Bóg i Mamona (Łk)

(1) Powiedział też do uczniów: Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. (2) Przywołał więc go do siebie i rzekł mu: Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządzania, bo już nie będziesz mógł zarządzać. (3) Na to rządca rzekł sam do siebie: Co ja pocznę, skoro mój pan odbiera mi zarządzanie? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. (4) Wiem już, co uczynię, żeby mnie ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę odsunięty od zarządzania. (5) Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: Ile jesteś winien mojemu panu? (6) Ten odpowiedział: Sto beczek oliwy. On mu rzekł: Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt. (7) Następnie pytał drugiego: A ty ile jesteś winien? Ten odrzekł: Sto korców pszenicy. Mówi mu: Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt. (8) Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z podobnymi sobie ludźmi niż synowie światłości. (9) Ja też wam powiadam: Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy [wszystko] się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków.
(10) Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w bardzo małej sprawie jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. (11) Jeśli więc w zarządzaniu niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, to kto wam prawdziwe dobro powierzy? (12) Jeśli w zarządzaniu cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, to któż wam da wasze? (13) Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie (Łk 16)
To bardzo charakterystyczne, że przypowieść zaczyna się od historii nieuczciwego zarządcy – Jezus odwoływał się w swojej przypowieści do tego, co Żydom było doskonale znane, Jego słuchacze niewątpliwie byli pełni podziwu dla sprytu bohatera przypowieści. I Jezusowi zależało na tym podziwie słuchaczy, by dopiero na koniec ustawić właściwą hierarchię – w mamonie nie ma niczego złego; ważne jest jednak, by to Bóg był na pierwszym miejscu. Gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu (św. Augustyn). Mamona również.
W ostatnich dniach komentowane są słowa Papieża: Często zdarza się, że ten, kto przychodzi prosić o sakrament, otrzymuje formularz, a nawet gorzej, proszony jest o pieniądze. Tak nie powinno być.
Bywa, że nadawana jest im fałszywa interpretacja: Myślę jednak, że udzielanie sakramentów powinno być bezpłatne tak, jak to postuluje papież Franciszek …
Jest to wypowiedź Marka Jana na blogu Basi – ludzie mają taką tendencję, by w czyiś wypowiedziach doszukiwać się swoich własnych myśli. Franciszek nic nie mówił o tym, by sakramenty były darmo, jak to zrozumiał Marek Jan (jakby tak należało rozumieć słowa Papieża, to trzeba by było konsekwentnie twierdzić, że apelował również o to, by nie podawać żadnych danych osobowych (sic!)) – mówił o tym, co jest główną myślą dzisiejszego czytania:
Człowiek, który przychodzi prosić o sakrament, musi czuć, że to Bóg jest na pierwszym miejscu – a więc ta pierwsza, najważniejsza rozmowa powinna dotyczyć jego relacji z Bogiem, dotyczyć samego sakramentu… Jak Bóg będzie na pierwszym miejscu, to i wszystko będzie na swoim miejscu – i te dane, które przecież kiedyś trzeba podać (wypełnić formularz), i te pieniądze, w których zbieraniu nie ma niczego zdrożnego… Wszystko!

Syn marnotrawny

Powiedział też: „Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: „Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada”. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie . Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: „Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. I zaczęli się bawić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: „Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego”. Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: „Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę”. Lecz on mu odpowiedział: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się” (Łk 15, 1-32)
Jak zwykle w tej przypowieści odnajduję siebie w postaci starszego brata (już kilka razy o tym pisałem). 
A co to oznacza?
– że mam duszę niewolnika! Nie jestem człowiekiem wolnym, nie czuję się dziedzicem swego ojca, nie traktuję tego, co należy do ojca, że to jest także moje…
Młodszy brat nadużywał wolności, uważał, że wszystko, co należy do ojca, należy się jemu już teraz, natychmiast… A potem zachłysnął się swym nadmiarem wolności, gdy obdarowany przez ojca, chodził swoimi drogami… – to nie jest mój przypadek; mój to zaprzeczenie tamtego.
Jeśli jednak bliżej się temu przyjrzeć, to obie postawy mają swój wspólny mianownik – przecież ani ten, kto nadużywa wolności, jak i ten, kto jest niewolnikiem, nie jest człowiekiem wolnym!
I dalej – tylko ten, kto jest prawdziwie wolny, może nauczyć się kochać! A kochać nie potrafił nie tylko młodszy syn (co każdy widzi wyraźnie), ale także starszy – przecież on zwyczajnie zazdrościł młodszemu! (przynajmniej po jego powrocie, ale być może również wcześniej)
* * * 
Uczciwie mogę powiedzieć o sobie, że nikomu nie zazdroszczę, ale czy mogę powiedzieć Ja umiem kochać!? – nie mogę. Gdybym umiał, moja miłość byłaby dla innych samą tylko radością; a czy niewolnik może innym przynosić radość?

Kto nie wyrzeka się wszystkiego

A szły z Nim wielkie tłumy. On odwrócił się i rzekł do nich: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”. Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. (Łk 14, 25-33)
Już kilkakrotnie mówiłem o tym, że gdy mowa w tym tekście o nienawiści, powinniśmy pamiętać o semickiej skłonności do przerysowywania pewnych sformułowań, które służy jedynie temu, by uwypuklić główną myśl.  W tym wypadku nie chodzi o nienawiść do swoich rodziców – chodzi o to, że nawet oni, ci najbardziej ukochani, nie mogą nas odgradzać od Jezusa. Dla każdego wierzącego Jezus ma być pierwszy – i tylko ci, którzy szczerze mogą powiedzieć, że On jest pierwszy i nikt, ani nic nie jest przed Nim – tylko ci mogą się uważać za Jego uczniów. 
Akurat w tym tygodniu na blogu s. Małgorzaty rozgorzała dyskusja pod hasłem wszystkie religie są sobie równe. Tylko Jerzy M próbował wykazać, że to nieprawda, ale to jedynie rozgrzewało oponentów do walki. Aż dziwne, że s. Małgorzata się nie odezwała (ale może akurat nie zaglądała w tym czasie na swojego bloga) – w każdym razie to skłoniło mnie do tego, by jednak się odezwać mimo, iż nie jestem tam mile widziany. Jedyny zysk z tego był taki, że Jerzy M się nie załamał, jednak nikogo nie przekonałem – pożytek ze mnie żaden… 
Dlaczego o tym mówię?
Proszę zwrócić uwagę kiedy i do kogo mówił Jezus? – otóż mówił do tych, którzy tłumnie za nim chodzili. Wiemy jednak, że tłumy te później bardzo mocno się przerzedziły. Łatwo przychodzą nam różne deklaracje wtedy, gdy wygłaszamy je w tłumie – ale Jezus wie, ile one są warte, jeśli jest cokolwiek, co dla tej osoby jest ważniejsze niż On.
W tej dyskusji wskazywałem skoro to Syn Boży przedstawiał nam Swego Ojca, to ten obraz jest obrazem po stokroć wierniejszym (bo tylko ograniczonym naszą percepcją) od obrazu w innych religiach, co jednak nikogo nie przekonywało, bowiem dla współczesnego człowieka słowo „wierniejsze” jest to kategoryzacja „wyższe-niższe”, „lepsze-gorsze” (jak to usłyszałem), a najwyższym współczesnym dogmatem jest to, że taka kategoryzacja zjawisk, idei (a nie tylko osób) jest niedopuszczalna (dogmatem ponad wszelkie dogmaty wiary).
Czy gdy przyjdzie ten czas, że w Europie będziemy przymuszani do przejścia na islam (a żyjemy w czasach ostatecznych i jest wielce prawdopodobne, że właśnie to nas czeka), czy nie rozproszymy się wszyscy, jak ten tłum, który wędrował za Jezusem? (Skoro wszystkie religie są sobie równe, to w imię czego mam narażać swoje życie, gdy islam prowadzi mnie do tego samego Boga?)