić swoje serce i wylewa na nas swoje życie. Dajmy się zachwycić i pociągnąć, zainspirować. Bo jeśli się widzi taka miłość, nie sposób za taką miłością nie pójść.
Amen.
Ponownie czytam to rozważanie i… medytuję; analizuję; przeżuwam.
” Dajmy się zachwycić; zainspirować…”
łatwo powiedzieć…”weź swój krzyż…” oraz „bądź wola Twoja…” kiedy nie chce się żyć….głową muru nie przebijesz, chociaż bardzo usiłujesz, jedyne co, to, że się natrudzisz-
daremny trud, próżne złorzeczenia- ratunku nie ma;
Bo w sercu PUSTKA, CIEMNOŚĆ, pogrzebana RADOŚĆ. Rozczarowanie za rozczarowaniem.
„Pij twój kielich z Bożej woli;
do kropelki sącz; a to serce co tak boli;
z Sercem Bożym złącz…”
mam wrażenie, że mój życiowy krzyż wciska mnie w ziemię…
Leszku> kazanie losu nie odmienia…
Basiu, po pierwsze chcę Ci podziękować, że tutaj przyszłaś 🙂 Już nikogo się tu nie spodziewałem, a Ty przyszłaś 🙂 Naprawdę jest mi bardzo miło 🙂
Ale wróćmy do tego, o czym piszesz.
Problem, który poruszył ks. Piotr, dotyczy tych, którzy dla własnego poczucia szczęścia wybierają różnych bożków, wierząc, że służąc im, zapewnią sobie szczęście. To Ciebie w ogóle nie dotyczy! Twój problem to ten, który nazywasz PUSTKĄ.
Skąd się wzięła owa PUSTKA? – bo zabrakło męża. I to tak całkiem dosłownie – nie to, że zabrakło miłości, to jest wzajemnego dawania się sobie: Twojego, mężowi i męża, Tobie – lecz tak całkiem dosłownie zabrakło Ci męża. Ten stan to owa PUSTKA.
Jak wyjść z tego stanu?
Jedyną odpowiedzią na to pytanie, jakie nam daje Jezus Chrystus, to MIŁOŚĆ!
Tobie tak naprawdę brakuje miłości. Niczego więcej.
Nie wiem, jak często w Twojej parafii ma miejsce wystawienie Najświętszego Sakramentu, ale zawsze, gdy jest, biegnij do kościoła, klęknij przed Eucharystią, o nic nie proś, o nic nie zabiegaj, a i tak spodziewaj się, że po kilku takich adoracjach, Twoje serce wypełni się miłością. Samo (a tak naprawdę działaniem Ducha Świętego).
Kogo zaczniesz kochać?
Siebie, wszystkich i wszystko.
To są normalne efekty adoracji – jeśli przychodzi się do Jezusa Eucharystycznego bez narzucania Mu czegokolwiek, to wychodzi się z tego z sercem wypełnionym miłością!
Właśnie wczoraj przypadała moja godzina adoracji; przegapiłem ją i przyjechałem do kościoła z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem. Uklękłem przed Nim i już w trakcie adoracji poczułem się kochany – no i sam kochałem!
Basiu, właśnie tego Ci życzę – gdy Twoje serce napełni się miłością, niczego więcej nie będziesz już chciała 🙂
Dziękuję 🙂 w kościele nie potrafię pohamować płaczu. Staram się nie robić sensacji, ukryć przed ludźmi łzy, ból i tęsknotę; a i tak wychodzę uryczana jakby rana była świeża.
W sanatorium chodziliśmy 5 osobową paczką na nabożeństwo do NSPJ. Raz zapomniałam chusteczek, to nie potrafiłam doczekać końca. Serce Jezusa… źródło wszelkiej pociechy…
Tyle razy stawiałam sobie pytanie; KIM DLA MNIE JEST JEZUS? odpowiedzi brak…bo PUSTKA. Ciemność. Samotność. Pozostały mi już tylko…ŁZY.
piszesz > ” gdy twoje serce napełni się miłością…” a może ja już nie potrafię kochać? nie potrafię sama żyć; straciłam radość, nadzieję i sens życia…
już tyle czasu minęło, a ja nie potrafię wydostać się z tego dołka;
Basiu, to, czy ktoś potrafi kochać, czy nie, zależy tylko od tego, na ile ktoś się otworzy na działanie Ducha Świętego. To wszystko zależy tylko od Pana – wystarczy Mu nie przeszkadzać. Lista życzeń i zażaleń Mu nie pomaga – przeciwnie, bo to ona narzuca Panu Bogu wolę tego, który przychodź z listą. W adoracji o tyle to wszystko staje się proste, że wystarczy jedynie przed Nim trwać. Nic więcej. To, co Ci napisałem o mojej ostatniej adoracji, to najprostsza prawda – klęczałem, wpatrywałem się w Hostię, o nic nie prosiłem, o nic nie modliłem. Po prostu byłem przed Nim – i pewnym momencie poczułem się kochany. Ja o tym nie myślałem – po prostu poczułem się kochany i sam czułem, że kocham.
I to nie była żadna moja zasługa – Pan chce to dać każdemu, kto do Niego przyjdzie 🙂 Tobie też chce to dać 🙂
Poczułeś się kochany, a ja nic nie czuję poza bólem rozłąki i samotnością…
Basiu, ale Pan Tobie też chce dać to poczucie, że jesteś kochana – On to chce dać każdemu! Także Tobie. To Ty go nie wpuszczasz do siebie. Może ciągle masz do Niego żal, że Ci zabrał męża? To, co Ci opisałem, zaczęło się od tego, że to ja stwierdziłem, że cały jestem JEGO. I już więcej o niczym nie myślałem. Po prostu klęczałem przed Nim i się w niego wpatrywałem (albo w ogóle zamykałem oczy – bo było też tak; w każdym razie albo się w Niego wpatrywałem, albo w ogóle nie korzystałem ze wzroku). To jest wszystko, co potrzeba. Nic więcej.
Po jakimś czasie, gdy przestaniesz iść za swoimi myślami, Ty też poczujesz, że On Cię kocha (tak dokładnie, to ja się po prostu czułem kochany i wcale nie nazywałem tego, kto mnie kocha).
Leszku> jestem psychicznym wrakiem człowieka; nie radzę sobie sama ze sobą. Nie docierają do mnie żadne tłumaczenia; za dużo osób stara się mnie ukształtować na swój obraz i podobieństwo; tyle rad, że łeb pęka; a do mnie i tak nic nie dociera. Me serce pękło….
(Aisab próbowała to wstawić, ale się nie zapisało – dlatego ja to wstawiam)
Basiu, ja Ci niczego nie narzucam – wybór ZAWSZE należy do Ciebie. Dziś przesłałem Ci kolejne kazanie ks. Piotra Celejewskiego – przecież ono było ewidentnie adresowane do Ciebie! W tym kazaniu ks. Piotr wskazywał na to, by nie gadać do Pana Boga, a zacząć Go słuchać. Wskazywał, że Pan m.in. mówi poprzez wydarzenia, poprzez ludzi, których stawia na naszej drodze… Ks. Piotr został mianowany proboszczem w Brwinowie, ale póki co jeszcze pełni swoją służbę w Świątyni Opatrzności – i popatrz, to kazanie, które Tobie wysłałem, było specjalnie dla Ciebie. Dokładnie – jakbyś miała być jedynym adresatem tego kazania. Poświęciłem godzinę, by to spisać (bo nagrania nie ma i być może nie będzie). Sama widzisz, jak Pan to wszystko układa, by do Ciebie przemówić – nawet ks. Piotra wysyła na nową parafię, by teraz zaczął głosić znacznie więcej kazań, niż zwykle (statystycznie o 7:00 głosił kazanie raz w tygodniu – tu kolejne jego kazanie) i w tym kazaniu mówi dokładnie to, co Ciebie dotyczy, mnie nakazuje, bym to spisał i wysłał Tobie… Widzisz, jak Pan się o Ciebie troszczy? Widzisz, ile osób angażuje, by Tobie wskazać Jego drogę? Jemu naprawdę na Tobie zależy, bo On Cię kocha…
I to zakończenie tego kazania: Nie kieruj się swoimi emocjami, urazami – kieruj się Jego wolą, słuchaj, a potem pójdź za Jego słowem.
Nie powtarzaj, że Ci serce pęka – bo to są tylko Twoje emocje. Przestań gadać – zacznij słuchać. Słuchaj, co do Ciebie mówi Bóg.
Leszku> bezustannie SŁUCHAM. Pojemność mojego mózgu przeładowana. Fizycznie i psychicznie przesilenie; organizm już sam się broni. W sanatorium dostałam ataku… nie chciałabym tego ponownie przeżyć. W realu nikt nie dopuszcza mnie do głosu. skazana jestem na słuchanie… i przytakiwanie.
Tylko na blogu, bo ledwie zacznę nikt mi nie przerwie w połowie słowa… mogę napisać co czuję …
Leszku> nie ma chętnych do słuchania; większość to gaduły 🙂
z tego szumu i natłoku słów już nie potrafię oddzielić „plew” od ziarna. To gadanie mnie wykańcza, dobija…potrzebna mi CISZA.
chyba zawieszę bloga…