Wolna wola

Dzisiaj tekst, którego nie adresuję do nikogo konkretnie, ale jednak daję pod rozwagę każdemu z nas:

 

Tak, to jest Twoja wolna wola – szatan podsuwa pewne myśli, a Ty je wybierasz. Tylko żeby z tego nie wyszło, że jesteś opętana! – tak szatan działa na każdego z nas; niektórych jednak potrafił tak uzależnić, że w ich przypadku trudno mówić o wolnej woli – to oni są opętani, nie Ty.

Ty wybierasz sama.

 

 

 

 

 

Pora na wnioski

Najlepiej będzie, jeśli przestanę wpisywać się na Waszych blogach – nadaję na innych falach, jestem niezrozumiały, lub wręcz opacznie rozumiany i później z tego rodzą się problemy – widzicie mnie takim, jakim ja w swoich intencjach nie jestem.

Nota bene ostatnio spotkała mnie taka historia, że pisząc coś, wyraźnie zaznaczyłem, bym przypadkiem nie został zrozumiany opacznie (i tu opis tego opacznego rozumienia); dodałem nawet argumentację, wskazującą, że tak zrozumieć tego nie można – i zrozumiany zostałem właśnie tak, jak się tego obawiałem.

(szcześliwie wszystko było w mailach i łatwo dało się wyjaśnić – w każdym razie mam taką nadzieję, że dało się wyjaśnić, bo pewności nie mam)

Nie jest to idealne rozwiązanie – pewnie lepiej by było, gdybym tak się tym wszystkim nie przejmował, ale w mojej sytuacji to nie jest wcale takie łatwe.

Oczywiście na Waszych blogach będę bywał (tak jak bywam u Natalki) – jedynie nie będę się wpisywał. Mało, nie tylko, że będę bywał – będę starał się pisać o tym, co Was nurtuje; tyle tylko, że wypowiadając się u siebie, będę miał większe szanse nie wzbudzać w Was przekonania, że Wam narzucam swoje zdanie.

Proszę Was, nie przestawajcie mnie odwiedzać.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Próba podsumowania

Zacznę od tego, że bardzo mnie zmartwiło, że nie znalazłem wpisów u Pięknej Jutrzenki. Ale widać czujecie się tak samo bezradni, jak ja.

Jeśli zaś chodzi o obraz Natalki, to cieszy mnie, że nikt nie potwierdził zarzutów manipulacji, sterowania, jak kukiełką; jednak sporo osób jest przekonana, że uważam siebie za nieomylnego i wszechwiedzącego.

Jest to o tyle ciekawe, że nie raz na tym blogu przyznawałem się do własnych błędów. A mimo to takie spojrzenie na mnie funkcjonuje.

Skąd ono się bierze?

Nade wszystko z tego, że jak już coś mówię, to mówię to, o czym jestem przekonany (najczęściej ludzie dzielą się swoimi wątpliwościami; tymczasem ja, choćby z racji wieku, mówię o tym, czego mnie życie nauczyło). Zawsze wsłuchuję się w to, co mówi ktoś inny – mało, szukam elementów wspólnych w moim spojrzeniu i tej osoby, z którą rozmawiam, ale sam zmieniam zdanie dopiero wówczas, gdy przekonają mnie jakieś argumenty.

Ale to nie wszystko – bardzo często jest tak, że widzę, iż nie jestem właściwie zrozumiany, że moje moje stwierdzenia są mocno zniekształcone w odbiorze – wówczas gadam w kółko to samo z lekka tylko modyfikując słowa, licząc na to, że w końcu moja myśl stanie się klarowna.

Właśnie to, jak sądzę, jest tym, co najbardziej Was drażni.

Jednym z tych wielkich błędów, było umieszczenie na tym blogu polemiki z Natalką z jej bloga, a którą zakończyłem wówczas następującymi słowami:

Może ktoś z Was będzie umiał nadawać na tych samych falach, na których odbiera Natalka – bardzo bym o to prosił.

Nie nadaję na tych samych falach i pora wreszcie wyciągnąć z tego wnioski, bo problem, jak widać, nie dotyczy tylko Natalki, ale sporej liczby moich czytelników. Zresztą problem sam się rozwiąże – po to by dawać, trzeba wierzyć, że ma się co dawać.

 

 

 

 

Dwie prośby

Dwie prośby: Pierwsza zajrzyjcie do Pięknej Jutrzenki [—-].

Wiem, że przynajmniej część moich czytelników tam zaglądała. Proszę, zajrzyjcie na zawodowego bloga s. Marioli i przynajmniej dodajcie jej otuchy. [—-] A może ktoś wymyśli coś bardziej konkretnego?

I druga prośba (nie tylko wg wagi, ale również w czasie tak się ułożyło) – zajrzyjcie do Natalki (Weroniki, Wesen) i przeczytajcie, jak ona mnie postrzega (kiedyś byłem w linkach zatytułowanych Blogowa rodzinka i jako jedyny zostałem stamtąd wykreślony). Czy ktoś z Was również czuje się przeze mnie manipulowany, sterowany, jak kukiełka? Czy Wy również sądzicie, iż uważam siebie za nieomylnego i wszechwiedzącego?

Może ja na prawdę jestem taki?

 

 

 

 

 

 

Przebaczyć

Wokół przebaczania jest sporo nieporozumień. Po pierwsze „przebaczyć” wcale nie oznacza „zapomnieć”. Wielu z tych, którzy kiedyś skrzywdzili, chciałoby, by ci skrzywdzeni zapomnieli; często wręcz powołują się na etykę chrześcijańską formułując takie oczekiwania – to jest zwykła manipulacja i nie wolno dawać się na to nabierać!

Główny problem w przebaczaniu polega na tym, że nie potrafimy oddzielić czynu od osoby. A właśnie to, jest istotą sprawy – mamy przebaczyć osobie, ale czyn wymaga potępienia i o nim zapominać nie możemy, bo on był, bo on zmienił nasze życie, bo w nim jest zawarta nasza krzywda.

Jak więc wybaczyć osobie, a potępiać czyn?

Jest to możliwe tylko wówczas, gdy w osobie krzywdziciela potrafimy dostrzec osobę skrzywdzoną, poranioną. Póki tego nie zobaczymy, nie będziemy potrafili przebaczyć. Niestety krzywdziciele rzadko kiedy ułatwiają nam to zadanie. A jak mogą ułatwić? Okazując skruchę, okazując żal, wynagradzając swoją miłością krzywdy nam zadane…

Ale czy tylko pod tymi warunkami możemy wybaczyć?

To jest w gruncie rzeczy pytanie o to, czy np. w ojcu-alkoholiku potrafimy dostrzec osobę poranioną? Czy w despocie tyranizującym swoją rodzinę, katującym żonę i kolejne kochanki, maltretującym swoje dzieci – nawet niemowlęta, potrafimy zauważyć kogoś skrzywdzonego? Czy w maniaku seksualnym molestującym swoją córkę, czy córki swojej kochanki potrafimy dostrzec osobę nieszczęśliwą?

Zło jest złem – nie wolno mówić „nic się nie stało”, „było, minęło”, „nie trzeba tego rozpamiętywać”. Rozpamiętywać rzeczywiście nie trzeba, ale pamiętać – trzeba! Nie chodzi o to by zapomnieć, lecz o to by nie nakręcać spirali zła, by na swoją krzywdę nie odpowiadać krzywdą dotychczasowego krzywdziciela. Przeciwnie – chodzi o to by swoją miłością obdarzyć krzywdziciela, a więc na przykład doprowadzić go do rewizji swojego życia, doprowadzić go do tego, by również on nazywał złem to zło, które stanowiło naszą krzywdę… To jest prawdziwe „wybaczyć” – „zapomnieć” przeczy istocie wybaczania.

 

(Proszę w tym tekście nie doszukiwać się mojego życiorysu, czy życiorysu moich stałych bywalców – użyłem skrajnych przykładów, by wyraźniej przedstawić myśl.)