Niedziela Wniebowstąpienia Pańskiego

Proponowałbym zatrzymać się na chwilę i posłuchać kazania, jakie ks. Piotr Celejewski przygotował na Niedzielę Wniebowstąpienia Pańskiego (będzie to wersja wygłoszona na wczorajszej mszy wieczornej – dzisiejsza nieco się różni, ale ponieważ to jest cały czas pobierany strumień, to nie mógłbym ustawić na początek kazania; a więc wersja wczorajsza):

Ks. Piotr zadaje nam pytanie, jakie znaczenie dla mnie, człowieka żyjącego w XXI wieku, ma prawda, że Bóg-Człowiek wstąpił do nieba?

Warto posłuchać.

Wybór kandydatów na I Sędziego SN

Jak wiadomo sędziemu Kamilowi Zaradkiewiczowi nie udało się doprowadzić nawet do tego, by Sąd Najwyższy przynajmniej wybrał komisję skrutacyjną. Poddał się ostatecznie i złożył na ręce Prezydenta swoją rezygnację, gdy już żaden z przedstawicieli nadzwyczajnej kasty (tych, którzy do tej przynależności się poczuwali) nie zwracał się do pełniącego obowiązki I Sędziego inaczej, niż poprzez nazwy przypisywane osobom o orientacji homoseksualnej.

Prezydent do roli pełniącego obowiązki wyznaczył sędziego Aleksandra Stępkowskiego. Dzisiaj udało się w końcu wyłonić 5 kandydatów:

  • Włodzimierz Wróbel – 50 głosów,
  • Małgorzata Manowska – 25 głosów,
  • Tomasz Demendecki – 14 głosów,
  • Leszek Bosek – 4 głosy,
  • Joanna Misztal-Konecka – 2 głosy.

W głosowaniu uczestniczyło 95 sędziów, a zgłoszone było 10 kandydatur – jak łatwo policzyć, pozostali zgłoszeni nie uzyskali ani jednego głosu. Wśród tych 95 sędziów, 50 było zgłoszonych do nominacji przez tzw. starą Krajową Radę Sądownictwa (KRS), a 45 przez nową. Jak łatwo się domyślić Włodzimierz Wróbel (zgoszony do SN przez starą KRS) był jednomyślnie popierany przez tzw. starych sędziów.

Sędzia Kamil Zaradkiewicz zgłaszając swoją dymisję, zaproponował również zmianę zasad wyboru sędziów SN. Nigdzie nie było podane, na czym polegała ta zmiana, ale przypuszczam, że chodziło o wniosek starych sędziów, by ogół sędziów zatwierdzał zgłoszone kandydatury dla każdego kandydata oddzielnie. Innymi słowy chodziło o to, by starzy sędziowie, którzy stanowią większość, mogli odrzucić każdego kandydata zgłoszonego przez nowych sędziów.  Nie mam pewności, czy rzeczywiście to tę poprawkę Kamil Zaradkiewicz przedstawił Prezydentowi, ale najważniejsze, że Prezydent odrzucił wniosek i wybory odbywały się wg wcześniej ustalonych zasad. Wśród kandydatów są więc również sędziowie wnioskowani przez nową KRS – nade wszystko taką sędziną jest Małgorzata Manowska. Należy się więc spodziewać, że Prezydent będzie wybierał między tymi dwiema osobami.

Po zakończeniu obrad grupa 50 z 95 sędziów uczestniczących w głosowaniu zgromadziła się w holu sądu, a w ich imieniu oświadczenie w sprawie wyboru kandydatów wygłosił sędzia Laskowski (były Rzecznik SN, który podał się do dymisji w ostatnim dniu urzędowania sędziny Gersdorf):
Ponadto doszło do bezprawnego (..) odrzucenia przez przewodniczącego Aleksandra Stępkowskiego wniosku o dokonanie wyboru osoby, która przekaże prezydentowi listę kandydatów wraz z protokołem, a także do bezzasadnego odrzucenia wniosku o podjęcie przez Zgromadzenie Ogólne uchwały o przedstawieniu prezydentowi pięciu kandydatów. (…) Brak takiej uchwały powoduje, że procedura wyboru nie została zakończona, tym samym brak jest możliwości powołania I prezesa SN. 

Grupa 50 sędziów Sądu Najwyższego zaapelowała do prezydenta Andrzeja Dudy o namysł nad powołaniem nowego I prezesa sądu. Ich zdaniem pozycja prezesa może być podważana i słaba ze względu na skalę uchybień podczas obrad zgromadzenia, które wybrało kandydatów na tę funkcję.
Innymi słowy nadzwyczajna kasta postanowiła zwrócić uwagę Prezydentowi, że jeśli ten wybierze Włodzimierza Wróbla, to Sąd Najwyższy uzna ten wybór; jeśli jednak wybierze Małgorzatę Manowską, to się okaże, że cały wybór był nieważny.

*   *  *

I takie jest podejście do prawa wszystkich opcji politycznych. Do tego już zdążyłem się przyzwyczaić – ale żeby dokładnie to samo mówili sędziowie Sądu Najwyższego?
To niby skąd ma się brać poszanowanie dla prawa?

Sondaż poparcia dla partii politycznych

Chłopaki w PiS-ie mieli świetny pomysł, by przywrócić Jacka Kurskiego w roli szefa TVP. Jak sam napisałem w komentarzu do wypowiedzi Zbyszka przy poprzedniej notce:

Napisałeś, że pula błędów się wyczerpała – a jak Ci się podoba pomysł chłopaków, by przywrócić Jacka Kurskiego na szefa telewizji? Świetny pomysł, by teraz wszyscy kontrkandydaci mówili Nie wybierajcie Dudy – po co komu taki prezydent, z którym nikt się nie liczy? Ile warte są jego obietnice, skoro on nie ma na nic choćby minimalnego, symbolicznego wpływu? To tylko taki goździk… 

Jak by tego nie nazywać, fakt pozostaje faktem – Prezydent zgodził się podpisać ustawę z 2 mld złotych na telewizję, ale pod warunkiem, że ustąpi jej szef. Błyskawicznie Prezydent się przekonał, że ustąpienie było pozorne, tyle że po 3 miesiącach byłemu prezesowi telewizji już się znudziło takie ukrywanie  się, za plecami innej osoby. A teraz to, co się stało teraz, pokazało, że Prezydent był potrzebny tylko do tego, by podpisać ustawę, a nie do tego, by mieć na cokolwiek jakiś wpływ.

Tu zresztą ujawnia się pewna ciekawostaka postaw – w końcu wzorcem dla wszystkich w PiS jest prezes partii, skromny poseł na sejm – jemu wystarczy mieć władzę, a oficjalnego stanowiska mieć nie musi. Przeciwieństwem jest Andrzej Duda – posiada godność, ale władzy żadnej nie sprawuje (i jakoś zrozumienia w takim pragnieniu u swoich kolegów partyjnych nie znajduje). A tymczasem ten, kto władzę swą cały czas sprawował, choć godności nie pełnił (per analoqiam do prezesa partii) swoje pragnienia stanowiska u swoich kolegów odnalazł.

Jednak PiS tę różnorodność postaw ze sobą łączy, co przejawia się w kolejnych dobrych notowaniach dla partii:

Wśród Polaków, którzy zadeklarowali gotowość wzięcia udziału w wyborach do Sejmu, 37 proc. wskazało na PiS z Solidarną Polską i Porozumieniem (Zjednoczona Prawica), 23 proc. na Koalicję Obywatelską, na Konfederację głosowałoby 11 proc. ankietowanych, na Lewicę 8 proc., na PSL-Koalicję Polską z Kukiz’15 – 7 procent.

W porównaniu z poprzednim sondażem z kwietnia poparcie dla partii rządzącej wzrosło o 1 punkt proc.; dla KO o 2 punkty, a dla Konfederacji o 3 punkty procentowe. Poparcie dla Lewicy spadło o 3 punkty, a dla PSL-KP o 5 punktów.

(comiesięczne badanie pracowni Kantar przeprowadzono metodą wywiadów telefonicznych wspomaganych komputerowo w dniach 18-19 maja na reprezentatywnej 954-osobowej próbie pełnoletnich mieszkańców Polski)

To jest sondaż dla partii, przeprowadzony już po wprowadzeniu nowego kandydata na prezydenta – Rafała Trzaskowskiego. PO umocniła się na swojej pozycji (wzrost 2%), ale nade wszystko stracił PSL (strata 5%).

A kto najbardziej zyskał? – Konfederacja! To jest pierwszy w historii taki przypadek, by Konfederacja była na podium!  (wzrost 3%)

Okazuje się, że ten Krzysztof Bosak, który co tu dużo gadać – na prezydenturę nie ma żadnych szans, dzięki swemu rozsądkowi, dzięki temu, że prezentuje sobą opozycję konstruktywną, zyskał dla swojej partii (tak wszędzie pomijanej) właściwe miejsce w oczach potencjalnych wyborców.  I tego i Konfederacji i Polsce życzę.

Zabawa w chowanego

Obejrzałem najnowszy film braci Sekielskich Zabawa w chowanego:

Jest on znacznie lepszy od poprzedniego – nie ma w nim aż tyle nachalnej propagandy. Nie było takich numerów, jak naciskanie na wszystkie klamki w drzwiach kurii warszawskiej w godzinach poza jej urzędowaniem i opowiadanie, że kard. Nycz się przed pokrzywdzonym pozamykał…

Były tylko dwa podobne numery (w każdym razie ja zauważyłem dwa) –  po pierwsze udawanie, że Kościół ignorował zgłoszenie głównego bohatera, gdy tymczasem zglosić trzeba osobiście (to, że prokuratura powiadamia o śledztwie, nie uruchamia śledztwa kanonicznego – tu wymagane jest osobiste zgłoszenie; i nawet we wcześniejszej scenie jest to wyraźnie powiedziane, ale na koniec filmu, jakby wszyscy o tym zapomnieli).

I druga sprawa – oskarżenie, że niby z jakiego powodu prokuratura posiada odrębny sposób postępowania w odniesieniu do księży pedofili? Odpowiedź jest prosta – przez całe wieki księża podlegali jedynie i wyłącznie prawu kanonicznemu. To dziś wydaje się dziwne, ale kiedyś Żydzi mieli swoją jurysdykcję, Ormianie swoją, w miastach zaczynało dominować prawo magdeburskie, ale nie było wcale jedyne – nie było jednego wspólnego prawa dla wszystkich… Obecnie księża podlegają prawu państwowemu, ale jednocześnie prawu kościelnemu – a więc istnieje bardzo istotny powód dla odrębnego postępowania wobec księży.

Jest więc to nadal czysta propaganda, choć nie aż tak nachalna, jak była wcześniej. Ale fakt pozostaje faktem, że problem nadal istnieje. Niestety, ale to pewnie jest tak, jak mówił Tomasz Terlikowski w tym filmie, że póki w Kościele nie zrobi się porządku z mafią lawendową, to problem nie zostanie rozwiązany. Sądzę, że choćby nawet miało to oznaczać wojnę w Kościele i Jego podział, to trzeba  to przeprowadzić. Niech sobie odchodzą i zakładają swój własny kościół lawendowy – bo Chrystusowy to on by nie był, ale w naszym Kościele nie może być dla mafii lawendowej miejsca! Póki jest mafia lawendowa, to są tacy biskupi, którzy będą chronić pedofili, a jak już się zrobi za głośno, to znajdą innego ordynariusza, który z otwartymi ramionami przyjmie pedofila.

Zwracam przy tym uwagę na pewien fragment, gdy ten proceder został nazwany rzymskim – ta mafia to nie jest polski wymysł, mafia lawendowa nade wszystko rządziła kurią rzymską. Jan Paweł II mocno zmienił Kościół, ale nie miał jeszcze takiego wojska, by wytoczyć tej mafii wojnę.

Bosak o nowym kontrkandydacie

Wczoraj późnym wieczorem opowiadał m.in. jak zmiana kandydata PO wpłynie jego szanse w wyborach:

Jakby ktoś chiał posłychać od początku, to zapraszam tu:

A tu jeszcze parę fragmentów – europejski zielony ład:

– inicjatywa bezpośrednich zakupów u rolników:

– materiały dotyczące kontrkandydatów w TVP:

Dryfowanie

Ostatnia odpowiedź Basi zrobiła się tak długa, że postanowiłem zrobić z niej odrębną notkę:

Basiu, wysłuchałem tego wywiadu  – całkowicie jestem po stronie Jadwigi Emilewicz.
Myślę przy tym, że Konfederacja niepotrzebnie angażowała się w protest organizowany przez pana Tanajno – to bardzo podejrzana postać i ja na ich miejscu unikałbym takich kontaktów.

Tylko pytanie, dlaczego ani razu nie wypowiedziałaś się na temat notki?

Twój blog działa już na nowo – nie muszę więc podtrzymywać głosu katolików w blogosferze (od tego przecież to się na nowo zaczęło). Zresztą właśnie te notki dotyczące wiary żadnego zainteresowania nie budziły (zadowolony tylko jestem z odpowiedzi dla Asenaty – bo to były konkretne niepokoje, którym starałem się jakoś zaradzić). Z kolei te dotyczące wyborów tak naprawdę nikomu nie są potrzebne, choć wydają się być dosyć przenikliwe. Pora zakończyć swoje blogowanie.

Dziś już wiem, że jedna teza była fałszywa – powrót do wyborów 23 maja mógł nastąpić do wczoraj do północy – od dziś już jest niemożliwy (ze względów prawnych). Stąd wczorajsza akcja prof. Pawłowicz – Jarosław K. zaczął się bać takiego rozwoju wydarzeń, o którym napisałem i zaczął nalegać na Jarosława G., by ten zgodził się poprzeć wybory 23 maja. Na takie ustępstwo Jarosław G. się nie zgodził, więc dryfujemy na te przeszkody, o których pisałem. To jest już dryfowanie – statek utracił swoją sterowność. Zadnej przeszkody nie jesteśmy w stanie ominąć. Nabijemy się na wszystkie przeszkody, jakie nastawi na nas opozycja wraz ze współpracującą z nią nadzwyczajną kastą.
Konieczne są nowe ustawy (chociażby ze wzglądu na przywrócenie roli PKW), a wszystkie one będą procedowane w senacie po 30 dni. A i tak na koniec już po wyborach należy się spodziewać wniosków opozycji o unieważnienie wyborów. A czy przypadkiem SN nie podzieli stanowiska senatu, że ustawa była tak zła, że należało ją odrzucić i że wybory oparte o złą ustawę wyborczą należy unieważnić? Nie będzie tak?

I tak co jakiś czas będziemy powtarzać wybory prezydenta, aż w końcu wygra kandydat opozycji – te wyniki SN uzna za ważne (sędziowie SN uznają, że tym razem były pewne niedoskonałości ustawy, ale nie aż tak wielkie, by wybory należało unieważniać).

I tak powrócimy do rządów prawa (ale bez sprawiedliwości).

Bez wyborów

U Basi napisałem:

Najważniejsze, że nie potwierdziło się to zagrożenie, o którym sam u siebie pisałem – gdyby Budka nie był taki głupi, to wszystko mogło się inaczej potoczyć.
Ale co będzie dalej, też nie jest wcale takie jasne – założenie było takie, że Sąd Najwyższy uzna, iż wybory były nieważne – wtedy można rozpisać nowe wybory.
Ale kto wie, co SN zadecyduje?
Izba dyscyplinarna została co prawda odwieszona, ale i tak jest tam sporo sędziów, którzy z samego założenia będą robić naprzekór. Argument jest jeden i to poważny – jak można unieważnić coś, czego nie było? Procedura unieważniania wyborów została wymyślona dlatego, że po odbyciu się wyborów ktoś może zgłaszać fałszerstwa, brak powszechności itd, itp. Po to została wymyślona instytucja unieważniania wyborów. Sytuacja, która jest, jest czymś zupełnie innym.
A więc może się okazać, że SN nie orzeknie wcale, iż wybory były nieważne. A jak tego nie orzeknie, nie nie ma podstaw do ogłoszenia nowych wyborów.
To jest ten wariant, w którym wybory byłyby 23 maja (to jest ostatni dzień – nie 24, jak ktoś napisał – wybory byłyby w sobotę).

A nieco później dodałem:
Paradoks jest taki, ci sędziowie, którzy będa się przeciwstawiać unieważnieniu wyborów, w dużej mierze będą się kierować drażnieniem Obozu Zjednoczonej Prawicy – użyję tego sformułowania, aby być precyzyjnym (choć oni sami będą mówić, że to działanie antyPiS); tyle tylko, że efekt końcowy będzie zgodny z tym, czego chce Jarosław K., a przeciwne temu, co chce Jarosław G. Jarosław K. powie, że bardzo mu przykro, iż tak to wyszło, ale w gruncie rzeczy będzie się cieszył (a Jarosław G. będzie musiał to przełknąć i niczego nie okaże).

Wczoraj po 9 godzinach obrad Sądu Najwyższego (na 99 sędziów przybyło 97 na posiedzenie zwołane przez sędziego Kamila Zaradkiewicza) nie udało się nawet wybrać komisji skrutacyjnej. Przypominam, że celem tego posiedzenia jest wybór 5 sędziów spośród siebie, by Prezydent jednego z nich mógł ogłosić I Prezesem SN. Póki co chodziło o wybór tych sędziów, którzy policzą głosy  – o nic więcej. SN zajmował się tym przez 9 godzin, ale to okazało się za mało, by wybrać tych, którzy będą liczyć.

Skąd to się wzięło, że tego nie zrobili? O co w tym wszystkich chodzi? – przecież nie o to, by sędziowie tego nie potrafili zrobić! To pokazuje jedynie, jak bardzo sędziowe SN nie chcą tego zrobić! Sędzia Kamil Zaradkiewicz jest tylko po to, by doprowadzić do wyborów następcy Małgorzaty Gersdorf (sam nawet z góry zapowiedział, że nie będzie kandydował na tę funkcję). Zasadniczo to ona powinna była poprowadzić te wybory, ale ich w ogóle nie zwołała. Sędziowie nie wybierając przez 9 godzin komisji skrutacyjnej, będą szli tą drogą, jaką wskazała była I Prezes, by pokazać światu, że w Polsce nie ma praworządności, bo w Polsce nie działają podstawowe organa, jak Sąd Najwyższy (skoro nie wyłonią kandydatów, to Prezydent nie będzie mógł nikogo wybrać na funkcję I Prezesa – pójdzie w świat, że Jarosław K. narzucił Sądowi zarząd komisaryczny, a sędziowie jedyne, co mogą zrobić, to tylko go bojkotować!).

Czy wobec takiej obstrukcji ze strony sędziów Sądu Najwyższego można się spodziewać ogłoszenia nieważności wyborów? – no chyba raczej nie!  Obawiam się, że SN tego nie orzecze.

Jak sądzę Jarosław K. to przewidział i już dawno przygotował mowę: Wybacz drogi imienniku, ale w tej sytuacji wybory będą musiały się odbyć 23 maja!

Pytanie jednak, czy nie będzie jeszcze gorzej i SN nawet nie orzeknie, że nie mógł orzekać w sprawie wyborów, bo te w ogóle się nie odbyły – ale w ogóle nic nie orzeknie. I co wtedy?