Podłoga – epilog

Wiele osób było zadziwionych tym, że nagle mój blog zaczął przyciągać tak wielką liczbę czytelników. Wyjaśniam więc, że był to wynik rekomendacji onet-u (zdarzyło się to mi po raz pierwszy w historii obu blogów). Charakterystyczne jest jednak, że żadna z tych ponad pięciuset osób, które w ten sposób zajrzały (jest to liczba unikalnych odwiedzin w dniu rekomendacji – liczniki pokazywały ponad 600, ale to liczba odsłon; liczba osób była mniejsza), nie została tu na dłużej. Ba, nawet sama dyskusja toczyła się nade wszystko w gronie stałych bywalców. Blog rzeczywiście się ożywił – jak to zauważyła Malbia „No, no… 51 komentarzy… Prozą życia pobudziłeś Leszku lud do dyskusji i refleksji. Jak to nigdy nie wiadomo o czym ludzie chcą pogadać.”

O czym to jednak świadczy? – o tym, że to, o czym normalnie piszę, tak na prawdę nikogo nie wciąga. Owszem, od czasu do czasu ktoś napisze jakiś komentarz, no bo to tak wypada… Ale wśród moich czytelników raczej nie ma tych, którzy dopiero szukają drogi; moimi czytelnikami są ci, którzy już dawno wybrali tę wąską ścieżkę, na którą i ja wskazuję. Nic nowego, nic odkrywczego (a nawet jeśli zdarzy się, że w jakimś spojrzeniu w czymś się różnimy, to i tak każdy pozostaje przy swoim).

W gruncie rzeczy gdybym przestał pisać, nikt by tego nie zauważył… (no, ale pisać nie przestanę).
 
A co z podłogą?
Piła okazała się znacznie tańsza, niż przypuszczałem (86 zł), więc ją nabyłem i przyciąłem drzwi. Niestety żona i tak była niezadowolona i chce, aby przełożyć podłogę – chodzi jej o to, by listwa nie wypadała pod drzwiami. Rzeczywiście chyba jest tak, że moje wyobrażenie o pracach wykończeniowych zatrzymały się gdzieś na standardach z lat 80-tych tak, jak twierdzi moja żona. Od samego początku chciała, by prace wykonywały ekipy, a nie ja. Położę jeszcze podłogę w pokoju syna (bo mu to obiecałem), może jeszcze w pakamerze na półpiętrze (abym sam miał gdzie spać) i tyle. Dalsze moje roboty nie mają sensu – nie jestem w stanie robić tak, by żona była zadowolona (zresztą większość dyskutujących wskazywała na to, że kobiety zwracają uwagę na szczegóły, których mężczyźni nie zauważają). Ba – nie jestem nawet w stanie nadzorować ekip, bo gdyby ekipa zrobiła te podłogi tak, jak ja je zrobiłem, to przecież ja byłbym zadowolony (zresztą skoro do tej pory brakowało pieniędzy na materiały, a drugie tyle biorą ekipy, to będę musiał jeszcze dłużej siedzieć w pracy – a więc nie będę miał na to czasu (teraz średnio pracuję 9 godzin dziennie)).
Może tak długo upierałem się przy tym, że sam to wszystko zrobię, bo to była ostatnia rzecz, przy której wydawało mi się, że jestem dla swojej żony przydatny? Pora uznać fakty, że pożytku ze mnie nie ma żadnego:(
 
 
 
 

Podłoga

Ponieważ nie wszyscy zauważyli informację zawartą w komentarzach, że przez ostatnie dwa tygodnie byłem na urlopie, to chciałbym przeprosić tych, w których moje milczenie wywołało niepokój (powinienem był uprzedzić o tym w ramce nad notkami). Te dwa tygodnie spędziłem na działce, kładąc podłogi na piętrze – tak to teraz wygląda (nie ma tylko listew, ale na nie na razie pieniędzy zabrakło):
 
    
 
Podłoga jest w pokoju córki; przechodzi przez przedpokój i dochodzi do pokoju żony (pierwotnie miał to być wspólny pokój). Nie ma jej jeszcze tylko w pokoju syna, ale za dwa tygodnie wezmę kolejny tydzień urlopu i będzie również tam (moich pieniędzy już co prawda nie starczyło, ale żona dołożyła swoje – brakowało 450 zł na płyty wiórowe i już najważniejsze materiały są).
 
Przyznaję, że po tej robocie byłem z siebie zadowolony – szczególnie, że w pokoju córki udało mi się zaoszczędzić sporo pieniędzy i znacznie przyspieszyć robotę. Uważałem też, że te podłogi po prostu ładnie położyłem (nie to, że bezbłędnie, ale ładnie)… Niestety to było tylko moje zdanie – za to połączenie, które dokładnie pokazuję na zdjęciu:
 
  
 
zostałem kompletnie zbesztany. Na dodatek żona następnego dnia kupiła listwę, którą chciała zasłonić miejsce łączenia, ale ja to miejsce umieściłem dokładnie pod zamkniętymi drzwiami i drzwi by się o nią ocierały. Tak więc nie dość, że fatalnie wygląda ten fragment (żona najbardziej rozsierdziło to, że uważałem to za ładnie zrobione), to jeszcze na dodatek tego nie ma jak ukryć.
 
 
 
I tak to już ze mną jest – mnie się wydaje, że coś w życiu dobrze zrobiłem; tymczasem nikt poza mną tak nie uważa. I ta reguła dotyczy nie tylko tak błahych spraw, jak podłoga – dotyczy wszystkiego, co przez ostatnie ćwierć wieku w swoim życiu zrobiłem (również tu na blogu)…
 
 
 
 

Duch przychodzi z pomocą naszej słabości

26 Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. 27 Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą. (Rz 8)

 

Tylko dwa zdania, a w nich dwie bardzo ważne myśli. Pierwsza, że wcale nie musimy być doskonali Duch przychodzi z pomocą naszej słabości  – Duch który w nas mieszka (o ile mieszka), wypełnia za nas to, czego pragniemy, a czego poprzez naszą niedoskonałość wypełnić nie potrafimy.

I drugie zdanie, które zapewnia nas, że Bóg zna zamiar Ducha i że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą – a więc, że te wszystkie nasze pragnienia zostaną spełnione, o ile tylko są zgodne z wolą Bożą. Zwracam jednak uwagę na to za świętymi – nie chodzi tu o jakiś wyjątkowych ludzi, chodzi o każdego z nas, o każdego, kto pozwoli, by w nim zamieszkał Duch Święty.

 

 

Kto słucha, a nie rozumie

19 Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. (Mt 13)

 

Z drugiej jednak strony sami nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć – zrozumieć może tylko ten, komu Pan to objawił. Czy więc to nie jest tak, że to sam Bóg skazuje nas na ograbienie przez Złego?

 

Absolutnie tak nie jest!

 

Wszystko zależy od nas samych. On cały czas na nas czeka. Jedyne pytanie, czy my zechcemy przyjść?

 

 

 

Szczęśliwe oczy wasze

16 Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. 17 Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli. (Mt 13)

 

Te słowa Chrystus wypowiedział do swoich uczniów. Ale czy one nie odnoszą się również do nas?

 

 

 

Brak tytułu

18 Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, który ma się w nas objawić. (Rz 8)

 

Czyż może być jaśniejszy obraz przyszłości?

 

 

 

jeśli tylko Duch Boży

9 Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. (Rz 8)

 

Prawdziwy uczeń Chrystusa jest nim tylko dzięki temu, że dopuścił do siebie Ducha Świętego. Mało – tylko dzięki Niemu przemienia swoje życie.

 

 

 

… a objawiłeś je prostaczkom

Może jednak warto zatrzymać się przy słynnych słowach Chrystusa: 25  Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.  (Mt 11)

 

Jak je należy rozumieć?

W żadnym wypadku nie są one podstawą do występowania przeciwko tzw. wykształciuchom (czego bynajmniej nie mówię dlatego, że sam nim jestem – jak by na to nie patrzeć, jestem przedstawicielem inteligencji); ja rozumiem je tak:

To, komu Pan Bóg się objawia, nie zależy od tego, na ile ktoś jest mądry i roztropny; ważne jest jedynie to, na ile ten ktoś się na Niego otwiera.

To nie jest tak, że wiedza przeszkadza w poznaniu Boga – przeszkadza pycha, przeszkadza zarozumiałość; jeśli ktoś wszystko wie lepiej, Boga nie będzie szukał, nie otworzy się na Jego działanie. I to jest istotą problemu.

Z drugiej strony ktoś, kogo umysł nie jest zbytnio wyćwiczony w myśleniu, nie jest wcale odcięty od poznania Boga – Pan każdemu może Siebie objawić i objawi każdemu, kto tego naprawdę chce.

 

 

 

 

 

Weźcie moje jarzmo na siebie

Dzisiejsza ewangelia zawiera tyle myśli, które na stałe weszły do obiegu. Któż nie zna takich zdań, jak Wysławiam Cię, Ojcze …, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom, lub Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić, albo Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię, czy też jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie?

Ja jednak na dziś wybrałem inną myśl:

29 Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. (Mt 11)

Czy po tym Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie nie spodziewamy się jakiegoś bo powinniście mnie naśladować? A tymczasem argumentacja jest inna bo jestem cichy i pokorny sercem. On doskonale wie, czego nam najbardziej brakuje i wskazuje na to, co jest dla nas najważniejsze. My się spodziewamy zdania o naśladowaniu, a On wskazuje, co w tym naśladowaniu jest najważniejsze.

A czy nie zadziwia nas nagroda, jakiej się spodziewamy, gdy to jarzmo weźmiemy? Można byłoby oczekiwać raczej, a wówczas pokonanie wszystkie trudności; tymczasem jest a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Jezus nie obiecuje nam, że nasze życie stanie się lżejsze, lecz że my odnajdziemy sens naszego życia.

Tego ukojenia życzę wszystkim moim czytelnikom.

 

 

 

A wy za kogo Mnie uważacie?

15 Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» 16 Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». 17 Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. (Mt 16)

 

Jakże często wydaje się nam, że wysiłkiem własnego umysłu odkryliśmy jakąś wielką prawdę. Przypuszczam, że Piotr wtedy też tak myślał, a tymczasem Jezus powiedział mu nie objawiły ci tego ciało i krew (czyli to nie jest myśl, która zrodziła się w twoim umyśle), lecz Ojciec mój, który jest w niebie (ci to objawił).

Nam po dwóch tysiącach lat chrześcijaństwa łatwo jest przyjąć te słowa – Piotrowi nie było tak łatwo.

Jakże lubię te chwile, gdy odkrywam w sobie myśli, które mnie przerastają…