(33) Miejcie oczy szeroko otwarte, czuwajcie, gdyż nie wiecie, kiedy nadejdzie odpowiedni czas. (34) Podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzając sługom staranie o wszystko. Każdemu wyznaczył zajęcie, a stróżowi kazał czuwać. (35) Dlatego czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: wieczorem czy o pomocy, w czas piania kogutów czy o wschodzie słońca, (36) aby przychodząc nagle, nie zastał was śpiących! (37) To, co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie! (Mk 13)
Rozpoczynamy adwent i stąd to nawoływanie Czuwajcie! W tym roku dla mnie wyjątkowe, bo bezpośrednio po biopsji, która wykryła raka złośliwego. Już wcześniej wiedziałem, że sprawa jest poważna, bo po odbiór wyników zostałem zaproszony do rozmowy z dyrektorem szpitala. Sądziłem więc, że będzie namawiał mnie na operację za pomocą robota da Vinci (koszt 44 tys.), a co bajmniej na laporoskopię 3D (tylko 14 tys.); tymczasem stwierdził, że guz jest już nieoperacyjny (mimo, że np. USG nie wykazywało jakiegokolwiek guzka); jednak są już nacieki, a przez to raka nie można już operować (niebezpieczeństwo przerzutów).
Podstawowe pytanie na dziś jest takie, czy już dziś ich nie ma? Odpowiedź na to pytanie uzyskam dopiero w adwencie (wystarczy, że już będzie rak kości, co w przypadku mojego raka jest bardzo prawdopodobne, a już niewiele będzie można zrobić).
Ale Pan czuwa nade mną – a więc pomaga także mnie czuwać. Wysłał kogoś z Chicago do notki na innym moim blogu:
Zajrzyjcie tam proszę:
O CIOCI ALI
Zdaje się, że ostatnio za dużo pisałem – ograniczę się w swoich komentarzach. Zwrócę uwagę tylko na kilka zdań:
Otóż my wiemy, kiedy kto do nas ma przyjść (jeśli jest to ktoś nam bliski). Czekamy a często wychodzimy naprzeciw. (…)
Nie wiesz nawet, z jakim utęsknieniem czeka rodzina, wszyscy najbliżsi, chcący przyspieszyć tę chwilę, aby nareszcie być razem. Jak dobrze jest mieć tu tylu przyjaciół!
Skoro oni chcą przyspieszyć, to znaczy, że nie ma dla nas nic lepszego, niż właśnie tam się znaleźć.
Alina była zupełnie przygotowana i przeszła granicę bez bólu, bez lęku ani niepokoju. Szła do siebie, do domu, do bliskich i drogich sobie, nic dziwnego, że z radością zrzuciła ciało. To jest moment, córeczko, sekunda, to nie boli, o ile człowiek nie trzyma się kurczowo ciała i nie opiera się, a Ala miała taką pomoc i tyle miłości ją otaczało, że wbiegła po prostu w nasz świat. Jest szczęśliwa nieskończenie
I wreszcie:
„Moje Kochanie Drogie! Jak mi dobrze! Dziękuj Jezusowi za Jego miłość do mnie! Tylko to; nic mi nie trzeba. To wy proście; powiedz wszystkim — pomogę. On jest taki dobry, że nie odmawia nam, gdy prosimy. Kochanie, wszystkie moje sny nie oddają nawet w przybliżeniu tej pełni miłości, w której tu żyjemy. Jakie szczęście, piękno, rozmach! Jaka swoboda! Szczęście, szczęście, szczęście! Nigdy nie potrafimy oddać Mu Jego miłości!”
Niczego, za czym tak tęskniłem w życiu, nie udało mi się zrealizować. Miałem piękne zadanie do wypełnienia, lecz Pana zawiodłem (a także tych, których kochałem); Pan oczywiście wie, że Go zawiodłem, lecz jest miłosierny i szykuje dla mnie miejsce u siebie (taką mam nadzieję).