Swoją ostatnią notkę zakończyłem następującym zdaniem:
Alernatywą może być napisanie własnego licznika – mam przecież wykupioną domenę i hosting tej domeny na linuxpl, a więc mam gdzie to zrobić (no bo to musi chodzić 24 godziny na dobę).
Tyle, że póki co nie wiem, jak? (ale może napiszę…)
Przyznaję, że pisanie tego licznika sprawiło, iż na nic innego już nie mam czasu – napisać byle jak jest łatwo; napisać tak, by można było mieć do niego zaufanie, już takie proste nie jest.
Cały czas jestem jeszcze na etapie testowania samego algorytmu. Szczęśliwie dzięki s. Małgorzacie mam co testować – by napisać dobry licznik trzeba mieć dużo danych – no i te mam dzięki Siostrze.
Ale mimo, iż to są dopiero same początki mojego licznika, to już przeżyłem pierwszy szok. Do tej pory sądziłem, że blogi funkcjonują jedynie dzięki małej, wąskiej grupie stałych czytelników. Tymczasem jest zupełnie inaczej:
Ten wykres zebrany z 6 dni pokazuje kolejno ile osób miało jedną odsłonę, ile dwie, ile trzy itd… Przypominam, że odsłona, to odświeżenie ekranu, a więc wejście na blog, to już jest jedna odsłona, wybór konkretnej notki, to druga, rozwinięcie jakiegoś komentarza, to kolejna…
Okazuje się, że gross blogowiczów zagląda tylko na moment – 83% odsłon pochodzi od osób, których liczba odsłon nie przekracza 10! 33% odsłon pochodzi od osób, które były tylko w jednym dniu, a tych, którzy byli krócej niż godzinę 27% (innymi słowy 6% odsłon pochodzi od osób, które przez te 6 dni zajrzały tylko raz, ale spędziły na blogu co najmniej godzinę).
Z drugiej strony rekordzistka ze swoimi 142 odsłonami w tym czasie stanowi raptem 3.45% wszystkich odsłon.
Przyznaję, że aż się boję wniosków, jakie z tego płyną – stajemy się społeczeństwem bardzo powierzchownym (a może zawsze byliśmy? – nie mam przecież żadnych badań porównawczych)… Ktoś, kto przychodzi na blog religijny, szuka przecież czegoś trwałego, czegoś, na czym można się oprzeć, ale co to za szukanie, jeśli nie wiąże się z zatrzymaniem, skupieniem?