Chciałbym zaprosić wszystkich do poznania świadectwa Anny Dąmbskiej. W tym celu założyłem nawet nowego bloga – http://swiadkowie-bozego-milosierdzia.blogspot.com/. Co to za świadectwo, napisałem już w pierwszej notce.
Post Scriptum
Chciałbym zaprosić wszystkich do poznania świadectwa Anny Dąmbskiej. W tym celu założyłem nawet nowego bloga – http://swiadkowie-bozego-milosierdzia.blogspot.com/. Co to za świadectwo, napisałem już w pierwszej notce.
17 Czemuż, o Panie, dozwalasz nam błądzić
z dala od Twoich dróg,
tak iż serce nasze staje się nieczułe
na bojaźń przed Tobą?
(Iz 63)
Czemuż?
Dziś nietypowo, bo nie liturgia niedzielna, lecz dzisiejsza. Wczoraj nie byłem w kościele, bo budzik spadł na ziemię, co go wyresetowało, dzieci się do tego nie przyznały i po prostu zaspałem. Dlatego też czułem wyraźnie, że w dzisiejszych czytaniach Pan mi coś powie; szczególnie, że do tego nastawiała aklamacja przed ewangelią (Ps 95, 8ab):
Nie zatwardzajcie dzisiaj serc waszych,lecz słuchajcie głosu Pańskiego.
A oto czytanie:
41 Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim 42 i rzekł: „O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi! Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. 43 Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. 44 Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia”. (Łk 19)
Nie rozpoznałem czasu swojego nawiedzenia.
Muszę się trochę pokajać, bo wyraźnie ten typ już tak ma, że od czasu do czasu wpadam w panikę i nic do mnie nie przemawia; czuję się najgorszym z ludzi , który wszystko zaprzepaścił – nie rozpoznał czasu swojego nawiedzenia i dla którego nie ma już żadnego ratunku. Proszę mi przy tym wierzyć, że choć nie napisałem tego wprost, to jednak podjąłem już decyzję o zaprzestaniu prowadzenia bloga (nie pisałem tego tylko dlatego, by nie było przypadkiem tak, że ktoś podsumuje, iż piszę to po to, byście zaczęli mnie prosić, bym tego nie robił).
Kiedy wrócę do pisania? – nie wiem, ale wrócę.
Na koniec tylko jeszcze jednak uwaga – mój komentarz na temat tego czytania, był nielogiczny – przecież Jezus zapłakał nad Jerozolimą, nad jej upadkiem, gdy Jerozolima jeszcze żyła. Jednak Jezus wiedział co będzie i płakał nad przyszłością Jerozolimy.
Jeśli teraz miałbym to odnosić do siebie (a od początku czułem, że Pan przemawia do mnie właśnie tym słowem), to powinienem zauważyć, że to był moment, w którym zdecydowałem o zaprzestaniu pisania. A zatem, skoro płacz dotyczył przyszłości Jerozolimy, to w moim przypadku nierozpoznaniem czasu nawiedzenia, była decyzja o zamknięciu bloga. To dopiero ona doprowadziłaby mnie do tego, że nieprzyjaciele otoczyliby mnie wałem i powalili na ziemię.
19 Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. 20 Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: „Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem”. 21 Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” 22 Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: „Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem”. 23 Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” 24 Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: „Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. 25 Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” 26 Odrzekł mu pan jego: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. 27 Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. 28 Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. 29 Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. 30 A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. (Mt 25)
Któż nie pamięta tej przypowieści?
Ilekroć sam się stawiam w roli jednego ze sług, nie mam najmniejszych wątpliwości, że byłbym tym, któremu pan dał tylko jeden talent (pan by dobrze wiedział, że nie można się po mnie spodziewać zbyt wiele). Ta suma byłaby dla mnie i tak zawrotna, że podobnie, jak pierwowzór również bym go zakopał, byle tylko nic z niego nie stracić (jeden talent, to lekko licząc coś koło miliona dolarów; jakbym stracił choćby 1%, to przecież bym się z tego nie wypłacił).
A zatem te słowa, które usłyszał tamten sługa, są skierowane również do mnie:
„Sługo zły i gnuśny! … 28 Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. 29 Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. 30 A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.
Pierwszą część rozumiem – rzeczywiście słuszne jest to, by to pierwszy sługa wziął te pieniądze. Ale dlaczego od razu wyrzucać mnie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów?
* * *
No cóż wiadomo, że ta przypowieść odpowiada mentalności semickiej (nie tylko żydowskiej – również arabskiej); ludzie z tamtej kultury wiedzą, że pieniądz nie jest wartością samą w sobie – musi na siebie zarabiać! Jeśli więc ja mam właściwie ją odczytać, to muszę to stwierdzenie przyjąć za swoje – inaczej niczego nie zrozumiem.
A zatem to jest pewnik – wszystko, co od Pana dostajemy, dostajemy nie dla siebie, lecz dla innych. Taka to dziwna jest ta arytmetyka boża, że dopiero dzieląc się, mnożymy to, co otrzymaliśmy!
Pytanie więc pierwsze, jaki talent dostałem od Pana? I drugie – jak się tym talentem dzielę?
To, że dostałem, to pewne – przecież nawet ten gnuśmy sługa dostał jeden; jego pan wiedział, że nie może na niego zbytnio liczyć, ale i tak jeden dał. A więc ja również dostałem przynajmniej jeden.
Jaki?
Od wielu lat wydawało mi się, że jest to zdolność uchwycenia istoty sprawy i że właśnie tym talentem dzielę się tu z wami.
Ale z drugiej strony właśnie wczoraj Inside/Zwyczajna napisała na moim blogu „więc się najpierw dokształć, a potem wymądrzaj”. Akurat w tej konkretnej sprawie nie miała racji, ale może rzeczywiście się tu jedynie wymądrzam? Przecież rzeczywiście nie mam odpowiedniego przygotowania. Piszę, jak ksiądz, a przecież księdzem nie jestem (w piątek przedstawiciel „Wydawnictwa M” prosił mnie o reklamę – tytułował mnie księdzem). Może to nie ten talent?
Czytanie z Księgi Przysłów. Niewiastę dzielną któż znajdzie? Jej wartość przewyższa perły. Serce małżonka jej ufa, na zyskach mu nie zbywa; nie czyni mu źle, ale dobrze przez wszystkie dni jego życia. O len się stara i wełnę, pracuje starannie rękami. Wyciąga ręce po kądziel, jej palce chwytają wrzeciono. Otwiera dłoń ubogiemu, do nędzarza wyciąga swe ręce. Kłamliwy wdzięk i marne jest piękno: chwalić należy niewiastę, co boi się Pana. Z owocu jej rąk jej dajcie, niech w bramie chwalą jej czyny. (Prz 31, 10-13. 19-20. 30-31)
Czy takie żony jeszcze są?
16 Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? (1 Kor 3)
I wreszcie najbardziej znane zdanie z tego listu. No właśnie – czy wiecie?
10 Według danej mi łaski Bożej, jako roztropny budowniczy, położyłem fundament, ktoś inny zaś wznosi budynek. Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. 11 Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus. (1 Kor 3)
Nie mamy lepszego fundamentu – to jedyny fundament, na którym warto budować. Św. Paweł namawia, by patrzeć na to, jak kto dalej buduje, ale jednocześnie podkreśla, że najważniejszy jest sam fundament. Nie szukajmy innych fundamentów. I zwróćmy uwagę, że na ten fundament wskazują wszyscy – jeszcze przed św. Pawłem wskazywała Maryja.
20 Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. 21 Ponieważ bowiem przez człowieka [przyszła] śmierć, przez człowieka też [dokona się] zmartwychwstanie. 22 I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, 23 lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. 24 Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu (1 Kor 15)
Dodatkowo jeszcze, choć to trochę dalej i wykracza poza czytania:
51 Oto ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni. 52 W jednym momencie, w mgnieniu oka, na dźwięk ostatniej trąby – zabrzmi bowiem trąba – umarli powstaną nienaruszeni, a my będziemy odmienieni. 53 Trzeba, ażeby to, co zniszczalne, przyodziało się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność. (1 Kor 15)
Pomijam tu fakt, że Paweł sądził, iż do powtórnego przyjścia dojdzie jeszcze za jego życia – ten błąd był wówczas powszechny, czego ślady są bardzo wyraźne tekstach z tamtego okresu. Najważniejsze jest co innego – najważniejsza jest w tym tekście sprawa przemiany materii. Zwróćcie uwage na to, że jest tu mowa o kompletnej przebudowie materii.
Z drugiej strony zapewne pamiętacie, że z powtórnym przyjściem Chrystusa wiąże się koniec świata. Najczęściej koniec świata wyobrażamy sobie w postaci potwornego kataklizmu (co ma swoje źródło w opisach z księgi Apokalipsy – jak choćby Ap 16,18 i następne), ale może trzeba skojarzyć ze soba te dwa fakty? Czy koniec świata nie jest przypadkiem przemianą struktury materii? Czy to nie jest tak, że materia w dotychczasowej postaci przestaje być nam potrzebna i jej miejsce zajmie nowa materia? (nowa, czyli dotychczasowa, ale z odmienioną strukturą?) Czy przypadkiem groza tych opisów katastroficznych nie przesłania nam przypadkiem tego, co najważniejsze, że to w ten sposób zrodzi się nowe życie?
Dziś Zaduszki. Może zamiast komentarzy do czytań dziś przypomnę kilka myśli już nie raz prezentowanych na tym blogu.
A więc po pierwsze tę, że to my sami będziemy wydawać nad sobą sąd. Jesteśmy obciążeni grzechem pierworodnym, tj. podobnie jak pierwsi rodzice, również my SAMI orzekamy, to jest dobre, a to złe, a przez to ciągle możemy błądzić. W chwili sądu będziemy od tego wolni – zobaczymy siebie w prawdzie. Większość z nas wybierze wówczas Boga (Boga nie wybiorą tylko ci, których serca tu na ziemi tak skamienieją, że nawet stając przed Obliczem Pana, nie będą chcieli Go wybrać), ale jednocześnie większość z nas dostrzeże, jak wiele nam jeszcze brakuje do tego, byśmy mogli się z Nim zjednoczyć.
Na tę okoliczność przywołuję obrazek ognia, który trawi jakiś materiał; jeśli w tym materiale jest jakaś niejednorodność, to wokół tej niejednorodności pojawiają się największe płomienie i w tym miejscu materiał się przepala. Dokładnie tak samo byłoby z nami, gdybyśmy nieodpowiednio przygotowani weszli w tę samą relację z Bogiem-Ojcem, w jakiej teraz jest Jezus Chrystus – ten ogień miłości, jaki między nimi jest, całkowicie by nas strawił.
Tylko nieliczni na tyle nauczyli się kochać jeszcze tu na ziemi, że od razu po śmierci mogą wejść taką właśnie relację; w KK nazywamy ich świętymi. Większość z nas będzie potrzebowała czasu na to, by doskonalić zdolność kochania. Ten okres nazywamy czyśćcem. Jaka będzie różnica między nami teraz, a nami w czyśćcu? – teraz możemy błądzić (bo grzech pierworodny oddziela nas od Boga), a w czyśćcu będziemy już przed Obliczem Pana – tam rozeznanie będzie jasne (dla protestantów to już niebo, bo jednak będziemy już przed Obliczem Pana – nie kłóćmy się o słowa).