Przypatrzcie się bracia…

26 Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. 27 Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; 28 i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co jest, unicestwić, 29 tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga.
30 Przez Niego bowiem jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem, 31 aby, jak to jest napisane, w Panu się chlubił ten, kto się chlubi. (1Kor 1)
 
Na tę niedzielę przypada jedno z najważniejszych czytań – 8 błogosławieństw. Jednak na dzisiejszą notkę wybrałem list św. Pawła (gdzie tam w jednej notce pisać o ośmiu błogosławieństwach).
 
Współczesny człowiek uważa, że wszystko sobie zawdzięcza – swojej mądrości, swojemu sprytowi, swojej władzy, swoim pieniądzom…
 
Do takich ludzi Jezus nie przychodził przed dwoma tysiącami lat – nie przyjdzie i dziś…
 
 

Uczynię was rybakami ludzi – epilog

Ten temat wbrew pozorom nie był aż tak kontrowersyjny, by mogła po nim rozgorzeć dyskusja – po każdej wypowiedzi było właściwie tek, że chciałem się pod nią podpisywać.
Barka uporządkowała fakty:
Tego dnia poszli natychmiast. Potem znowu wrócili do zajęć. Póżniej miał miejsce cudowny połów…od tego dnia, zostali już przy Jezusie, aż do czasu po Jego Zmartwychwstaniu, gdy ponownie wrócili do połowu ryb….
To bardzo ważne, bo tak jak dziś Pan przemawia do nas nade wszystko poprzez fakty naszego życia, tak też było w tych najważniejszych wydarzeniach w historii ludzkości.
Nela napisała przepiękne zdanie Rybak i tak żegna się jak na zawsze za każdym razem, gdy wsiada do barki, bo może nie wrócić, wskazujące na to, iż w sam zawód rybaka była wpisana gotowość do przyjęcia tego, co jest wolą Bożą (w zasadniczym wątku Nela opowiadała się za tym, że to natychmiast zbyt natychmiastowe nie było, ale tym zdaniem wskazała na bardzo istotny element, który innym uszedł ich uwadze).
Baranka z kolei inaczej niż Barka odeszła od odczytywania samych faktów, do nadawania im interpretacji; napisała:
Ja czytam owo „natychmiast” jako wolność wewnętrzną. Tak jak w fizyce – są „przewodniki”, w których są WOLNE elektrony i te ciała przewodzą prąd, a są i „izolatory”, które prądu nie przewodzą. W duchowej płaszczyźnie ja chcę być „przewodnikiem” Bożej Łaski, Bożego wezwania 🙂 – a do tego potrzeba wolności.
Zwracam uwagę, że te słowa Baranki odnoszą się do słowa natychmiast!
Moherek z kolei zwrócił uwagę na jedną, bardzo ważną rzecz:
Ale to się zdarzyło już po chrzcie Jezusa prawda? Jan jako uczeń Jana Chrzciciela musiał wiedzieć o tym, że Bóg Ojciec zaświadczył o Synu nad Jordanem. … Więc mogli pójść za Nim od razu.
Podobnie Basia:
Andrzej był uczniem Jana Chrzciciela i świadkiem chrztu Jezusa w Jordanie. „PROTOKLEROS”,czyli ten pierwszy, który wszedł do grona uczniów Chrystusa.  Pierwszy Powołany, ale zanim to nastąpiło został do tego PRZYGOTOWANY. To Andrzej opowiadał bratu Szymonowi o Mistrzu.
Co prawda nieco dalej pisze Jednak bywa w życiu  tak, jak mówi przysłowie, że „co nagle to po diable”., ale od razu dodaje Aby odpowiedzieć na powołanie  „natychmiast” trzeba być na to przygotowanym.
Każdy powiedział coś ważnego, godnego zapamiętania.
A co ja powiem?
Dla mnie w tym powołaniu pierwszych uczniów kluczowe jest właśnie owo słówko natychmiast (i w żadnym wypadku nie można go rozmiękczać). Dlaczego to słówko jest kluczowe?
Zacznijmy może od prostego pytania, kiedy nie jesteśmy skłonni do owego natychmiast? Znacie to? -„Leszek, zrób to!” – „Tak, tak – zaraz…” i przez kolejne godziny nic nie zostaje zrobione. Tak się dzieje, kiedy ja mam najlepszy plan na swoje życie, a ktoś mi w realizacji tego mojego planu przeszkadza.
To słówko „natychmiast” jest więc kluczem, bo ono mówi, czy ja uznaję rzeczywiście (a nie tylko deklaratywnie), iż to Bóg ma dla mnie najlepszy plan. Do tego, bym powiedział swoje FIAT (jak kiedyś Maryja), muszę być odpowiednio przygotowany (nie mówiąc już o tym, że muszę rozpoznać w tych wydarzeniach Boga); a więc to wszystko, co pisaliście i o chrzcie Jezusa w Jordanie, i o tym, że Andrzej opowiedział to bratu (a zapewne i innym), jest szalenie ważne. Ważne jest też to, co pisała Baranka, że tylko wewnętrzna wolność pozwala człowiekowi podejmować tak radykalne decyzje – człowiek zniewolony (niezalażnie od tego, na czym polega to jego zniewolenie), do takich decyzji nie jest zdolny.
Ważne jest też to, co uporządkowała Barka – pierwsi uczniowie rzeczywiście poszli natychamiast, nie stawiali swoich planów, ponad Boże plany, zostawili wszystko na pierwsze wezwanie Pana; jednak Pan dał im później czas na to, by dokończyli wszystko, co pozaczynali. Oni na to nie liczyli – poszli na pierwsze wezwanie, w pełni zaufali Panu, uwierzyli, że to Jezus ma dla nich najlepszy plan; ale Jezus pozwolił im na wypełnienie tych ich małych planów.

Uczynię was rybakami ludzi

   18 Gdy [Jezus] przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. 19 I rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi». 20 Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.
21 A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci: Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. 22 A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim. (Mt 4)
 
Pytanie, jakie dziś bym zadał jest takie:
Jak sądzicie, czy rzeczywiście ci pierwsi powołani apostołowie tak natychmiast zostawiali  wszystko – ojca, niech sam naprawia te sieci, jak to było w przypadku Jakuba i Jana, czy też rodziny bez jedzenia, jak to było w przypadku Piotra i Andrzeja (bracia zapewne łowili ryby na sprzedaż, ale przecież także by ich rodziny miały co jeść)?
A może to tylko takie przerysowanie typowe dla ludów semickich?
 

Ten, nad którym ujrzysz – epilog

Tak mi się wydawało, że przy dobrze znanej ewangelii zamiast przedstawiać jej treść (czy ściślej moje rozumienie tej treści), lepiej będzie, jeśli postawię parę pytań. Dopiero po zadaniu prostych pytań widać, że owszem osłuchaliśmy się z jej treścią, ale jednak nie wszystko jest tak zrozumiałe, jak na pierwszy rzut oka się wydaje.
Niestety okazało się, że tylko Basia chciała się w ten sposób bawić w dochodzenie do pełnego zrozumienia tekstu. Mało – kilka osób, które zaglądały (niektóre bardzo intensywnie – a odróżniam, czy ktoś zaglądał do notki moherkowej, czy do tej janowej) w ogóle się nie odezwały i to mimo, iż normalnie pozostawiają swój głos.
Wygląda więc na to, że nie był to najszczęśliwszy pomysł. Ale może do tego trzeba się po prostu przyzwyczaić?
Bardzo bym więc prosił, byście się w tej sprawie wypowiedzieli.
* * *
Jeśli chodzi o moje rozumienie spraw, to jestem przekonany (ale oczywiście bez żadnych dowodów), że ten znak, który zobaczył Jan, mógł zobaczyć każdy. Innymi słowy, że takie znaki, jak ten nad Jordanem, to nie jest coś, co jest tylko rodzajem jakiegoś złudzenia (wizji) wybiórczo zaadresowanego do konkretnych osób, lecz czymś, co obiektywnie się działo (w odróżnieniu od tzw. widzeń prywatnych), a co było odczuwane (bądź nie) przez konkretne osoby w zależności od indywidualnej gotowości do przyjęcia takich znaków.
Zwracam na to uwagę, bo to jest problem, który może dotyczyć bezpośrednio nas przy powtórnym przyjściu Chrystusa (pamiętacie o zapowiedziach fałszywych proroków – musimy umieć odróżniać).
To wspaniale, że Nela zdecydowała się opublikować swoje świadectwo – jak będziecie odczuwali coś takiego, jak Nela, to możecie być pewni, że to właśnie On. Po pierwsze On przychodzi niespodziewanie (jeśli mamy jakieś wyobrażenia dotyczące Jego przyjścia, to gdy te wyobrażenia zaczną się spełniać, możecie być pewni, że spotkaliście swoje własne myśli; gdy jednak dzieje się coś niepodziewanie, to jest olbrzymia szansa, że to właśnie On. Po drugie ważna jest w tym nieokreśloność – jednocześnie się wie i jednocześnie nie potrafi się tego jednoznacznie opisać. Próby opisu okazują się nieporadne. Ja również nie potrafię tego opisać – mogę tylko mówić o skojarzeniach, jakie mam z modlitwą (czuję to, co czuję, gdy ktoś się modli w mojej intencji) i jakie mam z miłością zanoszoną wprost przed Pana.
Komu może się objawić Duch Święty? Kto rozpozna Jego przyjście? – A z drugiej strony co sprawia, że stajemy się zamknięci?
Tu Basia przypominała to słynne „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.” Oczywiście to zdanie nie jest w żadnym wypadku pochwałą głupoty – to w ogóle nie o to chodzi. Rzeczywisty problem polega na tym, że człowiek (a facet w szczególności – stąd wyraźna dysproporcja między kobietami, a mężczyznami w kościele – mężczyzn jest zdecydowanie mniej, niż by to wynikało ze statystyki) ma tendencję do tego, by nad wszystkim sprawować kontrolę rozumu.
Jan usłyszał coś, czego nie był w stanie sobie wyobrazić, ale nie poddawał tego kontroli rozumu – po prostu przyjął, że tak będzie i już! A potem czekał, aż tak będzie. A gdy to przyszło, opowiadał o tym tak, jakby od pierwszego dnia jego życia każdego dnia doznawał czegoś podobnego.
Skoro Bóg coś zapowiedział, to dla Jana było jasne, że tak będzie. Kiedy będzie? – tego Bóg nie mówił, jednak było oczywiste, że na to trzeba zaczekać. I było jasne, że gdy to zacznie się spełniać, to Bóg już zadba o to, by on Jan wiedział, że to akurat jest ten właśnie moment.
Oczywiście do takiej gotowości konieczna jest pokora – to nie ja mam najlepszy plan na swoje życie, jak wielu z nas sądzi, lecz Bóg ma taki plan. Po ludzku ten plan może nawet wyglądać zupełnie do kitu – ale to Jego plan jest najlepszy, a nie mój.
Jan już miał ustabilizowane życie – chodził sobie w tych śmierdzących skórach, sympatii nie budził (taki anty-idol), a jednak to do niego przychodziły tłumy. Jego życie miało głęboki sens. I on to czuł, on to wiedział.
Aż nad Jordan przyszedł Jezus – już następnego dnia odeszli od niego dwaj ulubieni uczniowie. Po ludzku klęska, niepowodzenie. A jednak Jan czekał na tę chwilę i cieszył się z niej, gdy przyszła.
I tego wszystkiego i wam życzę.

Ten, nad którym ujrzysz

29 Nazajutrz zobaczył Jezusa, nadchodzącego ku niemu, i rzekł: «Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. 30 To jest Ten, o którym powiedziałem: Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie. 31 Ja Go przedtem nie znałem, ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi». 32 Jan dał takie świadectwo: «Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim. 33 Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: „Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym”. 34 Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym». (J 1) 
Pierwotnie w Kościele było tylko jedno święto, które obchodzono 6 stycznia – w jednym dniu obchodzono i narodziny Jezusa i Jego Objawienie, i Jego chrzest w Jordanie. Dopiero później Kościół doszedł do tego, że waga każdego z tych wydarzeń jest taka, iż każdemu powinno być poświęcone odrębne święto. Ale zwróćmy uwagę, że ten chrzest jest na tyle ważny, że wykroczył nawet poza święto Chrztu Pańskiego.
Tym razem nade wszystko jest opisany proces dochodzenia Jana do odczytania swojej roli.
Zwróćcie uwagę na słowa, jakie otrzymał Jan:
Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym.
Niech teraz każdy spróbuje sobie wyobrazić, że to on dostał takie słowa. Czy Jan mógł w ogóle rozumieć słowa jest Tym, który chrzci Duchem Świętym. Co to w ogóle ma znaczyć  chrzcić Duchem Świętym?
A jak rozpoznać to, że nad kimś ujrzy się Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim? Przywykliśmy do tych słów Ewangelii i dziś potrafimy nadać im jakieś konkretne znaczenie, ale czy Jan mógł je rozumieć?
A jednak przyjął je i wypełnił, gdy nadeszła pora dla tych słów. Czy potraficie zrozumieć, jak to się stało?

Moherku, kochany…

Być może was zdziwię, ale przez kilka godzin pisałem odpowiedź Moherkowi i nagle wszystko straciłem tak, że uznałem, iż to znak, by odpowiedzią była pełna notka.

Zacznę może od tego, że przedstawię wam Moherka, bo widzę wyraźnie, iż nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, kto tu przychodzi.
Otóż wszyscy znają blog ks. Tomasza, jednak nie wszyscy są świadomi, iż na pozycję tego bloga wielki wpływ miał Moherek, który do spółki z hm przez wiele lat de facto moderował ten blog. Blog, to nie tylko notki – te są najważniejsze, ale one jeszcze niczego nie gwarantują. Znam blogi, na których notki są znacznie ciekawsze, znacznie mądrzejsze i które znacznie głębiej wnikają w naukę Chrystusa, niż to się dzieje na blogu ks. Tomasza, a jednak to nie tam przybywają tłumy czytelników pragnących poznać Boga.
Blog żyje tylko razem z czytelnikami – gdy ich nie ma, blog zamiera.
To właśnie dzięki mrówczej pracy hm i Moherka ci, którzy trafiali na ten blog, zostawali na nim dłużej. Ks. Tomasz nie byłby w stanie odpowiadać na wszystkie komentarze – czyniły to właśnie one dwie. Każdy, kto tam przyszedł, czuł się wysłuchany, jego problemy, jego pytania nie pozostawały bez odpowiedzi! Tylko dzięki nim ten blog żył i przyciągał co raz większe grono ludzi. Blog ks. Tomasza stawał się takim miejscem, do którego ludzie chcieli przychodzić.
Gdy wypaliłem ks. Adamowi, że Moherek ma po stokroć większe zasługi dla blogu ks. Tomasza, niż on, w niczym nie przesadziłem – dokładnie tak jest!
No i teraz po tylu latach Moherek z wielkim bólem zranionej osoby odchodzi z tego bloga, a nikt – dokładnie NIKT, tego nie zauważa!
Nie zauważa tego nawet ks. Tomasz!
Czy to można zrozumieć? Czy na to można nie reagować?
(to  dokładnie tak, jakby nigdy nie odznaczyć Anny Walentynowicz)
Gdy jednak się odezwałem – jak najbardziej poważnie myślę, że Duch Święty mnie tam przyprowadził – to ks. Adam już na mnie naskoczył: „Może w końcu przestaniesz mieszać i uszanujesz prośbę autora bloga? Znów zaczynasz wojnę? Czy po to tutaj wchodzisz?„, a po chwili dodał „I nie mieszaj tutaj Ducha Świętego, bo to, co akurat robisz nie ma nic z Nim wspólnego
Ja na prawdę w tych wypowiedziach nie widziałem w ks. Adamie kapłana!
Ale zostawmy to – to nie o mnie tu chodzi.
W tym co napisałem Moherkowi, przypomniałem historię sprzed przeszło trzech lat. Ks. Tomasz organizował spotkanie swoich czytelników i w tym kontekście odpowiedziałem pewnej dziewczynie:
A skąd wiesz, że nie przybędę? Ale masz rację – ja tu rzadko bywam, a do dużych imprez się nie nadaję. Żałuje tylko, że nigdy nie poznam hm i Moherka (ale zdaje się, że nawet gdybym przybył, to też bym nie poznał).
Okazało się, że moja odpowiedź była fatalna – od razu podpadłem i niestety brnąłem nadal:
No i widzisz, jak się nie nadaję na takie imprezy – nawet jak chciałem napisać coś miłego pod adresem hm i Moherka (dwóch osób, które bardzo wysoko sobie cenię, których akurat dzisiaj nie widzę, ale bez których tego bloga by nie było; to bardzo trudna, a jak widać niewdzięczna rola – dziś tę rolę pełni Nobody), to okazało się, że solidnie podpadłem.
Dalej już było tylko gorzej – „Chyba coś Ci się pokręciło.„, „może to zazdrość przez niego przemawia?”  Mało – od razu znalazł się człowiek, który dobrze pamiętał, iż „w którymś komentarzu psioczył na ks. Tomka, więc nie pała do niego zamiłowaniem.„, a ktoś inny zaczął mnie wypraszać z bloga.
Gdy stawiałem swoją diagnozę, nie pamiętałem tej historii, ale spójrzcie sami, jak ona potwierdza mój opis zjawisk zachodzących na blogu. ks. Tomasza. Przytoczyłem wszystkie moje wypowiedzi – widać wyraźnie, że we mnie nie było ani krztyny agresji, czy nawet choćby podirytowania – oficjalna teza ks. Adama, uznawana przez ks. Tomasza, że to przez mnie szatan tam przychodzi, kompletnie upada! Ani przeze mnie, ani przez Basię, ani przez Barkę, ani przez Barbarę… – ci wszyscy „obcy” tak tam znienawidzeni nie sprowadzają szatana!
Burza ucichła dopiero po interwencji Moherka. Ale co charakterystyczne, ks. Tomasz w tej sprawie w ogóle się nie odezwał i to mimo, iż ten, który pomawiał mnie o ataki na ks. Tomasza, zakończył to stwierdzeniem „Pewnie tylko ks. zna odpowiedź.” Milczenie księdza w tym przypadku mogło być odbierane, jako zachęta do podobnych zachowań w przyszłości.
Przez te lata sytuacja zmieniła się o tyle tylko, że już dziś Moherek nie był stanie nikogo uspokoić – te moderujące zachowania Moherka nie znajdowały nie tylko uznania w oczach gospodarza, ani choćby minimalnego wsparcia; mało skoro dziś oficjalna doktryna głosi, że „obcy” są prowadzeni przez szatana i przychodzą po to, by zniszczyć ostatnią ostoję wierzących, to te nawoływania Moherka stają się podejrzane, że one są też pod wpływem szatana.
Moherku, napisałaś „Ale to Nie Było Potrzebne.” – ja jednak uważam, nie tylko, że to było potrzebne – to było wręcz konieczne! To nie może być tak, że ktoś taki, jak Ty odchodzi zraniony z tego miejsca, które ukochał, a wokół tylko same niewiniątka.

Nad Jordanem

13 Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego. 14 Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: «To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?» 15 Jezus mu odpowiedział: «Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe». Wtedy Mu ustąpił. 16 A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego. 17 A głos z nieba mówił: «Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie». (Mt 3) 
 
Jezus nas wywyższa tak, jak Jana. Ale my, tak jak Jan powinniśmy wiedzieć, jak to śpiewał kiedyś Wojciech Młynarski, kiedy powinniśmy wstać i wyjść (Przedostatni walc). Uczniowie Jana przechodzili do Jezusa, bo Jan wiedział, że jego rola się kończy. 
Każdy dostaje swoją rolę, tak, jak dostał ją Jan. Ale i my powinniśmy tak jak Jan,  umieć rozstać się ze swoją rolą, gdy ona się wypełni…
 
 
 

Trzech Króli

Dziś chciałbym przypomnieć notkę sprzed czterech lat, bo właśnie w tym dniu chciałbym przypomnieć ks. prał. Zygmunta Malackiego: 

 

Zgodnie z zapowiedzią relacja z żywej szopki z kościoła św. Stanisława Kostki, dokąd wraz z córką przybyłem w Trzech Króli: 

Tu zobaczyłem co prawda tylko dwa króle, ale domyślałem się, że to nie o nie chodziło.

I rzeczywiście po chwili zauważyłem pierwszego króla, jak przybywa na osiołku:

 

Za nim następny:

 

Ale gdzie trzeci? – niepokoiłem się coraz bardziej.

Tu już anioły podążają:

a trzeciego króla nie widzę.

A nie – trzeci król już dawno przybył, już jest ze Świętą Rodziną, wszak to w jego parafii:

 Nawet dostąpił tego zaszczytu i Jezuska przez trochę potrzymał.

Po chwili jednak oddał z wyraźnym uczuciem ulgi:

(tylko św. Józef czegoś smutny).

Chóry anielskie śpiewały Dzieciątku:

Ale Święta Rodzina ostrzeżona przez Mędrców, zaczęła się szykować do drogi:

 Wzięła ze sobą jednego anioła dla ochrony:

 i wyruszyła do Egiptu. Tylko Jezusek popłakał się na koniec:

 bo żal było mu odjeżdżać, gdy tak pięknie śpiewały te chóry.

Jeśli ktoś chciałby pobrać sobie te zdjęcia (myślę tu nade wszystko o Świętej Rodzinie, o aniołach i Trzech Królach), to wszystkie, jakie zrobiłem, są pod adresem http://foto.onet.pl/cmyqd,drx6iiiz0iwi,6a92e?D=1

Dziś z samego rana (9 stycznia) dostałem maila od ks. Zygmunta Malackiego, którym chciałbym się pochwalić:

Bardzo serdecznie dziękuję. Wspaniałe. Serdecznie pozdrawiam. Niech Bóg darzy potrzebnymi łaskami.

Szczęść Boże

x. Zygmunt

Przyznam, że bardzo miło dostawać takie maile.