STACJA XII – PAN JEZUS UMIERA NA KRZYŻU

Zawsze największe na mnie wrażenie czynią te właśnie Twoje słowa Jezu: „Eli, eli lema sabachthani?”. To znaczy: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27, 46, por. Mk 15, 34), które wypowiedziałeś w ostatnich minutach swej ziemskiej wędrówki.

Jak to możliwe, byś Ty, który z pełną świadomością po chwili powiedziałeś „Wykonało się” (po czym skłoniłeś głowę i oddałeś Ducha) (J 19, 30) mogłeś czuć się tak opuszczonym przez swego Ojca? Wiedziałeś, że wypełniasz Jego wolę, że idziesz dokładnie tą drogą, którą On Ci wskazał, wiedziałeś, że poddając się tej woli, dokonujesz zbawienia świata – a mimo to czułeś się opuszczony. Jak to możliwe?

Ale tak to chyba jest, że wtedy gdy idziemy dokładnie tą drogą, którą Bóg-Ojciec nam wyznaczył, On milknie. Możemy to odczuwać, jako opuszczenie, jako pozostawienie nas samym sobie, ale tak się dzieje, bo On już wie, że za chwilę wszystko się wypełni, ale my jeszcze nie wiemy, że to my obraliśmy tę drogę.

Człowiek wolny musi poczuć się podmiotem swoich własnych działań i dlatego nasz Ojciec oddala się w tym decydującym momencie. Dopiero dzięki temu poczuciu osamotnienia na naszej drodze zyskujemy poczucie, żeśmy sami ją wybrali i pozostali jej wierni.

Jezu spraw, bym i ja ani przez najdrobniejszy moment swego życia nie zwątpił, że idę tą drogą, która jest dla mnie najlepsza, że idę tą, którąś mi wskazał. Abym nigdy z niej nie zboczył, lecz za każdym razem na nowo ją wybierał. By nie przygwoździło mnie to poczucie osamotnienia.

A Jezus za­wołał donośnym głosem: „Ojcze, w Twoje ręce oddaję mojego ducha”. Gdy to powiedział, skonał. (Łk 23, 46)

 

STACJA XI – PAN JEZUS DO KRZYŻA PRZYBITY


To nie gwoździe Cię przybiły,
lecz mój grzech


Obok Ciebie Jezu było dwóch – jednak ich przywiązali sznurami; tylko Ciebie przybili do krzyża. Ty, Bóg, dałeś przybić się do Krzyża.

Co nam chciałeś przez to powiedzieć?

Ty zawsze jesteś z nami. Jesteś Bogiem, my ludźmi, ale poprzez te gwoździe pokazujesz nam, jak bardzo jesteśmy razem. Nic nas nie rozdzieli. Ten związek krwawi, przynosi Ci niewyobrażalny ból, ale jesteśmy razem. Bo Ty nas kochasz.

I tak już pozostanie do końca świata, a nawet dłużej, bo na wieczność. Ty będziesz kochał każdego z nas na wieczność. Także tego, kto do Ciebie się nie przyzna i sam skaże siebie na potępienie. Ty nadal będziesz go kochał, choć on wzgardził Twoją miłością. Ta rana nigdy się nie zabliźni (rozumiecie, dlaczego po Zmartwychwstaniu Jezus pokazywał rany?), bo są tacy, którzy odrzucili Cię na wieczność.

Jezu wybacz mi, że i ja poprzez swój grzech sprawiłem, że te rany krwawią.

STACJA X – PAN JEZUS Z SZAT OBNAŻONY

Ogromne wojska, bitne generały,
Policje – tajne, widne i dwu-płciowe –
Przeciwko komuż tak się pojednały?

Szpiclują, podsłuchują, podglądają – chcą się wedrzeć w najbardziej strzeżone zakamarki, byle tylko coś znaleźć, czegoś dotknąć, obnażyć światu.
Ciebie Jezu też nasłuchiwali, podsłuchiwali, przesłuchiwali (wysłuchać tylko nie chcieli, bo Twoja mowa była dla nich za trudna) – i nic, niczego nie mieli. Ale wyrok był od dawna gotowy – trzeba go było tylko wykonać. Obnażyli Ciebie na koniec w nadziei, że może chociaż po wyroku, coś na Ciebie znajdą.
.

A tu nic – czysta miłość!

.

Szczęśliwi ci, którzy nie mają nic do ukrycia, którym można zaglądać w ich najtajniejsze myśli, a tam wszystko czyste jak śnieg. Ręka podana w potrzebie. Słowo otuchy w strapieniu. Łza dodana do czyjejś łzy. Kromka chleba, gdy do kogoś przyszedł głód.

.

Oni nie muszą nikogo oskarżać, że to podróba, prowokacja, nie muszą mówić, że oni jeszcze pokażą!

.

Szczęśliwi. Wolni.

Kochają do ostatniego tchnienia.

Starszy brat

(1) Schodzili się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. (2) Faryzeusze jednak i nauczyciele Pi­sma szemrali: „On przyjmuje grzeszników i jada z nimi”. (3) Opowiedział im wtedy tę przypowieść:
(11) Powiedział też: „Pewien człowiek miał dwóch synów. (12) Młodszy z nich rzekł do ojca: «Ojcze, daj mi część majątku, która mi przypada. Wtedy on rozdzielił między nich majątek. (13) Nie­długo potem młodszy syn zabrał wszystko i wyjechał do dale­kiego kraju. Tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. (14) Kiedy wszystko wydał, nastał w tym kraju wielki głód i rów­nież on zaczął cierpieć niedostatek. (15) Poszedł więc i zatrudnił się u jednego z mieszkańców tego kraju, a on posłał go na swo­je pola, żeby pasł świnie. (16) Pragnął najeść się strąkami, który­mi karmiły się świnie, ale i tego nikt mu nie dawał. (17) Zastano­wił się nad sobą i stwierdził: «Tylu najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja ginę tu z głodu. (18) Wstanę i pój­dę do mojego ojca i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw­ko niebu i względem ciebie. (19) Już nie jestem godny nazywać się twoim synem. Uczyń mnie choćby jednym z twoich najem­ników. (20) Wstał więc i poszedł do swojego ojca. A kiedy jesz­cze był daleko, zobaczył go ojciec i ulitował się. Pobiegł, rzu­cił mu się na szyję i ucałował go. (21) Syn mu powiedział: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko niebu i względem ciebie. Już nie jestem godny nazywać się twoim synem». (22) Wtedy ojciec powiedział do swoich sług: «Szybko przynieście najlepszą szatę i ubierz­cie go. Włóżcie mu pierścień na rękę i sandały na nogi. (23) Przyprowadźcie tłuste cielę i zabijcie je. Będziemy jeść i bawić się, (24) bo ten mój syn był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się». I zaczęli się bawić. (25) Tymczasem jego starszy syn był na polu. Gdy wracał i był już blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. (26) Przywołał jednego ze sług i pytał go, co się wydarzyło. (27) On mu odpowiedział: «Twój brat wrócił i ojciec zabił tłuste cielę, bo odzyskał go zdrowego». (28) Wtedy rozgniewał się i nie chciał wejść. Wyszedł więc ojciec i zachęcał go do wejścia. (29) Lecz on powiedział do ojca: «Tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twego polecenia, ale ty nigdy nie dałeś mi nawet koźlęcia, abym się mógł zabawić z przyja­ciółmi. (30) A gdy wrócił ten twój syn, który roztrwonił twój ma­jątek z nierządnicami, zabiłeś dla niego tłuste cielę». (31) On mu odpowiedział: «Dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, należy do ciebie. (32) Przecież trzeba się bawić i radować, bo ten twój brat był umarły, a ożył, zaginął, a odnalazł się»”. (Łk 15)

Zawsze identyfikowałem się ze starszym bratem z przypowieści, ale problem ujmowałem w kategoriach mentalności najemnika. Innymi słowy, że problemem starszego brata jest to, nie czuł się właścicielem, że cały czas ciążyło na nim przekonanie, iż musi zasłużyć. W ostateczności czuł się pokrzywdzony przez ojca, bo w swoim przekonaniu zasługiwał na uznanie, a nie dostawał nagrody.
Tymczasem w tym roku Pan tak pokierował wydarzeniami, że trafiłem na rekolekcje w swojej wiejskiej parafii. Prowadził je o. Norbert Augustyn Lis OP, który powołując się na pewnego jezuitę (niestety nie zapamiętałem nazwiska) ukazał, jak tę przypowieść rozumieli ci, którzy słyszeli ją z ust Jezusa.
Dla nich już samo żądanie podziału majątku za życia ojca, było obrazoburcze. To się w głowie nie mieściło, by syn mógł tego żądać (a co dopiero, by spełnić to żądanie). Drugi taki element, który może uchodzić naszej uwadze to ten, że syn najął się do pasania świń – a więc dla Żyda zajmował się czymś niegodnym (bo same zwierzęta były nieczyste). Mało – pragnął jeść to, czym one były karmione! Po trzecie wreszcie, że skoro ojciec majątek podzielił, to starszy syn był już właścicielem pozostałej części. Tymczasem ojciec nawet nie powiadamiając starszego syna, wyprawia ucztę na powitanie młodszego – mało, młodszemu synowi daje pierścień, który zgodnie z prawem należał się starszemu. Z punktu widzenia starszego syna to wszystko była skrajna niesprawiedliwość.
A zatem z jednej strony jest to przypowieść o Bożym miłosierdziu, ale z drugiej strony o tym, że Bóg odbierze nam wszystko, o czym myślimy, że mamy (o ile tylko wydaje się nam, że coś mamy).