Jeszcze się nie okazało

(1) Zobaczcie, jak wielką miłością obdarzył nas Ojciec, aby­śmy zostali nazwani dziećmi Bożymi – i nimi jesteśmy! Świat nie zna nas, ponieważ nie poznał Jego. (2) Umiłowani, te­raz jesteśmy dziećmi Bożymi, a jeszcze się nie okazało, czym będziemy. Wiemy, że gdy się to okaże, będziemy do Niego po­dobni, gdyż ujrzymy Go takim, jakim jest. (3) Każdy, kto pokła­da w Nim tę nadzieję, staje się czysty, jak On jest czysty. (1J 3)

Jeszcze się nie okazało kim będziemy, bo nasze ciało (takie, jakie ono jest w tej chwili) nam to uniemożliwia. Będziemy do Niego po­dobni, gdyż ujrzymy Go takim, jakim jest – teraz nie widzimy Go, bo nasze zmysły nam na to nie pozwalają; po przeobrażeniu naszych ciał, ujrzymy Go, a gdy ujrzymy, rozpoznamy nasze podobieństwo do Niego, bo On nas stworzył na swój obraz i podobieństwo (por. Rodz 1,26).
Utrata tej pierwotnej jedności to jednak nie tylko sprawa ciała – równie istotne są konsekwencje grzechu pierworodnego. Gdy sami zaczęliśmy nazywać, co jest dobre, a co złe, utraciliśmy tę pierwotną jedność z Nim, która ułatwiała wybór właściwej drogi. Dziś jest nam trudniej, bo może nam się wydawać, że wybieramy dobro, gdy tymczasem wybieramy zło. Chyba, że zawsze pokładamy w Nim nadzieję, gdy przestajemy stanowić Tak ma być, lecz staramy się rozpoznawać Jego wolę. Kto tak postępuje, staje się czysty, jak On jest czysty.

Abym przejrzał

(46) Tak przyszli do Jerycha. Kiedy razem z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, siedział przy drodze niewidomy żebrak Bartymeusz, syn Tymeusza. (47) Słysząc, że Jezus z Nazaretu przechodzi, zaczął głośno krzyczeć: „Synu Dawida, Jezusie, zmiłuj się nade mną!”. (48) Wielu nakazywało mu, aby umilkł, lecz on jeszcze głośniej krzyczał: „Synu Dawida, zmiłuj się nade mną!”. (49) Wtedy Jezus zatrzymał się i rzekł: „Zawołajcie go!”. I przywołali niewidomego, mówiąc mu: „Odwagi, wstań, woła cię!”. (50) On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i szedł do Jezusa. (51) A Jezus zwrócił się do niego: „Co chcesz, abym ci uczynił?”. Niewidomy odpowiedział Mu: „Rabbuni, żebym przejrzał”. (52) Odrzekł Jezus: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. Zaraz przejrzał i szedł drogą” za Nim. (Mk 10)

Oj, abym i ja przejrzał! Od lat nadaję sens swemu życiu, przyjmując, że wypełniłem Jego wolę poprzez „Listy o miłości”… Jako mąż zostałem odtrącony, ale Bóg ze wszystkiego potrafi wyprowadzić dobro; dopuszcza do zła tylko wtedy, gdy z tego można wyprowadzić jeszcze większe dobro – no i takim spojrzeniem karmiłem się przez ćwierć wieku.
„Rabbuni, żebym przejrzał”.

… aby służyć

(35) Wtedy podeszli do Niego synowie Zebedeusza, Jakub i Jan, i powiedzieli: „Nauczycielu, chcemy, żebyś uczynił dla nas to, o co Cię poprosimy”. (36) On ich zapytał: „Co takiego chcecie, abym wam uczynił?”. (37) Odpowiedzieli Mu: „Mo­żemy”. Lecz Jezus im powiedział: „Kielich, który Ja mam pić, będziecie pić; i chrzest, którym Ja jestem chrzczony, wy też przyjmiecie”. (38) Jezus im powiedział: „Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być chrzczony?”. (40) Jednak nie do Mnie należy rozdawać miejsca po mojej prawej lub po lewej stronie, lecz dostaną je ci, dla których je przygotowano”. (41) Gdy to usłyszało dziesięciu, za­częli oburzać się na Jakuba i Jana. (42) A Jezus przywołał ich do siebie i powiedział: „Wiecie, że ci, którzy są uznawani za władców narodów, ciemiężą je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. (43) Nie tak powinno być wśród was. Ale kto by chciał stać się wielki między wami, niech będzie waszym słu­gą. (44) A kto by chciał być między wami pierwszy, niech będzie niewolnikiem wszystkich. (45) Bo Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i oddać swoje życie jako okup za wielu”. (Mk 10)

Mamy służyć, nie panować. Służyć, po prostu.
I dotyczy to każdego, kto chce nazywać siebie Jego uczniem.

Łatwiej wielbłądowi …

(17) Gdy wyruszał w drogę, przybiegł pewien człowiek i pada­jąc przed Nim na kolana, zapytał: „Nauczycielu dobry, co mam robić, aby osiągnąć życie wieczne?”. (18) Jezus mu od­rzekł: „Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko jeden Bóg. (19) Znasz przykazania: Nie popełniaj morder­stwa, nie cudzołóż, nie kradnij, nie składaj fałszywego zezna­nia, nie dokonuj grabieży, otaczaj szacunkiem swego ojca i mat­kę”. (20) On Mu odpowiedział: „Nauczycielu, przestrzegałem tego wszystkiego od młodości”. (21) Wtedy Jezus przyjrzał mu się, umiłował go i powiedział: „Jednego ci brakuje. Idź, sprze­daj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem wróć i chodź za Mną”. (22) Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony. Miał bowiem wiele po­siadłości. (23) Wtedy Jezus, rozglądając się wokoło, powiedział do swoich uczniów: „Jak trudno jest wejść do królestwa Bo­żego tym, którzy mają majątek”. (24) Uczniowie zdumieli się na te słowa, lecz On powtórzył: „Dzieci, jakże trudno jest wejść do królestwa Bożego! (25) Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego”. (26) Oni tym bardziej się zdumiewali i mówili między sobą: „Któż więc może się zbawić?”. (27) Jezus przyjrzał im się uważ­nie i powiedział: „Dla ludzi to niemożliwe, ale nie dla Boga, bo dla Boga wszystko jest możliwe”. (28) Wówczas Piotr powie­dział do Niego: „Oto my zostawiliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą”. (29) Jezus odpowiedział: „Zapewniam was: Każdy, kto opuścił dom, braci, siostry, matkę, ojca, dzieci albo pole ze względu na Mnie i ze względu na Ewangelię, (30) otrzyma sto­kroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól wśród prześladowań, a życie wieczne w przyszło­ści (Mk 10).

Myślę, że nikt nie ma najmniejszej wątpliwości, że istotą sprawy jest to, czy rzeczywiście Boga stawiamy na pierwszym miejscu i jesteśmy gotowi pójść tam, dokąd nas pośle, czy też są w nas jakieś przywiązania, które nas od Niego oddzielają. Na innym miejscu Jezus powiedział (25) Wtedy Jezus przemówił: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś to przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś tym, którzy są jak małe dzieci. (Mt 11; por. Łk 10,21), bo tu chodzi o postawę zaufania Bogu, że to On wie lepiej, jak ma wyglądać nasze życie, niż my sami – dzieci tak właśnie ufają swoim rodzicom i Bóg tego samego oczekuje od nas – zaufania. Bezgranicznego zaufania. Problem bogatego polega na tym, że zabezpieczenia dla siebie doszukuje się w swoim bogactwie, a nie w zaufaniu Bogu.

* * *
No dobrze, a co wtedy, gdy się Bogu zaufało, a tymczasem wszystko idzie, jakby po grudzie, że aż człowiek się zastanawia, czy to rzeczywiście Jemu zaufał? A może to nie Jemu służę?
Odpowiedź na to może być tylko jedna – ufać nadal. Bo tak jak dziecko stale ufa swoim rodzicom, tak mamy i my wobec Ojca, który jest w niebie. On nas wszystkich kocha i nie dopuści do tego, byśmy skrzywdzili kogokolwiek (w tym także siebie), jeśli nasze postępowanie wynika z zawierzenia Jemu. To zaufanie sprawia, że On rozkłada nad nami i nad wszystkimi, których to dotyczy, parasol ochronny.




Tego, co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela

(2) Wtedy przyszli do Niego faryzeusze i wystawiając Go na próbę, pytali, czy wolno mężowi rozwieść się z żoną. (3) On ich zapytał: „Co wam nakazał Mojżesz?”. (4) Oni odpowiedzieli: „Mojżesz pozwolił spisać dokument rozwodu i oddalić”. (5) Wtedy Jezus powie­dział im: „Napisał wam to przykazanie, dlatego że macie za­twardziałe serca. (6) Lecz od początku stworzenia Bóg stworzył ich mężczyzną i kobietą: (7) Z tego powodu mężczyzna opuści oj­ca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną. (8) I staną się dwoje jednym ciałem. I tak już nie są dwoje, ale jedno ciało. (9) Tego więc, co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela!”. (11) Powiedział im: „Je­śli ktoś porzuca żonę i żeni się z inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. (12) I jeśliby ona porzuciła swego męża i wyszła za innego, też cudzołoży”. (13) Przynoszono do Niego dzieci, aby je dotknął, ale ucznio­wie stanowczo tego zabraniali. (14) Kiedy Jezus to zobaczył, oburzył się i powiedział: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im, bo do takich jak one nale­ży królestwo Boże. (15) Zapewniam was: Kto nie przyjmuje kró­lestwa Bożego jak dziecko, nie wejdzie do niego”. (16) Potem brał je w objęcia i błogosławił, kładąc na nie ręce. (Mk 10)

Po czterech latach małżeństwa żona spytała mnie, czy gdybyśmy się rozwiedli (nie mieliśmy wtedy jeszcze dzieci), to czy mógłbym się powtórnie ożenić? Odpowiedź, że nie, wystarczyła, by do tematu nie wracać.
Zawsze przypominam to zdarzenie, by pokazać klasę mojej żony – kochała wtedy kogo innego, ja jej we wszystkim przeszkadzałem, we mnie nie widziała niczego dobrego i za nic mnie nie ceniła (czasami przybierało to nawet formy groteskowe – hydraulikom nie chciało się przyciąć dobrze rury i piecyk gazowy zawiesili odchylony od pionu o kilka centymetrów, co od razu było widać po glazurze, ale żonie wmówili, że to ja tak krzywo położyłem glazurę i żona uwierzyła – wystarczyłoby przywiesić jakikolwiek ciężarek na nitce, by zobaczyć, kto źle zrobił, ale że mnie nie ceniła, to momentalnie w to uwierzyła) – a jednak postanowiła mnie nie opuszczać właśnie ze względu na przysięgę małżeńską. Niewątpliwie sama byłaby szczęśliwsza, gdyby odeszła (bo gdzie tam ja do tego, którego kochała), ale jednak nie odeszła.
Dzisiejszy świat tego nie rozumie, ale właśnie o tym mówi to czytanie.